In English
Wyniki wyszukiwania dla frazy „muzyczna”

Joanna Dudkowska, basistka grupy Dr Blues & SOUL RE VISION, odpowiada

opublikowano w dziale Polska

Niedługo po premierze pierwszej płyty formacji Dr Blues & SOUL RE VISION, albumu „In The Midnight Hour…”, z basistką zespołu, Joanną Dudkowską, porozmawialiśmy o miłości do basu, emocjach towarzyszących wyjściu na scenę i różnicach w pracy z żeńskim i męskim składem:

Blues.pl: Jak zaczęła się Twoja przygoda z grupą Dr Blues & SOUL RE VISION?

Joanna Dudkowska: Koncertowałam z grupą Blues and Funky Fun w poznańskim klubie Charyzma, gdzie co tydzień odbywały się koncerty bluesowe. Przychodził tam również Krzysztof Rybarczyk, czyli Dr Blues, któremu spodobała się moja gra i charyzma sceniczna. Gdy pojechałam na pierwszą próbę, zobaczyłam jego zaangażowanie i spontaniczność. Stwierdziłam, że chcę z nim współpracować. Poza tym w tym zespole widziałam ogromy potencjał i możliwość spotykania się z muzykami z najwyższej półki. Zespół działa dopiero rok, ale dzięki Krzysztofowi działamy bardzo intensywnie, przygotowujemy zróżnicowany repertuar zwykle sięgając po trochę już zapomniane wspaniałe utwory z czasów złotej ery soulu, wiele występujemy, wydaliśmy już pierwszą naszą płytę. Zespół staje się coraz bardziej znany i lubiany w środowisku.

Blues.pl: Sądząc po solówkach w „When Love Comes To Town”, czy "In The Midnight Hour" dobrze się bawisz grając rhythm’n’bluesa i soul. Co Ciebie pociąga w tej dość klasycznej już obecnie muzyce?

JD: Ta stylistyka daje możliwość swobodnego muzycznego wypowiedzenia się. Cieszę się, że oprócz tworzenia sekcji rytmicznej mam możliwość grania solówek, pokazania się też trochę z innej strony. A poza tym są to gatunki bardzo radosne, dające i muzykom i odbiorcom wiele pozytywnych przeżyć. Po każdym koncercie z Dr Blues & SOUL RE VISION czuję wiele pozytywnych emocji i mnóstwo energii. Myślę, że jest to zasługa nie tylko słuchaczy i muzyków, ale także samej stylistyki.

Blues.pl: W ciągu ostatnich dwóch lat brałaś udział w nagraniu albumów z bluesem, muzyką soul i jazz-rockiem. W Lejdis bez Gentlemen grasz pop-rockowe covery – to szeroki wachlarz muzycznych zainteresowań. Które wcielenie najbardziej Tobie odpowiada?

JD: Dzięki moim różnorodnym zainteresowaniom muzycznym mogę grać z wieloma muzykami różne gatunki muzyczne. Obecnie gram w czterech zespołach. Z moją autorską grupą Nawiasemówiąc związana jestem od początków moich zainteresowań gitarą basową. Od ponad roku gram z Dr Blues & SOUL RE VISION oraz Jaromi zez Ekom czyli z Jarosławem „Jaromim” Drażewskim. Od marca współpracuję z warszawskim zespołem Lejdis bez Gentlemen. Muzyka to moja pasja. Cieszę się, że mogę spełniać swoje marzenia koncertując i współpracując z tak różnymi osobowościami muzycznymi. Świetnie odnajduję się w różnych stylach muzycznych i na pewno jest to bardzo rozwijające. Jest jeszcze mnóstwo rzeczy, które chciałabym grać i wiele osób z którymi chciałabym współpracować. Myślę, że zawsze będę poszukiwać. Bardzo ważne jest bycie wszechstronnym. To daje ogromne spektrum rozwijania umiejętności. Jeżeli byłabym wierna jednej stylistyce czułabym się niespełniona. Moje zespoły to akceptują. Uważam, że jest to indywidualny wybór każdego muzyka.

Blues.pl: Lejdis bez Gentlemen to skład całkowicie kobiecy. W Dr Blues & SOUL RE VISION grasz z samymi mężczyznami – jakie są różnice, podobieństwa?

JD: Współpraca z samymi kobietami to nowe doświadczenie w moim życiu muzycznym. Jednak chciałabym podkreślić, że nie jesteśmy same, ponieważ manager jest mężczyzną. Na pewno współpraca z kobietami jest bardziej emocjonalna, więcej czasu również zajmuje nam przygotowanie się do koncertu od strony wizualnej. Jednak tak naprawdę o relacjach w zespole decyduje charakter człowieka, a nie płeć. Najważniejszy jest wspólny cel i zaangażowanie członków zespołu.

Blues.pl: Skąd miłość akurat do basu? Co Ciebie fascynuje w tym instrumencie?

JD: Kończyłam właśnie szkołę muzyczną w klasie gitary klasycznej, kiedy kolega zaproponował mi wspólne granie. Na początku zastanawiałam się, czy wybrać gitarę elektryczną czy gitarę basową. W czasie koncertów wnikliwie obserwowałam basistów i gitarzystów. Co ostatecznie zadecydowało o moim wyborze? Na pewno fakt, że w Kościanie w zespole Kabat grał charyzmatyczny i bardzo przebojowy basista Marcin Ruszkiewicz, mój późniejszy nauczyciel. Myślę, że to mnie zainspirowało. Jego żywiołowość, energia i oczywiście brzmienie. Grał wtedy na Spectorze. Zaczęłam słuchać solowych płyt basistów. I już nie było odwrotu…

Blues.pl: Jakich masz muzycznych idoli, kogo słuchasz, kogo cenisz?

JD: Jest wielu basistów, których uwielbiam, ale najbliższy mojemu sercu jest Richard Bona. Miałam okazję słuchać go kilka razy na koncertach. Niesamowity, magiczny basista, kompozytor i wokalista. Uwielbiam również Carlesa Benaventa, który jest związany między innymi z muzyką flamenco. O muzyce flamenco napisałam pracę magisterską. Niedawno, na moje urodziny otrzymałam jego najnowszą płytę „Un, Dos, Tres…” Polecam! W Polsce także mamy niesamowitych basistów. Moimi ulubionymi są między innymi Piotr Żaczek, czy Robert Kubiszyn.

Blues.pl: Jakiej używasz gitary, wzmacniacza? Czy interesują Cię kwestie techniczne, elektroniczne związane z grą na instrumencie?

JD: Obecnie gram na wzmacniaczu Combo basowe Markbass MINI CMD . Lekki świetnie brzmiący piecyk, który pozwala mi podróżować pociągiem. Posiadam również kolumnę EBS ProLine 410 i głowę SWR 350X. Gitarka to Spector Rebop 5, posiadam również pięciostrunowego GMR przerobionego na fretlessa. Na sprawach technicznych niestety kompletnie się nie znam.

Blues.pl: Dr Blues & SOUL RE VISION działa dopiero rok, a grupa została już zauważona, zbiera bardzo pozytywne opinie. Które wydarzenia z życia zespołu najbardziej zapadły Tobie w pamięć, które momenty były dla Ciebie najważniejsze?

JD: Każdy koncert na swój sposób był magiczny i wartościowy. Uwielbiam grać koncerty klubowe, lubię tę bliskość ze słuchaczami. Systematyczne koncerty w poznańskich klubach: Lizard czy Crime Story mają bardzo rodzinną i pozytywną atmosferę. Natomiast duże festiwalowe występy dają zupełnie inną energię. Myślę, że udział w głównym koncercie festiwalu Rawa Blues 2012 na scenie katowickiego Spodka był bardzo ważny dla całego zespołu. Emocje były ogromne i przyznam, że pomimo mojego doświadczenia scenicznego trochę się denerwowałam. Widownia była przemiła i reagująca w bardzo żywiołowy sposób. Wchodząc na scenę czuło się ducha bluesa, soulu, ducha żywej muzyki, niesamowicie pozytywne wibracje.

Fot. www.soulrevision.pl

Źródło: Blues.pl

Muzyczni podróżnicy, czyli Moreland & Arbuckle

opublikowano w dziale Polska

Niecały miesiąc temu kolejną polską trasę koncertową zakończyła amerykańska formacja Moreland & Arbuckle (fot. Paul Natkin, Michael Wilson) – specjaliści od surowego, bluesowego brzmienia podlanego porcją rockowej ekspresji. Na kilka miesięcy przed ich kolejną polską ekspedycją, o muzycznych podróżach grupy, sympatii do muzyki country i zespołu Queen, a także o ewolucji własnego brzmienia przeczytacie w zapisie rozmowy, jaką po jednym z koncertów, w ramach imprezy przedfestiwalowej Studenckiego Festiwalu Muzyki Bluesowej „Bluesroads” w Krakowie, specjalnie dla Blues.pl, przeprowadziły z zespołem Diana Głogowska i Asia Kołak:

Bluesroads Festival: To nie jest Wasz pierwszy koncert w Krakowie – graliście już u nas przed rokiem, czyż nie?

Moreland & Arbuckle: Tak i mieliśmy z tego dużo frajdy, zresztą tym razem także. Bardzo się ucieszyliśmy na wieść o kolejnym koncercie w tym mieście. Dobrze nas tu przyjmują.

BF: Jutro z kolei (27 kwietnia – przypis red.) gracie w górach, w Mszanie Dolnej.

M&A: To w górach?

BF: Tak, piękne miejsce.

M&A: To świetnie, tym bardziej, że pogoda sprzyja zwiedzaniu.

BF: Skoro już o tym mowa, mówi się, że Wasza muzyka to podróż przez najważniejsze miejsca na muzycznej mapie Ameryki – jest wśród nich Louisiana, Chicago… Czy nazwalibyście się muzycznymi podróżnikami?

M&A: Przed laty było dla nas ważne, żeby odwiedzić pewne rejony Stanów i miejsca istotne dla bluesa czy amerykańskiej muzyki w ogóle. Żeby lepiej zrozumieć o czym ta muzyka nam opowiada. Czy będziemy to interpretować dosłownie, czy trochę poetycko to już indywidualna sprawa odbiorcy, ale myślę, że tak, że można nas nazwać muzycznymi podróżnikami. Na pewno dużo jeździliśmy i jeździmy żeby grać naszą muzykę.

BF: Więc tego się trzymajmy, podróży dosłownej i tej nieco literackiej.

M&A: Chyba nie zliczę kilometrów, które przejechaliśmy po Stanach w ciągu ostatnich dwóch lat…

BF: Tak po prostu pakujecie bagaże, wskakujecie do jednego auta i ruszacie w trasę? Fantastycznie. Powiedzcie nam proszę… Na początku Waszej muzycznej drogi, kiedy zaczęliście wspólne koncertowanie, muzyka którą gracie nie była szczególnie popularna w Waszym rodzinnym Kansas. Czy po latach to się zmieniło?

M&A: Kiedy zaczynaliśmy grać byliśmy chyba jedynymi młodymi chłopakami grającymi w naszym regionie surowego bluesa z Mississippi… no może poza nami była jeszcze jedna osoba. Takie granie nie było wtedy szczególnie popularne, ale chyba rzeczywiście, po latach trochę się to zmieniło. Dziś na nasze koncerty na własnym terenie przychodzą ludzie, którzy dziesięć lat temu nie pomyśleliby nawet żeby posłuchać takiej muzyki, więc świadomość takiego brzmienia z pewnością się poprawiła.

BF: Nie było strachu kiedy zaczęliście u siebie grać takiego bluesa, niepokoju, że nie traficie do publiczności?

M&A: Nie, po prostu graliśmy muzykę, którą chcieliśmy grać, nie bacząc na nic. To była moja muzyka.

BF: A jak się Wam zaczynało grać wspólnie, łatwo było się dogadać?

M&A: Bardzo i tak jest do dziś, może dlatego nadal ciągniemy ten wózek. Od początku układa się między nami…

BF: Trzymając się tematyki podróżniczej, nie możemy nie zapytać o Waszą wyprawę do Iraku. Skąd pomysł na taką destynację?

M&A: Poproszono nas o wzięcie udziału w tej trasie, to nie był nasz pomysł. Całość wymyślił promotor, który składał tamten wyjazd. My mieliśmy tylko szczęście się na niego załapać.

BF: Wahaliście się?

M&A: I to jak. Mówiąc szczerze trochę się biliśmy z myślami – w końcu mieliśmy znaleźć się w strefie wojny, w miejscu w którym ludzie – mówiąc delikatnie – nie przepadają za Amerykanami. Właściwie to chcą ich zabić… Ale pomijając strach było to niesamowite przeżycie i koniec końców jesteśmy szczęśliwi, że udało się nam je przeżyć – jakkolwiek by to nie brzmiało.

BF: Jak na Wasze granie reagowali żołnierze?

M&A: Reakcje były bardzo pozytywne. Nie wszystkie z tamtych irackich koncertów miały zabójczą frekwencję, głównie dlatego, że kiedy graliśmy część żołnierzy nie miała już siły na nic innego poza snem, ale słyszeliśmy wiele komplementów. Głównie w stylu: „na te kilka godzin pomogliście mi zapomnieć o tym miejscu”. Kiedy się gra dla tak specyficznej publiczności, w tak niecodziennym miejscu, trudno wyobrazić sobie lepszy komplement.

BF: O tym, że graliście już w Polsce wiemy. Czy w czasie tych podróży trafiliście na młodych, obiecujących wykonawców czy zespoły, których muzyka wpadła Wam w ucho?

M&A: Boogie Boys! Ale oprócz muzyków zwróciliśmy uwagę na fanów bluesa, szczególnie tych młodszych, którzy na muzykę reagują dużo lepiej niż ich amerykańscy koledzy.

BF: W Waszej muzyce słychać sporo elementów – jest tam rock, blues, trochę country. Wasz stosunek do tego ostatniego składnika najbardziej nas interesuje.

M&A: Dla nas country to Hank Williams, Johnny Cash… W Stanach, co często się podkreśla, za najważniejszy składnik country uważa się muzykę bluegrass. Dla mnie country to tak naprawdę korzenna muzyka białej Ameryki, podczas gdy blues to korzenna muzyka czarnej Ameryki – jeśli możemy się tak wyrazić. Dorastaliśmy słuchając country, to były popularne dźwięki.

BF: A czego słuchali Wasi rodzice, gdy byliście dziećmi?

M&A: Głównie klasycznego rockowego radia. The Who, Led Zeppelin, Rolling Stones, Deep Purple… U Was też mówi się na to klasyczny rock?

BF: Dokładnie.

M&A: Na tym sie wychowaliśmy, ale ciągle odkrywamy nową muzykę – nawet w obrębie klasycznego rocka. Niedawno na przykład odkryłem grupę Queen, nie wiedziałem, że byli tak dobrzy!

BF: Mówicie o odkrywaniu nowej muzyki, szukaniu nowych brzmień. Czy to znaczy, że muzyka Waszego zespołu może w przyszłości przejść gruntowne zmiany?

M&A: Myśle, że nasza muzyka ewoluuje, a to co gramy dziś mocno zmieniło się względem tego, co graliśmy na początku, tylko z gitarą i harmonijką w duchu akustycznego Delta bluesa. Ale co dla nas ważne to to, że nawet jeśli ewoluujemy i dodajemy nowe brzmienia, w centrum całości pozostaje muzyka, z którą zaczynaliśmy, to ona jest podstawą. Więc pewnie za pięć czy dziesięć lat także będziemy brzmieli nieco inaczej, ale mam nadzieję, że nasi fani znajdą w tym graniu to, co na samym początku sprawiło, że zaczęli nas słuchać.

BF: Jaki był najlepszy koncert, który zagraliście? Melomani często wspominają: „To był najlepszy koncert na jakim byłem!”. Czy muzycy mają podobnie?

M&A: Mogę powiedzieć o najlepszych koncertach jakie graliśmy w Europie. Jeden rok temu w Warszawie, drugi także rok temu gdzieś w Niemczech. Doskonale pamiętam tamte dwa, to były niesamowite wieczory.

BF: Jakieś muzyczne marzenia, coś co dotyczy Was jako zespołu?

M&A: Chyba wszyscy zgadzamy się z tym, że chcielibyśmy móc dobrze żyć z grania muzyki, którą kochamy. Raczej nie myślimy o sławie – to niesie za sobą cały pakiet nowych problemów, których nam nie potrzeba...

BF: Wielkie dzięki za ciekawą rozmowę!

M&A: Dziękujemy.

Źródło: Blues.pl

Niki Buzz przepytany

opublikowano w dziale Polska

Amerykanin Niki Buzz, który z zespołem Dr Blues & Soul Re Vision zarejestrował materiał na soulową płytę podwójnego albumu „Dr Blues – Triubte To Ol’Skool Masters” opowiedział Blues.pl o swoich muzycznych marzeniach, o przeszłości i planach na najbliższe miesiące:

Blues.pl: Jakie były Twoje muzyczne początki? Pewnie wcześnie zacząłeś grać na gitarze?

Niki Buzz:Nic podobnego. To może wydać się dziwne, bo obecnie najczęściej kojarzy się mnie z gitarą, ale naukę gry na tym instrumencie rozpocząłem dopiero w wieku 27 lat. Wcześniej całkowicie byłem oddany perkusji, na której zresztą gram do dziś. W Planet Studio w Nowym Jorku przez klika lat zajmowałem się programowaniem rytmów oraz byłem gitarzystą sesyjnym. Obecnie gram na prawie dwudziestu różnych instrumentach, ale gitara najbardziej mnie pochłonęła.

Blues.pl: Jakie miałeś plany, oczekiwania kiedy zaczynałeś grać? Czy je zrealizowałeś?

NB: Wszystkie moje muzyczne plany z młodości zrealizowałem już sto razy! Grałem w mojej karierze z największymi światowymi wykonawcami, obecnie koncertuję na całym globie średnio przez dwie trzecie każdego roku. Mam własne domowe studio i własny zespół, w którym spełniam się grając swoje kompozycje. Żyję z muzyki i żyję muzyką. Cóż więcej mi potrzeba?

Blues.pl: Album „Dr Blues – Tribute To Ol’Skool Masters”, w którego realizacji wziąłeś udział, zdobył właśnie najbardziej prestiżową nagrodę polskiej sceny bluesowej. Jak powstały te nagrania?

NB: To wszystko działo się bardzo szybko, a jednocześnie zupełnie dla mnie niespodziewanie. Umówiliśmy się z Dr Bluesem na kilka koncertów w Polsce w lipcu zeszłego roku, ale nie spodziewałem się, że planuje on także nagrania. Pomysł bardzo mi się spodobał, bo soul jest muzyką w której wyrastałem i chociaż obecnie w moich projektach stylistycznie jestem daleki od klasycznego soulu, bo najczęściej gram rocka, to piosenki mojej młodości ciągle we mnie tkwią. W latach sześćdziesiątych przez jakiś czas grałem w zespołach Jamesa Browna, czy Ike’a i Tiny Turner, którzy stali się później legendami. Wtedy powstawały utwory, które obecnie należą do klasyki tego gatunku. Bardzo bliski muzycznie jest mi Wilson Pickett, który okazał się także ulubionym wykonawcą soulowym Dr Bluesa. Wspólne zainteresowania muzyczne i podobne odczuwanie muzyki powoduje, że tak dobrze się rozumiemy. Nagrania do naszego albumu powstały w ciągu zaledwie kilku godzin w jego domu. Atmosfera była znakomita, a wszyscy mieliśmy dużo zabawy i radości przy ich realizacji.

Blues.pl: Wymieniłeś największe sławy czarnej muzyki. Z kim jeszcze współpracowałeś w czasie swojej muzycznej kariery?

NB: W latach 70tych i 80tych miałem możliwość gry z wieloma sławnymi wykonawcami. Z najciekawszych mogę wymienić Parliment Funkadelic, Ramones, Talking Heads, Patti Smith, Foreigner czy Whitney Houston. Z basistą Ozzy Osbourne’a – Donem Costą – stworzyłem grupę M-80. Tworzyłem także z Anitą Baker, Chaką Kahn czy The Village People. Ciekawym i ważnym dla mnie projektem była moja grupa Vendetta. Występowałem także z Curtisem Knightem – odkrywcą Jimi Hendriksa – między innymi w Polsce, dwadzieścia lat temu na festiwalu Rawa Blues. Okazało się, że na tym samym festiwalu grał także wtedy Dr Blues ze swoją grupą Wielka Łódź. Któż by pomyślał, że po dwudziestu latach los znów nas połączy i wspólnie dokonamy nagrań, które spotkają się z tak wielkim uznaniem fanów bluesa w Polsce i zdobędą zaszczytny tytuł Najlepszej Bluesowej Płyty roku 2013.

Blues.pl: A jakie jest teraz Twoje największe muzyczne marzenie?

NB: Mój świat w całości jest jednym wielkim snem i spełnianiem się marzeń. Kocham to, że każdy dzień przynosi mi niespodzianki i nowe przeżycia. Wszystko, co się dzieje wokoło najczęściej przerasta moje przewidywania. Choćby obecna współpraca z Dr Bluesem i tak wielkie uznanie polskich fanów dla albumu, który wspólnie nagraliśmy.

PD: Kiedy znów usłyszymy Ciebie w Polsce?

Blues.pl: Planujemy z Dr Bluesem wspólne koncerty na przełomie kwietnia i maja. Cieszę się, że znów będę mógł wystąpić przed polską publicznością, bo przyjęcie i atmosfera na koncertach w Polsce jest wyjątkowo gorąca, a Wasza reakcja na muzykę zawsze jest bardzo spontaniczna. Do zobaczenia!

Źródło: www.soulrevision.pl

Dr Blues przepytany

opublikowano w dziale Polska

Nakładem wytwórni Flower Records ukazała się niedawno pierwsza płyta formacji Dr Blues & SOUL RE VISION, album „In The Midnight Hour…”. Z liderem zespołu, Krzysztofem Rybarczykiem, porozmawialiśmy o gitarze Lucille, fascynacji soulem i realiach współczesnego rynku muzycznego:

Blues.pl: Spotkaliśmy się żeby porozmawiać o muzyce, ale zanim to, nie mogę nie zapytać o gitarę z okładki – czy to TA Lucille?

Dr Blues (Krzysztof Rybarczyk): To jest absolutnie TA Lucille z TEJ serii (śmiech). Spotkałem się z B.B. Kingiem w marcu 1996 roku. To spotkanie całkowicie zmieniło mnie muzycznie. Od tego momentu jestem przede wszystkim zafascynowany grą i śpiewem Króla Bluesa, nie umniejszając znaczenia i roli innych wykonawców. Wcześniej bardziej interesowałem się twórcami z kręgu bluesa chicagowskiego, co znajduje ciągle upust w typowo bluesowej kapeli Wielka Łódź, którą prowadzę z przyjaciółmi od prawie trzydziestu lat do dziś. A grupa Dr Blues & SOUL RE VISION powstała właśnie, między innymi, jako skutek mojej fascynacji brzmieniem, bogatszą harmonią utworów i cechami stylu zespołów B.B. Kinga oraz twórców soulowych.

Blues.pl: Czy nie ma sprzeczności w byciu liderem dwóch zespołów? Czy nie czujesz się rozdarty, podzielony?

Dr Blues: Czasami spotykam się ze stwierdzeniami, mówiąc w skrócie, że „trudno służyć dwóm panom”. Ale czy ja coś dzielę, rozrywam się? Jestem liderem dwóch zespołów, bo mam pomysł na dwie odmienne stylistyki. Nie chciałem modyfikować stylu i wizerunku Wielkiej Łodzi, a równocześnie chciałem zająć się wykonywaniem soulu, który także mnie fascynował od lat, to co miałem zrobić? Stworzyłem drugi zespół (śmiech)! Dla mniej świadomych, przypadkowych odbiorców różnica stylistyczna może jest niewielka, ale dla osłuchanych bluesfanów z pewnością wyrazista. Soul to gatunek bardzo bliski bluesowi, muzycznie zawiera wiele jego elementów. Ja nie jestem rozdarty, ja po prostu wykonuję muzykę, którą kocham. I w jednym i w drugim zespole.

Blues.pl: Fascynacje B.B. Kingiem nie tylko widać po instrumencie, ale też słychać na płycie. Muzyka Dr Blues & SOUL RE VISION zdaje się mieć mocno „B.B. Kingowe” brzmienie, zarówno jeśli chodzi o gitarę prowadzącą, jak i aranżacje muzyki, czy wykorzystanie sekcji dętej. Czy to zamierzony efekt?

Dr Blues: A czy może to być przypadkowe? Moje fascynacje jako słuchacza przenoszą się na stronę wykonawczą mojej muzyki. Choć nie nazwałbym też tego co robimy kopiowaniem Mistrza. Myślę, że to obrana przez nas stylistyka narzuca określone skojarzenia. Nie odkrywamy nowych lądów. W klasycznym soulu instrumenty dęte są wszechobecne i stanowią podstawę jego tradycyjnego brzmienia. Opracowując utwory nie mamy na celu uzyskania brzmienia zespołu B.B. Kinga, tylko obracamy się ciągle w tradycyjnej stylistyce soulowej i rhythm’n’bluesowej. Gdy gramy bez pełnej sekcji dętej, wtedy odległość brzmieniowa jest większa. Utwory grane przez B.B. Kinga mają charakterystyczną budowę, z jednej strony dość wzbogaconą jak na blues harmonię, a z drugiej bardzo bluesowy klimat, melodykę, tradycyjne aranżacje. Czasami zbliżamy się bardzo do tych wzorców. Ale w przygotowywanych obecnie utworach szukamy już większego zróżnicowania i korzystamy z innych przykładów brzmień ze złotego okresu soulu.

Blues.pl: O ile blues ma u nas grono wiernych mu wykonawców, o tyle klasyczny soul w Polsce nie istnieje. Skąd zainteresowanie muzyką Wilsona Picketta, Eddie’go Floyda, Bena E. Kinga czy Ray’a Charlesa?

Dr Blues: To dość dawne dzieje, acz późniejsze niż moje pierwotne zainteresowania klasycznym, czarnym bluesem. W latach 90-tych zacząłem stopniowo słuchać coraz więcej wykonawców z kręgu rhythm’n’bluesa, funku, soulu, a nawet współczesnego R’n’B. Słucham i cenię muzykę, która mnie porusza, w której echa i korzenie bluesowe są wyraźne. Muszę też przyznać, że nigdy nie fascynował mnie stylistycznie biały blues anglosaski czy rock. Soul posiada bogatszą harmonię, bardziej elastyczne formy utworów niż blues. To daje większe możliwości wykonawcze, zachowując równocześnie bluesowy klimat muzyki – to mnie w niej pociąga. Niezależnie od tego, utwory soulowe są powszechnie rozpoznawalne i lepiej kojarzone, choć niekoniecznie właśnie ze swoim soulowym rodowodem. Czasami bardziej znane są pewne wykonania disco czy pop, niż pierwowzory!

Gdy dwa lata temu wróciłem do czynnego, aktywnego życia muzycznego stwierdziłem, że warto spróbować pograć także taką muzykę, którą chciałem wykonywać już od dawna oprócz bluesa, równolegle z bluesem. Poznałem basistkę Asię Dudkowską, która już wcześniej poznała bluesowe klimaty i stwierdziliśmy, że byłoby interesujące stworzenie zespołu, który nie tylko będzie wykonywał tę arcyciekawą, choć praktycznie zapomnianą już muzykę, ale też będzie wyróżniał się ogólnym wizerunkiem i koncepcją muzyczną. Stylistycznie płyniemy być może trochę „pod prąd” – to prawda, ale to właśnie nas fascynuje. Znaleźliśmy z Asią wspólny język muzyczny, znakomicie się rozumiemy, uwielbiamy występować i bawić się na scenie razem z naszymi słuchaczami. Naszymi odbiorcami są fani bluesa, do nich przede wszystkim kierujemy naszą muzykę.

Blues.pl: Na płycie, poza stałym czteroosobowym składem, pojawiają się różni muzycy. Jak wygląda SOUL RE VISION na co dzień?

Dr Blues: Nie od dziś wiadomo, że zespół to przede wszystkim styl, pomysł, brzmienie, lider. Trzon naszej grupy tworzą cztery osoby: para na froncie, czyli Asia Dudkowska grająca na basie oraz ja – śpiewający, grający i prowadzący zespół oraz Janusz Musielak na gitarze i Tomek Boguś na perkusji. Bardzo zależy nam na jak najwyższym poziomie wykonawczym całości. Byłoby niemożliwe utrzymanie w dzisiejszych czasach zespołu w którym graliby dodatkowo znakomici muzycy na zasadach wyłączności z pełną dyspozycyjnością czasową, bo rynek muzyczny nie umożliwia obecnie takiego rozwiązania. Znają tę muzykę, uwielbiają ją tak jak my i nie ma żadnego problemu ze zmiennością składu. Dlatego współpracujemy z kilkoma fenomenalnymi muzykami, którzy grają z nami wymiennie w zależności od swojej dostępności. A dodatkowo jest to atrakcyjne dla naszych słuchaczy ponieważ praktycznie każdy koncert jest niepowtarzalny, gdyż gramy go w nieco innym składzie. To dodatkowo ubarwia muzykę Dr Blues & SOUL RE VISION i nasz wizerunek, bo zawsze jest pewną niespodzianką, którzy muzycy z nami wystąpią na konkretnej scenie.

Fot. www.soulrevision.pl

Źródło: Blues.pl

Orkiestrowo i bluesowo!

opublikowano w dziale Polska

Tegoroczny finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy doczekał się w Krakowie bluesowej odsłony powiązanej ze Studenckim Festiwalem Muzyki Bluesowej „Bluesroads”. 8 stycznia, na scenie Klubu Studenckiego „Żaczek” zaprezentowały się publiczności bluesowe zespoły. Opis tego, co działo się tamtego wieczora przysłała do Redakcji Blues.pl Magdalena Stawiarz:

Wszystko wskazywało na to, że zapowiada się naprawdę niezapomniany, pierwszy koncert Bluesowej Orkiestry Świątecznej Pomocy – dziesiątki plakatów porozwieszanych w całym Krakowie nie pozwalały przejść obok wydarzenia obojętnie, a codziennie docierające do nas informacje o zespołach i innych, czekających na słuchaczy atrakcjach, jedynie rozbudzały nasz apetyt na prawdziwą muzyczną ucztę. I, tak jak przewidywaliśmy, zgodnie z tradycją imprez towarzyszących festiwalowi Bluesroads, nie pomyliliśmy się – Bartosz Stawiarz, dzięki ogromnej pracy, zaangażowaniu i pomocy niezastąpionych wolontariuszy  ponownie stworzył imprezę, która, miejmy nadzieję, na stałe wpisze się w krajobraz muzycznych wydarzeń Krakowa.

Pośród zespołów, które zaprezentowały się 8 stycznia, mogliśmy odnaleźć zarówno zupełnie nowe, nieznane dotąd grupy, które dla wielu mogły okazać się sporym zaskoczeniem, jak i bliskie wiernym fanom bluesowych brzmień, które po raz kolejny utwierdziły nas w przekonaniu o ich ogromnym talencie i muzycznym kunszcie w najczystszej postaci.

Wydarzenie otworzył występ zespołu 8 i ¾ w składzie: pisząca te słowa (wokal), Bartosz Stawiarz (gitara) oraz Łukasz Pietrzak (harmonijka ustna). Nasz krótki koncert, w ramach debiutu na scenie Żaczka, został ciepło przyjęty przez krakowską publiczność, która z każdą minutą coraz tłumniej przybywała na imprezę towarzyszącą Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy.

Znany entuzjastom harmonijkowego brzmienia zespół Fabryka Zabawek wystąpił w nowym, upiększonym za sprawą Eli Łuszczakiewicz (wokal) w składzie. Jazzowo-bluesowe dźwięki, które zawdzięczać mogliśmy Marcinowi Dyjakowi (harmonijka ustna) oraz Damianowi Skórze (gitara) w połączeniu z  delikatnym wokalem dały niezwykłą mieszankę łagodności przyprawionej pikanterią solowych popisów instrumentalistów.

Debiuty niezwykle pozytywnie zaskoczyły publiczność, która, po tak obiecującym rozpoczęciu Bluesowej Orkiestry, wprost nie mogła doczekać się występów swoich muzycznych ulubieńców.

Koncert kolejnego zespołu, mającego największe doświadczenie ze wszystkich grup, których mieliśmy okazję wysłuchać tego wieczoru, wprowadził nas w zupełnie nowe rejony odczuwania i czerpania radości z muzyki.  Monkey Business, bo o nim właśnie mowa, dzięki charyzmatycznemu liderowi i gitarzyście Tadeuszowi Pocieszyńskiemu oraz Antoniemu Dębskiemu (bas) i Adamowi Grzelakowi (perkusja) przedstawili nam świetny spektakl muzycznej dojrzałości i profesjonalizmu. Nie obyło się bez bisów, które zespół z wielką radością zagrał dla publiczności zgromadzonej w Żaczku.

Znany z poprzedniej edycji Festiwalu Bluesroads Dominik Plebanek, swoim głosem bez wątpienia oczarował szczególnie żeńską część widowni, która wprost nie mogła oderwać wzroku od tego niezwykle utalentowanego muzyka. Bardzo trudną rzeczą jest jakakolwiek próba definicji tego artysty, który jednak bez wątpienia utwierdził wszystkich słuchaczy w przekonaniu, że szukając wartościowej muzyki wcale nie musimy wybiegać poza granice naszego kraju.

W atmosferze euforii na scenie pojawił się bliski fanom muzyki bluesowej zespół L’Orange Electrique, który rozgrzał krakowską publiczność do czerwoności. Dzięki porywającym dźwiękom gitary (Paweł Czajkowski) i basu (Mikołaj Spendel), a szczególnie niezwykłemu wokalowi Michele Cuscito, wprost zerwali publiczność z krzeseł, a u mniej odważnych, którzy pozostali na swoich miejscach wywołali szalony i niepowstrzymany taniec nóg, co w połączeniu z burzą oklasków świadczy o tym, jak bardzo przypadli publiczności do gustu.

Znany w środowisku bluesowym i wielokrotnie nagradzany duet Przytuła & Kruk miał ciężkie zadanie do wykonania – podczas tak wielu niezwykle udanych występów oczekiwania słuchaczy rosły z każdą minutą. Jednak Bartosz Przytuła i Tomasz Kruk sprostali im z niespotykaną, godną profesjonalistów, łatwością. Nadzwyczajna więź, którą na każdym koncercie buduje z publicznością Bartosz Przytuła oraz ponadprzeciętne umiejętności instrumentalisty, Tomasz Kruka, potwierdziły muzyczny kunszt duetu i tylko zaostrzyły apetyt widowni na ich kolejne koncerty.

Prawdziwą rewelacją wieczoru okazał się zespół Cheap Tobacco z jedną z najlepszych wokalistek w Krakowie (jeśli  nie w Polsce) na czele – Natalią Kwiatkowską. Bijąca od niej energia, siła głosu oraz ilość emocji, którą dzieli się poprzez swój śpiew z publicznością sprawiła, że koncert ten na długo pozostanie w pamięci słuchaczy. Nie należy jednak zapominać o muzykach tego młodego, krakowskiego zespołu.  Gitarzystą, który swoją grą po raz kolejny wprawił publiczność w prawdziwe osłupienie jest niezwykle utalentowany Robert Kapkowski. Mikołaj Spendel, którego publiczność zdążyła już poznać podczas koncertu L’Orange Electrique kolejnym popisem potwierdził swoje wspaniałe umiejętności, a często niewystarczająco doceniana podpora zespołów – perkusista, Adam Partyka – dodał wisienkę na torcie utkanym z niezapomnianych brzmień i sprawił, że całość zaprezentowała się doskonale.

Gwiazdą Bluesowej Orkiestry Świątecznej Pomocy, na której występ czekaliśmy z ogromną niecierpliwością był uwielbiany przez krakowską publiczność zespół Hard Times. Każdy ich koncert przepełniony jest prawdziwymi emocjami oraz radością i energią jaką czerpią ze wspólnego grania. Zgodnie z oczekiwaniami, po raz kolejny nie zawiedli tłumnie zgromadzonej publiczności i pokazali prawdziwą klasę, jaką udaje się osiągnąć tylko nielicznym. Łukasz Wiśniewski, Piotr Grząślewicz oraz Marcin Hilarowicz ponownie pomyślnie połączyli akustyczny blues z elementami muzyki flamenco i porwali publiczność do fascynującej krainy wolności, jaką daje ich muzyka.

Dodatkową atrakcją Bluesowej Orkiestry Świątecznej Pomocy był Fire Show (zorganizowane we współpracy ze Sztabem Orkiestry Przy Uniwersytecie Jagiellońskim), który odbył się przed klubem Żaczek, a podczas wszystkich występów wolontariusze Sztabu WOŚP przy Gazecie Krakowskiej zbierali pieniądze na zakup najnowocześniejszych urządzeń dla ratowania życia wcześniaków oraz pomp insulinowych dla kobiet ciężarnych z cukrzycą. W przerwach między występami odbyły się aukcje, podczas których publiczność miała możliwość licytować m.in. „Zbrodnię i karę” z dedykacją i autografem Andrzeja Seweryna czy lekcję gry na gitarze z Jarosławem Śmietaną.  Cały dochód z Bluesowej Orkiestry czyli 2.163,14 zł i 4 euro  został przekazany na rzecz XX Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Magdalena Stawiarz, fot. Tomasz Oleś

P.S. Więcej zdjęć z koncertu zobaczyć można w galerii na Facebooku.

Źródło: www.bluesroads.pl

Relacja z Bluesroads Festival w Krakowie

opublikowano w dziale Polska

Koniec maja zarysował na mapie polskich bluesowych festiwali nową imprezę, Bluesroads – I Studencki Festiwal Muzyki Bluesowej. Swoją obszerną relację z tego trzydniowego maratonu koncertowego przysłała nam Nina Sawicka:

„Organizujemy nasz festiwal, ponieważ chcemy propagować w Krakowie kulturę muzyki bluesowej, która tu wydaje się zapomniana” – tak grupa młodych ludzi z południa Polski argumentuje decyzję o stworzeniu Bluesroads – I Studenckiego Festiwalu Muzyki Bluesowej.

W piątek 21 maja impreza rozpoczęła się warsztatami gitarowymi prowadzonymi przez Jarosława Śmietanę i zajęciami wokalnymi pod okiem Bożeny Mazur, którą zaraz po warsztatach można było zobaczyć na scenie – z Los Agentos, bo to oni otwierali pierwszy festiwalowy koncert gwiazd. Z głośników popłynęły ciepłe dźwięki gitary Stanisława Greli, z którymi kontrastowało ostre i wysokie brzmienie harmonijki Roberta Lenerta, a wszystko spajały rytmiczne szepty instrumentów perkusyjnych Andrzeja Serafina (który w zapierający dech w piersiach sposób grał jednocześnie na bębnach i syntezatorze Nord Wave). W takim składzie instrumentalnym Bożena ma się chyba najlepiej – ciemna barwa jej głosu, niezwykła wrażliwość i technika śpiewu, o której niejedna wokalistka może pomarzyć, sprawdzają się idealnie w klimatach afrykańskich, bluesowych, punk-bluesowych i jazzujących. Po nastrojowym występie grupy z Podkarpacia na scenie zamontował się krakowski zespół Blue Machine z Łukaszem Wiśniewskim w roli harmonijkarza i wokalisty, gitarzystą Piotrem Grząślewiczem, basistą Aleksandrem Sroką i Piotrem Ziółkowskim na perkusji. Od razu mocniejsze uderzenie, wśród publiczności nastąpiło poruszenie, a przepływ energii ze sceny na widownię był niczym górski potok: błyskawiczny i coraz to większy. Tancerze ruszyli pod scenę, pasywni słuchacze wbili wzrok w cztery postacie z instrumentami, a osoby o bardziej wrażliwym słuchu wyszły na zewnątrz, żeby posłuchać koncertu ze stolików przed klubem – Blue Machine zagrali wyjątkowo głośno, szczególnie jak na tak mały lokal. Był to energetyczny występ grupy świetnych muzyków – ci, którzy bywają na ich koncertach, z całą pewnością wiedzą, co mam na myśli: pełne zawodowstwo. Następny na scenie był Roman Puchowski. Jak się szybko okazało, podszedł on do festiwalu bardzo bluesowo; czy nie za bardzo – tę kwestię pozostawiam tym, którzy sami słyszeli. Występ odbył się bez większych eksperymentów, bardzo był przyjemny (jak wiadomo Puchowski jest świetnym gitarzystą i bardzo dobrym wokalistą, trudno więc, żeby koncert dał słaby!), ale troszkę szkoda, że nie wymagał od słuchaczy większego skupienia – formy muzyczne przedstawione przez artystę nie należały do tych zbyt skomplikowanych i oscylowały gdzieś na granicy między „Walkin’ Blues” a „Crossroads”. Pomimo tego, że koncert Romana Puchowskiego nie zaspokoił w pełni moich oczekiwań, były to odpowiednie bluesy w odpowiednim miejscu – w końcu organizatorzy obiecywali, że „poczujemy klimat Delty nad Wisłą”. Tym przyjemnym akcentem zakończył się pierwszy z koncertów gwiazd i przyszła pora na jam session do rana – wisienkę na festiwalowym torcie, bluesowe zwieńczenie dnia pełnego wrażeń.

Drugi dzień rozpoczęły warsztaty gitarowe prowadzone przez Marka Wojtowicza, Piotra Seidla i Romana Puchowskiego oraz zajęcia harmonijkowe pod okiem Łukasza Wiśniewskiego. Największe emocje wzbudził w sobotę przegląd zespołów. Z grup, które nadesłały zgłoszenia, aż siedem mogło się zaprezentować na scenie przed jury, na czele którego zasiadał Jarosław Śmietana. Poziom muzyczny wykonawców okazał się wyjątkowo wysoki! I tak poznaliśmy kilka wyśmienitych wokali (myślę o Kubie Kęsym, Magdzie Bujak i Michele Cuscito). Spotkaliśmy się także z wybitnymi technicznie instrumentalistami – do takich należeli niemal wszyscy, którzy pojawili się na scenie, a i wizualnie wiele zespołów sprawiało dobre wrażenie. Do tego każda z prezentujących się grup poruszała się w innym gatunku czy stylu muzycznym (jazz, muzyka taneczna, boogie, blues-rock, elektryczny blues, muzyka psychodeliczna czy rock’n’roll) – nic więc dziwnego, że jury miało problemy z wybraniem tych dwóch najlepszych zespołów. Na mnie największe wrażenie zrobiły brudne i rock’n’rollowe L’Orange Electrique, głęboko bluesowy (zwycięski) Delirium Band oraz duet Chicago Blues Revue, który w nieoczekiwany dla wszystkich sposób zamienił się nagle w solistę – Witka Bielskiego (wokal, klawisze, perkusja, gitara). Do tego urzekające były piękne wokalistki Restauracji (która zdobyła nagrodę publiczności) i Indianera oraz wspierający je instrumentaliści. Popisy techniczne duetu Dyjak i Pietras na początku zmuszały do zastanowienia się, „co autor miał na myśli?”, ale potem okazały się być obiecujące, a blues-rockowa Bluesmaszyna (która zajęła II miejsce w przeglądzie) pokazała, jak dobrze można grać bez gitary basowej w składzie zespołu.

Pierwszym z koncertów gwiazd drugiego dnia festiwalu był Marek Wojtowicz. Spokojnie, z gitarą, głęboko bluesowo i nieco melancholijnie, nawet przy utworach żywych i durowych. Gitarzysta i wokalista idealnie przekazał publiczności głębię bluesa, ból i trud, na którym ta muzyka się skupia. W czasie tego koncertu na zewnątrz, przed klubem, powstała druga scena – nieoficjalna, akustyczna – i fani oszczędnego, wczesnego bluesa musieli się dwoić i troić, żeby nadążyć i wysłuchać po choćby fragmencie z obu koncertów (o ile jam na świeżym powietrzu tak można nazwać). Po Wojtowiczu przyszła kolej na Siódmą w Nocy – jak się wydaje urodzonych gwiazdorów. Kajetan Drozd (wokal, gitara), Marek Idzik (gitara basowa), Aleksander Juraszczyk (perkusja) jak zwykle zagrali koncert bardzo energetyczny i przekształcili go w niezwykłe show. Głośność występu była znów potężna, jednak prócz uszkodzonych bębenków usznych z koncertu można było wynieść także uśmiech na twarzy i dużo pozytywnej energii pochodzącej z granej na scenie muzyki blues-rockowej spod znaku Stevie Ray Vaughana. Następny koncert wcale nie był cichszy – Jarek Śmietana Band w składzie (prócz gitarzysty): Wojciech Karolak – organy Hammonda, Marcin Lamch – gitara basowa i Adam Czerwiński – perkusja. Był to więc zespół wsparty ważnymi nazwiskami, niebotyczną techniką i latami praktyki. Koncert wypadł świetnie (czego innego można było się spodziewać?), zupełnie nie jazzowo, a nawet rockowo – a przynajmniej w tym samym stopniu, co bluesowo. Usłyszeliśmy między innymi kompozycje Jimi’ego Hendrixa z płyty „Psychedelic – Music Of Jimi Hendrix” będącej pewnym rodzajem polemiki z tytułem jazzmana dla Jarka Śmietany – koncert więc jak najbardziej pasował do idei festiwalu. I znów po koncercie przyszła pora na jam session do późnych (lub wczesnych) godzin.

Ostatniego dnia – 23 maja w niedzielę – odbyły się jeszcze ostatnie warsztaty harmonijkowe Łukasza Wiśniewskiego i gitarowe: Kajetana Drozda, Piotra Seidla i Romana Puchowskiego. Po nich przyszła pora na wykłady: Jerzego Kubiaka – „Historia i Budowa Gitary Dobro” oraz Keitha Dunna – „Historia Bluesa”. Następnie przenieśliśmy się na ostatnie koncerty. Pierwszym z nich był występ laureatów przeglądu z dnia poprzedniego – Delirium Band w składzie: Kuba Kęsy – wokal, Henryk Borsiak – gitara, Piotr Chrapusta – gitara basowa i Kuba Drozdowski – perkusja. Muzyka rodem z Chicago – mięsisty blues w perfekcyjnym wykonaniu, ze świetnym wokalem i nieco rock’n’rollową gitarą. Jako kolejni na scenie pojawili się fenomenalni Przytuła i Kruk. Kabaretowo-muzyczny duet bluesowy pochodzący oryginalnie z Trójmiasta zaprezentował się jak zwykle bardzo dobrze – chyba nie mieli koncertu, na którym nie porwaliby ludzi do wspólnych śpiewów, zabaw, wymian krótkich okrzyków, czy nawet pląsów (choć muzyka taneczna to nie jest). Młodzi, bardzo charyzmatyczni i wyjątkowo zabawni ludzie, którzy schodek po schodku, powoli wspinają się na szczyt polskiej sceny bluesowej. Następnie wystąpiła przed nami Magda Piskorczyk. W składzie z Olą Siemieniuk i bardzo rozbudowanym składem perkusyjnym dała koncert „pachnący” zarówno bluesem jak i Afryką. Wokalistka o głębokim głosie ciemnej barwy zaczarowała publiczność – jak to ma w zwyczaju – i przeniosła słuchaczy do magicznej krainy, którą ciężko było opuścić jeszcze długo po zakończeniu koncertu Magdy. Wykonawczyni stworzyła niesamowity klimat i zaprezentowała swoje możliwości wokalne. Jestem pewna, że dla wielu osób był to najlepszy z występów na tym festiwalu! Po Piskorczyk na scenę wszedł Keith Dunn. Jego koncert był bardzo nietypowy – solista harmonijkarz, wokalista. Oczywiście świetnie radził sobie i na instrumencie, i wokalnie – organizatorzy doskonale wiedzieli, kogo zaprosić na swój festiwal. Muzyk wyjątkowo utalentowany, nadzwyczaj porywający. Niewielu muzyków zainteresowałoby publiczność ponad godzinnym koncertem niemal acapella, z chwilową tylko harmonijką – nawet tak dobrą. Keith Dunn miał pomysł na to, jak skromność instrumentarium ubrać w piękne dźwięki i zrobił na mnie olbrzymie wrażenie.

Generalnie festiwal bardzo udany – od strony organizacyjnej wszystko się zgadzało (trzeba tu pogratulować Bartoszowi Stawiarzowi i reszcie „ekipy”); do tego festiwal był obfity w różne gatunki i style muzyczne (każdy więc mógł znaleźć coś dla siebie), a ludzie, którzy przyszli na imprezę byli nastawieni głównie na słuchanie muzyki, a nie spotkania ze znajomymi.

Bardzo się cieszę, że tak młodzi ludzie stworzyli tak świetne święto muzyczne i mam nadzieję, że odtąd obchodzone będzie ono co roku.

Nina R. Sawicka

Źródło: Blues.pl

Lato na dwóch końcach skali

opublikowano w dziale Polska

„Co prawda lato już dawno za nami, ale natłok innych obowiązków uniemożliwił mi przygotowanie tego tekstu wcześniej. W założeniu miałem napisać relacje z dwóch festiwali, jakie odbyły się tego lata w kraju nad Wisłą. Okazało się jednak, że oba mają pokrętny, ale wspólny mianownik – różnią się od siebie niemalże wszystkim. A o czym mowa? (Nie Tyski) Festiwal Muzyczny im. Ryśka Riedla oraz BiesCzad Blues” – te słowa otwierają relację, w której Paweł Ciepliński przygląda się dwóm wakacyjnym festiwalom. Jakie wysnuwa wnioski? Zapraszamy do lektury:

Największa różnica rzuca się w oczy natychmiast. Wywodzący się z pięknego miasta Tychy festiwal odbył się po raz jedenasty i ma ugruntowaną pozycję na polskiej mapie imprez bluesowych, jako jeden z największych i najciekawszych (mimo, iż nie jest on stricte bluesowy). Z kolei odbywający się po raz czwarty BiesCzad jest małą, niezwykle kameralną imprezą, o której jeszcze nie wszyscy wiedzą. Różnice, które nie do końca interesują gości imprezy to organizacja. W przypadku wydarzenia, którego niestety nikt już nie nazywa „Ku Przestrodze”, jest to profesjonalna, duża machina, w której niestety nie wszystkie tryby chodzą równo. W Bieszczadzkiej Wetlinie nazwiska organizatorów poznałem czytając relacje po festiwalu, wcześniej nie udało mi się dotrzeć do nikogo. Prośba o akredytację najwyraźniej do nikogo nie dotarła. Tzn. numer telefonu osoby odpowiedzialnej za to wydarzenie mogłem mieć od znajomego, który na tegorocznej edycji występował, ale coś w środku mówiło mi, że jest to zupełnie zbędne. Po prostu przyjechałem i zakochałem się. I tak nie chcąc skupiać się na negatywach powiem tylko o organizacji BiesCzad. Niepowtarzalna, wspaniała atmosfera koncertów, które robią ludzie z miłości do muzyki, do miejsca, do ludzi. Jeśli tylko przyjmiemy, iż słowo „nieprofesjonalny” to najlepszy komplement dla kogoś, kto organizuje klimatyczny, z prawdziwym bluesowym feelingiem festiwal, to tak właśnie chciałbym nazwać kulisy. Widząc co dzieje się wokół, pierwszego dnia siadłem na zewnątrz Rancza gdzie odbywało się jam session i z rozrzewnieniem pomyślałem rozmarzony: „tak ponad 20 lat temu musiały wyglądać pierwsze Rawy Blues”. Wdzięczny jestem bardzo, że dane mi było przeżyć to, co nie zdarza się już na żadnym polskim festiwalu bluesowym i nie zdarzyło chyba od czasów Małkini nad Bugiem w 2004 r.

Nie mogę jednak nie napisać słów gorzkich. Jak sam tytuł niniejszego tekstu sugeruje, oba opisywane przedsięwzięcia są do siebie podobne jak ogień do wody. I nie jest chyba trudno zgadnąć, które z nich – moim zdaniem – jest na którym końcu skali. Relacje z chorzowskiego, nie tyskiego oraz Festiwalu Imienia Ryśka Riedla, a nie „Ku Przestrodze”, miała nosić tytuł „Festiwal narzekań”. Skąd taki tytuł? Ano starałem, naprawdę usilnie starałem się znaleźć choć jedną osobę, której się podobało (poza tymi którzy przyjechali na sam tylko koncert Dżemu). Udało mi się nawet wyszukać kilkoro ludzi, dla których była to pierwsza edycja, mimo iż każdy z nich przyjechał, ponieważ słyszał od znajomych, bądź czytał opinie jak to wspaniale jest „na paprach”. A tu niestety Paprocan już nie ma. Każdy, kto przez lata jeździł „na papry” powie, że najzwyczajniej w świecie tego festiwalu już nie ma. Narzekali organizatorzy: że masa dziennikarzy (powód do zmartwień?), że problemy itd. Narzekała gastronomia: że każdy może sobie wyjść i kupić taniej (Ci na terenie imprezy musieli przecież za swoją działalność zapłacić) czasem zaledwie paręset metrów dalej, w ogromnym Parku Chorzowskim. I to kupić wszystko, od pop cornu, wszelkiego rodzaju fast foodów, aż po normalny posiłek w przyzwoitej restauracji. Narzekali motocykliści: że zasady i ograniczenia odbierają cały sens przyjechania na imprezę motocyklem. Narzekali uczestnicy: że mało miejsca, że nie ma cienia, że umarł cały klimat, że będące w centrum wydarzenia bardzo ważne oczko ku pamięci Ryśka Riedla jest na uboczu i jakby straciło ważność. I coś, o czym przekonałem się sam: nie masz opaski z prawem noclegu, nie wejdziesz na pole namiotowe. OK, słuszna koncepcja, po to w końcu są bilety w dwóch cenach. Ale jaki sens ma nie wpuszczenie ludzi z opaskami jednodniowymi wraz ze znajomymi, którzy mają namioty, kiedy rzecz dzieje się o 17:00? Że niby ktoś przegapi wszystkie koncerty i nie wyjdzie z pola namiotowego do rana?! Oj tak, na ochronę sypały się przekleństwa… O miejscu i całkowitym braku tego, co w tej imprezie było najważniejsze – przewspaniałej atmosfery i fantastycznego klimatu – można pisać długo. Ale żeby kończyć już narzekania, ostatnia sprawa. Drugi dzień, deszcz. Deszcz na nieubitej ziemi z wydeptaną dzień wcześniej trawą oznacza błoto. Siła wyższa, natura. Przedstawiciele gastronomi rozkładają palety, odwrócone ławki i robią prowizoryczne dojścia do swoich stoisk. Oczywiście robią to sami, opłata wniesiona organizatorom widocznie do uzyskania pomocy nie upoważnia. Na niezbyt szerokiej, jedynej ścieżce od wejścia pod scenę masa błota, a gdzieniegdzie kałuże, bo woda nie nadążała wsiąkać. Miękkie, grząskie błocisko po kostki. Kto nie był, pomyśli: padało przez większość niedzieli, pewnie ktoś z biura organizatora wsiadł w auto i pojechał do najbliższego skupu euro palet lub równie szybo rozwiązano problem bardziej profesjonalnie. Cóż, kto zdecyduje się wybrać się na Festiwal Muzyczny (nie wiem już dlaczego wciąż) im. Ryśka Riedla z pewnością znajdzie sporo wtopionych w glebę butów.

Ach, Bieszczady… Drewniana scena, kameralna atmosfera, szum drzew, natura. I blues, ten przepiękny blues. Zastanawiałem się czy o tym festiwalu pisać, bo jeśli uda mi się oddać choćby tylko fragment tego jak wspaniale tam było, to głupcem nazwać blues-fana, który nie zjawi się tam za rok. I tu dylemat: czy wciąż będzie tak niepowtarzalnie, jeśli liczbę gości liczyć będziemy w tysiącach? Czy będąc zauroczonym imprezą i życząc jej jak najlepiej, życzyć mam rozwoju, ekspansji czy wręcz odwrotnie – niech nie przyjeżdża nikt więcej!? Odpowiem wymijająco. Jest to wydarzenie, w którym aby było doskonałe, nie należy zmienić absolutnie nic.

No, ale do bluesa przejść trzeba. Pierwszego dnia w Bieszczadach Śląsk, Around the Blues. Generalnie początek udowodnił, że w Polsce słowo blues ma rodzaj żeński. Następnie na scenie Na Drodze, a na koniec rodzynki. Rewelacyjna Magda Piskorczyk z towarzyszeniem Aleksandy Siemieniuk. Coś wspaniałego. Tego koncertu słuchałem głównie z oddali, z balkonu jednego z domków. Za mną szum rzeki, przede mną szerokim echem rozbrzmiewają cudowne dźwięki tradycyjnego bluesa w różnych odmianach. Od lat wielu obserwuję tę wokalistkę, a właściwie nie zawaham się już użyć określenia osobowość bluesową i wciąż mnie zachwyca coraz to nowymi pomysłami na aranżacje i lepszą formą z występu na występ. Niedawne odkrycie, Karolina Cygonek, niestety na scenie się nie pojawiła ze względu na „obsuwę” czasową i panujące zimno, za to w Ranczu pokazała, oj pokazała co potrafi! Dnia drugiego takie osobowości jak Antoni Krupa, Przemek Chołody, Bieszczadzka Grupa Bluesowa czy w końcu zespół Osły w najciekawszym składzie z Mazim (Paweł Mikosz) na basie. Ukłony dla Maxa Ziobro, którego uważam za najlepszego bębniarza w swoim pokoleniu.

Teraz słów kilka o Tychach (tych chorzowskich). W przeciwieństwie do wszystkiego innego (wspominałem już brak organizacji pozarządowych do walki z narkomanią i alkoholizmem, brak ludzi ś.p. Marka Kotańskiego tak zaangażowanego w prawdziwe „Ku Przestrodze”?) sfera muzyczna mogłaby być krytykowana chyba tylko z czystej złośliwości. Tzn. poza doborem artystów, bo każdy, kto na festiwalu był razy choćby kilka powie, że znowu było to samo. Jednakże nagłośnienie, realizacja, wszystkie dźwięki w porządku. Fantastyczny koncert SBB. Co ciekawe, ta jedna z bardziej bluesowych spośród tegorocznych gwiazd wydawała się nie bardzo pasować. Czy na tę imprezę przyjeżdżają już tylko małolaty chcące zobaczyć Dżem i pokrzyczeń „Rysiek” (no comment) pod sceną? Podczas fenomenalnego setu, kiedy na scenie są dwie perkusje i Józef Skrzek na basie bądź klawiszach pod sceną panowała konsternacja, komentarze w stylu „dopiero się stroją?” i ogólny brak zrozumienia. Natomiast za kulisami widać jak chyba wszyscy przebywający tam w tym czasie muzycy zebrali się wokół wejść na scenę, jak najbliżej można i słuchali – niektórzy wręcz dosłownie – z otwartymi ustami. Tak, każdego kto choć trochę zna się na rzeczy występ ten urzekł, szkoda że takich osób niewiele było wśród publiczności. Ciekawy był również występ Szkota Ray’a Wilsona z grupą Stiltskin. Skoro powiedzieliśmy już, że wykonawcy jak zawsze, to dodać należy, że również jak zawsze bardzo udane dali koncerty m. in. Śląska Grupa Bluesowa, Kasa Chorych, Krzak. Osobiście do gustu przypadł mi ten ostatni.

Na koniec krótkie podsumowanie. Festiwal w Bieszczadach – magiczny, niekomercyjny, klimatyczny, wspaniały. Koniec i kropka, bo popadłbym w przesłodę. Festiwal Muzyczny im. Ryśka Riedla – już nie tyski, za co winy żadnej nie ponoszą organizatorzy, już nie „Ku Przestrodze”, za co ponoszą odpowiedzialność pełną i co uważam za błąd. Zmiana lokalizacji została wymuszona, miasto zachowało się bardzo nieładnie, niewdzięcznie i przede wszystkim w pełni niesłusznie. Czy jednak Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku w Chorzowie to dobra lokalizacja? Owszem, nawet, jeśli nie najlepsza z możliwych, to zdecydowanie akceptowalna, gdyby nie fakt, iż impreza ograniczona była do terenu Pól Marsowych, które są zdecydowanie za małe. Wydaje się, że organizatorzy mogli zrobić więcej. Pewny jestem, że można było i przede wszystkim należało zrobić cokolwiek dla próby ratowania chociażby części klimatu imprezy. A jak powinniśmy zachować się my? Czy należy opuszczać przyjaciół w potrzebie? Pytanie retoryczne. Festiwal jest takim przyjacielem w potrzebie, wydarzeniem, z którym tak wiele łączyło tak wielu w tak przepięknych chwilach. Ale czy gdy przyjaciel staje się zupełnie inny, zmienia całkowicie i to w stu procentach na gorsze, czy wciąż jest naszym przyjacielem? A może tego przyjaciela już tak naprawdę nie ma? Mamy przed sobą coś zupełnie innego? Czy kiedy nie ma już tego wszystkiego, co stanowiło o przyjaźni jest sens udawania, że mamy ze sobą nadal coś wspólnego? Cóż, wydaje mi się, że na pewno warto szczerze mówić, co nam się nie podoba, przecież nie stało się nic, czego nie można by odwrócić, poprawić. Na pytanie czy pojawię się w Chorzowie za rok odpowiem, kiedy sam sobie odpowiem nie na pytanie „po co na ten właśnie festiwal jeździłem od samego jego początku”, bo to wiem doskonale. Poszukam odpowiedzi na pytanie: Co ma wspólnego Festiwal Muzyczny im. Ryśka Riedla z Tyskim Festiwalem Muzycznym im. Ryśla Riedka „Ku Przestrodze”?

Paweł Ciepliński

P.S. Końmi i łańcuchami nikt mnie nie odciągnie od przyszłorocznej wizyty w Wetlinie na piątej edycji BiesCzad Bluesa!

Źródło: Blues.pl

The Blind Boys of Alabama:
„Siejemy ziarno wśród słuchaczy”

opublikowano w dziale Polska

Trwa odliczanie do tegorocznej, dwudniowej edycji Rawa Blues Festival, która odbędzie się 10 i 11 października w Katowicach. W ramach podgrzewania atmosfery przed wydarzeniem, na stronie Rawy pojawił się wywiad, który z gwiazdami festiwalu, grupą The Blind Boys Of Alabama w osobach Ricky’ego McKinnie i Jimmy’ego Cartera, przeprowadzili Agnieszka Niewdana i Roland Krybus. Zachęcamy do lektury:

Rawa Blues: 70 lat minęło od czasu, kiedy The Blind Boys of Alabama śpiewali razem po raz pierwszy. Od tamtego czasu pojawiło się wiele gatunków muzycznych, niektóre z nich zniknęły, inne wyewoluowały – jesteście świadkami narodzin i formowania się różnych gatunków muzycznych, jak choćby rock’n’roll, funk czy rhythm’n’blues. Co z tych zjawisk było dla Was największym szokiem?

Ricky McKinnie: Nasze muzyczne wpływy zawsze były oparte o gospel i przez te lata mieliśmy możliwość odkrywania duchowych wymiarów rocka, popu, bluesa, funky, folku i wszystkiego pomiędzy. Byliśmy zaskoczeni, gdy piosenka, którą niedawno nagraliśmy została zmiksowana w stylu electro-ambient. Współpracowaliśmy z Govindą, kompozytorem i producentem z Austin nad jego nowym kawałkiem „Don’t Worry”. To było bardzo nietypowy projekt jak na Blind Boysów oraz nasza pierwsza podróż do świata muzyki elektronicznej. Chcemy aby nasze umysły były nadal otwarte na nowe doświadczenia.

Rawa Blues: Jak się czujecie jako aktywni uczestnicy zmian zachodzących w muzyce?

Jimmy Carter: Cieszymy się odkrywaniem różnych stylów muzycznych, ale zawsze będziemy śpiewać naszą wersję muzyki gospel.

Rawa Blues: Co ostatnio najbardziej Was zainteresowało jeżeli chodzi o młodych muzyków, bądź nieznany dotąd gatunek muzyczny?

Ricky McKinnie: To nagranie pokazało nam, jak młody muzyk, czy DJ może przemienić próbkę muzyki gospel i przekształcić ją we współczesny kawałek.

Rawa Blues: Mimo, że przez tyle lat poznaliście tyle stylów muzycznych i tak pozostaliście wierni muzyce gospel i konsekwentnie rozwijaliście ten gatunek. Co sprawia, że się go trzymacie?

Jimmy Carter: The Blind Boys of Alabama śpiewa „Soul Gospel Music”, co oznacza, że nasza muzyka wypływa z duszy, zbliża nas do Boga. W rezultacie, kiedy śpiewamy o Bogu, porusza nas dogłębnie i mamy nadzieję, że nasza publiczność również to czuje. Lubimy zasiać ziarno w naszych słuchaczach – czasem wydaje plon, a czasem nie. Naszym celem jest zasianie ziarna.

Rawa Blues: Nagraliście wiele coverów utworów popularnych artystów, takich jak Prince, The Rolling Stones, Stevie Wonder, Bob Dylan, którzy nie są bezpośrednio związani z nurtem gospel. Co jest kluczem do wyboru utworów, które chcecie zinterpretować?

Ricky McKinnie: Jeśli tylko utwór niesie przesłanie, które dotyka naszego serca, jesteśmy zainteresowani jej nagraniem.

Rawa Blues: Wasze albumy gościły między innymi takie bluesowe gwiazdy jak: Ben Harper, John Hammond i Robert Randolph. Kogo jeszcze macie w planach zaprosić do wspólnych nagrań?

Jimmy Carter: Zawsze chcieliśmy współpracować z ikoną muzyki Taj Mahalem i właśnie skończyliśmy nagrywać z nim płytę. Nasz nadchodzący album nagrany z Tajem nazywa się „Talkin’ Christmas!” i zawiera nowe wersje standardów bożonarodzeniowych oraz zupełnie nowe utwory na Święta. Album będzie wydany tuż przed Bożym Narodzeniem.

Rawa Blues: Robert Randolph wraz ze swoja bluesową rodziną również gra w tym roku na Festiwalu Rawa Blues. Planujecie może wspólny jam po koncercie?

Ricky McKinnie: To bardzo prawdopodobne. Nigdy nic nie wiadomo – cenimy sobie spontaniczność.

Rawa Blues: Co przychodzi na myśl, kiedy słyszysz nazwę Polska?

Jimmy Carter: Nie możemy doczekać się nadchodzącego koncertu w Katowicach na Rawa Blues Festival 11 października. The Blind Boys of Alabama nie lubią występów przed konserwatywną publicznością, a wiemy, że fani w Polsce lubią niestandardowe rozwiązania. Chcemy Was poruszyć! Wiemy, że lubicie zaklaskać w dłonie i potupać nogami. Odliczamy czas do naszego spotkania z przyjaciółmi w Polsce.

Źródło: www.rawablues.com

Roots music w amerykańskim wydaniu

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Mieszanka bluesa, folku i dźwięków country, czyli amerykańska roots music – czy, jak wolą niektórzy, Americana – to muzyka, która ostatnimi czasy coraz śmielej zagląda do odtwarzaczy mp3 należących do młodszego pokolenia słuchaczy, nie mówiąc już o muzycznych streamerach pokroju iTunes czy katalogach dużych wytwórni płytowych, z Warner Music na czele. Dobrym przykładem jest grupa Carolina Chocolate Drops, której muzyczne początki sięgają współpracy z Music Maker Relief Foundation, czyli bliskiej sercu każdego bluesfana fundacji, której celem jest niesienie pomocy tym pionierom tradycyjnej amerykańskiej muzyki, którzy sami nie radzą sobie w życiu: od zakupu leków i opłacania codziennych ratunków, po opiekę artystyczną i wydawniczą.

Carolina Chocolate Drops, czyli trójka młodych ludzi, którzy swoje muzyczne inspiracje czerpią z dokonań poprzednich pokoleń i tradycji afro-amerykańskich jug bandów z pierwszej połowy dwudziestego wieku. Stąd na wydanym przez Nonesuch Records albumie „Leaving Eden” słychać skrzypce, banjo czy coś, co z jednej strony może brzmieć jak gliniany dzban, czyli właśnie jug, a z drugiej jak hip-hipowy beat. To muzyka sprzed ery bluesa, ale mimo wieku potrafi poruszyć współczesnych słuchaczy – szczególnie, gdy przyprawi się ją subtelnie odrobiną nowoczesnych brzmień, tak jak w singlowej kompozycji „Country Girl” (z teledyskiem do obejrzenia na YouTube). Jeśli taki zabieg ma przyciągnąć do muzyki roots młodszych fanów, czemu nie.

Do innego obszaru amerykańskich tradycji muzycznych odwołuje się Zac Brown Band, którego nową płytę, także pod parasolem Warner Music, wydała firma Atlantic. Tak pozytywnej piosenki jak numer „Jump Right In” otwierający album „Uncaged” można ze świecą szukać. Zaśpiew w głosie wokalisty zdecydowanie country’owy, ale w muzyce słychać tyle tropikalnego słońca, że bardziej niż do Teksasu, całość pasuje do Karaibów. I co najlepsze nic tu nie wydaje się sztuczne czy przyklejone na siłę. Takie eklektyczne podejście do współczesnej muzyki country słychać zresztą na całej płycie, chociaż obok radiowych przebojów podszytych popem nie brakuje tu typowo redneckiego bluegrass. Utrzymany w takiej konwencji „The Wind” wyraźnie pokazuje, dlaczego country’owi instrumentaliści uważani są za jednych z bardziej sprawnych technicznie muzyków – takiej szybkości w graniu mógłby pozazdrościć muzykom Zaca Browna niejeden metalowy band. Dla tych, którzy do country podchodzą jak do jeża, „Uncaged” to płyta na bezbolesne przełamanie pierwszych lodów; dla tych, którzy country lubią, album do wielokrotnego przesłuchiwania.

Gdyby z kolei szukać jednego tylko artysty, który uosabia w sobie wszystkie barwy, jakimi mieni się Americana – od bluesa, po country, z najróżniejszymi brzmieniami pomiędzy, koniecznie należałoby wskazać osobę Ry’a Coodera. Artysta solowy, session man i kompozytor muzyki do filmów – Ry Cooder to w Stanach człowiek instytucja. Gra wszystko – rock’n’rolla, bluesa, reggae, Tex-Mex, muzykę hawajską, Dixielandowy jazz, country, folk, R&B, gospel, a nawet dźwięki z wodewilu, we wszystkim prezentując mistrzowski poziom. To on stworzył genialną, ascetyczną ścieżkę dźwiękową do kultowego filmu Wima Wendersa „Paryż/Texas”, to on dał światu fenomen Buena Vista Social Club. Teraz wziął się za własne podwórko… 6 listopada w Stanach Zjednoczonych odbędą się wybory prezydenckie. Z tej okazji poeta gitary slide wypuścił na rynek album „Election Special” – wydany podobnie jak płyta Carolina Chocolate Drops przez Nonesuch Records – muzycznie osadzony w realiach roots, ale tematycznie bardzo mocno odnoszący się do polityki, co obok tytułu krążka sugerują tytuły piosenek. Otwierający longplay „Mutt Romney Blues” jest tu najbardziej wymownym przykładem. W czasie przedwyborczej gorączki nie wszystkim w USA się to podoba, na szczęście my możemy go posłuchać na większym luzie. Warto.

Przemek Draheim

Wydawca: Warner Music Poland, Nonesuch Recors, Atlantic Records
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

Krakowskie „Bluesroads” podsumowane

opublikowano w dziale Polska

Trzecia edycja Studenckiego Festiwalu Muzyki Bluesowej zakończyła się z końcem maja, ale okazją do przypomnienia sobie tamtych emocji niech będzie podsumowanie imprezy, które przysłała do Redakcji Magdalena Stawiarz:

Już na kilka tygodni przed rozpoczęciem festiwalu, krakowskie ulice owładnęła prawdziwa inwazja niebieskiego koloru. Sprawcą całego zamieszania – studencki festiwal muzyki bluesowej Bluesroads, który poprzez setki rozwieszonych plakatów, billboardów na największych ulicach czy ulotki rozdawane przez niezawodnych wolontariuszy, próbował zachęcić każdego z przechodniów, by choć na chwilę wstąpił do klubu Żaczek w czasie jednego z pięciu dni trwania imprezy. Czy podjęta na szeroką skalę akcja promocyjna, setki słów wypowiedziane na temat wydarzenia w stacjach radiowych i same atrakcje sprostały oczekiwaniom, jakie rozbudził w odbiorcach festiwal? Chwilę po zakończeniu ostatniego dnia Bluesroads 2012, z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że nie zawiódł nas w najmniejszym stopniu.

Pierwszy dzień trzeciej edycji festiwalu otworzył koncert duetu Przytuła&Kruk, w trakcie którego zaprezentowany został program tegorocznego Bluesroads. Pomimo żaru jaki towarzyszył nam tego dnia i wszechogarniającemu rozleniwieniu, mini-koncert w księgarni Empik zgromadził fanów bluesowego brzmienia bez względu na wiek. Następnie wielu z nich udało się w stronę Placu Szczepańskiego, gdzie, przy akompaniamencie dzieciaków pluskających się w fontannie, rozpoczęło się trwające 4 godziny jam session. Pomimo początkowo nieśmiałych reakcji przechodniów, którzy niepewni tego, w czym przyszło im brać udział, jedynie zwalniali kroku, grupa młodych entuzjastów muzyki na żywo rozpoczęła istny szturm na Plac Szczepański. Od tej pory dziesiątki osób, które zupełnie przypadkowo stały się częścią wydarzenia oraz publiczność, niejednokrotnie od kilku dni planująca uczestnictwo w jam session, dodawała energii występującym poprzez gorące oklaski i radosne podrygiwanie w rytm muzyki, która opanowała cały plac.  Szczególne wyrazy uznania należą się muzykom – granie na żywo, bez nagłośnienia (choć pewien portal podał, iż w muzyce akustycznej nie chodzi o brak prądu, a instrumentów), na tak dużej przestrzeni był z pewnością ogromnym wyzwaniem, któremu z wielką gracją sprostali, a nagrodę stanowiły uśmiechy osób, dla których jam okazał się przyjemnym oderwaniem od rzeczywistości i podróżą w krainę muzycznych doznań. Dzień pełen wrażeń zakończył kolejny jam – tym razem na scenie Harris Piano Jazz Bar poprowadził go znany krakowskiej publiczności zespół Blue Machine. O sukcesie muzycznego spotkania świadczyć może fakt, iż klub wprost pękał w szwach od ilości zgromadzonej publiczności, która z niecierpliwością czekała na nadejście kolejnego dnia festiwalu.

W drugi dzień festiwalu Bluesroads wkroczyliśmy, dzięki warsztatom prowadzonym przez studio tańca Swing & Sway, krokiem Charleston’a oraz Lindy Hop’a. Nauka tańca stanowiła jednak jedynie preludium do tego, co miało miejsce wieczorem – dziesiątki tańczących par podbiły parkiet w klubie „Żaczek” i pokazały, że taniec w rytmie bluesa jest w świetnej kondycji i ani myśli ustępować innym, bardziej nowoczesnym stylom.  Wydarzenie to, również dzięki muzyce wykonywanej na żywo przez Boba Jazz Band, okazało się być niezapomnianym przeżyciem zwłaszcza dla dwójki oniemiałych z zaskoczenia festiwalowych wolontariuszy, którzy wygrali zorganizowany w czasie bluesoteki konkurs tańca. Nie można również nie wspomnieć o bluesowym tramwaju, który pomimo początkowego przerażenia organizatorów związanym z niespodziewanymi przeszkodami, po kilkudziesięciominutowym opóźnieniu ruszył na podbój trasy Oleandry – Rynek. Gorąca, zagwarantowana przez muzyków atmosfera wewnątrz pojazdu sprawiła, że początkowe problemy odeszły w niepamięć, a  w głowach uczestników zamieszkała melodia wygrywana przez entuzjastów bluesa.

Kolejny dzień przyniósł jeszcze więcej niespodzianek i wzruszeń niż poprzedni, a to wszystko dzięki występowi uformowanej jeszcze tego samego dnia grupie, której przewodziła Natalia Kwiatkowska.  Pomysł narodził się podczas warsztatów wokalnych prowadzonych przez liderkę zespołu Cheap Tobacco, kiedy to okazało się, że grupa zupełnie obcych ludzi stanowi cudowne połączenie brzmień. Korzystając więc z możliwości, jakie daje elastyczna konstrukcja Bluesroads, postanowili zaprezentować się publiczności podczas wieczornego koncertu. Należy wspomnieć, iż prócz zajęć prowadzonych przez Natalię Kwiatkowską, odbyły się także warsztaty instrumentalne, którym przewodzili: Marcin Dyjak, Jarek Śmietana oraz Paweł Ostafil. Występ gwiazd trzeciego dnia festiwalu przyniósł publiczności bardzo wiele radości i bez wątpienia, wśród trójki występujących zespołów, to właśnie Cheap Tobacco pokazało największą klasę i utwierdziło nas w przekonaniu, że nieustannie potrafią zadziwiać, tym razem występując w rozszerzonym składzie – wraz z sekcją instrumentów dętych (trąbka i saksofon) oraz chórkami.
Sobota rozpoczęła się od warsztatów instrumentalnych i wokalnych „jak ze snu”, podczas których w rolę nauczycieli wcieli się: Łukasz Wiśniewski, Piotr Grząślewicz, zespół Wielbłądy, Alicja Janosz, Bartosz Miarka, Piotr Świętoniowski, Andrzej Stagraczyński i Tomasza Nitrybitt. Po tak intensywnym poranku, może poprzez fakt, iż głowy wręcz parowały od tak dużej ilości uzyskanej wiedzy, ilość publiczności zgromadzonej na Przeglądzie Zespołów nie była najmocniejszym punktem dnia. Jednakże, nie zważając na wszelkie niedogodności, nagrodę grand prix otrzymali ex quo Fabrizio Canale oraz Blue Band Blues, którzy, miejmy nadzieję, dzięki zaprezentowaniu się na Bluesroads, będą mieli okazję, by rozwinąć skrzydła swojej kariery. Różnorodność zespołów występujących podczas wieczornego koncertu gwiazd okazała się prawdziwym strzałem w dziesiątkę – eteryczne „Wielbłądy”, energetyczne „Hoodoo Band” i niepowtarzalny Jarek Śmietana & Billy Neal Bluesroads Band, przebojem wdarli się do serc słuchaczy sprawiając, że publiczność wprost nie mogła pogodzić się z nieuniknionym zakończeniem wieczoru. Dla organizatorów wyjątkowym wydarzeniem był sobotni koncert finałowy, w którym Jarek Śmietana wystąpił z młodymi muzykami wyróżnionymi podczas dwóch poprzednich edycji przeglądu zespołów na Bluesroads. Projekt został przygotowany specjalnie z okazji festiwalu! Koncert zamknął pewien etap w krótkiej historii festiwalu. Udało się bowiem doprowadzić do współpracy legendy polskiej muzyki rozrywkowej z młodszym pokoleniem muzyków, co było jednym z głównych zadań festiwalu. Koncert był jednocześnie premierą nowej płyty Jarka Śmietany pt. „Live at Impart”.

Ostatni dzień, choć przyniósł ze sobą smutną myśl o zakończeniu Bluesroads, dzięki cudownym, muzycznym smaczkom zostawionym na sam deser, stanowił niezwykle udane podsumowanie całego festiwalu. Zgodnie z niepisaną tradycją, dzień rozpoczęły warsztaty, tym razem prowadzone przez Keith Dunn Band oraz Incarnations, które zgromadziły, jak na niedzielny poranek, zaskakująco dużą frekwencję. Istnymi strumieniami do Instytutu Psychologii napływali wielbiciele gitary basowej, którzy skorzystali z szansy wzięcia udziału w lekcji prowadzonej przez Tymona Tymańskiego, a także młodzi muzycy zmierzający na zajęcia gitary akustycznej (Romek Puchowski) i perkusji (Grzegorz Grzyb). Dodatkową atrakcją było kino bluesowe, które, pomimo początkowych problemów technicznych (słońce nie zawsze jest ludzkim sprzymierzeńcem) przeistoczyły się w fascynującą dyskusję na tematy nieograniczające się jedynie do treści przedstawionych w  opowieści o Leonardzie Chessie. Wieczór przyniósł najbardziej wyczekiwaną część dnia – finałowe koncerty, rozpoczęte przez zwycięzcę przeglądu zespołów, Fabrizio Canale, który swoim pełnym pasji występem jedynie rozbudził apetyt na kolejne muzyczne doznania. Incarnations, jak wszyscy zgodnie przewidywaliśmy, nie zawiedli – po bardzo pozytywnym wrażeniu jakie odnieśli uczestnicy prowadzonych przez nich warsztatów, wieczorny koncert uwiódł swą tajemniczością i zgrabnie splecionymi elementami folku oraz bluesa, czego dowodem może być błyskawiczne wyprzedanie wszystkich płyt na stoisku Bluesroads (co, jak wszyscy dobrze wiemy, jest nie lada wyczynem w społeczności wiecznie niedożywionych studentów). Koncert Tymański, Puchowski & Grzyb wywołał pewnego rodzaju podział na ludzi zachwyconych i niewzruszonych ich muzyczną prezentacją, jednakże pojednanie nastąpiło podczas występu Keith Dunn Band, gdy publiczność zgodnie szalała na parkiecie w rytm, zarówno dzikiej i szalonej, jak również bardziej lirycznej, odsłony bluesa. Koncert był europejską premierą nowej płyty zespołu pt „Trance Blues”. Pięć pracowitych dni organizatorów, wolontariuszy, muzyków i wszystkich osób, które wsparły ideę Bluesroads zakończyło akustyczne jam session przed klubem Żaczek, które jeszcze bardziej wzmocniło więzi między ludźmi, dla których blues zajmuje szczególne miejsce w sercach i duszach. Festiwal, który w warstwie merytorycznej przygotował studencki komitet organizacyjny „Bluesroads”, nie mógł by się odbyć bez wsparcia prawnego organizatora festiwalu Fundacji Studentow i Absolwentów UJ „Bratniak” oraz sponsora głównego Samorządu Studentów UJ.

Magdalena Stawiarz, fot. Tomasz Oleś

Źródło: www.bluesroads.pl

The Moongang „Taxi”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Pod dom podjechało właśnie żółte auto z numerami bocznymi „1313”, a w nim sześć muzycznych osobowości, które zapraszają słuchacza do środka, by razem z nimi odbył podróż po ich pasjach i muzyce, właśnie taką muzyczną taksówką. Takie serialowe skojarzenia mogą przyjść do głowy po włączeniu krążka zespołu The Moongang. Muzycy prezentują na płycie autorski materiał stanowiący przegląd tego, co ich porusza i fascynuje. A że mamy do czynienia z osobowościami o różnym podłożu muzycznym, to i ich inspiracje są bardzo różnorodne. Znajdziemy tu coś z bluesa, sporo soulu, trochę rocka, nieco jazzu, mnóstwo funky i elementy innych stylów. Znajdzie się nawet coś dla miłośników scratchowania. Wydawać by się mogło, że taka wielość gatunków i form, z których Moongang czerpie, może sprawić, że całość stanie się eklektyczna i ukaże pewne niezdecydowanie muzyków. Tak jednak nie jest! Zespołowi udało się połączyć to wszystko w jedną harmonijną i spójną całość, jednocześnie częstującą słuchacza wieloma muzycznymi smakami. A wszystkie wyborne. Płyta jest nowoczesna w brzmieniu oraz aranżacjach i mimo, że czerpie z dobrze znanych źródeł, wydaje mi się inna od wszystkiego, co do tej pory słyszałem. Nowatorstwo i muzyczna odwaga opłaciły się. Żeby jednak takie przedsięwzięcie się udało, potrzebni są muzycy, którzy udźwigną tak różnorodny materiał. Sekcja rytmiczna niesie każdy kawałek, bas wbija w fotel, a perkusje trzyma równy puls. Panowie Góra i Kozłowski wykonali naprawdę kawałek dobrej roboty, nadając utworom groove, dzięki któremu aż chce się bujać. Często dołącza do nich Marcin Wądołowski, który sprawdza się równie dobrze jako akompaniator, jak i gitarzysta prowadzący, mogący mocnym riffem czy ciekawą solówką dodać smaku każdej kompozycji. Dla brzmienia The Moongang nieodzowne są także klawisze Huberta Świątka, które nadają klimatu tworząc dźwiękowe tła i wstawki do muzyki z krążka. Bardzo dobrze brzmi też wokal Joanny Knitter, szczególnie w jedynej na płycie kompozycji śpiewanej w języki polskim – „Ty”. Jej umiejętności słychać też w częstych partiach unisono z instrumentami! Głos brzmi wtedy bardzo zaskakująco. Potrzeba niezłych umiejętności, żeby zrobić to czysto, ale tutaj się udało, a ściana dźwięku wręcz atakuje słuchacza! Bawią się tak też sami instrumentaliści. Moim faworytem jest jednak Romek Badeński ze swoją harmonijką. To, co wyprawia na tej płycie wymaga prawdziwej wirtuozerii. Szybkie frazy, płynące pasaże, a to wszystko z częstym wykorzystaniem bardzo trudnej i zaawansowanej techniki overbending. Romek opanował te dźwięki tak dobrze, że czasem ciężko usłyszeć, kiedy wykorzystuje te kosmiczne techniki. W jego zagrywkach słychać sporo bluesa i czerpanych z niego klasycznych zagrywek, ale nawet więcej jest tych nowoczesnych, jazzujących i funky’ujących. Podobać też może się brzmienie jego harmonijki, tak różne od tego, które zostało ustalone w drodze rozwoju bluesowej tradycji. Harmonijkarz nie boi się używać elektronicznych efektów, aby dźwięk jego harmonijki stał się jakby nie z tego świata. Podejście to odważne, a efekty nowoczesne i przyjemne w odbiorze. Wszyscy muzycy zadbali o właściwą barwę dźwięku swoich instrumentów, całość brzmi w sposób uporządkowany, a do tego mamy kilka dodatkowych smaczków, jak choćby przez moment przesterowany wokal Joasi, czy odgłosy ruchu ulicznego. Nie ma chyba sensu pisać dalej, skoro najlepiej byłoby posłuchać. Dźwięki oddadzą więcej niż słowa, szczególnie, gdy mamy do czynienia z czymś tak odmiennym od tego, co dotąd słyszeliśmy. Jednym słowem – warto!

Maciej Draheim

Wydawca: Allegro Records
Posłuchaj: www.themoongang.pl

Festiwal Muzyczny im. Ryśka Riedla opisany

opublikowano w dziale Polska

Lato to dla miłośników bluesa i rocka czas festiwali. Ten, który fani twórczości Ryszarda Riedla upodobali sobie szczególnie odbył się 27 i 28 lipca w Parku Śląskim w Chorzowie. O tym jak wyglądała tegoroczna, piętnasta edycja Festiwalu Muzycznego im. Ryśka Riedla przeczytacie w relacji Karola Dudy:

Przez dwa lata wiele się może zmienić, ale nie musi. Dwa lata minęły odkąd ostatni raz postawiłem stopę na tyskiej, pardon, chorzowskiej ziemi i uczestniczyłem w Festiwalu Muzycznym im. Ryśka Riedla – człowieka będącego inspiracją dla wielu. Szybki marszobieg, odebranie legitymacji prasowej i już jestem na terenie festiwalu. W zasadzie nic się nie zmieniło, może budek z pamiątkami trochę mniej. Widzę nawet znajome twarze: ten sam pijany osobnik śpiący w trawie, ta sama młodzież ubrana w barwy hipisowskie, rodziny z dziećmi (cieszy to, że rodziciele dbają o pociechy – wiele z nich miało słuchawki chroniące przed hałasem, co muszę przyznać bardzo się przydaje!).

Na scenie zespoły konkursowe, rozpoczął zespół Sheep. Wśród słuchaczy dyskusja: chodzi o owieczkę czy o stateczek? Owieczki bynajmniej łagodnymi barankami nie są. Hardrockowe szaleństwo w najlepszym wydaniu, potężne gitary i charyzmatyczny gitarzysta, lider. Z pewnością warto trzymać rękę na pulsie i bywać na ich występach. Jury uhonorowało ten energiczny występ drugim miejscem. Po nich na deskach rozgościli się muzycy z Root Rockets. Przyznam, że ich ni to rockowe ni to reggae’owe granie średnio mi przypadło do gustu. Nie mogę jednak odmówić im dojrzałości kompozycyjnej, a wokaliście świetnego głosu. Jednak Jury się podobali. Trzecie miejsce. Teraz przejdę do zespołu numer jeden spośród moich festiwalowych „odkryć”. Andy MC. Kolaż stylistyczny. Oni sami wymieniają Def Leppard jako jedną ze swoich inspiracji. Ja dosłuchuję się u nich wpływów zespołów hair metalowych – Motley Crue czy wczesnego Guns n’ Roses (zwłaszcza w grze i imagu gitarzysty solowego, Krychy). Z kolei ich partie gitar unisono przywodzą na myśl nieodżałowane Iron Maiden. Do tego teksty po polsku, co dla mnie jest dużym plusem. To, że zespół nie dostał się na pudło nic nie znaczy: całe pole namiotowe śpiewało ich teksty. Taka dygresja: Stephen Davis w biografii Guns n’ Roses powiedział, że zespół rockowy powinien mieć dobrze wyglądającego basistę, charyzmatycznego wokalistę, szalonego perkusistę i gitarzystę wyglądającego jak postać z kreskówki. Ten zespół to ma, co w połączeniu z nieeksplorowanym w naszym kraju gatunkiem muzyki (Silver Samurai to jednak za mało) i potężnymi refrenami powoduje, że nie widzę powodu by nie odnieśli wielkiego sukcesu. Jeśli lubicie dobrą muzykę i chcecie się zabawić na koncercie to idźcie na ich występ. W tym momencie wraz z towarzyszącym mi starym festiwalowym weteranem poszliśmy skorzystać z fontanny by się schłodzić. Upał niesamowity i zero cienia, każdy by wymiękł. Do tego od pewnego momentu jedynym chłodnym napojem, który był dostępny było piwo. Tłumaczy to ilość opadłych w trawę ludzi. Temperatura piekielna, a zespoły jeszcze podsycały atmosferę. Po chwili ochłody przyszła kolej na akustyczny koncert Kuwejta. Sympatyczny pan, sprawność w grze na gitarze akustycznej i dobre teksty („Jestem zły. Diabeł mi ostrzy kły”) na pewno na długo zapadną mi w pamięć.

Blues Experience, jeden z faworytów konkursu. Przepiękna wokalistka Anna Pawlus-Szczypior – ozdoba zespołu na dodatek posiadająca fenomenalne warunki głosowe i, co najważniejsze, umiejąca się głosem bawić i traktować go jak instrument (jej scatowanie – miodzio). Do tego zespół nie ustępuje jej w sprawności muzycznej, a każdy jest osobowością sceniczną. Był to ich drugi koncert na jakim byłem i już wyglądam kolejnego, warto poznać! My z Delty. Ciekawy zespól, z bardzo dobrym feelingiem i tekstami. Ciekawe granie i z pewnością warto zwracać na nich uwagę oraz zobaczyć na żywo. Uwagę zwraca Mariusz „Mario” Zarzeczny na harmonijce. Wróżę mu karierę, chociaż brakowało mi pewnego „odjazdu” w jego grze. Jeśli to czytasz: nie bój się i daj czadu! A po nich… Ten skład pozamiatał. Niczym wikingowie pozostawiający po sobie spaloną ziemię i złupione wioski przetoczyli się po uszach słuchaczy i zatarli wrażenie, jakie pozostawili poprzednicy. Po prostu hard rockowi herosi. Łukasz „Łyczek” Łyczkowski, który współpracuje z Leszkiem Cichońskim, jest wokalistą, którego stawiałbym w jednym rzędzie z Milesem Kennedym i – kto wie czy także nie – Robertem Plantem. A przy tym jest posiadającym dobry kontakt z publicznością konferansjerem. Na gitarze towarzyszył mu prawdziwy smok o ksywie… Smok. Gigant, porównywałbym go z Zakkiem Wyldem (jeśli chodzi o charyzmę i gitarę Gibsona). Niesamowite riffy i solówki, mógłby iść w szranki nawet z Andrzejem Nowakiem, który królował na scenie parę godzin później. Zespół potęga zostawiający z chęcią usłyszenia czegoś więcej. Czekam na płytę! Czarny koń konkursu. Chyba nikogo nie zaskoczyło, że wygrali. Jedyne, co mogę zarzucić to teksty piosenek, które poza ostatnią były anglojęzyczne. Konkurs zamykali Jumanji. Trochę się obawiałem ich reggae’owego grania, jako że nie jestem fanem, lecz przyznam, że grali świetnie. Wspaniałe teksty po polsku, świetny puls i show na scenie. Mimo drobnych problemów technicznych dali czadowy występ. Kupili mnie, a ja kupię ich obie płyty.

Tyle, jeśli chodzi o konkurs. Przyznam, że poziom mnie zachwycił i z pewnością wiele z zespołów występujących zyskało sporo nowych fanów. Smucą mnie jedynie nadchodzące wydatki, tyle płyt do kupienia.

Po konkursie przyszedł czas na Revolucję Jacka Dewódzkiego. Nie słyszałem ich wcześniej, nie śpiewałem z publicznością, nie pogowałem. Ale słuchałem i zespół ma „to coś”. Podobali mi się zarówno instrumentalnie, jak i tekstowo i wokalnie. Jacek dalej jest bardzo dobrym wokalistą i dowcipnym frontmanem. Przyznam, że na kolejny koncert czekałem z niecierpliwością. Weterani, bohaterowie i idole ze Śląskiej Grupy Bluesowej nie zawiedli. W czasie koncertu zaprosili też na scenę Adama Kulisza. Zagrali znane utwory, które z przyjemnością wyśpiewałem wraz z Janem. Leszek Winder jak zwykle zachwycał solówkami na gitarze (chociaż grał dość ciężko, czyżby to efekt płyty „Krzak Experience”?), Mirek Rzepa opanowaniem basu, a Michał Giercuszkiewicz swoim pulsem (dla mnie najlepszy perkusista, jakiego miał Dżem). Ich wykonanie „Modlitwy bluesmana w pociągu” było najlepszym, jakie słyszałem. Adam Kulisz jak zwykle pokazał klasę i udowodnił (chociaż czy jest sens żeby tutaj cokolwiek udowadniać?), że jest jedynym w naszym kraju, który przekonująco zagra nawiązując do Johna Lee Hookera. Co nie znaczy, że nie ma swojego stylu. Już pierwsza nuta wystarczy by poznać, kto dzierży wiosło.

Po Śląskiej Grupie Bluesowej przyszła kolej na heavy metalowych gigantów. TSA tryumfowało. Ze swoich evergreenów zagrali jedynie „51”, lecz koncert był totalny. Wspaniałe solówki i Andrzej Nowak, który jest dla mnie polskim królem riffów i całkowitym dominatorem sceny. Oczywiście Stefan Machel też pokazał klasę, jednak co Nowak to Nowak. Marek Piekarczyk jak zwykle mówił o pacyfizmie oraz przedstawił postać Ryśka jako zwykłego faceta, jego kolegę. Urzekło mnie to. Występ Cree był dziwny. Po prostu. Nie, że zagrali źle, ale bez konferansjerki, jedyne co Bastek powiedział, to że utwór, „Po co więcej mi” dedykuje swoim rodzicom. Panowie pokazali klasę, jednak lekki niedosyt pozostał… Niepokojącym dla mnie wydaje się też fakt, że Bastek nie wystąpił z Dżemem na koncercie finałowym, jak miał w zwyczaju. „Źle się dzieje w państwie duńskim”?

Adam Palma. Trochę się bałem jak się obroni muzyka instrumentalna na festiwalu, ale wirtuozeria tego Pana będącego polskim Tommy Emmanuelem porwała wszystkich, a zagranie „Zielonego Piotrusia” Dżemu przed występem gwiazd wieczoru było wyśmienitym posunięciem. Brawo panie Adamie!

Kiedy Dżem wszedł na scenę serce zastygło. Mój ukochany polski zespół, od którego zacząłem przygodę z muzyką. Zawsze wspaniali, bez jednej złej piosenki na koncie. Nie zawiedli. Materiał poza sztandarowymi utworami takimi jak „Whisky”, „Wehikuł czasu”, „Mała aleja róż”, „List do M”, podczas którego pojawiły się światła zapalniczek czy „Autsajder”, gdzie pojawił się spodziewany przeze mnie Partyzant. Cieszyła mnie obecność utworów z okresu gry z Jackiem Dewódzkim (szkoda, że nie zaproszono go na scenę), jak „Kilka zdartych płyt” czy „Zapal świeczkę”. Cieszył też „Prokurator”, którego usłyszałem pierwszy raz na żywo. Jurek Styczyński dał czadu, co tu dużo mówić jest wirtuozem niesamowitej klasy, a ze swojego Gibsona „Bullseye” wydobywał dźwięki niezwykłe. Dziwiła mnie mała ilość solówek Adama Otręby, ale to może przesada z mojej strony. Maciej Balcar ma niesamowity kontakt z publicznością, a z Dżemem pasują do siebie jak tryby dobrze działającej maszyny. Koncert mógłbym być trochę dłuższy, ale upalny dzień dał wszystkim w kość. Zmęczony, ale zadowolony i z uśmiechem na ustach udałem się na spoczynek.

Drugi dzień i przewidziany przeze mnie wynik konkursu I – Sold My Soul, II – Sheep, III – Roots Rockets. Trochę się zawiodłem, że Jumanji czy Andy MC nie dostali się na pudło, ale nie można mieć wszystkiego. Łukasz Kurpiewski mnie powalił. Gitarowy wymiatacz najwyższej półki, wstyd powiedzieć, że go wcześniej nie znałem. Na pewno nadrobię i będę pilnie śledził jego karierę. L’Orange Electrique bardzo lubię. Krakowska formacja o, jak mniemam, ugruntowanej pozycji na naszej scenie. Już na Rawie Blues sprzed dwóch lat mnie kupili. Dobry, dobry, dobry band, który trzeba znać. Co mogę dodać? Solidne granie bez fuszerki. Redakcja mnie niesamowicie zaskoczyła. Cudowny skład, ich frontman, który miał najlepszy kontakt z publicznością. W tym skok ze sceny i wręczenie mikrofonu fance by zaśpiewała refren „Tak jak kot”. Czad, mocarne punk n’rollowe granie, teksty po polsku oraz charyzma całego zespołu mnie kupiła. No i gitarowe wymiatanie Darka Duszy! Ścigani mnie trochę rozczarowali. Może powiem inaczej: nie wiem, co mieli na myśli grając tyle coverów. Koncert był dobry, ale zagranie przez nich dwóch kawałków Dżemu było dla mnie niezrozumiałe. Chciałem usłyszeć ich materiał, a nie cudzy. Zaskoczyli mnie coverem zespołu Human – „Polski”. Grali bardzo dobrze z powerem i feelingiem, lecz, wolałbym usłyszeć ich kawałki. Zespół wspierali Krzysztof Głuch i Jan Gałach, którzy pokazali, że zasłużyli na swoją markę! Po nich przyszła kolej na Partyzanta. Przyznam ze bałem się jak wypadnie jego muzyka na festiwalu. I wypadła przefantastycznie! Wirtuozeria, dobre teksty, energia oraz sypanie żartami („Skazani na patelnię”) i anegdotami (historia o kapeluszu i harmonijce Ryśka) sprawiły, że był to jeden z najlepszych koncertów festiwalu. A granie ołówkami na gitarze oraz „Pink Panther Theme” i „Hit The Road Jack” pewnie wprawiło niejednego gitarzystę obecnego na festiwalu w głębokie kompleksy. Później grali Ridersi oraz Zemollem. Przyznam, że z perspektywy innych występów jakie słyszałem, było dobrze jednak mnie nie powaliło. Ale to z pewnością moje zmęczenie. Słońce było zabójcze. Z kolei Riders wymiatali. Nowa wokalistka pokazała klasę, a końcówka koncertu to popis instrumentalny Mietka Jureckiego i Grzegorza Kuksa. Koncerty zamykał Perfect, no i tutaj nie zawiedli. Wspólne śpiewy i ogólnie dobra zabawa, której nastrój udzielił się wszystkim.

Festiwal Ku Przestrodze zawsze jest fantastycznym przeżyciem. Niezapomnianym i magicznym. Wspaniali ludzie, którzy zostają Twoimi przyjaciółmi po wspólnym śpiewaniu, niedobitki dzieci kwiatów, pogowanie oraz uczucie, jakie może zapewnić jedynie przynależność do jednej wielkiej koncertowej rodziny, sprawia, że chce się tam wracać co roku. Ja już odliczam dni!

Karol Duda

Źródło: Blues.pl

Billy Gibson zeznaje

opublikowano w dziale Polska

Książe Beale Street, laureat Blues Music Award dla najlepszego harmonijkarza 2009 roku, do tego zdolny wokalista. Kto to taki? Billy Gibson (fot. Irek Graff), który koncertuje obecnie w Polsce. O początkach rozpoczętej w bardzo młodym wieku muzycznej drogi, polskiej publiczności i współpracy z Magdą Piskorczyk rozmawiał z nim Maciej Draheim:

Maciej Draheim: Powiedz mi proszę Billy, co skłoniło Cię by zacząć grać na harmonijce, czy jak mówią niektórzy „saksofonie z Mississippi”?

Billy Gibson: Zacząłem grać na harmonijce gdy miałem jakieś 7 czy 8 lat. Moja mama często opowiada historię o tym, jak poszedłem do niej i poprosiłem, by kupiła mi harmonijkę. Nie jest pewna dlaczego ją chciałem, ale zaprowadziła mnie do miejscowego sklepu w Clinton, w stanie Mississippi i pozwoliła wybrać jedną z tych, które leżały pod szklaną ladą. Wziąłem tę z najfajniej wyglądającym czerwonym pudełkiem! Okazało się, że była to Hohner Marine Band, mam tę harmonijkę do dziś.

Jak wyglądał początek twojej muzycznej przygody?

Na początku po prostu udawałem harmonijką różne odgłosy i starałem się dobrze bawić. Potem przyszła kolej na dziecięce melodyjki, takie jak „Oh Susanna” czy „Row Row Row Your Boat”. Bardzo mi się podobało to, że mogłem harmonijkę mieć zawsze w kieszeni.

Pierwsze zespoły i występy?

Gdy miałem jakieś 17 lat zobaczyłem w Jackson w stanie Mississippi występ wielkiego bluesmana – Sama Myersa. Wyrabiał na harmonijce rzeczy, których nigdy wcześniej nie słyszałem. Poczułem wtedy ogień w trzewiach! Wraz z kilkoma przyjaciółmi założyliśmy zespół, żeby mieć z tego frajdę i podrywać dziewczyny, ha! I tak zaczęło się moje granie.

W twojej biografii można przeczytać, że Beale Street w Memphis była dla Ciebie „uniwersytetem bluesa”. Jak wyglądała nauka i praktyka w tym słynnym miejscu?

Przeprowadziłem się do Memphis na początku lat dziewięćdziesiątych, ponieważ chciałem dowiedzieć się więcej o muzyce i spróbować zarobić na życie jako zawodowy muzyk. Pierwsze kilka lat spędziłem na Beale Street chłonąc dźwięki i spotykając muzyków. To słynna muzyczna ulica, a w tamtych czasach można było tam usłyszeć bluesa, jazz, rock’n’roll czy soul każdej nocy i to w wykonaniu najlepszych artystów z okolicy! Dla młodego harmonijkarza wystarczyło być na scenie i mieć otwarte uszy, aby nauczyć się naprawdę wiele.

W twojej grze, oprócz tradycyjnych bluesowych fraz, słychać dużo funku czy soulu, masz też zupełnie odmienne od bluesa, jazzowe oblicze. Jakie są więc twoje fascynacje i wzorce muzyczne, skąd taka różnorodność?

Tak jak mówiłem, na Beale Street można było usłyszeć każdy rodzaj muzyki. Słuchałem Alberta Kinga, Prestona Shannona, Little Jimmiego Kinga, Pata Ramsey’a, Ruby’ego Wilsona, Jamesa Cottona, Dona McMinna, Butcha Mudbone’a, Mose’a Vinsona, Big Lucky Cartera, Barbary Blue, Mojo Buforda, Kenny’ego Browna i wielu innych grających bluesa w różnych klubach i wzdłuż ulicy. Charlie Wood, Calvin Newborn, Fred Ford i Rudy Williams grail jazz w King’s Palace. Wirtuoz harmonijki chromatycznej, Pete Pedersen grał każdy gatunek muzyczny w Center For Southern Folklore. James Govan and the Rum Boogie Band, The King Bees, Melinda Rodgers, Zeda śpiewali soul. Eric Gales, Kirk Smithhart i Corey Osborne i wielu innych grail blues-rocka. Typowy jamband – Free World – grywał w Blues City Cafe. The Dempseys grail rockabilly. Mógłbym tak jeszcze wymieniać, ale chyba już wiadomo o co mi chodzi. Tylu świetnych wykonawców grających każdej nocy. Muzyka była wszędzie! Występowałem na Beale Street przez wiele lat i w 2005 roku otrzymałem tytuł Beale Street Entertainer of The Year.

Sierpień i wrzesień to dla ciebie czas koncertowania po Polsce. Po twoim występie w Toruniu mieliśmy okazję się spotkać i pogadać. Jak podoba ci się w Polsce?

To moja pierwsza wizyta w Polsce i bawię się tu znakomicie. Dziękuję wszystkim za ich gościnę i to, że sprawiają, że czuję się tu jak w domu.

Jak odbierasz tutejszą publiczność?

Jest niesamowita. Mówiąc szczerze, jestem zaskoczony reakcją publiczności. Nie wiedziałem, że w Polsce jest tylu fanów bluesa. Ale teraz już wiem.

Czy Polacy czują bluesa?

Pewnie! Blues narodził się w Ameryce, ale po wielu podróżach coraz bardziej zdaje sobie sprawę, że to dźwięki, które nie mają granic i stały się muzyką całego świata.

W czasie trasy po Polsce występujesz z zespołem Magdy Piskorczyk. Dodatkowo, w trakcie sierpniowego festiwalu Harmonica Bridge miałeś okazję spotkać sporo polskich muzyków. Jak współpracuje ci się z Magdą i co sądzisz o polskich wykonawcach?

Magda to wspaniała artystka i praca z nią jest prawdziwą przyjemnością! Jestem wdzięczny Magdzie i jej zespołowi za możliwość odwiedzenia Polski i wspólnego tworzenia muzyki. Spotkałem tu wielu znakomitych muzyków, jednak największe wrażenie zrobili na mnie moi bracia w harmonijce. Mogę nie być obiektywny, gdyż jest to mój instrument, lecz usłyszałem tu naprawdę wielu fantastycznych harmonijkarzy. Rzadko się zdarza, bym w trakcie moich podróży spotkał tak wielu utalentowanych, szczególnie młodych, harmonijkarzy w jednym miejscu. To dla mnie bardzo inspirujące.

Teraz pytanie, które ucieszy miłośników gadżetów harmonijkowych. Jakiego sprzętu używasz? Ulubione harmonijki, mikrofony, wzmacniacze?

Moje ulubione harmonijki to Golden Melody firmy Hohner. Ulubione wzmacniacze to Fender Pro Junior i Gibson Goldtone. Mikrofon zaś to fabryczny Astatic JT-30.

Co pomaga ci uzyskać Twój sound?

Wydaje mi się, że aby uzyskać świetne brzmienie należy słuchać mistrzów instrumentu i starać się uczyć od nich. Sam Myers był moim wzorem i wciąż słucham jego muzyki, dalej mnie inspiruje.

Może na koniec miałbyś jakąś radę dla grających na harmonijkach Czytelników Blues.pl? Słucham uważnie, bo może i mi się ona przydać.

Wskazówka, którą usłyszałem od starszych muzyków brzmi tak, że najpierw należy umieć wydobyć dobre brzmienie z instrumentu, a dopiero potem pozwolić by wzmacniacz, czy duże nagłośnienie przekazało ten dźwięk słuchaczom. Świetne brzmienie pochodzi w pierwszej kolejności od muzyka, dopiero później jest sprzęt.

I jeszcze jedna rada… Starzy mistrzowie mówili też zawsze, by wyrazić swoje brzmienie. Nie staraj się być kimś innym, bądź sobą. Mam nadzieję, że to pomoże…

Źródło: Blues.pl

XXII edycja Festiwalu Blues nad Bobrem

opublikowano w dziale Polska

Na początku sierpnia w  Zamku Kliczków obok Bolesławca odbędzie się XXII Festiwal Blues nad Bobrem. Zapisy na warsztaty muzyczne trwają do 15 lipca. Oprócz nich podczas imprezy odbędzie się: Przegląd Zespołów Bluesowych im. Tadeusza Nalepy, msza w oprawie bluesowej oraz koncerty z udziałem gwiazd. Poniżej publikujemy garść informacji na temat warsztatowych klas i atrakcji, jakie przygotowali Organizatorzy:

XXII edycja Festiwalu Blues nad Bobrem potrwa od 6 do 15 sierpnia. Tradycyjnie poszczególne wydarzenia odbywać się będą w Bolesławcu i położonym nieopodal Zamku Kliczków. Na festiwal składają się prowadzone przez mistrzów warsztaty muzyczne, koncerty i przegląd zespołów bluesowych. Najważniejsza jest jednak wspaniała zabawa. Zapisy na warsztaty ze względu na spore zainteresowanie zostały przedłużone do 15 lipca. W tym roku w organizacji Festiwalu nastąpiło kilka zmian. Nowością jest zakwaterowanie w świeżo oddanym do użytku budynku, dawnym folwarku należącym do zamku, który znajduje się zaledwie 200 metrów od głównego obiektu. Oczywiście nadal pozostaje możliwość wybrania noclegów w samym zamku.

Zajęcia w klasach jak zwykle odbywać się będą pod kierunkiem: Krystyny Prońko, Aleksandry Sozańskiej-Kut, Jacka Siciarka (wokal), Leszka Cichońskiego, Jacka Jagusia, Jacka Królika, Artura Lesickiego, Katarzyny Maliszewskiej, Marka Napiórkowskiego, Krzysztofa „Pumy” Piaseckiego, Marka Raduli (gitara), Błażeja Pawliny, Petera Krause (gitara akustyczna), Wojciecha Pilichowskiego, Tomasza Grabowego (bas), Zbigniewa Lewandowskiego, Micha Maass (perkusja), Bartosza Łęczyckiego, Romana Badeńskiego (harmonijka), Pawła Serafińskiego (klawisze) oraz Grzegorza Sidorowicza (fotografia). Innowacją są dwie dodatkowe klasy warsztatów, które poprowadzą Magda Piskorczyk oraz fenomenalny Jan Błędowski (instrumenty smyczkowe). Klasa Magdy Piskorczyk skierowana jest do osób, które posiadają już techniczne umiejętności i doświadczenie muzyczne, potrafią zagrać solówkę czy przygotować utwór ze słuchu. Jej celem jest między innymi wspólne przygotowanie materiału koncertowego i nauka współpracy w zespole. Konsultacji na tegorocznym festiwalu obok jego Mistrzów udzielać będą zaproszone gwiazdy: Jarosław Śmietana (gitara elektryczna), Wojciech Karolak (klawisze), Keith Dunn (wokal i gra na harmonijce ustnej), którzy zagrają ponadto w koncercie finałowym. Podczas warsztatów odbędą się także dwa fantastyczne wykłady poświęcone zagadnieniom: ekspresja poprzez muzykę i muzyka poprzez ciało. Wykłady połączone z prezentacją oraz elementami praktycznymi poprowadzą fizjoterapeutka Anna Słobodzian oraz muzyk Wojciech Garwoliński. Podczas tych zajęć warsztatowicze dowiedzą się m.in.: w jaki sposób ekspresja wpływa na ciało, jak muzyka wpływa na ciało, w jaki sposób ciało wpływa na muzykę i ekspresję, jak wszystkie z nich się przeplatają.

Oprócz warsztatów organizatorzy przygotowali wiele innych ciekawych wydarzeń. 10 sierpnia o godzinie 19.00 w Teatrze Starym w Bolesławcu odbędzie się Koncert Mistrzowie Warsztatów Blues nad Bobrem. Dzień później o godz. 17.00 w Zamku Kliczków rozpocznie się Przegląd Zespołów Bluesowych im. Tadeusza Nalepy. Przegląd uświetni koncert Soul Re Vision w projekcie Girl Power – laureata tegorocznej Rawy Blues oraz gwiazdy wieczoru Magdy Piskorczyk – nominowanej do nagrody Fryderyk 2012 w kategorii Bluesowy Album Roku za płyty „Mahalia” i „Afro Groove”. 12 sierpnia o godz. 19.00 odprawiona zostanie Msza w oprawie Bluesowej przygotowana przez Aleksandrę Sozańską-Kut w Parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bolesławcu. 14 sierpnia, także o 19.00 w Zamku Kliczków odbędzie się koncert finałowy, w którym wystąpią: Jarosław Śmietana, a z nim zagrają Wojciech Karolak i Bill Neal w rewelacyjnym programie bluesowym z płyty „I Love the Blues” oraz zawsze energetyczny i żywiołowy zespół HooDooBand; rewelacyjni G. Wolf (Wojciech Garwoliński) i Keith Dunn oraz Cotton Wings – laureat zeszłorocznego Przeglądu Zespołów Bluesowych. Koncert zapowiada się bardzo interesująco, a poprowadzi go Jan Chojnacki z „Trójki”. Wydarzeniem będzie bez wątpienia występ Jarka Śmietany, muzyka wielostronnego – kompozytora zarówno muzyki jazzowej, jak i bluesowej, który tworzy na potrzeby baletu, filmu i teatru. W swojej bogatej karierze współpracował z gwiazdami wielkiego formatu, takimi, jak: Art Farmer, Freddie Hubbard, Eddie Henderson, Gary Bartz, Vinc Mendoza, John Abercrombie, Idris Muhammad czy Lee Konitz. Wydał 41 autorskich płyt, nagranych m.in. w prestiżowych studiach Nowego Jorku. Za płytę „Jarek Śmietana – Songs and Other Ballads” otrzymał w 1998 roku największą polską nagrodę muzyczną – laur Fryderyka. Wraz z nim wystąpi Bill Neal, który między innymi wziął udział w rocznym tournée z The Royal English Opera Company, grał w Covent Garden Opera House w Londynie oraz w filmie z Sofią Loren i Richardem Butronem. W 2010 roku Jarek Śmietana zaprosił Neala do projektu bluesowego – płyty „I love The Blues”, na której usłyszeć można także wspaniałego Wojciecha Karolaka.

Organizatorzy zapraszają do zapisów na warsztaty muzyczne. Więcej informacji oraz aktualności znajduje się stronie www.bluesnadbobrem.pl oraz na bluesowych funpage’u na facebooku – www.facebook.com/bluesnadbobrem.

Źródło: www.bluesnadbobrem.pl

Piotr Nalepa odpowiada

opublikowano w dziale Polska

Seria publikowanych na Blues.pl wywiadów z muzykami, którzy występowali w toruńskim Pubie Pamela pokazuje jasno, że ich muzyczna działalność to tylko część historii, jaką mają do opowiedzenia. Nie inaczej jest tym razem. O gaszeniu pożarów, niechęci do motoryzacji i muzycznych fascynacjach, z Dariuszem Kowalskim rozmawia syn Tadeusza Nalepy, Piotr Nalepa:

Dariusz Kowalski: W ankiecie przeprowadzonej dla „Teraz Rock” stwierdziłeś, że nie lubisz wywiadów. Skąd to się bierze? W czasie Waszego koncertu w Pameli zauważyłem, że jesteś otwartym człowiekiem i łatwo nawiązujesz kontakt z ludźmi…

Piotr Nalepa: Chodziło mi o wywiady w TV i w radio – zawsze mnie to peszy i wydaje mi się, że gadam bzdury. Poza tym wiele zależy od pytającego. Zwykle na „głupie pytanie” pada głupia odpowiedź. A z ludźmi po koncercie zawsze lubię porozmawiać.

Po tym koncercie ludzie nadal opowiadają o tym, że udało im się z Tobą porozmawiać i przytaczają różne anegdoty, które usłyszeli od Ciebie. Możesz mi teraz przytoczyć jedną z nich? Co najbardziej niesamowitego spotkało Cię dotychczas na scenie?

Ze względu na małe rozmiary sceny w Pameli przypomniała mi się sytuacja sprzed lat. Grałem z Apteką w klubie Buda – był to drewniany budynek na plaży w Gdyni. Full ludzi, upał. W pewnym momencie reflektor za moją głową zaczął się palić. Pożar ugasiłem za pomocą jeansowej kurtki – zespół nie przerywał nawet grania – po czym założyłem gitarę i dokończyłem koncert. Nie ma już Budy, spłonęła kilka miesięcy później.

Przyjeżdżając do Torunia miałeś chyba jakieś wyobrażenie o Pameli i jej publiczności. Jak wypadła konfrontacja wyobrażenia z rzeczywistością?

Robert Lubera uprzedził mnie, że to niewielka scena (śmiech).

Jakie masz wrażenia po kontakcie z naszą publicznością?

Fajnie! Bardzo  bezpośredni kontakt z publicznością, lekka klaustrofobia… Zdecydowanie wolę grać w takich miejscach, gdzie publiczność jest wyluzowana, niż w salach typu „kinoteatr”.

Zdradź nam sekret, dzięki któremu udaje się Wam, czyli Tobie i Robertowi, utrzymać przy życiu Wasz krakowsko-warszawski projekt?

Nie ma żadnego sekretu. Znam wielu świetnych muzyków w Warszawie, ale gdy zagrałem z zespołem Nie-bo usłyszałem, że to o to chodzi. Wspaniali muzycy, którzy grają ze sobą od lat. Póki co, rozumiemy się doskonale.

Odległość jest spora tym bardziej, że jak wspomniałeś w wypowiedzi dla „Teraz Rock” nie posiadasz samochodu. Z czego wynika ta niechęć do motoryzacji?

Pociąg z Warszawy do Krakowa jedzie niecałe 3 godziny. Mogę w tym czasie poczytać, zdrzemnąć się. Nieposiadanie samochodu jest dla mnie wygodne: nie stoję w korkach, nie muszę szukać miejsca do zaparkowania, a gdy się napiję – zamawiam taksówkę.

Z tego co widziałem na koncercie w Pameli tradycyjna rywalizacja starej i obecnej stolicy nie przekłada się na ten projekt. Stadionowa atmosfera raczej się Wam nie udziela…

Muzyka jest ponad takimi bzdurnymi podziałami. Kraków zawsze będzie dla mnie „starą” stolicą kultury, a Warszawę kocham, bo tu się wychowałem i tu mieszkam. Nie noszę szalika.

Mówiąc o przyszłości rocka powiedziałeś, że są to „ciągłe powroty do źródeł i poszukiwanie czegoś nowego”. Czy w tę formułę wpisuje się Wasz projekt?

Miałem na myśli przyszłość rocka ogólnie. Na pewno to, że gramy numery Breakoutów jest w pewnym sensie powrotem do źródeł, ale nie staramy się ich na siłę „unowocześniać”. Gramy tak jak czujemy, od serca.

Na swojej muzycznej drodze miałeś kilka przystanków, które z bluesem miały raczej niewiele wspólnego. Opowiedz nam o tym, o tej stronie Piotra Nalepy, której ludzie pewnie nie znają.

Zaczynałem „awangardowo” w warszawskim klubie Hybrydy, w różnych zespołach. Z Deuterem byłem w Toruniu chyba w 1985 roku, w klubie Od Nowa. Po drodze było wiele kapel, wiele płyt. Między innymi Kostek Yoriadis, Kasia Kowalska, Grejfrut, ale przede wszystkim związałem się na stałe z kapelą mojego ojca, jako gitarzysta  i – rzadziej – basista.

Jakie są Twoje muzyczne inspiracje?

Bardzo różne. Słucham wszystkiego, co według mnie jest dobre. Stevie Wonder, John Lee Hooker, Led Zeppelin, Queens Of The Stone Age, Miles Davis, Deftones, Prince, Van Halen – i tak mógłbym jeszcze długo...

Opowiesz nam o swojej pozamuzycznej pasji? Mam na myśli konie.

To nie tak! Moja trzynastoletnia córka jeździ sportowo, pod okiem mamy uprawia ujeżdżenie i skoki. Ja tylko kibicuję… W zeszłym roku na wakacjach wsiadłem na konia i potem nie mogłem chodzić przez tydzień – to nie dla mnie. Moje „sporty” to rower, pływanie i narty.

Jakie masz plany na przyszłość?

Mój plan to brak planu. W tym roku jest Piotr Nalepa Breakout Tour i kilka projektów płytowych, a potem zobaczymy. Nigdy nie planowałem swojej „kariery”.

Chcesz coś dodać na koniec?

Pozdrawiam wszystkich, którzy byli i nie byli na koncercie w Pameli. Do zobaczenia wkrótce!

Rozmawiał Dariusz Kowalski

Źródło: www.pubpamela.pl

Various Artists „4 Blues Guitar Masters”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Lucky Peterson, Magic Slim, Joe Louis Walker i Bill Perry to czterej mistrzowie bluesowej gitary, których nagrania zebrano na albumie „4 Blues Guitar Masters” wydanym przez francuską wytwórnię Dixiefrog. Miłośnicy sześciu strun znajdą tu wiele dobrego. Bill Perry to gitarzysta znany publiczności Jimiway Blues Festival, któremu na początku nowego millenium wieszczono dużą karierę zachwycając się nie tylko jego instrumentalną biegłością, ale także – co wcale nie jest normą – umiejętnością pisania ciekawych, nieszablonowych tekstów piosenek. Niestety, świetlaną perspektywę przerwał atak serca w wieku pięćdziesięciu lat. Równie smutna wiadomość obiegła bluesowy światek w lutym tego roku wraz ze śmiercią gitarzysty Magic Slima, którego także słyszymy na albumie „4 Blues Guitar Masters”. To chicagowski blues ze starej szkoły. Chicagowskim bluesem, chociaż przyprawionym sowicie bardziej nowoczesnymi muzycznymi przyprawami, od soulu po odrobinę funky, zachwyca publiczność Joe Louis Walker – chyba największy w tym płytowym zestawieniu specjalista od techniki slide, czyli ślizgania się metalową rurką po strunach gitary. Na longplay’u można go posłuchać choćby w żywiołowym „Midnight Train” czy w powolnym, trwającym ponad siedem minut rozlanym bluesie z pięknie budowaną atmosferą i nastrojem, „Blackjack”. Premierowe utwory na krążku należą do Lucky Petersona – aktywnego na muzycznej scenie przez niemal całe swoje życie, i to dorosłe i wcześniej to dziecięce. Peterson pojawił się na muzycznej scenie jako cudowne dziecko, a dokładniej uzdolniony muzycznie sześciolatek, który wykonując wyprodukowaną przez Willie’go Dixona piosenkę „1-2-3-4” zachwycał miliony amerykańskich telewidzów. Nic dziwnego, że po takim wstępie do droga do kariery nie była ani długa, ani wyboista. Oczywiście trzeba przy tym zaznaczyć, że Peterson naprawdę ma muzyczny talent – śpiewa, znakomicie gra na gitarze i organach Hammonda, co zresztą potwierdza na każdej kolejnej płycie – także składance Dixiefroga będącej krązkiem w sam raz do przesłuchania w nastroju na klasyczne, gitarowe brzmienia.

Przemek Draheim

Wydawca: Dixiefrog
Posłuchaj: www.bluesweb.com

35. urodziny Rawa Blues Festival

opublikowano w dziale Polska

Tegoroczna edycja Rawa Blues Festival zbliża się wielkimi krokami. Elvin Bishop, Bettye LaVette, Jarekus Singleton oraz Selwyn Birchwood to amerykańskie gwiazdy, które 3 października zobaczymy i usłyszymy na scenie katowickiego Spodka. Podczas festiwalu wystąpi również plejada polskich artystów bluesowych. Poniżej, w pigułce, program festiwalu.

Krótko o historii

Rawa Blues – największy na świecie bluesowy festiwal organizowany w zamkniętym pomieszczeniu – obchodzi w tym roku 35 urodziny. Przez lata na scenie Spodka wystąpiła plejada bluesowych sław z USA i Wielkiej Brytanii: Junior Wells, Koko Taylor, Chicken Shack, Savoy Brown, Keb’ Mo’, Robert Cray, Blind Boys of Alabama czy Robert Randolph.

Kto zagra?

Dwójka weteranów oraz dwa wielkie talenty – tak w skrócie prezentują się tegoroczne amerykańskie gwiazdy. Bez wątpienia największą z nich jest Elvin Bishop – znakomity gitarzysta, przed laty muzyk kultowej grupy Paul Butterfield Blues Band. W 2015 roku Bishop został wprowadzony do elitarnego „Rock’n’Roll Hall of Fame”, otrzymał również trzy statuetki Blues Music Awards podczas gali w Memphis (w tym za utwór i płytę roku).

Polskie zespoły

W Spodku pojawi się również silna reprezentacja polskich artystów z obchodzącym jubileusz 50 – lecia gry na harmonijce ustnej Irkiem Dudkiem na czele. Zagrają również: Sławek Wierzcholski & Nocna Zmiana Bluesa, Boogie Boys, Wielka Łódź, Roman Puchowski, Blues Junkers oraz Wes Gałczyński & Power Train. Jedno wolne miejsce na Dużej Scenie czeka jeszcze na laureata Małej Sceny.

Gwiazdy 35. Rawa Blues Festival, w tym Elvin Bishop

Fani bluesa na całym świecie poznali go w latach sześćdziesiątych, kiedy to został gitarzystą Paul Butterfield Blues Band – zespołu, który w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia zrewolucjonizował amerykańską scenę muzyczną. Już jako solista nagrał singla, który wskoczył do pierwszej trójki listy przebojów Billboardu i do dziś chętnie wykorzystywany jest przez branżę filmową. Pracował z wieloma bluesowymi legendami, między innymi z Johnem Lee Hookerem i B.B. Kingiem. Od niedawna może poszczycić się członkostwem w elitarnym Rock and Roll Hall of Fame. Potrójny laureat tegorocznych „bluesowych Oscarów”, czyli „Blues Music Awards”.

Bettye LaVette

Ta znakomita wokalistka jest w muzycznym biznesie od ponad 50 lat. Nie pisze własnych piosenek, ale – podobnie jak Tina Turner, czy Joe Cocker – wspaniale interpretuje utwory z różnych muzycznych gatunków. O pozycji Betty LaVette w USA świadczy fakt, że w 2009 roku została zaproszona do udziału w specjalnym koncercie z okazji inauguracji prezydentury Baracka Obamy. Zaśpiewała wówczas utwór „A Change Is Gonna Come” z repertuaru Sama Cooke’a w duecie z Jonem Bon Jovi. Wokalistka przyjedzie na Rawę Blues z najnowszym, bardzo udanym albumem „Worthy”. Znalazły się na nim między innymi kompozycje znane z repertuaru Rolling Stonesów, Beatlesów (przepiękna, mocno zmieniona wersja „Wait| z albumu „Rubber Soul”) i Boba Dylana.

Jarekus Singleton

Gitarzysta i wokalista – jeden z największych talentów współczesnego amerykańskiego bluesa, kolejny z podopiecznych słynnej bluesowej wytwórni Alligator Records. Jego najnowsza płyta „Refuse To Lose” zbiera świetne recenzje, przyniosła mu także trzy nominacje do prestiżowych Blues Music Awards, a znawcy wieszczą, że będzie kolejnym wielkim nazwiskiem w tym gatunku muzycznym.

Selwyn Birchwood

„Muzyk dużego formatu” – napisano o nim w cenionym magazynie „Rolling Stone”. I nie jest to odosobniona opinia. Pochodzący z Florydy gitarzysta i wokalista, to kolejny „młody wilk” amerykańskiej sceny bluesowej. Jego muzyczna kariera nabrała rozpędu w 2013 roku, kiedy wygrał międzynarodowy konkurs International Blues Challenge. Birchwood jest laureatem tegorocznej Blues Music Award dla najlepszego debiutanta.

Irek Dudek

Bluesman i dyrektor największego na świecie bluesowego festiwalu, organizowanego w zamkniętym pomieszczeniu. W tym roku Rawa Blues świętuje 35 urodziny, natomiast jego „spiritus movens” celebruje okrągłą rocznicę – 50 lat gry na harmonijce ustnej. Co roku, Irek Dudek stara się zaskoczyć publiczność Rawy swoją artystyczną propozycją. Po spektakularnym ubiegłorocznym koncercie z orkiestrą symfoniczną NOSPR-u, również w tym roku towarzyszyć mu będzie na scenie liczne grono muzyków. Artysta wystąpi bowiem z big bandem, z którym przypomni przede wszystkim materiał z płyty „No.1”.

Źródło: www.rawablues.com

Walne Zebranie Sprawozdawczo-Wyborcze 2014 Polskiego Stowarzyszenia Bluesowego

opublikowano w dziale Polska

Poniżej publikujemy oświadczenie Sławka Wierzcholskiego, Prezesa  Polskiego Stowarzyszenia Bluesowego, będące m.in. zapowiedzią Walnego Zebrania Sprawozdawczo-Wyborczego Polskiego Stowarzyszenia Bluesowego i zachętą do pracy na rzecz stowarzyszenia:

Przed 8 laty dostąpiłem zaszczytu, kiedy członkowie Polskiego Stowarzyszenia Bluesowego wybrali mnie jego przewodniczącym. Wówczas przyszła mi na myśl taka oto parafraza wypowiedzi Prezydenta Kennedy’ego: Nie pytaj, co będziesz miał z przynależności do PSB – powiedz, co TY możesz zrobić dla bluesa w Polsce!

Wielu członków PSB taką właśnie kierowało się dewizą, wstępując do Stowarzyszenia. To z ich pomocą, a zwłaszcza dwóch  Wiceprezesów Zarządu - Piotra Łukasiewicza i Benedykta Kunickiego,  zdołaliśmy zrealizować kilka ważnych dla bluesa w Polsce inicjatyw, jak m.in:

  1. Wypromowanie Polskiego Dnia Bluesa. Po kilku latach starań, święto wymyślone przez PSB, zostało już powszechnie zaakceptowane, jest identyfikowalne, pozwala na promocję bluesa i daje szansę koncertowania  wykonawcom w całym kraju.
  2. Wydanie 15 CD w  trzech seriach pn. Antologia Bluesa Polskiego. Wsparta przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego inicjatywa wydania pierwszego zbioru zawierającego 5 CD, spotkała się z nadspodziewanie dobrym przyjęciem i stała się inspiracją do wydania kolejnych dwóch boxów.  Redaktor Mariusz Szalbierz na 15 CD przedstawił najciekawszych współczesnych i zasłużonych dla historii bluesa wykonawców.
  3. Wydanie książki pt. Twarze Polskiego Bluesa i kalendarza „Barwy Polskiego Bluesa”.
  4. Wydanie CD – Blues Made in Poland 2009.
  5. Wylansowanie stempla promocyjnego „Polskie Stowarzyszenie Bluesowe poleca”. Ten znaczek znalazł sie na kilkudziesięciu CD i na plakatach wielu festiwali. Nierzadko dawał wsparcie organizatorom w ubieganiu się o dotacje finansowe czy inne formy pomocy.
  6. Rekomendacja PSB dla wykonawców biorących udział w International Blues Challenge w Memphis. To dzięki niej polscy muzycy bluesowi mogą brać udział w tym prestiżowym wydarzeniu muzycznym, promując polskiego bluesa w jego ojczyźnie. Działalność Polskiego Stowarzyszenia Bluesowego zauważona i doceniona została przez International Blues Foundation, której PSB stało się członkiem.
  7. Obniżenie do 5 tys szt. limitu sprzedanych płyt dla uzyskania statutu „Złotej Płyty” w kategorii „Blues”.
  8. Stworzenie kategorii „Blues” w Nagrodzie Muzycznej „Fryderyk”,  przyznawanej w Polsce od 1995 roku. Przypomnę tylko, że laureatem tej nagrody jest „Kasa Chorych”. Niestety, tę kategorię, jak i kilka innych, ZPAV zlikwidował.
  9. PSB od wielu lat jest organizatorem, współorganizatorem bądź patronem wielu bluesowych wydarzeń muzycznych, które na trwałe zapisały się w kalendarzu najważniejszych imprez muzycznych w kraju, jak np.: Warsaw Blues Night, Jimiway Blues Festival, Olsztyńskie Dobranocki Bluesowe, Blues na niedzielę.
  10. PSB – udzielając stosownych rekomendacji – pomogła kilkunastu członkom w rozwiązaniu istotnych dla nich spraw życiowych.

Dobiegła końca bieżąca kadencja władz PSB.  Zgodnie ze Statutem, obecny Zarząd ustąpi i odbędą się wybory nowych władz. Wypełniając obowiązki wynikające ze Statutu Polskiego Stowarzyszenia Bluesowego, Zarząd Polskiego Stowarzyszenia Bluesowego zwołuje Walne Zebranie  Sprawozdawczo-Wyborcze na dzień 13 września 2014, o godz. 13:00 w Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie. Wyrażam głęboką wiarę, że w tym zbliżającym się ważnym wydarzeniu w życiu naszego Stowarzyszenia wezmą udział zarówno jego członkowie, jak i osoby chcące się do nas przyłączyć i aktywnie działać w ramach PSB. Chętnych do współpracy zachęcam do wejścia na stronę internetową http://www.blues.org.pl/?m=15, gdzie będą mogli się zapoznać z informacjami dotyczącymi działalności Stowarzyszenia i zasad członkostwa w nim.

Wyrażam przekonanie i głęboką wiarę, że członkowie PSB przed  zbliżającym się Walnym Zgromadzeniem opłacą składki członkowskie, co jest warunkiem udziału w tym ważnym dla nas wydarzeniu. Oczekujemy, że wezmą w nim udział wszyscy członkowie PSB.

Niżej podpisany oraz wiceprezesi: Piotr Łukasiewicz i Benedykt Kunicki, nie będą ubiegać się o miejsca w nowym Zarządzie. Uważamy, że jako Zarząd PSB zrobiliśmy całkiem sporo dla Stowarzyszenia i dobrze promowaliśmy jego działalność. Teraz przyszła pora na zmianę warty, na realizację nowych pomysłów i podejmowanie nowych inicjatyw. Wybierzmy zatem nowych działaczy, chętnych poświęcić swój czas i energię dla dobra bluesa w naszym kraju. My ze swej strony chętnie będziemy ich wspierać w działaniu i pomagać w realizacji nowych pomysłów promujących nasze Stowarzyszenie i zachęcających szeroko rozumianych fanów bluesa w Polsce do słuchania i propagowania muzyki bluesowej i mądrości zawartych w słowach przekazanych przez jej twórców.

Wybierzmy nowych działaczy. My, jako ustępujący Zarząd, chętnie wspierać ich będziemy w działaniu i pomagać w realizacji nowych pomysłów promujących nasze Stowarzyszenie.

Bardzo dziękuję członkom Stowarzyszenia za okazane nam wsparcie w czasie mijającej kadencji Zarządu. Nowym władzom PSB życzę, aby swoją zaangażowaną pracą pomnażali dorobek Stowarzyszenia, a PSB pod ich kierownictwem było organizacją silną i rozpoznawalną, mającą na stałe swoje znaczące miejsce w życiu muzycznym naszego kraju.

Z bluesowymi pozdrowieniami,
Sławek Wierzcholski
- Prezes  Polskiego Stowarzyszenia Bluesowego

Źródło: www.blues.org.pl

Pofestiwalowa rozmowa z formacją Dr Blues & SOUL RE VISION

opublikowano w dziale Polska

Niedługo po występie formacji Dr Blues & SOUL RE VISION na festiwalu Las, Woda & Blues, z liderem zespołu Krzysztofem Rybarczykiem, porozmawialiśmy o miłości do soulu, fascynacji B.B. Kingiem i zaletach grania w większym składzie:

Blues.pl: Dr Blues & SOUL RE VISION z sekcją dętą wystąpił chyba pierwszy raz przed tak dużą, festiwalową publicznością właśnie na niedawno zakończonym festiwalu Las, Woda & Blues 2013 w Radzyniu. Jakie emocje Wam towarzyszyły?

Dr Blues: Rzeczywiście, pomimo, że ostatnio mieliśmy zaszczyt i przyjemność wystąpić na Gali Blues Top w Chorzowie, gdzie otrzymaliśmy tytuł Odkrycie Roku 2012, to koncert w Ośrodku Wratislavia prowadzonym przez Dorotę i Jacka Łapińskich był naszym pierwszym rekonesansem w pełnym dziewięcioosobowym składzie przed publicznością typowo festiwalową. Przyznam, że ciągle mamy tremę przed koncertami. Każdy nasz koncert to jest nowe wyzwanie. To jest ciągle świeży projekt. Na każdym koncercie większość obecnych na nim fanów bluesa widzi i słyszy nas po raz pierwszy. To bardzo zobowiązuje. Nie możemy pozwolić sobie na odpuszczenie, czy słabszy dzień. Zresztą nigdy tak nie będzie. Każdy nasz koncert gramy, jakby był najważniejszy w naszym życiu. Tylko taka postawa gwarantuje szczerość i uczciwość wobec słuchaczy. I tych wiernych i tych nowych.

Blues.pl: Wasz repertuar opiera się na klasyce soulowej lat sześćdziesiątych.  Jak fani bluesa odbierają tę muzykę? Przecież nie jest to stricte bluesowa stylistyka.

Dr Blues: Pozornie rzeczywiście nie jest i po drugiej stronie oceanu, gdy soul stawał się popularny, występowała pewna różnica społeczna w odbiorze soulu i bluesa. Ale obecnie, szczególnie po powstaniu pierwszej części filmu Blues Brothers, te różnice się zatarły. Część fanów muzyki z tego filmu nawet nie zdaje sobie sprawy, że Bracia Blues wykonywali właśnie utwory stricte… soulowe. Soul muzycznie wywodzi się z rhythm’n’bluesa, zawiera bardzo wiele jego elementów. Zresztą jest to bardzo bogaty gatunek muzyczny. Część kompozycji jest w zasadzie nieco rozbudowanymi formami bluesowymi, ale są i takie, które obecnie zupełnie nie są kojarzone nawet z ich soulowym rodowodem. W naszym kraju soul, który my wykonujemy i blues grany przez inne zespoły, ma tych samych odbiorców. Naszymi fanami są właśnie miłośnicy bluesa, zresztą oprócz kawałków soulowych gramy też czasami standardy bluesowe. To są przecież moje muzyczne korzenie (śmiech).

Blues.pl: Wpływ B.B.Kinga jest wyraźnie słyszalny w brzmieniu grupy Dr Blues & SOUL RE VISION, no i trudno o inne skojarzenie, gdy trzymasz w ręku Lucille. Czy takie porównania traktujesz jako zarzut?

Dr Blues: Nawiązanie do stylistyki B.B.Kinga jest całkowicie świadome. I w sferze brzmienia grupy, szczególnie w pełnym składzie z sekcją dętą, i w melodyce, frazowaniu moich solówek. Uwielbiam styl B.B.Kinga. Jest on dla mnie niedoścignionym wzorem muzycznym. Grając w tej stylistyce oddaję hołd mojemu Mistrzowi. Mam ten komfort, że mogę robić, to co kocham. Każdy ma jakieś inspiracje, wzorce. Uwielbiam czyste, śpiewne brzmienie gitary. Cyzelowanie pojedynczych nut. Staram się grać tak, jakbym śpiewał. Moje solówki z reguły opieram na temacie danego utworu i staram się w każdym utworze stworzyć specjalny, własny jej klimat. Także zmienne, różnorodne rozwiązania harmoniczne utworów soulowych umożliwiają większą swobodę w tym zakresie. Ale ciągle jest to bardzo bluesowo osadzone granie. Nie umiem grać niczego innego poza bluesem (śmiech).

Blues.pl: Opowiedz trochę o kulisach festiwalu Las, Woda & Blues w Radzyniu?
Dr Blues: Przyznam się, że przyjechałem tutaj po raz pierwszy. To, co od razu mnie uderzyło, to niesamowita, rodzinna atmosfera. Pomysł, który miał Jacek Łapiński, aby zorganizować festiwal na terenie ośrodka wypoczynkowego, gdzie można spać, wypoczywać, słuchać muzyki, jeść i… pić… był strzałem w dziesiątkę. Nie trzeba nigdzie się ruszać. Wszędzie, co chwilę spotyka się przyjaciół, co kawałek ktoś gra. Czuje się wspólnotę, nie ma podziału na muzyków, słuchaczy, organizatorów. Pomimo setek ludzi na niewielkim terenie, sporej ilości wypitego alkoholu, nie zdarzył się tutaj żaden incydent, czy huligański wybryk. Niesamowitym przeżyciem są nocne jamy w Wigwamie. Jest tak, jak ktoś powiedział, kto raz tu przyjechał, będzie wracał co rok!

Blues.pl: Zagraliście kilkudziesięciominutowy koncert, słuchacze nie chcieli Was wypuścić ze sceny. Co jest tajemnicą tego, że fani bluesa Was tak lubią?

Dr Blues: Hm… trudno oceniać siebie samego, własny zespół. Sądzę, że nie tylko sprawy ściśle muzyczne mają na to wpływ. Szacunek do tradycji muzyki, którą gramy. Z pewnością jesteśmy dość nietypową grupą, widowiskową i lubimy bawić się wspólnie z fanami na koncertach. Każdy nasz występ jest inny. Nie tylko ze względu na dość elastyczny skład, ale też pomysły, które rodzą się w czasie występu. Uwielbiam bezpośredni kontakt ze słuchaczami. Nie można też pominąć faktu, że Asia przyciąga uwagę nie tylko swoją urodą, ale także swoją grą. Bawimy się muzyką, którą gramy. Sądzę, że przede wszystkim niczego i nikogo nie udajemy, ani na scenie, ani poza nią. Chętnie rozmawiamy z każdym, kto z nami chce pogadać. Tacy po prostu jesteśmy.

Na festiwalu do wspólnego wykonania kołyszącego Rock Me zaprosiliśmy Bartka Przytułę, który jest nie tylko wyśmienitym wokalistą, ale także znakomitym kompanem; Marco Bartoccioniego, znakomitego gitarzystę z Włoch o nieco rockowym zacięciu, z którym zaprzyjaźniliśmy się już rok temu oraz Artura Koniecznego z niedalekiego Leszna, który swą grą przypomina Alberta Kinga. Lubię zapraszać różnych wykonawców do wspólnego grania. Takie spotkania są niezapomniane.

Fot. www.soulrevision.pl

Źródło: Blues.pl

XVI Festiwal Muzyczny im. Ryśka Riedla

opublikowano w dziale Polska

W dniach 26-27 lipca 2014 roku na Polach Marsowych w Chorzowie odbędzie się XVI Festiwal Muzyczny im. Ryśka Riedla. Impreza będzie wydarzeniem szczególnym dla fanów Riedla, gdyż w tym roku przypada dwudziesta już rocznica śmierci ich idola. Pierwszego dnia festiwalu jubileuszowy koncert 20-lecia pracy scenicznej zagrają Sebastian Riedel i grupa Cree. 27 lipca przewidziany jest kolejny koncert jubileuszowy, tym razem 35-lecia pracy scenicznej Oddziału Zamkniętego z gościem specjalnym Jarkiem Wajkiem. Na XVI Festiwalu Muzyczny im. Ryśka Riedla usłyszymy także Kazika Staszewskiego i zespół Kult, Marka Piekarczyka, Eweliną Flintę, Mariusza „Faziego” Mielczarka oraz laureata Festiwalu „Solo życia” Michała Trzpiołę z zespołem i wielu innych artystów. Co więcej, organizatorzy czynią starania, by 25 lipca na Polach Marsowych doszło do skutku wystawienia spektaklu „Skazany na Bluesa”, na podstawie scenariusza filmowego Przemysława Angermana i Jana Kidawy-Błońskiego, w adaptacji i reżyserii Arkadiusza Jakubika. Szczegółowy program festiwalu zostanie ogłoszony niebawem.

Źródło: www.festiwalryska.pl

Amerykański Dzień Sklepów Muzycznych

opublikowano w dziale Świat

W czasach wszechobecnych plików mp3 i wielkopowierzchniowych marketów sprzedających składanki najświeższych przebojów małe, często specjalistyczne sklepy płytowe, w których nie tylko można posłuchać muzyki, ale też porozmawiać z kompetentnym sprzedawcą o ulubionym zespole stały się niestety ogromną rzadkością. W ramach utrzymania pamięci o takich niezwykłych miejscach 18 kwietnia amerykanie świętują Dzień Sklepów Muzycznych. Prezenty w postaci plakatów, naklejek i okolicznościowych płyt kompaktowych; ekskluzywne  edycje płyt Bruce’a Springsteena, Radiohead czy Boba Dylana; siedmiocalowe single – między innymi takie atrakcje mają przyciągnąć klientów do muzycznych sklepików. Inicjatywa jest piękna, więc miejmy nadzieję, że odniesie skutek.

Źródło: www.classicrock.about.com

Muzyczna pajęczyna w TVP Bydgoszcz

opublikowano w dziale Polska

Wiele rzeczy się na świecie zmienia, jednak prawdziwa pasja pozostaje. I tak, mimo że Zdzisław Pająk (fot. archiwum Zdzisława Pająka), redaktor magazynu radiowego „5 dekad rock’n’rolla”, nie prowadzi już tego programu, nie zerwał z muzyką. Wręcz przeciwnie, zamienił radiowy mikrofon na telewizyjną kamerę. Tak powstał program „Na muzycznej pajęczynie” emitowany od końca stycznia w bydgoskiej telewizji regionalnej. Mówiąc w dużym skrócie audycja opowiada o historii szeroko pojętej muzyki rozrywkowej. Sam tytuł kojarzy się z nazwiskiem autora, ale ma też drugie dno. Zdzisław Pająk mówi, że „muzyka rozrywkowa stworzyła przez lata taką właśnie pajęczynę, składa się bowiem z wielu łączących się ze sobą nitek, które schodząc się w pewnych miejscach tworzą węzły. I od nich to można zaczynać, by opowiedzieć jakąś krótką historię, która pokazuje jakiś odcinek całej historii muzyki. Brzmi to trochę skomplikowanie, więc wyjaśniam, że przyjąłem, iż te węzły to daty w kalendarzu – kiedy to coś się wydarzyło, coś istotnego dla muzyki, było początkiem czegoś, zapewniło rozwój lub stało się końcem jakiegoś etapu w historii muzyki rozrywkowej”. Każdy odcinek opowiada inną historię. Śmierć Richiego Valensa i Buddy Holly’ego, początek Beatlemanii po przyjeździe Żuków do USA, otwarcie londyńskiego Ealing Club i związane z tym narodziny brytyjskiego bluesa oraz jego wpływ na scenę w Polsce, półwiecze rock’n’rolla w rytmie „Rock Around The Clock”, czy wreszcie swing i 110 urodziny Duke’a Ellingtona oraz 25 rocznica śmierci Counta Basie. Jak przekonuje autor programu, historia muzyki – tak jak czegokolwiek innego – to nie zbiór odizolowanych od siebie opowieści: „Bieg dziejów łączy pewna nić, zapewniająca ciągłość i dalszy rozwój. Tak też jest w krainie dźwięków”. Tej prawidłowości nie mogło zabraknąć w „Pajęczynie”. Poszczególne wydania łączy pajęcza nić, czy to postać drugoplanowa, która w następnym tygodniu staje się bohaterem opowieści, czy też ciekawe zjawisko ze świata muzyki. Prezentując historię muzyki światowej redaktor Pająk nie zapomina o tym, co działo się i dzieje w województwie kujawsko-pomorskim. Przykładem jest bydgoski Big Band El Jazz, o którym mowa będzie w kolejnym odcinku. A ten już niedługo, bo w czwartek 23 kwietnia o godzinie 19:40 na antenie TVP Bydgoszcz. Pora to w sam raz by dać się złapać w „muzyczną pajęczynę”.

Źródło: www.bydgoszcz.tvp.pl

Hugh Laurie „Didn’t It Rain”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Klasyczny „The St. Louis Blues” W.C. Handy’ego z 1914 roku otwiera płytę „Didn’t It Rain”, która 13 maja trafiła na półki polskich sklepów muzycznych – nowy bluesowy album popularnego aktora Hugh Lauriego, czyli doktora House’a z bijącego rekordy popularności telewizyjnego serialu. Na krążku Laurie odkrywa na nowo pionierów amerykańskiego bluesa sięgając do repertuaru takich postaci jak wspomniany już W.C. Handy, Jelly Roll Morton czy Little Brother Montgomery. Warto tej płyty posłuchać uważnie, szczególnie w przededniu jedynego polskiego koncertu Hugh Lauriego, który odbędzie się 6 czerwca w warszawskiej Sali Kongresowej.

„Didn’t It Rain” – kilkanaście piosenek, które wypełnia ten album nagrano w styczniu 2013 roku w Ocean Way Studio w Los Angeles. Lauriemu towarzyszyła tam grupa rewelacyjnych studyjnych muzyków. Na perkusji zagrał Jay Bellerose – ten sam, którego gra zdobi płyty Alison Krauss, Madeleine Peyroux, Diany Krall, Grega Allmana, B.B. Kinga, Marca Cohna znanego z hitu „Walkin’ In Memphis” i setek innych, topowych artystów. Gitarę i najróżniejsze strunowe instrumenty obsługiwał z kolei Kanadyjczyk Kevin Breit – mistrz wszystkiego co strunowe i współpracownik takich muzycznych nazwisk jak Norah Jones, Celine Dion, Holly Cole czy znany miłośnikom progresywnego bluesa Harry Manx. Takie wyliczanki można by mnożyć przy każdym z sessionmanów pojawiających się na „Didn’t It Rain”, ale słowo uznania należy się też gościom specjalnym, ot choćby niezwykle ciekawej, młodej wokalistce z Gwatemalii, Gaby Moreno. Wśród trzech utworów, które wykonała, znalazło się tango – zaśpiewany w duecie z Dr Housem „Kiss Of Fire”. W jednym tylko utworze razem z Lauriem, ograniczającym się tu do roli pianisty, pojawia się bluesowa legenda – Taj Mahal, który swój udział w sesji uzależnił od wyboru właściwego, mogącego go zaciekawić utworu. Wybór padł na „Vicksburg Blues” kojarzony chyba najbardziej z pianistą Little Brother Montgomery’m. Na początku maja w Programie 2 Telewizji Polskiej, zaraz po dwóch premierowych odcinkach „Dr House’a”, wyemitowano ekskluzywny wywiad, jaki z Hugh Lauriem przeprowadził w Los Angeles Tomasz Kammel. Pretekstem rozmowy zatytułowanej „Dr House czuje bluesa” była oczywiście polska premiera „Didn’t It Rain”. Warto o tym wspomnieć, bo w jednym z pytań dotyczących właśnie współpracy z Taj Mahalem Tomek Kammel wspomniał Lauriemu o polskim koncercie bluesmana na Festiwalu Muzycznym im. Ryśka Riedla „Ku Przestrodze” i – co ciekawe – tamten o tym koncercie wiedział. Ciekawym głosem – występującym w chórkach, ale także przejmującym rolę lidera piosenki – jest wokalistka Jean McClain. Piękny gospelowo-bluesowy głos.

Polskie wydanie „Didn’t It Rain” to trzynaście kompozycji utrzymanych na pograniczu eleganckiego akustycznego bluesa i wysublimowanego klasycznego jazzu. Ktokolwiek myślał, że pierwsza płyta Lauriego będzie tylko stylistyczną ciekawostką mocno się mylił, bo na nowym krążku słychać wyraźnie, że Dr House od samego początku ma na niebie pomysł i wie, jaką muzyczną drogą chce podążyć. Jeszcze lepiej niż na podstawowym wydaniu słychać to na specjalnej edycji albumu, mającej formę pokaźnej książeczki z dwiema płytami w środku. Na pierwszym krążku dostajemy wszystko to, co w edycji podstawowej. Drugi przynosi natomiast pięć bonusowych utworów – kto wie czy nie najciekawszych ze wszystkich zawartych na albumie – wśród których znalazła się piosenka „Unchain My Heart”, dokładnie ta sama, którą powinno się kojarzyć z Ray’em Charlesem i Joe Cockerem. Do posłuchania w ramach miłego, leniwego wieczoru. Zdecydowanie nie tylko jako rozgrzewka przed warszawskim koncertem.

Przemek Draheim

Wydawca: Warner Music Poland
Posłuchaj: www.warnermusic.pl

Niki Buzz & Dr Blues – Tribute To Ol’Skool Soul Masters Tour

opublikowano w dziale Polska

Nie tak dawno Dr Blues występował z Wielką Łodzią towarzysząc Bobbie „Mercy” Oliverowi – czarnoskóremu bluesmanowi z Teksasu wykonującemu bluesa osadzonego w tradycji klasycznego bluesa chiagowskiego, a już w połowie lipca zaskoczył słuchaczy kolejną niespodzianką. Tym razem do wspólnych występów z grupą Soul Re Vision zaprosił Niki Buzza, muzyka o afroamerykańskim rodowodzie, pochodzącego ze stanu Kentucky, który w swojej karierze współpracował między innymi z Tiną i Ikem Turnerem, Jamesem Brownem czy samą Whitney Houston. Niki występował już kilkakrotnie w Polsce, między innymi dwukrotnie na Rawa Blues Festival, a także brał udział w biciu gitarowego rekordu Guinnessa we Wrocławiu w maju tego roku. Zapytaliśmy Dr Bluesa – Krzysztofa Rybarczyka, lidera grupy Dr Blues &  Soul Re Vision – o szczegóły współpracy z Niki Buzzem:

Blues.pl: Jaka jest historia Twojej znajomości z Niki Buzzem?

Dr Blues: Pierwszy raz spotkałem Niki Buzza podczas jego koncertów około rok temu w czasie obchodów Polskiego Dnia Bluesa w Wielkopolsce, kiedy występował z międzynarodową grupą Soul Catchers. To niesamowicie barwna postać, nie tylko zewnętrznie, ale i osobowościowo, a historia jego życia jest niezwykła. Zafascynowała mnie jego żywiołowość, niezwykle sprawna gra na gitarze oraz charakterystyczny styl wokalny uzupełniany brzmieniowo użyciem harmonizera. Wysłuchałem kilku koncertów grupy i zaprzyjaźniliśmy się. Bardzo spodobała mi się stylistyka zespołu z którym występował, gdzie na bazie soulowych standardów z lat 60-tych muzycy grali w funkowym stylu, zmieniając często harmonię oryginałów i ich charakter muzyczny. To był bardzo ciekawy eksperyment. Rozmawiałem z Nikim dużo po koncertach, odkryliśmy wspólne fascynacje muzyką soulową, w szczególności twórczością Wilsona Picketta.

Blues.pl: No tak, ale to nie wyjaśnia jak doszło do wspólnych koncertów?

Dr Blues: Niki Buzz zaproponował mi, że jeśli zorganizuję kilka koncertów, to pomimo stałych zajęć w swoim i innych projektach, chętnie przyjedzie i wystąpi ze mną i moją grupą. Stworzyłem zarys programu wspólnej trasy. Zawierał on największe przeboje Wilsona Picketta oraz kilka utworów innych znanych twórców i wykonawców złotej ery soulu. Nikiemu bardzo przypadł do gustu taki pomysł, uzgodniliśmy terminy no i zagraliśmy razem kilka koncertów z Soul Re Vision. Jako ciekawostkę wspomnę, że w jednym z koncertów wystąpili gościnnie Wojtek Hoffmann, lider grupy Turbo oraz Billy TK Junior z Nowej Zelandii, który akurat był w Poznaniu. Koncert w poznańskim Lizardzie zabrzmiał więc wyjątkowo bardziej rockowo.

Blues.pl: Nazwa trasy Tribute To Ol’Skool Soul Masters była bardzo zbliżona do Twojego poprzedniego projektu.

Dr Blues: Słuszna uwaga. Na przełomie maja i czerwca zorganizowałem i wystąpiłem w kilku koncertach pod wspólną nazwą Tribute To Ol’Skool Blues Masters z udziałem Bobbie „Mercy” Olivera z USA oraz Wielkiej Łodzi. Koncerty z Niki Buzzem były niejako stylistycznym dopełnieniem moich zainteresowań muzycznych. To niesamowite, że w ciągu jednego roku udało mi się zorganizować dwie trasy, dwóch zespołów, które współtworzę – każdą z innym czarnoskórym oryginalnym muzykiem, gdzie stylistycznie każdy z nich utożsamia się ze stylem innego zespołu, w którym gram na co dzień. Niki Buzz poszedł nawet dalej eksplorując z Soul Re Vision stylistykę czarnej muzyki z lat siedemdziesiątych. Pod jego czujnym uchem rozszerzyliśmy nieco klimat wykonywanych wspólnie utworów kierując się w stronę wczesnego funku. Dało to nam dużo radości i odświeżyło nasze brzmienie.

Blues.pl: Czym zaskoczył Ciebie Niki Buzz, czego od niego się nauczyliście?

Dr Blues: Niki Buzz jest przede wszystim niesamowicie sprawnym multiinstrumentalistą. Muzyka wypełnia jego życie niemal od urodzenia. Jak sam wspominał, od kiedy pamięta zarabiał na życie grą na różnych instrumentach. Jest perkusistą o niezwykłej mocy groove’u. Jest wokalistą o dużej skali, niezwykłej muzykalności i feelingu. Używa z wielką kulturą harmonizera wokalnego, który przecież rzadko jest stosowany w muzyce niekomercyjnej. Wspólne próby i koncerty nauczyły nas większej dyscypliny wykonawczej, uzmysłowiły jak ważne jest skupienie uwagi na innych muzykach w czasie gry oraz pokazały jak nadal twórczo można traktować znane i wykonywane już od pięćdziesięciu lat standardy. Niki okazał się dla nas znakomitym nauczycielem i mentorem czarnej muzyki. Szanując doświadczenie i umiejętności muzyków Soul Re Vision, rozszerzył znacznie nasze horyzonty muzyczne i poszerzył stylistykę wykonywanych przez nas utworów. Spotkanie i wspólne koncerty z nim były dla nas wszystkich niezapomnianym przeżyciem. Nasze muzyczne spotkania zostały zarejestrowane, a materiał ukaże się niebawem w formie CD.

Fot. www.soulrevision.pl

Źródło: Blues.pl

Otwockie warsztaty muzyczne

opublikowano w dziale Polska

Warsztaty muzyczne w Otwocku imponują systematycznością. Styczniowa edycja szkółki odbędzie się w ciągu jednego weekendu, 9 i 10 stycznia. Pierwszego dnia lekcje gry na gitarze poprowadzi Leszek Jakubczak. Drugiego dnia w tajniki gry na harmonijce ustnej wprowadzi otwockich uczniów Bartek Łęczycki. Szczegóły warsztatów znajdziecie na stronie Otwockiego Stowarzyszenia Bluesa i Ballady.

Źródło: www.otwocki-blues.org

The Lucky & Tamara Peterson Band
„Live at the 55 Arts Club Berlin”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Nakładem niemieckiej oficyny Blackbird Music ukazał się właśnie nowy album bluesmana Lucky Petersona (fot. Gudrun Arndt). Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że na album składa się aż pięć srebrnych krążków – trzy DVD i dwa CD!

Lucky Peterson pojawił się na muzycznej scenie jako cudowne dziecko, a dokładniej uzdolniony muzycznie sześciolatek, który wykonując wyprodukowaną przez Willie’go Dixona piosenkę „1-2-3-4” zachwycił miliony amerykańskich telewidzów. Nic dziwnego, że po takim wstępie droga do kariery nie była ani długa, ani wyboista. Oczywiście trzeba przy tym zaznaczyć, że Peterson naprawdę ma muzyczny talent – śpiewa, znakomicie gra na gitarze i oraganach Hammonda – co zresztą potwierdza na każdej kolejnej płycie, od tych sprzed lat, nagranych np. dla prestiżowych wytwórni Alligator czy Verve, po tę najnowszą „Live at the 55 Arts Club Berlin”, na której występuje wspólnie z małżonką, Tamarą Peterson.

Wersja deluxe albumu to pięć srebrnych płyt – trzy DVD i dwie audio. Dwa pierwsze krążki DVD to zapis koncertu zespołu Lucky Petersona w 55 Arts Club w Berlinie. Dwa krążki CD to ten sam koncert z samą fonią, bez wizji, idealny do słuchania w samochodzie podczas podróży do pracy, czy na domowym stereo. Ostatnia, trzecia płyta DVD to krążek z bonusami – są na nim cztery piosenki z gitarzystą zespołu Shawnem Kellermanem w roli lidera stojącego na czele sekcji rytmicznej, migawki z podróży i wszelkiej maści „behind the scenes”, które sprawiają, że jeszcze łatwiej zanurzyć się w atmosferę koncertu. A ta jest gorąca, spocona i parna – czyli dokładnie taka, jaka powinna panować w bluesowym klubie podczas świetnego koncertu. Wydawnictwo ma też swoją wersję mini – na którą składają się dwa krążki audio, bez zawartości DVD. Pięć płyt w wersji deluxe to rzeczywiście niespotykany wynik jeśli chodzi o nowe albumy współczesnych bluesmanów. Co ważne dla melomanów, z każdym kolejnym dyskiem rośnie liczba minut muzyki do przesłuchania – na dyskach DVD zmieściło się jej ponad 200 minut, na płytkach CD ponad 150. Trudno znaleźć kogoś, kto przebije taki wynik. Trudno też znaleźć bluesmana, który do piosenek własnych i klasycznego repertuaru pokroju „I’ll Believe I Dust My Broom” ze śpiewnika Roberta Johnsona i Elmore’a Jamesa odważyłby się dorzucić piosenkę, która jeszcze niedawno królowała na mainstreamowych listach przebojów. Mowa tu o kompozycji „Trouble”, którą singer-songwriter Ray LaMontagne podbił serca milionów fanek na całym świecie. Kompozycja jest piękna, i tak też brzmi w wersji Lucky Petersona.

Takich pięknych piosenek na albumie nie brakuje. Jeśli dodać do nich świetną formę muzyków, żywiołowe reakcje publiczności, a także sposób opakowania całości i ilość atrakcji jakie czekają na słuchacza/widza, diagnoza staje się prosta – to najlepsze bluesowe DVD 2012 roku! Już niedługo, do wygrania na Blues.pl…

Przemek Draheim

Wydawca: Blackbird Music
Posłuchaj: www.facebook.com/luckypetersonlivedvd

Bluesowe Grammy rozdane

opublikowano w dziale Świat

Pięćdziesiąta piąta gala wręczenia najbardziej prestiżowych nagród muzycznych odbyła się 10 lutego w Los Angeles w Kalifornii. Statuetkę Grammy za „Najlepszy Bluesowy Album Roku” otrzymał Dr John za wydaną przez Nonesuch Records płytę „Locked Down”. Nominowani do nagrody byli także Shemekia Copeland, Ruthie Foster, Heritage Blues Orchestra i Joan Osborne. Zestaw nagród trafił do grupy The Black Keys – za „Najlepszy Rockowy Album Roku”, „Rockową Piosenkę Roku” i produkcję muzyczną. Legendarny bluesman Lightin’ Hopkins został uhonorowany prestiżową statuetką za „Muzyczne osiągnięcia całego życia”. 

Źródło: www.grammy.com

Adam Gussow odpowiada

opublikowano w dziale Świat

Uznany harmonijkarz, pierwszy biały muzyk sportretowany na okładce magazynu Living Blues, połowa duetu Satan & Adam, moderator serwisu Modern Blues Harmonica stanowiącego centrum porad dla harmonijkarzy z całego świata, autor prawie dwustu instruktażowych filmików dostępnych za darmo w serwisie Youtube – Adam Gussow (fot. daretoaffirm, www.flickr.com) to jedna z ciekawszych i najbardziej dynamicznych postaci współczesnej amerykańskiej sceny muzycznej. O początkach fascynacji bluesem, o filozofii gry, o regulacji stroików i różnicy między groovem a beatem, z Adamem Gussowem rozmawiał Maciej Draheim:

Maciej Draheim: Adam, przebyłeś już długą drogę jeżeli chodzi o grę na harmonijce ustnej, ale przecież każda historia ma swój początek. Jak to się stało, że młody chłopak z Nowego Jorku chwycił Marine Banda i wszedł na ścieżkę bluesa?

Adam Gussow: Kiedy miałem 16 lat ciągle słyszałem w szkole numer „Whammer Jammer” The J. Geils Band, to był ulubiony kawałek wszystkich znajomych. Postanowiłem skorzystać ze swojego rozumu (byłem bystrym dzieciakiem, prymusem w klasie) i dowiedzieć się jak wydobywać te dźwięki. Podjechałem do pobliskiego centrum handlowego i tam kupiłem harmonijkę Marine Band w tonacji C, a także książkę „Blues Harp” Tony’ego „Little Son” Glovera. Tak zacząłem. Przez kolejne tygodnie i miesiące kupiłem sporo płyt Sonny Boy’a Williamsona, Paula Butterfielda, Sonny’ego Terry’ego i innych. W tym czasie uczyłem się też gry na gitarze, więc słuchałem wiele B.B. Kinga, Alberta Kinga, Freddiego Kinga, Erica Claptona i Climax Blues Band. Jakimś cudem udało mi się zrozumieć jak działa blues. Kilka osób w liceum dało mi też parę lekcji gry na gitarze i harmonijce.

... i wtedy pojawił się Mr Satan? Jak rozpoczęła się i rozwijała wasza współpraca?

Zanim  poznałem Mr Satana w 1986 roku miałem już wiele doświadczeń na koncie. Przez kilka lat grałem bluesa i funk na gitarze w uniwersyteckim zespole, gdzie wykonywaliśmy piosenki The Crusaders, Billy’ego Cobhama, Earth Wind & Fire czy Average White Band. Miałem też kilka lekcji u znakomitego nowojorskiego harmonijkarza – Natta Riddles’a. Grałem na ulicach Nowego Jorku, a potem spędziłem dwa miesiące w Europie, grając na ulicach we Francji, Niemczech i Holandii. Gdy pod koniec lata wróciłem do domu odłożyłem harmonijkę i postanowiłem zdobyć, jak to się mówi, normalną pracę. Nie chciałem już być muzykiem. Jednak pewnego dnia przejeżdżając przez Harlem ujrzałem niesamowitego „człowieka-orkiestrę”. Zatrzymałem się, wyszedłem z samochodu i dowiedziałem się, że zwą go Szatanem. Był najlepszym muzykiem jakiego widziałem. Następnego dnia, po długiej sesji ćwiczeń, wróciłem do Harlemu i zapytałem go, czy mogę się przyłączyć – miałem już sporo doświadczenia w grze na ulicy. Więc zagraliśmy razem i zarobiliśmy niemało pieniędzy już przy pierwszej piosence. To był początek muzycznej współpracy, która trwa do dziś.

Z jednej strony nauczyciel akademicki, pisarz, mąż i ojciec, z drugiej aktywnie koncertujący muzyk i nauczyciel harmonijki. Przypuszczałeś, że twoje życie będzie toczyć się na tak różnych torach? Jak dajesz sobie z tym wszystkim radę?

Trochę zajęło mi to, by zdać sobie sprawę z tego,  że dobrze jest być tym, kim naprawdę się jest. Jestem bystrym facetem, z wykształceniem uniwersyteckim [stopień naukowy doktora, tytuł zawodowy magistra i tytuł zawodowy licencjata uzyskane w renomowanych amerykańskich szkołach – M.D.], który przy okazji ma dzikość w sercu i talent do harmonijki. Jestem też bardzo pracowity. Obecnie zajmuje się również poważnie biegami długodystansowymi. Przebiegam 50 mil w tygodniu, co tydzień. W każdy niedzielny poranek biegam po dwie godziny, nawet w gorącym słońcu Missisipi. Ogromnie lubię tworzyć muzykę, lubię też uczyć jej innych. Niektórzy, jak zapewne wiesz, uważają, że ktoś kto gra bluesa musi mówić w sposób mało wyszukany i surowy. To niedorzeczne. Mr Satan zawsze używał wielkich słów, jak wykształcony kaznodzieja! Dla mnie blues to nie noszenie maski, lecz deklarowanie tego, kim się naprawdę jest. Z siłą, elokwencją i niepowtarzalnym stylem. To moja postawa etyczna, jak i estetyczna.

Nie tak dawno temu zostałeś „twarzą” firmy Hohner. To dobra okazja by zapytać cię o sprzęt, którego używasz. Jakie harmonijki, mikrofony i wzmacniacze stanowią twój obecny zestaw?

Grałem na fabrycznych Marine Bandach przez całą swoją karierę. Po zakupie rozmontowuję je i delikatnie reguluję. Poszerzam przerwę między płytką a dolnymi stroikami i stroję je nieco wyżej niż fabrycznie, dzięki czemu dźwięk ma odpowiednią wysokość przy mocnym wdechu. Przy kanałach 4, 5 i 6 zmniejszam nieco przerwę między górnymi stroikami a płytką, dzięki czemu łatwiej robić jest overblowy. I to tyle, jeżeli chodzi o regulację. Potem gram na nich ostro, dostrajam kiedy tego wymagają i wyrzucam gdy się zużyją. Mój mikrofon to Shure PE5-H, którego zdobyłem dawno temu. Zwykle gram przez dwa małe wzmacniacze lampowe jednocześnie, Kay 703 i Premier Twin 8. Lubię czysto brzmiący mikrofon w połączeniu z małymi, mocno rozkręconymi wzmacniaczami. Używam też cyfrowego delay’a Boss DD-3 i ustawiam opóźnienie na 500 milisekund, by dodać dźwiękowi nieco przestrzeni. Kiedy gram w klubie lub na scenie festiwalowej podstawiam mikrofon przed mój wzmacniacz i wtedy dźwięk wzmacniany jest przez system nagłaśniający. Kiedyś używałem większych wzmacniaczy, przez jakiś czas grałem przez dwa Fendery Super Reverb, a każdy z nich miał cztery głośniki po dwanaście cali! To stanowczo za dużo mocy. Zdecydowanie wolę mocno rozkręcone małe wzmacniacze.

W ostatnim czasie, w dużej mierze dzięki twoim lekcjom rośnie liczba adeptów poświęcających się harmonijce i bluesowi. Zaliczam się do nich i ja. Co sądzisz o przyszłości tego instrumentu w sytuacji gdy tyle osób po niego sięga? Czy ilość idzie w parze z jakością?

Byłbym zachwycony myśląc, że pomogłem w uformowaniu nie tylko grupy ludzi, którzy będą grać nieco lepiej, niż by to robili bez moich materiałów, ale także kilku wyjątkowych muzyków zainspirowanych moją działalnością na tyle, że będą w stanie wywalczyć swoje miejsce na szczycie. Kultura to delikatna materia, która potrzebuje nauczycieli, a także, wierzcie lub nie, krytycznego myślenia, czyli ludzi (mam nadzieję, że takich jak ja), którzy wyznaczają priorytety i pozwalają oddzielić wyjątkowych harmonijkarzy od tych całkiem dobrych. Jeżeli zainspiruję naprawdę wiele osób, to kilkoro z nich na pewno rozwinie się w znakomitych muzyków.

Jesteś doskonale znany nie tylko ze znakomitej muzyki i świetnych materiałów szkoleniowych, ale także z filozoficznego podejścia do harmonijki. Może przekazałbyś grającym na harmonijce Czytelnikom Blues.pl garść mądrości, dzięki którym uda im się wytrwać na obranej drodze i stać się lepszymi muzykami?

No dobrze… Oto garść podstawowych założeń:

1. Pamiętaj, że istota bluesowej harmonijki składa się z trzech rzeczy, których nie da się zapisać w notacji muzycznej. To: a) brzmienie, czyli dźwięk, który wypływa z harmonijki; b) mikrotonalne subtelności, czyli ćwierćtony i inne bluesowe interwały, które trzeba nauczyć się wytwarzać; c) synkopowanie, czyli różne sposoby na to jak zaakcentować off beat zamiast down beatu. 

2. Kiedy ćwiczysz zawsze stukaj nogą o podłogę. Staraj się utrzymać groove i równy beat. Beat i groove to nie to samo. Przy danym tempie można utrzymać różny groove, np. shuffle, czy two-beat groove, jak choćby w „Got My Mojo Working” lub „Rock Around The Clock”. Poznaj różnicę między beatem a groovem. Pierwsze to tempo, drugie zaś to wyczucie rytmu i rytmiczna baza przy danym tempie.

3. Miej świadomość pewnego paradoksu – aby nauczyć się grać świetnie, a do tego oryginalnie, musisz mieć oparcie w tradycji, w najlepszym co zostało zagrane na harmonijce przez ostatnie sto lat. Musisz starać się naśladować grę niektórych lub wielu z najlepszych muzyków, takich jak Sonny Boy Williamson, pierwszy i drugi, Litte Walter, Big Walter Horton, Junior Wells, Igor Flach i inni. Żeby jednak zacząć naprawdę grać świetnie i oryginalnie w pewnym momencie swojego rozwoju musisz zaprzestać kopiowania i znaleźć swój sound, swój głos. Innymi słowy, do pewnego momentu niezbędne jest naśladowanie innych muzyków, ale od tego punktu jest to zabójcze – to ogromna bariera powstrzymująca przed osiągnięciem własnego brzmienia. Wielu niezłych harmonijkarzy nie jest w stanie zrobić tego przeskoku, by zacząć brzmieć jak oni sami. Ich gra stanowi jedynie kopię stylu tych, którzy na nich wpływali. Określają samych siebie, np. na ich stronach MySpace, w odniesieniu do pół tuzina zmarłych muzyków. To zabójstwo dla oryginalności.

4. Twoim celem jest to, by grać tak, że gdy ktoś słyszy w radio dwadzieścia piosenek, od razu poznaje tę, w której właśnie Ty grasz na harmonijce i już po kilku sekundach krzyczy „hej, to przecież ...” i tu wymawia Twoje nazwisko. A to dlatego, że masz wyróżniające się brzmienie – coś co robisz tak jak nikt inny, oryginalny głos. To najtrudniejsze do osiągnięcia, ale najbardziej konieczne.

Życzę tobie i tym Czytelnikom Blues.pl, którzy grają na harmonijce, abyście właśnie to osiągnęli.

Rozmawiał Maciej Draheim

P.S. Z filmikami instruktażowymi Adama Gussowa możecie się zapoznać w kanale „kudzurunner” serwisu youtube.com. Jeden z filmów – odbywającą się w scenerii drewnianego ganku lekcję tego, w jaki sposób grać na harmonijce powolnego bluesa – zamieszczamy poniżej.

Źródło: Blues.pl

Trzeci HRPP Festival zrelacjonowany

opublikowano w dziale Polska

Za oknem zaczęły się surowe, ujemne temperatury, ale dzięki przesłanej nam relacji Natalii Kwiatkowskiej – wokalistki zespołu Cheap Tobacco – możemy przypomnieć sobie najgorętsze momenty trzeciej edycji HRPP Festival, która odbyła się 9 i 10 listopada w toruńskim Hard Rock Pubie Pamela. W czasie dwudniowych koncertów wystąpiło tak osiem zespołów z dwóch kontynentów, prezentujących różne, lecz – jak podkreślają organizatorzy – spokrewnione ze sobą gatunki muzyczne. Publiczność miała okazję usłyszeć przedstawicieli amerykańskiego folku ( Moriah Woods Trio), klasycznego bluesa (John Clifton Band), boogie i rock’n’rolla ( The Record Company), hendriksowskiego rocka (Lord Bishop Rocks ) czy też czerpiącego obficie z tradycji wokalnych Joe Cockera i gitarowych inspiracji Erica Claptona – Seana Webstera. Festiwalowy line-up uzupełniły trzy polskie projekty, poszerzające formułę wydarzenia o brzmienia hardrockowe ( MGM), blues-rockowe (Sagittarius Blues Group) czy oscylujące wokół funky (Cheap Tobacco). Istotną częścią imprezy były wydarzenia okołofestiwalowe, takie jak otwarcie wystawy fotograficznej Agaty Jankowskiej, warsztaty harmonijkowe prowadzone przez Johna Cliftona i Michała Kielaka, pokaz filmów dokumentalnych poświęconych Jimiemu Hendriksowi oraz grupie The Rolling Stones, a także spotkanie autorskie z prowadzącym festiwal Markiem Wiernikiem. Oto, co o wydarzeniu napisała jego uczestniczka, Natalia Kwiatkowska…

Uwielbiam, kiedy ktoś organizuje imprezę muzyczną i nie stara się za wszelką cenę ograniczać jej jakimikolwiek „określeniami gatunkowymi”. Uwielbiam, kiedy ktoś angażuje się w organizację takiego wydarzenia w stu procentach. Uwielbiam, kiedy porusza ziemię i niebo, żeby dotrzeć do jak najszerszej publiczności. Dlaczego to uwielbiam? Bo jest to dla mnie oznaka profesjonalizmu oraz wyraz szacunku zarówno dla artystów, jak i odbiorców.

Niejednokrotnie spotykamy się z organizatorami, którzy nie są nawet w stanie powiesić plakatu informującego o koncercie. W Toruniu jest absolutnie odwrotnie. Ze spokojnym sumieniem mogę określić HRPP Festival jako jeden z lepiej promowanych wydarzeń dotyczących muzyki około-bluesowej w Polsce. Zawsze powtarzam, że miasto powinno być dumne, że ma u siebie takich ludzi jak Dariusz Kowalski – właściciel HRP Pamela i człowiek odpowiedzialny za to wydarzenie. Moje sumienie będzie nadal czyste, jeśli przyznam, że oferta artystyczna imprezy jest niesamowicie różnorodna. O tej różnorodności mogliśmy przeczytać w zapowiedziach festiwalu i muszę się z nimi zgodzić. Wszystkie zespoły czerpiąc z tych samych korzeni, nadały swojej muzyce kompletnie odmienne kształty. Osobiście jestem urzeczona koncertami The Record Company (fantastyczne brzmienie zespołu, niesamowicie ciekawy głos wokalisty oraz świetne, zdecydowane riffy) oraz uroczą Moriah Woods Trio, która dosłownie zaczarowała mnie swoim delikatnym i pełnym emocji głosem. Dumna jestem, że przeprowadziła się do Polski i jak to się u nas mówi – już jest nasza. No i Sean Webster, o którym wiele słyszałam i nie mylili się ci, co go zachwalali. Jego wykonanie „I’d Rather Go Blind”, piosenki śpiewanej przez niewiarygodną Ettę James, było przepiękne. Ciekawi mnie publiczność toruńska – wg mnie jest to swoisty ewenement na skalę kraju. W Toruniu jest spokojnie. Niewielu daje się wciągnąć w taneczny trans, pomimo ogromnych nawet wysiłków Lorda Bishopa i jego kompanii. Mogłabym nawet zaryzykować stwierdzenie, że publiczność w Toruniu nie tańczy za to... słucha! I to jak! Widać skupienie i potrzebę wychwycenia jak największej ilości niuansów muzycznych. Tak. Torunianie słuchają, a to w dzisiejszych czasach rzadka i tym samym bardzo doceniana cecha! Zaobserwowałam to nie tylko na festiwalu, ale również w szkole, w której byliśmy gośćmi. Zostaliśmy zaproszeni na mały wykład do Gimnazjum nr 3. Dla nas taka sytuacja miała miejsce po raz pierwszy i było to na tyle niesamowite przeżycie, iż mamy nadzieję, że kiedyś się jeszcze powtórzy. Jeśli Toruń ma taką wspaniałą młodzież, jaką poznaliśmy w tej szkole, nie martwię się wcale o losy muzyki w tym mieście!

Natalia Kwiatkowska, fot. Wojciech Zillmann

Zdjęcia z festiwalu możecie zobaczyć w poniższych galeriach:

Festiwal Muzyczny im. Ryśka Riedla startuje

opublikowano w dziale Polska

„Spotkania nieformalne muzyków” w chorzowskiej Leśniczówce odbywające się 25 lipca stanowić będą wstęp do piętnastej edycji Festiwalu Muzycznego im. Ryśka Riedla, który w pełnej krasie rozpocznie się w sobotę 27 lipca przesłuchaniami konkursowymi. W ramach wydarzenia, które co roku cieszy się dużym zainteresowaniem publiczności, w Parku Śląskim w Chorzowie na terenie „Pól Marsowych” wystąpią między innymi: Jacek Dewódzki & Revolucja, Śląska Grupa Bluesowa, TSA, Cree i Riders. Wśród gwiazd festiwalu nie zabraknie Dżemu i grupy Perfect. O wszystkich przewidzianych w ramach imprezy punktach programu przeczytacie na stronie festiwalu.

Źródło: www.festiwalryska.pl

Various Artists
„Indian Rezervation – Blues and More”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

O ile za sprawą popularnych filmów samych północnoamerykańskich Indian znamy całkiem dobrze – a przynajmniej tak się nam wydaje, o tyle ich muzyczna tradycja, a jeszcze bardziej muzyczna współczesność, to dla większości Europejczyków obszar tajemnicy. Okazuje się jednak, że warto ją rozwikłać, bo kryje w sobie niesamowite dźwięki. Album „Indian Rezervation – Blues and More” (fot. www.magazine-audio.com) pokazuje to jak na dłoni. Wydała go francuska wytwórnia Dixiefrog, jedna z najciekawszych europejskich firm wydawniczych zajmujących się bluesem i muzyką z bluesem bliżej lub dalej związaną. Obok właściciela wytwórni, wielką rolę w powstaniu tego wyjątkowego albumu odegrał jego bliski współpracownik, Guy Fay, zwany „L’Americain” ze względu na swoje częste podróże do Stanów Zjednoczonych. „Indian Rezervation” to owoc jego prawie dwuletniej pracy badacza etnologa i muzykologa, przemierzającego prerie USA i terytorium Kanady w poszukiwaniu interesujących artystów, mających do opowiedzenia niebanalne historie.

Album przynosi trzy płyty, a na nich ponad 3 godziny muzyki, 30 minut filmów wideo, 33 wykonawców, 48 piosenek i dokładnie tyle samo stron w bogatej w informacje książeczce albumu. To pięknie wydana kompilacja, jedna z tych, które aż chce się mieć, no i słuchać, bo w końcu o to chodziło zarówno wydawcy, jak i artystom biorącym udział w projekcie. Zgodnie z zamysłem twórców „Indian Rezervation” to album, który pokazuje współczesne realia muzyki amerykańskich Indian, a także jej wpływ na Amerykańską muzykę w ogóle i bluesa w szczególności. O tym wpływie można zresztą przeczytać w książeczce płyty, w eseju napisanym przez Elaine Bomberry – zdobywczynię kilku prestiżowych, bluesowych wyróżnień i producentkę telewizyjnej serii „Rez Blues” pokazującej bluesa granego przez rdzennych Amerykanów. Takich choćby jak należący do plemienia Cree Art Napoleon i będący Komanczem Darryl Tonemah.

Jednym z artystów, którzy na tym potrójnym longplay’u przypadli mi szczególnie do gustu jest Derek Miller. Młody, ale utalentowany, bo za autorską płytę „Dirty Looks” nagrodzono go statuetką Juno Award, czyli swego rodzaju kanadyjskim, bluesowym Oskarem, odpowiednikiem amerykańskiej Blues Music Award. Francuska składanka przynosi trzy utwory w jego wykonaniu. Dwa z nich są szczególnie urokliwe: klasyczny „Mystery Train” i własny „Devil Come Down Sunday”, będący ukłonem w stronę takich bluesowych legend jak Robert Johnson czy Tommy Johnson, a więc bluesmanów, którzy jak głoszą podania zaprzedali duszę diabłu w zamian za wyjątkowe talenty. Derek także stawił czoła własnym, wewnętrznym demonom, głównie na polu różnego rodzaju uzależnień, z którymi udało mu się skończyć dzięki muzyce i – jak sam mówi – zrozumieniu siły własnego ludu. Słuchając tych ognistych piosenek trudno w tę siłę wątpić. Takiego blues-rocka nie powstydziłby się Joe Bonamassa.

Ciekawych nazwisk jest tu więcej. George Leach na przykład, to młody kanadyjczyk o wielu talentach – po pierwsze telewizyjny aktor, po drugie singer/songwriter a więc ktoś, kto pisze i wykonuje własne piosenki, często bliskie bluesowi. Ta którą zagrał na „Blues and More” nosi tytuł „Indian Blues” i przynosi pełne niepokoju brzmienie gitary slide i to nie zwykłej, a takiej o podwójnym gryfie, na jakiej kiedyś grywał na przykład Earl Hooker. Jim Boyd z kolei to artysta doświadczony, mający na koncie aż jedenaście albumów, w dużej mierze traktujących o codziennym życiu Indian. Taką tematykę ma utwór „Inchelium”, opowiadający prawdziwą historię wybudowanej tuż przed drugą wojną światową tamy Grand Culee, która zablokowała rzeczną migrację łososia i w ten sposób zmieniła tradycyjny styl życia tamtejszych rybaków.

Nie sposób nie wspomnieć o jeszcze jednej artystce, która także wypowiada się w przedmowie albumu, i która bardzo przyczyniła się do jego powstania. Pura Fe, Indianka z plemienia Tuscarora. Pamiętam, że kiedy wpadła mi w ręce jej pierwsza wydana przez Dixiefrog płyta byłem i zaskoczony i oczarowany. Ot niewiadomo skąd pojawiła się kobieta o genialnym głosie, miejscami zbliżonym nastrojem do głosu Evy Cassidy i wyjątkowej umiejętności gry na gitarze techniką slide. Piękne to połączenie, a przez swoje etniczne odniesienia na tej płycie jak najbardziej na miejscu. Szkoda, że takiej muzyki nie słyszy się na co dzień, bo to fascynujący świat. I kulturowo, i muzycznie. Z pewnością warto poznać ten album.

Przemek Draheim

Wydawca: Dixiefrog
Posłuchaj: www.bluesweb.com

Żeglowanie z harmonijką

opublikowano w dziale Polska

„Kilka dni pod żaglami w Chorwacji, codzienne warsztaty harmonijkowe i jam sessions w portowych klubach”. Kiedy na początku listopada ubiegłego roku informowaliśmy naszych Czytelników o Pierwszym Międzynarodowym Zjeździe Harmonijkarzy Pod Żaglami – Chorwacja 2010 takie były założenia organizatorów, agencji Graffiti-Print. Jak pokazuje jeszcze ciepły opis wrażeniowy, który przygotował dla nas Saturnin Żukowski, założenia zmieniły się w rzeczywistość:

W telegraficznym skrócie… W niecodziennych warsztatach, w roli wykładowców, wzięli udział: Bartosz Łęczycki, Łukasz Wiśniewski, Roman Badeński, Tomasz Kamiński, Krzysztof Gąszewski, Jacek Jaguś, Michał Kielak i Piotr Grząślewicz. Armadę poprowadził kpt. Mariusz Piechnik z Rzeszowskiego OZŻ z kilkoma innymi skipperami, między innymi z niżej podpisanym.

Nasz rejs na sześciu czternastometrowych jachtach odbył się z udziałem patrona medialnego, którym była TVP 3. TVP Gdańsk ma wyemitować reportaż z imprezy, ale mamy nadzieję, że pozostałe ośrodki też nie pozostaną bierne.

Wyjazd oraz warsztaty zadedykowano Ryszardowi Skibińskiemu w dwudziestą siódmą rocznicę jego śmierci. Podczas popołudniowych spotkań Bartek Łęczycki i Michał Kielak przypominali jego sylwetkę, życiorys i dyskografię.

Każde popołudnie poświęcano poszerzeniu wiedzy i umiejętności muzycznych oraz praktycznemu ich wykorzystaniu podczas wspólnych występów. Do południa warsztaty odbywały się w grupach na jachtach. Umożliwiały to przestrzenie wewnątrz jachtów, które można śmiało porównać do dwugwiazdkowych hoteli osadzonych na balaście. Wśród portów, które odwiedziliśmy znalazły się: Split, Hvar, Vela Luka, Skrivena Luka (Lastovo), Korcula, Vrboska i Bol. Przepłynęliśmy 231 mil morskich.

Podczas rejsu, oprócz nauki gry, można było nauczyć się podstaw żeglowania – większość uczestników miała możliwość sterować jachtem, a kilku z nich nawet wykonywało skomplikowane manewry portowe.

We wszystkich odwiedzanych portach (zaprzyjaźnionych klubach i restauracjach) odbyły się koncerty akustyczne wykładowców. W Skrivenej Luce odbyła się ceremonia zaślubin żeglarskich, na scenie wystąpili po kolei wszyscy. Po występach nauczycieli, wszyscy warsztatowicze uczestniczyli w jam sessions, które przeważnie trwały do godziny pierwszej w nocy. Tego nie jestem w stanie opisać. Wspólne poszukiwania muzycznego brzmienia, niesamowite mixy i roszady. W głowach muzyków powstało wiele nowych projektów, które świadczą o krążących wśród nas morskich muzach.

Nie zabrakło okazji by wykąpać się w Adriatyku przy bardzo pięknej pogodzie. Silne wiatry sprzyjały wyścigom łodzi.

Podczas rejsu nagrano wiele niesamowitych muzycznych skeczów i historyjek, które prawdopodobnie po obrobieniu trafią na YouTube. Fani serii „Harmonijka Cały Świat” będą mieli ucztę. Tematem jednego z odcinków może być na przykład: „Do jakiej prędkości harmonijkarz ciągnięty za łodzią może w wodzie wydobywać dźwięk z harmonijki?”.

Warto dodać, że wszyscy uczestnicy zadeklarowali już swój udział w warsztatach w przyszłym roku.

Bardziej chronologiczny i szczegółowy opis ukaże się w magazynie „Żagle”, ale już dziś chciałem podzielić się wrażeniami z Czytelnikami Blues.pl.

Saturnin Żukowski (fot. archiwum rejsu)

Źródło: www.graffiti-print.pl

Gov’t Mule i goście

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Warren Haynes i grupa Gov’t Mule, na czele której stoi, to dziś formacja ciesząca się niemal kultowym statusem. Każda ich kolejna płyta to muzyczne wydarzenie, zawsze ciekawe, a nierzadko zaskakujące, szczególnie gdy obok etatowych muzyków pojawiają się goście. Tak jest z albumami „Shout!”, który zbiera utwory Gov’t Mule wykonane z udziałem takich gwiazd jak Dr. John, Elvis Costello czy Dave Matthews i „Sco-Mule”, który przynosi zapis niepublikowanego nigdy wcześniej koncertu z 1999 roku, w którym razem z Gov’t Mule wystąpił legendarny jazzowy gitarzysta John Scofield.

Jak przystało na dziesiąty w dorobku album studyjny, i to taki, na który fani musieli czekać cztery lata, bo tyle minęło od wydania poprzedniej studyjnej płyty Gov’t Mule, „Shout!” przyniósł dużo dobrego. Dwa krążki, a na nich w sumie 22 utwory, choć powinno się raczej powiedzieć 11 utworów zagranych dwa razy. Na pierwszej płycie śpiewa Warren Haynes. Na drugiej słyszymy te same piosenki, ale zaśpiewane przez gości i jest to bardzo miłe muzyczne doświadczenie. Warto pobawić się zresztą w dokładne szukanie różnic, bo ścieżka wokalu to nie jedyne, czym te wersję się różnią. Dobrym tego przykładem jest „Bring On The Music” zaśpiewany najpierw przez Ty’a Taylora, wokalistę grupy Vintage Trouble, a potem podany w jedenastominutowej wersji z piękną, niezwykle melodyjną i trwającą dobrą połowę utworu solówką gitary Haynesa, który także stoi przy mikrofonie. Majstersztyk.

Rozbudowane partie gitary to z kolei główny znak rozpoznawczy albumu „Sco-Mule”. Tam obok jazzującego Gov’t Mule legenda jazzowej gitary, John Scofield. We wrześniu 1999 roku John Scofield i Gov’t Mule, jeszcze z Allenem Woody’m na basie, rozpoczęli współpracę, która zaowocowała dwoma wyjątkowymi koncertami, jakie odbyły się w Georgii, a po których – poza wspomnieniami uczestników – nie pozostał żaden ślad, żaden bootleg czy amatorskie nagranie. I oto teraz, po 16 latach od tamtych koncertów holenderski Provogue wypuścił na rynek świetnie brzmiący album zawierający ponad dwie i pół godziny tamtego rozimprowizowanego materiału. Całość jest w całości instrumentalna i łączy jazz, rocka, soul, funk i pewnie wszystko inne, czego tylko moglibyśmy się spodziewać po współpracy takich osobowości. Dla osób, które cenią sobie jamową naturę Muła i wirtuozerie Johna Scofielda, to jest pozycja, której trzeba posłuchać. Tym bardziej, że to nie koniec muzycznych ciekawostek, jakie Gov’t Mule przygotowało dla fanów…

Przemek Draheim

Wydawca: Provogue Records
Posłuchaj: www.mascotlabelgroup.com

Satyrblues nr 11

opublikowano w dziale Polska

Prawie okrągły, bo jedenasty jubileusz jedynego w swoim rodzaju festiwalu Satyrblues czeka na miłośników bluesa i dobrego humoru 11 września w Tarnobrzeskim Domu Kultury, rzecz jasna w Tarnobrzegu. Tradycyjnie imprezę rozpocznie wernisaż prezentujący dorobek artystów, którymi w tym roku będą rysownicy Tomasz Rzeszutek, Bartłomiej Belniak, Paweł Kuczyński i fotograf Irek Graff. Koncert inauguracyjny festiwalu zagra wirtuoz harmonijki z Memphis, Billy Gibson, który przyjechał do Polski na zaproszenie występującej z nim Magdy Piskorczyk i Tarnobrzeskiego Stowarzyszenia OKO. Koncertową część wieczoru zamknie mistrz gitary slide ze Szwajcarii, Joe Colombo (fot. strona domowa artysty), dla którego będzie to jedyny występ w naszym kraju. Oba koncerty mają zostać zarejestrowane na potrzeby limitowanego wydawnictwa CD/DVD, które ukazać się ma przyszłym roku. Część muzyczną uzupełni program Kabaretu Świerszczychrząszcz i niespotykany na co dzień na muzycznych imprezach chłopski stół dla festiwalowych gości.

Dzień wcześniej, 10 września w sali odczytowej Miejskiej Biblioteki Publicznej im. r. Michała Marczaka w Tarnobrzegu, odbędzie się poprzedzające Satyrbluesa spotkanie z Antonim Krupą – dziennikarzem Radia Kraków, muzykiem, kompozytorem,  producentem muzycznym i autorem książki „Miasto błękitnych nut”. Nie zabraknie bluesów wykonywanych przez autora przy wsparciu Magdy Piskorczyk, Billy Gibsona i Bożeny Mazur. Nie warto nie być na Satyrbluesie!

Źródło: www.satyrblues.pl

Muzyczne wydanie Southern Cultures

opublikowano w dziale Świat

Imponująca liczba aż dwustu siedemdziesięciu pięciu wspomnianych wykonawców, osiemdziesiąt – głównie czarno-białych – historycznych fotografii, cztery listy typu „najlepsi z najlepszych” i darmowa płyta kompaktowa z dwudziestoma utworami to zawartość muzycznego wydania pisma Southern Cultures – periodyku wydawanego przez Centrum Studiów Nad Amerykańskim Południem Uniwersytetu Północnej Karoliny. Interesujące wywiady, opinie fachowców dotyczące bluesa, jazzu, rock’n’rolla czy muzyki country i piosenki, które trudno spotkać gdzie indziej. To wszystko z pewnością zainteresuje ciekawych historii melomanów, tym bardziej, że cena numeru to tylko $9.95.

Źródło: www.southerncultures.org

XII edycja Galicja Blues Festival

opublikowano w dziale Polska

Cztery dni intensywnych wrażeń muzycznych czekają na gości w ramach tegorocznej, dwunastej już edycji Galicja Blues Festival, która między 16 a 19 września odbędzie się w Krośnie. Jak zapowiadają organizatorzy, każdy z dni imprezy będzie miał nieco inne oblicze. 16 września odbędzie się przegląd filmów muzycznych w Artystycznym Kinie przy ulicy Bieszczadzkiej 1.  Zobaczyć będzie można „Whiplash” , „U progu sławy” oraz „Cadillac Records”. 17 września atrakcje przeniosą się na scenę RCKP. Będzie to pierwszy dzień przeglądu oraz koncert gospodarza festiwalu, Los Agentos.  Dzień trzeci wypełni druga tura przesłuchań konkursowych oraz spektakl muzyczny w wykonaniu formacji Antek Krupa & Workaholic & Friends zatytułowany „Amela – blues o rozwianych włosach na wietrze”. Ostatniego dnia, 19 września, odbędzie się koncert galowy z udziałem laureata przeglądu oraz takich zespołów jak Pro Musica Grand Standard Orchestra, Why Ducky?, Juwana Jenkins & Old Dogs feat. Charlie Slavik i The Pat McManus Band.

Źródło: www.rckp.krosno.pl

Big Damn Band na Rawa Blues Festival

opublikowano w dziale Polska

Półmetek lata za nami, a to oznacza, że melomani rozpoczynają coroczne odliczanie do Rawa Blues Festival. Tegoroczna edycja odbywająca się 6 października w katowickim Spodku obsadzona jest wyjątkowo mocną reprezentacją zza Atlantyku – publiczności zaprezentuje się aż pięć wyśmienitych zespołów, na czele z gwiazdą dużego pokroju, Robertem Cray’em. Wśród gwiazd, świeżo po premierze najnowszego albumu, znajdzie się również The Reverend Peyton’s Big Damn Band – trio z Indiany nawiązujące w swojej muzyce do tradycji takich legend jak Son House i Charley Patton.

Poniżej publikujemy fragment rozmowy, jaką już po premierze nowego albumu ekipa Rawy Blues miała okazję przeprowadzić z liderem zespołu, „Wielebnym”:

Rawa Blues Festival: Witaj Wielebny. Słyszę, że znowu jesteś w trasie, zgadza się? (wywiad z Joshem „Wielebnym” Peytonem został przeprowadzony w czasie, kiedy wraz z zespołem przemieszczali się w kierunku Saint Louis, mając za sobą występy w Nashville. Cała rozmowa pocięta została na kawałki ze względu na brak zasięgu wywoływany, jak to ujął Peyton, przejeżdżaniem przez amerykańskie „the middle of nowhere”. Na szczęście nie nadszarpnęło to jego cierpliwości i dobrego humoru.)

Peyton: Jasne, prawie cały czas jesteśmy w drodze. Jesteśmy teraz w trasie, gdyż właśnie została wydana nasza nowa płyta. Jesteśmy bardzo podekscytowani.

Rawa Blues Festival: Właśnie wracacie z koncertów Tennessee, prawda?

P.: Yeah, wczoraj w Nashville było niesamowicie! Pierwszego dnia graliśmy w świetnym sklepie muzycznym Grimey’s, a następnego dnia w Music City Roots. Zagraliśmy fajny koncert dla radia i telewizji.

Rawa Blues Festival: Jesteście jedną z najbardziej zapracowanych kapel jakie miałem przyjemność poznać. Jak sobie z tym radzicie? Mógłbyś dać jakieś wskazówki młodszym kolegom po fachu?

P.: Wiesz, muzyka to całe moje życie, to jak praca marzeń. Są pewne rzeczy z nią związane, które nie są zbyt miłe i trzeba się z tym pogodzić, jeżeli chcesz robić to co kochasz. Dla mnie to takie zło konieczne. Trzeba zrezygnować z wielu rzeczy, zwłaszcza na początku. Kiedy zaczynaliśmy, nie mieliśmy nawet gdzie spać, jedliśmy makaron z puszek i właściwie żyliśmy jak bezdomni (śmiech). Nawet teraz bardzo wiele nas omija, szczególnie odczuwamy rozłąkę z rodziną.

Rawa Blues Festival: Rawa Blues to wasze nie pierwsze spotkanie ze Starym Kontynentem. Blues, czy rockabilly jest często traktowane jak muzyka endemicznie amerykańska. Gatunki te narodziły się tam i tam ewoluowały. Czy wasza muzyka była odbierana w inny sposób prze europejska publikę?

P.: Tak, odwiedziliśmy Europę. Ale Rawa to nasz pierwszy koncert w Polsce, na który strasznie się cieszymy. Właściwie to nie wydaje mi się, żeby muzyka była odbierana inaczej w zależności od położenia geograficznego. Często zależy to od wieku publiczności. Ale zauważyłem, że europejską publiczność cechuje większa grzeczność. Wydaje się być trochę cichsza. Ale młodzi ludzi wszędzie reagują tak samo. Myślę, że prawdziwa muzyka płynąca z serca nie ma narodowości, czy granic. Tego się właśnie nauczyłem będąc tak długo w podróży.

Rawa Blues Festival: Twój zespół penetruje różne style muzyczne. Co jest dla ciebie największą inspiracją? Raczej stare granie, czy może coś całkiem świeżego także przyciągnęło twoja uwagę?

P.: Jeśli chodzi o granie na gitarze to ludzie tacy jak Chaley Patton, Furry Lewis i John Hurt. Sposób w jaki piszę piosenki zawdzięczam Johnowi Fogerty i Johnowi Primerowi. Chcę zabrać country bluesa w całkiem nowe miejsca.

Rawa Blues Festival: Dyrektor festiwalu, Irek Dudek jest oczarowany klipem do „Clap Your Hands″. Kim są osoby, z którymi występujecie? Czy mamy spodziewać się podobnych klipów promujących nowy album?

P.: Ludzie z teledysku to nasi przyjaciele i fani. Puściliśmy po postu informację, że poszukujemy ludzi, którzy tańczą w różny, oryginalny sposób. Wypaliło. Ludzie to polubili. Lada moment wypuszczone zostaną dwa nowe teledyski tego samego reżysera. Jeden wychodzi dzisiaj, albo jutro. Musisz go zobaczyć! Jest naprawdę bardzo fajny. Uważam, że jest lepszy niż „Clap Our Hands″. 

Rawa Blues Festival: Świetnie, dobrze wiedzieć. Kto zwrócił twoją uwagę na ten rodzaj promocji w stylu YouTube, czy kręcenia teledysków? To niezbyt charakterystyczne dla zespołu bluesowego.

P.: Czujemy, że robimy muzykę tu i teraz. Wiesz, nasza muzyka autorska to nie Charley Patton. Jasne, wzorowaliśmy się na nim, ale nie jesteśmy Charley′em Pattonem. Nigdy nie chciałem być swego rodzaju skansenem muzycznym. Chciałem być kimś kto robi muzykę współczesną, muzykę, która ma przetrwać. Ludzie zajmujący sie muzyką robią właśnie teledyski, zakładają konta na Twitterze itp. Część z tego faktycznie do mnie nie przemawia, ale praca nad teledyskiem to naprawdę kupa dobrej zabawy. Wymyślanie i tworzenie czegoś, co współgra z muzyką to świetna rzecz.

Rawa Blues Festival: Wielkie dzięki za twój czas. Życzę udanej trasy! Czekamy z niecierpliwością na wasz show!

P.: Zapewniam cię, że to będzie SHOW! (śmiech) Przygotujcie się na świetną imprezę. Bardzo dziękuję. Trzymajcie się!

Cały wywiad możecie przeczytać w oficjalnym serwisie festiwalu. Trzydziesta druga edycja Rawa Blues Festival przyniesie dużo atrakcji. Obok wspomnianych Roberta Cray’a i The Reverend Peyton’s Big Damn Band, podczas koncertu finałowego zagrają Eric Sardinas & Big Motor, Roomful of Blues, Davina & The Vagabonds oraz Irek Dudek Big Band. W sumie przez czternaście godzin na dwóch scenach zagra tego dnia osiemnaście zespołów. Będziemy Was o tym informować.

Bilety do nabycia w sieci sprzedaży biletów Ticketpro w całej Polsce oraz przez system on-line zamawiania biletów Ticketpro.pl.

Źródło: www.rawablues.com

Tanie muzyczne zakupy w cdbaby.com

opublikowano w dziale Świat

Nadarza się kolejna dobra okazja do skorzystania z walutowej karty kredytowej. Z okazji zakupowego szaleństwa związanego z amerykańskim Czarnym Piątkiem, serwis cdbaby.com – czyli jeden z największych internetowych sklepów muzycznych – ogłosił promocję, w ramach której koszt przesyłki wynosi tylko 1 cent. Promocja dotyczy także wysyłki za granicę, w tym do Polski. Warto z niej skorzystać tym bardziej, że w zbiorach sklepu znajduje się gigantyczny wybór płyt bluesowych, zarówno tych wydawanych przez artystów własnym sumptem, jak i krążków sygnowanych przez bluesowe wytwórnie, choćby prezentującą znakomitego bluesa w stylu West Coast oficynę Delta Groove Productions. Zakupowa gorączka cdbaby.com trwa tylko do północy 3 grudnia (czas USA), a więc jeszcze tylko przez kilka godzin. Trzeba się spieszyć!

Źródło: www.cdbaby.com

Stypendia Berklee College

opublikowano w dziale Świat

175 nagród Grammy – tyle statuetek zdobyli w sumie absolwenci Berklee College of Music (fot. Phil Farnsworth), jednej z najważniejszych na świecie szkół muzycznych skupionych na nauczaniu współczesnej muzyki popularnej. Do tego grona ma szansę dołączyć za jakiś czas dwójka młodych ludzi ze stanu Missisipi. We współpracy z Delta Blues Museum w Clarksdale i Muzeum Roberta Johnsona w Crystal Springs, Berklee College of Music już po raz drugi ufundowało dwa wakacyjne stypendia o wartości siedmiu tysięcy dolarów każde. Stypendia trafią do młodych twórców, zainteresowanych współczesną edukacją muzyczną, reprezentujących muzyczne tradycje amerykańskiego Południa. Zdobywcy stypendiów wyłonieni zostaną w drodze konkursowych przesłuchań.

Źródło: www.blues.org

X Warsztaty Muzyczne Rockowe Ogródki

opublikowano w dziale Polska

W dniach 14-18 lipca w Płocku odbędą się jubileuszowe X Warsztaty Muzyczne w ramach XVII edycji Festiwalu Rockowe Ogródki. Zajęcia teoretyczne, prowadzone w salach Młodzieżowego Domu Kultury w Płocku, zostaną podzielone na pięć grup instrumentalnych. Gościnnie udział w warsztatach wezmą Wojciech Pilichowski (gitara basowa-lekcja mistrzowska) oraz Dave Latchaw (instrumenty klawiszowe). Na wieczorne jam-sessions od godz. 20:00 zaprasza płocki klub Rock′69. Na zakończenie warsztatów, po wręczeniu uczestnikom dyplomów, przewidziany jest koncert wykładowców. Szczegóły, regulamin oraz karta zgłoszeniowa znajdują się na stronie organizatora.

Źródło: www.rockoweogrodki.com.pl

Shakin’ Dudi i jubileusz na Rawie

opublikowano w dziale Polska

Przy dziewiętnastu zespołach grających na dwóch scenach nie trudno o muzyczne atrakcje. Tych na tegorocznym Rawa Blues Festival nie zabraknie. Obok występów Roda Piazzy i zespołu The Mighty Flyers, Erica Sardinasa i Eden Brent, publiczności zaprezentuje się Shakin’ Dudi (fot. Łukasz Rak), który 10 października na scenie Spodka świętować będzie jubileusz 25 lat działalności artystycznej. Zespół pokaże specjalnie przygotowany program, podsumowujący muzyczną podróż Shakin’ Dudiego przez krainę klasycznego rock’n’rolla i neoswinga. Szykuje się kilka muzycznych niespodzianek.

Źródło: www.rawablues.com

Audiofilski dźwięk podszyty bluesem

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Słuchając klasycznych już nagrań Roberta Johnsona czy, bliżej naszych czasów, brudnego soundu Juniora Kimbrough i R.L. Burnside’a, trudno doszukiwać się audiofilskiej realizacji, co nie znaczy, że dla melomanów rozkochanych w wysokiej jakości dźwięku i jeszcze wyższej klasy sprzęcie odsłuchowym do jego reprodukcji blues i jego okolice to fonograficzna pustynia. Szwedzkie Opus3, niemiecki Stockfisch i norweskie KKV to wytwórnie, które oprócz delikatnych brzmień – raz na jakiś czas nawiązujących do bluesa lub czerpiących z niego inspiracje – serwują swoim słuchaczom w pełni audiofilskie produkcje, często wydając swoje albumy nie tylko na zwykłych płytach CD, ale też na bardziej zaawansowanych technicznie dyskach SACD, czy będących synonimem najmilszej dla ucha reprodukcji dźwięku stuosiemdziesięciogramowych winylach.

Wśród nowości Opus3 Records takim bluesującym albumem jest „Southward Bound” B.B. Driftwooda. To drugi, obok Pedera Af Ugglasa, szwedzki gitarzysta w katalogu Opus3, który czaruje słuchaczy brzmieniem gitary slide. O ile jednak Ugglas wykorzystuje ją w rozlanych kompozycjach przypominających trochę fragmenty ścieżki dźwiękowej do filmu noir, o tyle Driftwood pisze zgrabne piosenki, które równie dobrze, co w domowym odtwarzaczu, czują się na radiowej antenie przyzwyczajonej do trzyminutowych singli. W jednym i drugim przypadku mamy do czynienia z dźwiękami, w których łączą się elementy bluesa, muzyki gospel i soulu, tworząc wyjątkowej urody rootsowy kolaż. U Driftwooda ten koktajl przypomina trochę muzyczne poczynania innej gwiazdy Opus3 – niezwykle popularnego i uważanego za jednego z najciekawszych współczesnych akustycznych bluesmanów Erica Bibba, który na „Southward Bound” pojawia się w roli muzyka sesyjnego z dwunastostrunową gitarą na kolanach.

Na płycie Driftwooda Eric Bibb jest nieco w cieniu, ale na własnej „Blues, Ballads and Work Songs” stoi już w świetle reflektorów – choć porównanie nieco na wyrost, bo jak przystało na album nagrany solo, poza trzema piosenkami zarejestrowanymi z minimalnym akompaniamentem, muzyka ma niezwykle osobisty charakter. Te czternaście utworów zarejestrował Bibb w studiu Opus3 na przestrzeni kilku ostatnich lat – bez pośpiechu czy wielkich wydawniczych harmonogramów. Na warsztat, zgodnie z tytułem albumu, wziął przede wszystkim tradycyjne kompozycje stanowiące kanon szeroko pojętego amerykańskiego folkloru – na playliście pojawiają się „Goin’ Down The Road Feelin’ Bad”, „John Henry” czy „Take This Hammer”. Na takiego Bibba najbardziej zagorzali pasjonaci country-bluesa długo czekali.

Albumy Opus3, podobnie jak najnowsza produkcja niemieckiej wytwórni Stockfisch – longplay „Familiar” wokalistki Brooke Miller – to złote krążki z adnotacją Super Audio CD na pudełku, a więc płyty umożliwiające obcowanie z jeszcze lepszą jakością dźwięku niż pozwala na to tradycyjne CD, i to w wersji wielokanałowej, trochę jak w kinie domowym, jeśli tylko dysponujemy odpowiednim sprzętem. Sam Stockfisch przyzwyczaił już nas do pięknie brzmiących płyt z muzyką, przy której można się rozpłynąć – szczególnie, jeśli w centrum uwagi jest damski, zmysłowy głos. Niedawno była to Katja Maria Werker, teraz Brooke Miller – Kanadyjka, która debiutuje w szeregach Stockfischa bardzo oszczędną i nastrojową produkcją. Tylko głos i gitara – i właściwie nic więcej nie potrzeba. Całość kojarzy się trochę z muzyką Sary K., znanej bluesfanom ze współpracy z nieodżałowanym Chrisem Jonesem, czyli połową gitarowo-harmonijkowego duetu Chris Jones/Steve Baker. Podobna wrażliwość, a miejscami i sposób śpiewania. Do słuchania na wieczór w sam raz.

Wśród audiofilskich nowości z bluesem w tle, już na tradycyjnej płycie CD, ważne miejsce zajmuje drugie wspólne przedsięwzięcie amerykańskiego soulmana Mighty Sama McClaina i śpiewaczki z Iranu, Mahsy Vahdat. Płyta nazywa się „A Deeper Tone Of Longing – Love Duets Across Civilizations” i przynosi niezwykłą mieszankę muzyki Wschodu i Zachodu. Żeby było śmieszniej, całość wydała oficyna z północy – norweska wytwórnia Kirkelig Kulturverksted. KKV to oficyna, która od ponad trzydziestu lat działa w Norwegii, wydając znakomicie brzmiące płyty przynoszące dźwięki z pogranicza dobrego popu, szeroko rozumianej muzyki świata i muzyki klasycznej. Przekraczanie granic i barier to trend, który w katalogu KKV rysuje się bardzo wyraźnie, czy to w przeglądzie muzycznych stylów, które możemy tam znaleźć, czy w doborze repertuaru, który wyśpiewują wokaliści. Często są to wiersze i tak jest na płycie „Deeper Tone Of Longing”, na której Mahsa i Mighty Sam wyśpiewują irańskie wiersze miłosne – trochę po angielsku, a trochę w oryginale. O podkład muzyczny dbają tu między innymi goście Suwałki Blues Festival, Knut Reiersrud i Jarle Bernhoft. To w dużej mierze dzięki ich wpływowi, w uzupełnieniu do irańskich melodii towarzyszących wokalizom Mahsy, pod głosem Mighty Sama rozlewają się soulowe nuty i bluesowe solówki gitary. To nie jest łatwa muzyka, ale brzmi naprawdę nieziemsko – nie tylko na sprzęcie za milion dolarów*.

Przemek Draheim

* Można się o tym przekonać, oglądając dostępny na YouTube fragment kameralnego koncertu Mahsy Vahdat i Mighty Sama McClaina z repertuarem z ich pierwszej wspólnej płyty, „Scent of Reunion”.

Wydawca: Opus3 Records / Audio Forte, Stockfisch, Kirkelig Kulturverksted
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

34. Rawa Blues – retransmisja w TVP2, relacja na Blues.pl

opublikowano w dziale Polska

Na zewnątrz coraz chłodniej, warto więc na rozgrzewkę przypomnieć sobie gorące emocje, które towarzyszyły 34. edycji Rawa Blues Festival. 15 listopada o godz. 23:45 na antenie programu TVP2 wyemitowany zostanie koncert Irka Dudka z towarzyszeniem NOSPR pod batutą Krzesimira Dębskiego. Retransmisja w sobotę, zaś już dziś zachęcamy do przeczytania obszernej relacji z festiwalu:

Dzień 1: Siedziba Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia,
10 X 2014

Otwarcie nowej siedziby NOSPR trwa kilka tygodni, widzimy w Katowicach plakaty anonsujące Festiwal Otwarcia tego szczególnego miejsca. Nietypowe pod względem architektonicznym, ale co ważniejsze akustycznym. Architekt Tomasz Konior doskonaląc parametry osiągnął wskaźniki niespotykane dotąd w tym mieście. Każdy z mieszkańców Katowic, kto chodził na koncerty symfoniczne, pamięta dobrze warunki na ulicy Plebiscytowej, potem wyższy standard Sali koncertowej w Centrum Kultury na Placu Sejmu Śląskiego. Teraz nowa siedziba NOSPR-u, na terenach poprzemysłowych, dawnej kopalni osiągnęła status jednej z najlepszych sal koncertowych w Europie. Tym większe podziękowania należą się Irkowi Dudkowi za zorganizowanie tego szczególnego koncertu, o którym informował w finale Rawy Blues Festival w roku 2013.

Zapowiedź czegoś nowego, nieznanego, zachwyt nad aktualnymi możliwościami uczestnictwa w kulturze na tak wysokim poziomie estetyki sprawiły, że wieczór zapowiadał się wyjątkowo. Moje pokolenie pamięta sławny „Akant” z ulicy Teatralnej, klub „Puls” z Placu Wolności, miejsca ciasne, zadymione, odbywały się tam jamy śląskiego środowiska muzycznego, które niewątpliwie zostaną w naszych wspomnieniach z młodości. I oto mamy wyjątkową salę koncertową, w której piękna muzyka niezależnie od stylistyki zawsze znajdzie swoje miejsce. Blues akustyczny, pop symfoniczny. Rozmach, przestrzeń, wielki świat…

11 października 2014 roku na scenie pojawiły się trzy (a jak się miało okazać cztery) wybitne postaci dla światowej muzyki: Eric Bibb, Irek Dudek i Krzesimir Dębski. Krzesimir Dębski – dla mnie skojarzenie natychmiastowe „Cantabile in h moll”. Nagranie wszechczasów.

Co można napisać po tym koncercie? Są artyści, którzy wywołują w nas szczególne wspomnienia. Dla wielu osób może to być mocne granie, na granicy zatracenia. Dla mnie te szczególne wspomnienia towarzyszą twórczości Erica Bibba. Nic dziwnego skoro Eric Bibb w rodzinie miał takich muzyków jak John Lewis. Wuj Erica Bibba John Lewis początkowo występował w zespołach Charlie Parkera i Milesa Davisa, aby później zostać pianistą Modern Jazz Quartet. Legenda. Takich rodzinnych powiązań można mu jedynie zazdrościć. Ojciec Erica, Leon Bibb – muzyk, wokalista i aktor z brodwayowskim stażem. Ojcem chrzestnym z kolei był Paul Robeson. Jak nie wielbić faceta, który tak rozumie kobietę? Cenię go przede wszystkim za teksty, jak w „Shine on”:

Well I know what you’ve been trough
I see
But it’s time to leave it behind and let it be
Yeah
Hard-earned wisdom is something you can’t buy
It’s the wings of experience that make you fly
Don’t look back
Don’t look back
Don’t turn around
You’re on the right track
(…)
Don’t stop now
Shine on
You got to shine on

Eric Bibb wystąpił w towarzystwie Knuta Reiersruda. I proszę jaki świat jest mały! To Knut Reiersrud towarzyszył naszemu ulubionemu wokaliście, jakim jest Jarle Bernhoft na Festiwalu w Suwałkach w 2009 roku.

Bardzo kameralna, nastrojowa pierwsza część koncertu, idealna na piątkowy wieczór, przed kolejnym występem, jakim był pokaz siły orkiestry oraz wirtuozerii instrumentalno–wokalno–choreograficznej Panów Ireneusza Dudka oraz Krzesimira Dębskiego, dyrygującego tego wieczoru Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia. Dyrektorowi Festiwalu Rawa Blues – Ireneuszowi Dudkowi towarzyszył także jego stały zespół. Usłyszeliśmy nowe aranżacje starych przebojów Irka Dudka oraz takie evergreeny jak „Everything must change”, czy „House of the Rasing Sun” – ten ostatni przyjęty przez niektórych widzów nie do końca ciepło. Brawurowe wykonanie utworu pod brzydkim tytułem „From Alojz to Alex” sprawiło pojawienie się tego numeru raz jeszcze na bis. Usłyszeliśmy między innymi wyśmienity „Something Must Have Changed”, „Everyday I have the blues”, „Tell me pretty baby”, „Tak dobrze mi tu”, „Ziuta”, „Zastanów się co robisz”, „A u sza la la la”. Dla Uniwersyteckiej telewizji Irek Dudek coś mówił o tremie, „że jest”, ale mija po minucie. I tak było. Koncertowi przysłuchiwały się siedzący obok nas w sektorze dla mediów i artystów gwiazdy sobotniej Rawy Blues. Wieczór uznałam za niezapomniany.

Dzień 2: Spodek, 11 X 2014

Na Małej Scenie, od godz. 11:00 wystąpili: Juicy Band, Cotton Wing, JawRaw, The Plants, Instant Blues, Fingerstyle Bob & The Blues Society oraz Jerry’s Fingers. Koncerty prowadził Marek Jakubowski. Na Scenie Głównej wystąpili z kolei: SKL Blues – Laureat Internautów, Laureat Publiczności spośród wykonawców Małej Sceny, czyli zespół Cotton Wing, charyzmatyczny, ujmujący Paweł Szymański, Sebastian Riedel & Cree oraz Grzegorz Kapołka Trio.

Koncert Finałowy

Tego wieczoru każdy mógł znaleźć coś dla siebie, artyści reprezentowali różne style muzyczne. Wszystkie na najwyższym poziomie. Koncert prowadził Redaktor Jan Chojnacki, klasa sama w sobie. Ze względów zdrowotnych na festiwal nie przyjechała Cassie Taylor.

Jako pierwsza z zagranicznych gwiazd wystąpiła amerykańska formacja The Fox Street All Stars. James Dumm – gitarzysta zespołu mówił w festiwalowym wywiadzie tak: „Scena muzyczna w stanie Colorado jest tak eklektyczna, jak tylko to możliwe. Fani muzyki w Denver są bardzo otwartymi ludźmi, mają życzliwe podejście do wszystkich gatunków: od bluegrass po punk i muzykę elektroniczną”. Na styl zespołu wpływał więc zarówno teksański blues, southern rock, jazz, nowoorleański funk, country, r&b. Panowie przyznają się do inspiracji takimi zespołami jak: The Allman Brothers Band, The Band, The Black Crowes, Galactic, The Meters, Led Zeppelin, The Rolling Stones. Dało to w istocie mieszankę wybuchowego brzmienia, zaskakującego dla widzów, pewnie nie znających jeszcze zbyt dobrze tego zespołu.

Shawn Holt, syn Magic Slima wraz z zespołem The Teardrops dali publiczności solidną dawkę chicagowskiego bluesa. Lil’Slim jak nazwał go ojciec, godnie go zastąpił w zespole The Teardrops już podczas choroby Magic Slima. Shawn Holt zajął miejsce ojca po jego śmierci w 2013 roku. Gra z podobną, ciężką motoryką w utworach dynamicznych i melodyjnością w przypadku slow bluesa. W zespole The Teardrops występują także Levi Williams na gitarze, Chris Biedron na basie oraz Brian B.J. Jones na perkusji. Koncert był bardzo udany, pozwolił wtopić się w bluesowe brzmienia, nacieszyć się nimi, dać się ponieść rytmowi.

Kolejna gwiazda wieczoru The Blind Boys of Alabama to grupa wokalna o ponadczasowej i światowej marce, zdobywcy Grammy, legenda muzyki gospel – członkowie tego zespołu nagrywali dla wielu wytwórni płytowych. Dla mnie niezwykle ważna jest ich współpraca z Peterem Gabrielem, słynne „Sky Blue”, z albumu „Up”. Osobiście nie przepadam za męskim falsetem, tak eksponowanym chociażby w „I’ll Find A Way”, zdecydowanie preferuję naturalne męskie rejestry. Przyjmuję jednak z pokorą do wiadomości fakt, iż śpiew ten wyraża tak skrajne emocje, jest przejawem duchowych uniesień artysty. Trudno było opanować łzy przy „Amazing Grace”, jakaż dawka emocji udzielała się publiczności z każdym następnym utworem. Zaproszony do udziału Robert Randolph towarzyszył zespołowi w dwóch utworach. Żadne nagrania nie mogą się równać z odbiorem na żywo, tak blisko tych wielkich artystów. Otrzymaliśmy ogromną porcję energii, przy tak czystej harmonii głosów. Wśród publiczności widoczny był podziw dla kondycji wokalistów, od tak wielu lat występujących na scenach świata. Jimmy Carter przeszedł przez tłum licznie zgromadzony wówczas pod sceną, atmosfera koncertu wciąż rosła. Piękny, niezwykły, wzruszający koncert gorąco oklaskiwany przez publiczność, także przez młode pokolenie.

Ostatnią zagraniczną gwiazdą wieczoru był Robert Randolph & The Family Band. Oj Panowie i Panie! Kto był i słyszał zrozumie. Robert – uroda, talent, dynamit. Zaprosił na scenę polskie dziewczyny, wybiegły ochoczo, wyginając się w kilku niekrótkich wszak utworach z ogromnym wdziękiem. Pewnie zapamiętają to na długo. Samo brzmienie steel guitar, przy takiej długości występu okazało się jednak męczące dla uszu nawet niektórych śląskich bluesmanów. Rodzinny band Randolphów to zgrana formacja, a jej lider to wirtuoz gitary i improwizacji, znakomity artysta.

Na zakończenie Rawy Blues, w 20. rocznicę śmierci Ryszarda Riedla, śląscy muzycy przygotowali Koncert dla Ryśka. Wystąpili Leszek Winder, Ireneusz Dudek, Sebastian Riedel, Andrzej Rusek, Krzysztof Głuch z synem, Maciek Lipina, Aleksandra Łapka, Maciej Radziejewski, Michał Giercuszkiewicz, Mirosław Rzepa, Jacek Gazda, Grzegorz Kapołka, Paweł Ambroziak, Mariusz Korczyński. Maciek Lipina, jest ostatnio mocno związany z repertuarem Riedla – odtwarza jego postać w spektaklu „Skazany na bluesa” w Śląskim Teatrze im. S. Wyspiańskiego w Katowicach. Maciek zyskał nowe grono wielbicieli jego talentu aktorskiego. W tym koncercie świetnie wykonał utwory „Słodka” i „Człowieku, co się z tobą dzieje?”. Mariusz Korczyński zaśpiewał przejmująco „Modlitwę”. Kultowym numerom nie należy zmieniać melodii, jak to chciała uczynić jedyna tego wieczoru wokalistka. Finał po takiej dawce energii trochę nas wyciszył, uspokoił, wzruszył. Publiczność opuszczała już Spodek, ale wróci, spotkamy się przecież w październiku 2015 roku. Na kolejnej solidnej dawce czystego bluesa, ale też blues–rockowego i funkowego grania.

Grażyna Szafraniec
fot. Lukasz Rak – www.eobraz.pl,www.rawablues.com

Źródło: Blues.pl

Bernard Fowler w Starym Domu

opublikowano w dziale Polska

Soulowy głos z płyt The Rolling Stones, Micka Jaggera czy Charlie Wattsa, czyli wokalista Bernard Fowler (fot. strona domowa artysty) wystąpi 28 lutego na jedynym koncercie w Polsce. Fowlerowi towarzyszyć będzie niezwykle interesujący skład. Na gitarze zagra Steve Salas, współpracownik Roda Stewarta i były dyrektor muzyczny amerykańskiej edycji „Idola”; na basie Jara Harris, producent muzyczny i lider kalifornijskiej formacji Slapbak; na perkusji zaś znany z Pear Jam Dave Abbruzzese. Miejscem, w którym odbędzie się ten muzyczny wieczór pełen soulu, funku i rocka będzie Stary Dom w Domecku koło Opola.

Źródło: www.stary-dom.atol.com.pl

Krzak Experience na płycie

opublikowano w dziale Polska

11 marca swoją premierę miał album „Krzak Experience” będący pierwszą płytą nowego projektu muzycznego o tej samej nazwie. Muzycy grupy Krzak – Jan Błędowski i Leszek Winder – którzy do tej pory obracali się w kręgu bluesa oraz Rafał Cioroń, Dominik Durlik i Piotr Wierzba z grupy Sepsis, dla których muzyka metalowa to chleb powszedni, połączyli siły tworząc nową muzyczną jakość. Na krążek złożyło się dziesięć kompozycji. Część z nich to utwory Krzaka, jednak w zmienionych aranżacjach. Jak mówi wydawca, wytwórnia Metal Mind Productions, jest to album zarówno dla fanów Fear Factory czy Testamentu, jak i wielbicieli bluesa.

Źródło: www.metalmind.com.pl

Bluesowa twarz Opus3

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Audiofile kochają szwedzką oficynę Opus3 Records za najwyższej jakości brzmienie wydawanych przez nią płyt; melomani za muzyczne perełki, których trudno szukać w katalogach innych wytwórni. I jedno i drugie przypaść powinno do gustu miłośnikom bluesa, którzy na liście wydanych przez Opus3 albumów znajdą dla siebie dużo dobrego.

O albumie „Southward Bound” gitarzysty B.B. Driftwooda już pisaliśmy, ale jest okazja do powtórki – magazyn miłośników audio „HiFi i muzyka” przyznał temu krążkowi wyróżnienie wraz z rekomendacją w kategorii „Płyta roku”. Trzeba się cieszyć, bo nie jest to mainstreamowe granie, za to coś, co na pewno spodoba się miłośnikom delikatnego, rootsowego kołysania spod znaku Erica Bibba, który – nawiasem mówiąc – pojawia się tu w roli muzyka sesyjnego z dwunastostrunową gitarą na kolanach.

Eric Bibb to zresztą flagowy bluesman w barwach Opus3, z kilkoma solidnymi krążkami za pasem. Ten najnowszy to nagrana solo płyta „Blues, Ballads and Work Songs”, ale starsze rzeczy także warte są uwagi. Ot choćby „Spirit & The Blues”. Płyta, podobnie jak wszystkie inne produkcje wytwórni, ma w książeczce albumu taką adnotację: „Opus3 to mała, niezależna szwedzka wytwórnia płytowa, która skupia się na ponadczasowej akustycznej muzyce, na jazzie, folku, muzyce klasycznej. Naszym celem jest reprodukcja głosów i dźwięku instrumentów w sposób jak najbardziej naturalny się da”. I rzeczywiście, na dobrym sprzęcie, w utworach takich jak „In My Father’s House” czy „Lonesome Valley” doskonale to słychać.

Nie gorsze brzmienie wyciśniemy z kolumn czy słuchawek za sprawą najnowszego dziecka szwedzkiego katalogu, albumu „All Around Man”, który swoim pseudonimem firmuje Bottleneck John – prywatnie Johan Eliasson. Nasz bohater przygodę z muzyką zaczął bardzo wcześnie. Jego dziadek, na starym kasetowym rekorderze, nagrywał pierwsze występy Johana, gdy ten miał zaledwie trzy lata. Babcia z kolei zachęcała go do śpiewania i dawała pierwsze lekcje wokalu – materiałem do nauki były szwedzkie melodie ludowe, ale też tradycyjne pieśni spirituals, „Amazing Grace” czy „Swing Low, Sweet Chariot”. Z tamtych inspiracji wynika miłość Bottleneck Johna do akustycznego bluesa z lat dwudziestych i trzydziestych. Jak sam mówi: „(...) żadne inne dźwięki nie dotykają mojego serca i duszy jak te stare nagrania”. Może dlatego jego pieśni spirituals, hokum songs czy akustyczne country-bluesy – bez względu na to, czy wykonuje je solo, tylko z metalową gitarą na kolanach, czy w duecie lub w większym składzie – brzmią bardzo prawdziwie zdając się być jego naturalnym środkiem wyrazu. Polska publiczność miała już dwukrotnie okazję posłuchać Bottleneck Johna na żywo, ostatni raz w 2010 roku podczas festiwalu Toruń Blues Meeting. W specjalistycznych radiowych audycjach były też okazje, żeby posłuchać jego wcześniejszych płyt. Mnie, tamte wydane własnym sumptem albumy zawsze przekonywały muzycznie, ale zawsze też żałowałem, że tak znakomity wokal nie doczekał się pięknie nagranej sesji. I o to jest. Całość, jak przystało na reputację Opus3 brzmi wyśmienicie i została wydana na złotym krążku z adnotacją Super Audio CD na pudełku – a więc na płytce umożliwiającej obcowanie z jeszcze lepszą jakością dźwięku niż pozwala na to tradycyjne CD. Dla miłośników mocnych głosów z najwyższej półki i akustycznego bluesa z gitarą slide w roli głównej „All Around Man” to płyta, którą warto mieć pod ręką, dla czystej przyjemności słuchania, ale też świadomości (trochę snobistycznej, ale na pewno miłej) tego, jak dobrze może zabrzmieć nasze domowe stereo.

Przemek Draheim

Wydawca: Opus3 Records / Dystrybucja: Audio Forte
Posłuchaj: www.opus3records.com

Wygraj zaproszenia na lipcowe koncerty Tangerine!

opublikowano w dziale Polska

Lipiec dla miłośników blues-rocka zapowiada się gorąco. Na przestrzeni zaledwie siedmiu dni Agencja Tangerine przygotowała aż trzy koncerty, które śmiało można nazwać wydarzeniami z górnej półki. 12 lipca, koncertem w warszawskim klubie Proxima, muzyczny maraton rozpocznie North Mississippi Allstars Duo. Ten wieczór solowym występem otworzy bluesman Alvin Youngblood Hart. 14 lipca, w klubie Eter we Wrocławiu, porcję southernrocka zaserwuje publiczności słynny Dickey Betts – postać znana wszystkim miłośnikom The Allman Brothers Band. W tym samym miejscu 17 lipca zagra Gov’t Mule.

Wraz z Tangerine przygotowaliśmy dla Naszych Czytelników nie lada gratkę – konkurs, w którym do wygrania są dwa pojedyncze zaproszenia na każdy z tych wyjątkowych koncertów! Żeby zdobyć konkursowe bilety należy polubić Blues.pl na Facebooku, a potem odpowiedzieć na pytania:

  1. Jak nazywał się ojciec muzyków tworzących North Mississippi Allstars Duo – słynny producent związany ze sceną muzyczną Memphis?
  2. Jak nazywał się gitarzysta prowadzący, z którym – w oryginalnym składzie The Allman Brothers Band – Dickey Betts wymieniał instrumentalne zagrywki?
  3. Jaki tytuł miała płyta, którą w 1995 roku zadebiutowało trio Warrena Haynesa?

Odpowiedzi, ze słowem „Konkurs” – i dopiskiem, odpowiednio „North Mississippi Allstars Duo”, „Dickey Betts” lub „Gov’t Mule”, w zależności od koncertu, na który chcecie wygrać zaproszenia – w temacie, prosimy przysłać na redakcyjny adres e-mail blues@blues.pl. W treści wiadomości należy podać swoje imię i nazwisko, adres, a także kontaktowy numer telefonu. Na Wasze maile czekamy do wtorku 10 lipca, do godziny 23:59. Niedługo potem ogłosimy zwycięzców losowania.

Źródło: Blues.pl i Tangerine

Łęczycki we Frankfurcie

opublikowano w dziale Polska

Między 21 a 24 marca, we Frankfurcie w Niemczech odbędą się największe w Europie targi muzyczne MusikMesse. Do prezentowania instrumentów produkującej harmonijki ustne firmy Seydel i prowadzenia konsultacji muzycznych ze strony firmy został zaproszony muzyk z Polski, Bartek Łęczycki (fot. strona domowa artysty). Dodatkowo, w ramach niemieckiego Harp Meeting Łęczycki poprowadzi dwa warsztaty dla najbardziej zaawansowanych harmonijkarzy, głównie z Niemiec oraz innych krajów europejskich. Całość ma zwieńczyć jego solowy koncert z wykorzystaniem loop station, udowadniając, że harmonijka nie jest tylko bluesowym instrumentem, ale z powodzeniem można na niej zagrać techno czy muzykę indyjską.

Źródło: www.bleczycki.com

„Free” Romka Puchowskiego

opublikowano w dziale Polska

15 marca na sklepowe półki trafi album „Free” Romka Puchowskiego – druga, po świetnie przyjętej „Simply” z 2006 roku, solowa płyta autora piosenek, freestylera i wirtuoza gitary Dobro. Na czternaście zawartych na krążku utworów, dziesięć to kompozycje autorskie. Całość jest niezwykle różnorodna muzycznie. Jak o płycie  mówi sam twórca: „(…) realizuje tu rozmaite muzyczne wizje, które chodziły mi po głowie. Do ich realizacji zaprosiłem wyjątkowych gości – swoich mistrzów, przyjaciół, niesamowite osobowości, muzyków, z którymi łączą mnie wspólne historie. Tymon Tymański, Keith Dunn, Adam Wendt, Martyna Jakubowicz, Grzegorz Grzyb, Wojciech vel G. Wolf Garwoliński, Michał Kielak, Tomek Kruk, Piotr Dunajski, Dobrawa Czocher, Jędrzej Kubiak, ET Tumason – spotkanie z każdym z nich to kolejny, unikatowy smak, jaki serwuje „Free””. Obok kojarzonej z Puchowskim gitary słuchacze znajdą tu wiolonczelę, harmonijkę ustną, saksofon, banjo czy tubę. Album promuje singiel „Jurata”, którego możecie posłuchać poniżej. Wydawcą „Free” jest wytwórnia Soliton z Sopotu, a Blues.pl jednym z patronów medialnych.

Źródło: www.puchowski.vonzeit.pl

Granie roots w stylu Rootsy.nu

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Szukając europejskich brzmień spod znaku amerykańskiej roots music warto pochylić się nad wytwórnią Rootsy.nu. Oficyna ma swoją siedzibę w Szwecji i wydaje przede wszystkim skandynawskich artystów, o których polscy słuchacze mogli jeszcze nie słyszeć. A szkoda, bo to dobre i różnorodne stylistycznie granie. Jego najbardziej posępną stronę reprezentuje Andi Almqvist, którego najnowsza płyta nosi miły dla polskiego ucha tytuł „Warsaw Holiday”. „Andi Almqvist, wędrująca dusza” – tak mówią o nim szwedzcy krytycy. Urodził się w Wiedniu. Jego tata był szwedzkim matematykiem, mama austriacką wiolonczelistką. Dużo podróżowali. Mieszkali w Stanach Zjednoczonych, Związku Radzieckim, i kilku innych krajach wschodniej i zachodniej Europy. To wszystko miało wielki wpływ na muzykę Almqvista, którego nie sposób ubrać w jeden tylko gatunek. Na płytowym debiucie blisko mu było do bluesa. Na ostatnim krążku jest już trochę jak Nick Cave, trochę jak Tom Waits. To mroczne piosenki, ale bardzo piękne, dlatego warto się im przysłuchać.

Podobnie jak warto przysłuchać się twórczości trochę tajemniczego szwedzkiego gitarzysty z charakterystycznymi pomarańczowymi okularami na nosie i elektryczną gitarą National na kolanach. Mówię „tajemniczego”, bo to postać spoza muzycznego mainstreamu. Zresztą, jeśli wnioskować po komentarzach na muzycznych forach, Peder Af Ugglas – bo to o nim mowa – bardziej niż polskim melomanom znany jest audiofilom zainteresowanym wyciśnięciem ze swojego sprzętu odsłuchowego stu procent jego możliwości. Słuchając nowej „No. 4” nietrudno to zrozumieć. Opisując jego poprzedni longplay wspomniałem, że „ma on jeszcze bardziej ilustracyjno-filmowy charakter, niż dwa poprzednie. Niczym w muzyce klasycznej, to nie piosenki, a małe dzieła idealnie pasujące do ścieżki dźwiękowej dobrego filmu, naszpikowane emocjami i potęgujące wymowę tego, co na ekranie. Tyle, że tu nie ma ekranu, a o obrazy musimy zatroszczyć się sami, chociaż przyznam, że przy takich dźwiękach łatwo poruszyć wyobraźnie”. W przypadku „Numeru 4” te słowa nadal są prawdą, może nawet jeszcze bardziej niż wcześniej. Dla miłośników gitary slide spod znaku Ry’a Coodera i jego ścieżki dźwiękowej do kultowego filmu „Paryż/Texas”, płyta marzenie.

Rockmani z kolei odnajdą się w twórczości innego wykonawcy związanego z wytwórnią Rootsy.nu. Gitarzysta nazywa się Pontus Snibb i kieruje grupą Pontus Snibb 3. Ich nowa produkcja, „Loud Feathers”, to kawał solidnego rock’n’rolla. Słowo „solidne” wypadałoby tu podkreślić, bo kto by przypuszczał, że jedna z najlepszych rock’n’rollowych płyt ostatnich kilkunastu miesięcy pochodzić będzie nie ze Stanów, a ze Szwecji. Surowe brzmienie, przyciągające uwagę mocne gitarowe riffy i wokal, który ciągnie wszystko do przodu. Zresztą, tego głosu mógłby mu pozazdrościć niejeden gwiazdor blues-rockowej gitary.

Przeciwwagą dla muzyki Pontus Snibb 3 i albumu „Loud Feathers” może być to, co tworzy singer-songwriter Johan Örjansson. Nawet nazwa płyty idealnie pasuje – „Melancholic Melodies for Broken Times”. Jest nastrojowo, trochę romantycznie, z nutką tęsknoty. Skojarzejnie z ostatnim, dylanowskim Johnem Mayerem bardzo na miejscu. Do posłuchania dla tych, którzy od czasu do czasu chcą się rozejrzeć za czymś interesującym poza bluesem, a ciągle w obrębie korzennego grania.

Przemek Draheim

Wydawca: Rootsy.nu
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

„Mistrzowie Bluesa nad Bobrem”

opublikowano w dziale Polska

Pod hasłem „Mistrzowie Bluesa nad Bobrem” odbywa się jedno z wydarzeń tegorocznego XXII Festiwalu Blues nad Bobrem. Koncert rozpoczął się 10 sierpnia, w piątek o godz. 19:00, w Teatrze Starym w Bolesławcu. Prezentują się w nim wyjątkowej klasy artyści, między innymi gitarzyści: Marek Raduli i Marek Napiórkowski, Jacek Królik, Leszek Cichoński, Artur Lesicki i Jacek Jaguś. Grają basiści Wojtek Pilichowski i Tomek Grabowy. Swoje umiejętności prezentują – na perkusji Zbyszek Lewandowski, a na klawiszach Paweł Serafiński. Śpiewa między innymi Krystyna Prońko.

Ten koncert to nie jedyna tego typu propozycja muzyczna tegorocznej edycji festiwalu. W sobotę 11 sierpnia na dziedzińcu Zamku Kliczków XIX Przegląd Zespołów Bluesowych, a po nim koncert Soul Re Vision w projekcie Girl Power, laureaci tegorocznej Rawy Blues. Po nich gwiazda wieczoru, Magda Piskorczyk – nominowana do Nagrody Fryderyk 2012 w kategorii Bluesowy Album Roku za płyty „Mahalia” i „Afro Groove”. Dzień później tradycyjna msza bluesowa w kościele na osiedlu Kwiatowym. 14 sierpnia, we wtorek, w Zamku Kliczków koncert finałowy. Jego program zapowiada się interesująco. Wystąpią: jeden z najwybitniejszych polskich gitarzystów i kompozytorów Jarosław Śmietana, z którym zagrają Wojciech Karolak i Bill Neal w programie bluesowym z płyty „I Love The Blues”, harmonijkarz i wokalista Keith Dunn, G. Wolf (Wojciech Garwoliński) i zespół HooDooBand oraz Cotton Wing – laureaci zeszłorocznego Przeglądu Zespołów Bluesowych.

Cały czas trwają też Warsztaty muzyczne im. Wojtka Seweryna, od lat nieodłączny element festiwalu. W tym roku zajęcia odbywają się w dwunastu klasach: dwóch wokalu, gitary basowej, perkusji, klawiszy, harmonijki i aż pięciu klasach gitary elektrycznej, a także w nowo powstałej klasie prowadzonej przez Magdę Piskorczyk. W ramach warsztatów odbędzie się kilkanaście ciekawych workshopów i prezentacji, między innymi Wojciecha Karolaka, Jarosława Śmietany, Keitha Dunna, Wojciecha Garwolińskiego, Michy Maasa czy Sławomira Puchały.

Szczegółowy program festiwalu i warsztatów znajdziecie na stronie Bluesa nad Bobrem.

Źródło: www.bluesnadbobrem.pl

Roomful of Blues na Rawa Blues Festival

opublikowano w dziale Polska

Roomful of Blues (fot. strona domowa zespołu), czyli bluesowy big band z ponad czterdziestoletnim doświadczeniem, będzie jedną z gwiazd tegorocznej edycji Rawa Blues Festival. Grupa ma na koncie pięć nominacji do nagrody Grammy, siedem statuetek Blues Music Awards i znakomite opinie recenzentów. Przed występem w katowickim Spodku 6 października związany z Rawa Blues Festival Łukasz Kobiela miał okazję porozmawiać z gitarzystą Chrisem Vachonem, który opowiedział o historii zespołu, a także o intensywnych przygotowaniach do pierwszego koncertu w Polsce.

Rawa Blues: Wasz zespół, Roomful of Blues, został założony 45 lat temu, zaledwie dwa lata przed festiwalem Woodstock. Z ponad czterema dekadami doświadczenia na scenie wydajecie się być najstarszym zespołem bluesowym który wciąż gra. Czego możemy się spodziewać po kolejnych czterech dekadach?

Chris Vachon: Cóż, większość z nas prawdopodobnie będzie tutaj przez następne dziesięć lat, koncertując i nagrywając z zespołem. Mamy nadzieję, że w kolejnych latach Roomful będzie nadal istnieć, że my, obecni muzycy tego zespołu, będziemy przekazywać pałeczkę młodszym talentom. Dotychczas była to bardzo długa podróż, która zawsze wiązała się z ekscytującymi i przyjemnymi muzycznymi doświadczeniami.

RB: Sam wielki Count Basie określił Roomful of Blues mianem najgorętszego zespołu bluesowego, jaki kiedykolwiek słyszał. Jaka jest recepta na taki wybitny zespół?

CV: Zawsze utrzymywać najlepszy dostępny skład. Jest dobrze znanym faktem, że w naszym zespole grają jedni z najlepszych muzyków naszego gatunku. Staramy się również, aby nasze koncerty były naprawdę ekscytujące i zróżnicowane muzycznie.

RB: Z tego co wiem, to będzie wasz pierwszy koncert w Polsce, ale wcześniej koncertowaliście już intensywnie w Europie. Jakie są twoim zdaniem różnice między publicznością w Europie i USA?

CV: Myślę, że Europejczycy są nieco bardziej otwarci na udział w koncertach na żywo. Wydaje się również, że podczas festiwali pojawia się większe zróżnicowanie występów. Powiedziałbym, że Europejczycy są bardzo entuzjastycznie nastawieni do muzyki i jest rzeczą wspaniałą dla Roomful of Blues podzielać to nastawienie.

RB: Wasz zespół został dwukrotnie wybrany przez krytyków DownBeat Magazine Najlepszym Zespołem Bluesowym. Wygląda na to, że z siedmioma Blues Music Awards, pięcioma nominacjami do nagrody Grammy i niekończącą się listą innych zaszczytów osiągnęliście już prawie wszystko. Jakie są wasze kolejne plany?

CV: Nigdy nie nastawialiśmy się na zdobywanie tego typu nagród, więc będzie to dla nas kontynuacja dotychczasowej pracy. To oznacza, że będziemy koncertować, nagrywać i występować tyle, ile tylko będziemy w mogli. Przy tym zawsze będziemy starać się podnosić poprzeczkę coraz wyżej.

RB: Rawa Blues Festival narodził się 32 lata temu, więc mógłby być waszym „młodszym bratem”. Czego można się spodziewać po waszym koncercie na jednym z najbardziej uznanych festiwali bluesowych w Europie?

CV: Cóż, spodziewam się, że będzie to najwyższej klasy festiwal. Liczę również na to że będzie to świetnie spędzony czas dla Roomful, z wszystkimi fanami bluesa którzy przyjdą. To wielki zaszczyt dla nas, że będziemy mogli zagrać na festiwalu o tak bogatej historii.

RB: Co chcesz przekazać fanom w Polsce, którzy z niecierpliwością czekają na wasz koncert?

CV: Najpierw chciałbym wyrazić  naszą szczerą wdzięczność za to, że zostaliśmy zaproszeni i polska publiczność będzie mogła się z nami bawić. Chciałbym również złożyć obietnicę, że podczas naszego koncertu damy z siebie wszystko, co mamy!

Rozmawiał: Łukasz Kobiela

Trzydziesta druga edycja Rawa Blues Festival przyniesie dużo atrakcji. Obok wspomnianego Roomful of Blues podczas koncertu finałowego zagrają Eric Sardinas, The Reverend Peyton’s Big Damn Band, Robert Cray, Davina & The Vagabonds oraz Irek Dudek Big Band. W sumie przez czternaście godzin na dwóch scenach zagra tego dnia osiemnaście zespołów.

Bilety do nabycia w sieci sprzedaży biletów Ticketpro w całej Polsce oraz przez system on-line zamawiania biletów Ticketpro.pl.

Źródło: www.rawablues.com

Poza dużą wytwórnią

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Wśród bluesowych płyt, które ukazują się co miesiąc, sporą grupę stanowią te wydawane albo przez małe wytwórnie, albo przez samych artystów, w myśl popularnego u nas hasła „własnym sumptem”. Warto tę gałąź muzycznego rynku obserwować, bo trafiają się tam bardzo interesujące wydawnictwa. Takie popełnił niedawno harmonijkarz Derrick Big Walker. Płyta „Roots Walking – Americana Blues & Roots” to album niesłychanie ciekawy, bo przynoszący – obok nowych kompozycji – ubrane w muzykę tradycyjne afroamerykańskie wiersze i poniewolnicze przypowiastki z osiemnastego i dziewiętnastego wieku. Pomysł szalenie inspirujący, trochę w duchu Otisa Taylora, który zapoczątkował szukanie tekstowych inspiracji w mrocznych czasach rasowej segregacji, choć muzyka inna niż u Taylora, bliższa klimatom wczesnego Chicago.

Z kolei miłośnicy soul-bluesa powinni zainteresować się wokalistką Marion James. Jej nowy longplay nazywa się „Northside Soul”, a wydała go niewielka, a coraz prężniej działająca oficyna Eller Sound Records. Słychać tam subtelną mieszankę bluesa, soulu i funku, podaną z jazzową elegancją i stanowiącą dobre tło dla głosu Marion James – śpiewaczki może i mało znanej, ale bardzo doświadczonej, bo aktywnej na muzycznej scenie od lat sześćdziesiątych. Ponoć w zespole z którym wtedy koncertowała, grali Jimi Hendrix i basista Billy Cox, a ona sama w roku 1966 nagrała piosenkę „That’s My Man”, jeden z większych hitów słynnej wytwórni Excello Records z Nashville. Tym bardziej miło, że wróciła do nagrywania i to z tak solidną pozycją jak „Northside Soul”.

Artystów pokroju Marion James, wartych usłyszenia, a mało znanych, pozwala znaleźć w Internecie serwis Mary4Music.com będący największą bluesową książką telefoniczną na świecie nagrodzoną w tym roku prestiżową nagrodą „Keeping The Blues Alive”. Taki tytuł ma też płyta, którą ukazała się właśnie ze znaczkiem serwisu na okładce. Serwis Mary4Music.com od 1998 roku ułatwia muzykom i małym wytwórniom zaistnienie w sieci przez publikację linków do ich stron internetowych w swoim katalogu. Wspomniany album, wydany na fali zdobytej nagrody, jest pierwszą z serii promocyjnych płyt prezentujących dziesiątkę nieodkrytych jeszcze przez liczną publiczność, a wartych uwagi wykonawców. The Terry Blankley Band, Lisa Mann & Her Really Good Band, Bobby BlackHat Walters czy Bill Johnson to tylko niektóre z nazwisk i nazw, z którymi nawet bardziej obeznany słuchacz spotka się na longplay’u po raz pierwszy. Co cieszy, bo miło odkrywać nowe.

Poza obiegiem dużych wytwórni, czy bluesowych majorsów, jak powiedziałby ktoś z zamiłowaniem do anglicyzmów, funkcjonuje od lat znany polskiej publiczności harmonijkarz Sugar Blue, który w swojej karierze otarł sie o wielki świat rock’n’rolla grając na harmonijce ustnej w hitowym „Miss You” Rolling Stonesów. Jego nowy, koncertowy album „Raw Sugar” w formie dwóch srebrnych krążków trafił na sklepowe półki w Stanach Zjednoczonych w połowie września. Ci, którzy cenią sobie klubową atmosferę nagrań i improwizacje, których nie ograniczają radiowe ramy trzyminutowych singli powinni tego wydawnictwa poszukać – nie będą zawiedzeni.

Przemek Draheim

Wydawca: Big Walker Blues Music Productions, Eller Soul Records, Mary4Music, Beeble Music
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

Shawn Kellerman „Blues Without A Home”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Kanada to obok Stanów Zjednoczonych niewyczerpalne źródło talentów z kręgu bluesa oraz gatunków mu pokrewnych. Długo by wymieniać znakomitych artystów spod znaku klonowego liścia, jednakże niewielu z nich udało się zyskać popularność poza granicami własnego kraju. Wynika to z faktu, iż Kanadyjczykom bardzo trudno zaistnieć na dość hermetycznym rynku swojego południowego sąsiada, a powszechnie przecież wiadomo, że ów amerykański rynek muzyczny stanowi przepustkę do światowej kariery. Jednym z artystów słabo znanych poza swoją ojczyzną jest pochodzący z Kitchener w prowincji Ontario gitarzysta i wokalista Shawn Kellerman. Wprawdzie Stany nie są mu obce, ponieważ przez pięć lat nie tylko tam mieszkał lecz także grywał setki koncertów z bluesową czołówką, do której bezsprzecznie należy Deborah Coleman, Michael Pickett, Bobby Rush i zmarły w tym roku Mel Brown. Dzięki efektownej grze na gitarze i niezwykłemu dynamizmowi scenicznemu zyskał w branży przydomek „Guitar Wizard”, jednak wciąż pozostaje muzykiem anonimowym dla szerszej publiczności. Również jego dotychczasowy dorobek fonograficzny nie zwrócił szczególnej uwagi melomanów. Dwa krążki solowe oraz nagrany wspólnie z Bobbym Rushem akustyczny „Raw To The Bone” nie są wynikiem imponującym, ale w sztuce nie ważne jest ile, lecz jak i co. A to akurat Shawn wie doskonale, o czym świadczy jego trzeci solowy longplay „Blues Without A Home”. To bez wątpienia najbardziej sugestywny i wyrazisty album w dyskografii „Czarodzieja Gitary”.

Spośród dziesięciu utworów jakie znalazły się na płycie Kellerman skomponował zaledwie cztery i to wspólnie z innymi artystami. Pozostałą większość pożyczył od twórców gatunkowo i stylistycznie dość heterogenicznych, co urozmaiciło materiał zawarty na krążku. Rozpoczyna go instrumentalny „Ted’s Jam” Roberta Randolpha. Porażający ładunek energii jaki emanuje z tego nagrania zapewne wywołałby ciarki na plecach samego autora kompozycji, chociaż kto wie, być może Robert miał już okazję tę wersję usłyszeć. A jest czego posłuchać, bo osiem minut i dwadzieścia dwie sekundy przynosi olbrzymią dawkę slide’owych dźwięków najwyższej próby, uzupełnionych fantastycznym Hammondem B3 Lucky’ego Petersona zaproszonego do pracy nad albumem. Uznanie należy się także niezwykle sprawnej sekcji rytmicznej, którą stanowią basista Joseph Veloz oraz perkusista Andrew „Blaze” Thomas. Wersję live utworu „Ted’s Jam” zobaczyć możecie na youtube.com – jakość obrazu i dźwięku wpisuje się w określenie „nagranie amatorskie”, ale całość dobrze oddaje ducha tej kompozycji.

Tak gorący początek płyty rodzi pytanie czy coś ciekawszego może się jeszcze wydarzyć. Używając terminologii akademickiej to dopiero zarys wstępu do zarysu tego, co czeka nas dalej. Wystarczy posłuchać tracka „Big Mama’s Door” z repertuaru Alvina Youngblood Harta. Akustyczny oryginał Shawn przekształcił w ponad dziesięciominutowy blues-rockowy numer wręcz epatujący karkołomnymi frazami gitary, na tle rozpędzonej sekcji rytmicznej. Co ważne, kawałek – pomimo swojej długości – nie nudzi ani przez sekundę. Częste zmiany tempa, krótkie solo na perkusji i zmieniający barwę slide z ostrych jak brzytwa pisków w stylu Dave’a Hole’a wydobywanych poza podstrunnicą gdzieś na wysokości przetworników, by po chwili wrócić do „mięsistego” soundu à la George Thorogood. Właściwie cały utwór w swej formie kojarzy się trochę ze słynnym „Delaware Slide”, a ekspresja z jaką został wykonany bliższa jest raczej występowi na żywo niż studyjnej sesji. Po takiej wersji „Big Mama’s Door” nawet całkiem poprawnie zagrany klasyk „Pretty Woman” A.C. Williamsa nie robi żadnego wrażenia. Może i dobrze bo słuchacz ma czas przygotować się do kolejnego instrumentalnego „długasa”, a jest nim jazzowo-funkowy „Burrito Brain”. W tej kompozycji uwagę skupia na sobie Lucky Peterson i jego niesamowita gra na klawiszach oraz Joseph Veloz popisujący się efektownym slappingiem. Utwór ten ma jeszcze jednego bohatera, a mianowicie zaproszonego gościnnie Jasona Ricci, który zachwyca kosmicznymi dźwiękami swojej harmonijki. Być może Jason odwdzięczył się w ten sposób Shawnowi za udział w pracy nad swoim ostatnim albumem „Done With The Devil”. Wytchnienie od żywiołu jaki niosą z sobą powyższe numery przynosi wolny blues „Love Is Sweet” napisany przez Kellermana wspólnie z Melem Brownem. I choć ta cudowna kompozycja jest też instrumentalna to z każdym kolejnym taktem utwierdza w przekonaniu, że nawet anielski śpiew mógłby tylko zakłócić subtelną barwę jaką wydobył ze swojej gitary Kellerman. Takie brzmienie powinno stanowić kanon nowoczesnego bluesa, a dodając do niego frazy generowane przez Hammond Petersona otrzymujemy prawdziwy majstersztyk.

O ile jako gitarzysta Shawn prezentuje się imponująco, tak jego śpiew daleki jest od ideału. Nie da się ukryć, iż „Guitar Wizard” wokalistą jest przeciętnym, a obnażają to chociażby „Counterfeit Man” czy „Give Me My Blues”. Oczywiście do strony muzycznej nie można mieć jakichkolwiek zastrzeżeń, bo to świetne kawałki lecz wokal pozostawia wiele do życzenia. Może jest w nim jakiś urok ale chyba korzystniej by było gdyby zatrudnił na stałe solidnego singera, a sam skupił się wyłącznie na tym, co opanował po mistrzowsku – czyli na sześciu strunach. Zrobiło tak wielu bluesowych luminarzy więc to żaden wstyd ani dyshonor. Tym bardziej, że Shawn prawdopodobnie zdaje sobie sprawę z możliwości swojego głosu o czym świadczy ilość utworów instrumentalnych na płycie, a także bardzo zręczne zabiegi mające na celu zatuszować mankamenty wokalne. Na przykład we wspomnianym już „Big Mama’s Door” i ostatnim na płycie „Jellyroll” śpiew Kellermana jest przesterowany, co idealnie wpisuje się w stylistykę tych numerów i nadaje im jeszcze większej ekspresji. Cały album charakteryzuje się niespożytą energią i brawurowym podejściem do produkcji studyjnej. „Czarodziej Gitary” w swoim przekazie jest autentyczny do bólu. Gra z pasją, której wielu artystów nie było w stanie wykrzesać z siebie podczas najbardziej porywającego koncertu. Zdecydowanie wyróżnia to „Blues Without A Home” spośród  wielu współczesnych wydawnictw zdominowanych oszczędnymi  środkami  wyrazu. Może właśnie ten longplay sprawi, iż  muzyką Shawna Kellermana zainteresuje się szersze grono melomanów.

Tomasz Kruba

Wydawca: Flamingcheese Records
Posłuchaj: www.myspace.com/shawnkellerman

Eric Sardinas przed Rawa Blues Festival

opublikowano w dziale Polska

6 października w katowickim Spodku odbędzie się tegoroczna odsłona Rawa Blues Festival. Eric Sardinas (fot. Łukasz Rak, eobraz.pl), jedna z gwiazd 32. edycji festiwalu, na kilkanaście dni przed swoim występem w Spodku opowiedział ekipie Rawy o przygotowaniach do polskiego koncertu, muzycznych inspiracjach, a także wspomnieniach z 2009 roku, kiedy po raz pierwszy zagrał na Rawa Blues Festival:

Rawa Blues: Witaj Eric!

Eric Sardinas: Cześć stary, od czego zaczynamy?

RB: Byłeś jedną z gwiazd Rawy w 2009 roku. Czy dużo się zmieniło w twoim muzycznym życiu od tego czasu? Wydałeś nowy album – „Sticks & Stones” – i zagrałeś setki koncertów.

ES: Pewnie. Jeżeli chodzi o koncerty to od dwudziestu lat jesteśmy bez przerwy w trasie. Gramy jakieś 250 czy 300 koncertów w roku. Zawsze jesteśmy w drodze. Jedyne co się zmienia to ciągle rozwijająca się nasza muzyka i brzmienie Big Motor. Mamy świetnych muzyków: Levella Price’a na basie i Chrisa Fraziera za bębnami. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Nasza muzyka jest coraz bardziej intensywna.

RB: Jakieś twoje ulubione miejsce do grania?

ES: To trudne pytanie. Mój ulubiony koncert to przeważnie ten, który zagraliśmy ostatnio (śmiech). Najważniejsze, żeby czuć tę energię, niezależnie, czy przyszło cię oglądać pięćdziesiąt czy pięć tysięcy osób.

RB: Wasz koncert w na Rawie Blues w Spodku w 2009 roku był wyjątkowy, nie wiem czy go pamiętasz?

ES: Jasne. I ta hala. Mówię na nią UFO.

RB: I słusznie, po Polsku nazwa hali to właśnie „Spodek ”. Wolisz granie w klubach, czy wielkich halach tak jak na Rawie Blues?

ES: Cool, to by się zgadzało. Wygląda jak U.F.O. (śmiech). Lubię pewien rodzaj intymności na koncertach, ale to wszystko zależy od energii i dźwięku. Moim celem jest stworzenie tej bliskości i intymności małego klubu, nawet wtedy gdy gram dla kilkutysięcznej publiczności.

RB: Który z muzyków najbardziej cię zainspirował?

ES: Trudno powiedzieć kto najbardziej. To zależy o której generacji mówimy. Z lat dwudziestych i trzydziestych, czyli z tzw. przedwojennego bluesa wszystko od Roberta Johnsona po Charliego Pattona – wczesny delta blues. Również cały blues-rock z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych – Hendrix, Rory Gallagher. Lista jest długa.

RB: Wróćmy do Rawy. To będzie twój drugi występ podczas festiwalu (fragmenty pierwszego można zobaczyć na YouTube). Bardzo rzadko w historii festiwalu wykonawca zostaje zaproszony po raz drugi. W tym wypadku powodem była entuzjastyczna reakcja publiczności.

ES: To prawdziwy zaszczyt móc znowu dla was zagrać. To piękny festiwal i nie mogę się go już doczekać.

RB: Jakieś plany co do listy utworów, które planujecie zagrać na Rawie?

ES: Będzie po trochu ze wszystkiego, ale będziemy grać głównie numery z nowego albumu. Żaden z naszych koncertów nie jest taki sam. Po prostu zamykamy oczy i dajemy się ponieść emocjom!

RB: Wiesz już kto zagra oprócz was na Rawie?

ES: Tak, tam każdy zna każdego, to będzie jak wielki zjazd rodzinny. Robert Cray i wszyscy pozostali są świetni, to będzie naprawdę smakowita edycja.

RB: Dziękuję za twój czas, Eric.

ES: Nie możemy się już doczekać grania w Polsce. Będziemy się doskonale bawić! Keep the blues alive! Na razie!

Rozmawiał: Remigiusz Orłowski, opracowanie: Roland Krybus, zdjęcia: Łukasz Rak, eobraz.pl.

Trzydziesta druga edycja Rawa Blues Festival przyniesie dużo atrakcji. Obok wspomnianego Erica Sardinasa podczas koncertu finałowego zagrają The Reverend Peyton’s Big Damn Band, Robert Cray, Roomful of Blues, Davina & The Vagabonds oraz Irek Dudek Big Band. W sumie przez czternaście godzin na dwóch scenach zagra tego dnia osiemnaście zespołów. Będziemy Was o tym informować.

Bilety do nabycia w sieci sprzedaży biletów Ticketpro w całej Polsce oraz przez system on-line zamawiania biletów Ticketpro.pl.

Źródło: www.rawablues.com

Guitarmani na topie

opublikowano w dziale Wydawnictwa

„Gitarowa muzyka nie jest dziś na fali” – można by powiedzieć słuchając tego, co współczesny, mainstreamowy rynek muzyczny ma nam do zaoferowania. Są jednak tacy, którzy skutecznie przeczą tej smutnej teorii wydając kolejne, znakomite, g-i-t-a-r-o-w-e płyty – Joe Bonamassa, John Mayer i Derek Trucks.

Ten pierwszy swoje dziecięce marzenie by grać jak Jimi Hendrix czy Eric Clapton spełnił jako dwudziestodwulatek, kiedy podpisał kontrakt z poważną firmą Epic Records. Ponoć grać na gitarze nauczył się zanim dowiedział się jak prowadzić samochód, co – jak na amerykańskie realia – jest sympatyczną ciekawostką. Jak podaje All Music Guide: „Kiedy miał cztery lata po raz pierwszy usłyszał muzykę Stevie Ray Vaughana. Jako ośmiolatek otwierał koncerty B.B. Kinga, a gdy miał lat dwanaście występował już regularnie w nowojorskich klubach”. Życiorys w sam raz na książkę albo film. Nic dziwnego, że mimo młodego wieku Joe Bonamassa może się poszczycić legionami wiernych fanów, którzy każdą jego nową płytę przyjmują z wielkimi emocjami. Nie inaczej jest z ostatnią studyjną produkcją, wydanym przez holenderską wytwórnię Provogue „Driving Towards The Daylight”. Krążek otwiera kompozycja „Dislocated Boy” – typowe dla Bonamassy ciężkie brzmienie i epicka aranżacja zapowiadają dużo dobrego i tę obietnicę płyta spełnia. Całość, według artysty, miała być powrotem do jego bluesowych korzeni – stąd obecność „Stones In My Passway” Roberta Johnsona czy „Who’s Been Talking” ze wstępem autorstwa Howlina’ Wolfa – ale rockowych odniesień też tu nie brakuje, choćby w osobie australijskiego wokalisty Jimmy’ego Barnesa, który razem z Bonamassą wyśpiewał swój największy hit z 1987 roku, „Too Much Ain’t Enough of Love”. Piękne.

To samo słowo należy wyryć w kamieniu dla upamiętnienia nowego longplay’a Johna Mayera – gitarzysty, który najogólniej rzecz biorąc bluesa nie gra, ale – szczególnie w ostatnich latach – gdzieś tam na jego obrzeżach funkcjonuje kłaniając się od czasu do czasu swoim bluesowym inspiracjom na takich płytach jak multiplatynowa „Continuum” czy koncertowe „Try!” i „Where The Light Is”. Na tym ostatnim powolny blues doprowadził do spazmów tysiące zgromadzonych pod sceną nastolatek, a to widok, który nie trafia się często… Zresztą, John Mayer to niesamowity przykład porządku rzeczy odwrotnego niż ten, któremu przyglądamy się zwykle. Bo zwykle bywa tak, że dany artysta zaczyna od dobrej, ambitnej muzyki i z każdą kolejną płytą oddala się od niej w stronę lżejszego popu. Mayer zrobił dokładnie przeciwną rzecz – zaczął od muzyki pop, zdobył wielką popularność i ni z tego, ni z owego zaczął grać piosenki będące mieszanką bluesa, rocka i muzyki soul. A teraz, także, typowo amerykańskiego folk-rocka spod znaku formacji Crosby Stills & Nash czy Neila Younga.

Wydana przez Sony Music płyta „Born And Raised” jest inna niż jego poprzednie produkcje – delikatniejsza, mniej gitarowa, a bardziej tekstowa, jeśli można użyć takiego określenia. Całość przygotowano po to, żeby się w nią wsłuchiwać, odkrywając nowe niuanse przy każdym kolejnym przesłuchaniu. Bluesowa forma „Something Like Olivia”, męskie chórki w stylu wspomnianych CS&N w utworze tytułowym, genialne intro Chrisa Botti w genialnej kompozycji „Walt Grace’s Submarine Test, January 1967” – to tylko kilka z powodów, dla których nowego Mayera warto mieć i często słuchać.

Do wielokrotnych odsłuchów zachęca też nowe dzieło Dereka Trucksa, dwupłytowy album live „Everybody’s Talkin’” – imponujący podwójnie, bo stworzony z małżonką, Susan Tedeschi pod szyldem Tedeschi Trucks Band. Sam Trucks, podobnie jak Bonamassa, przygodę z gitarą rozpoczął bardzo wcześnie, jako dziewięciolatek. Trzy lata później miał już na koncie występy z The Allman Brothers Band czy Buddy Guy’em. Dziś wielu uważa go za jednego z najciekawszych gitarzystów slide na świecie. Rzeczywiście, własnego stylu i brzmienia nie można mu odmówić – kiedy slidem gra Derek Trucks od razu wiadomo, że to on, nikt inny.

Na wydanym przez Sony Music koncercie tego slide’u oczywiście nie brakuje, ale pamiętajmy, że to nie jest kolejna płyta The Derek Trucks Band – gitarzysta z rubinowym Gibsonem jest tu tylko jednym z elementów dużej układanki, na którą składają się druga gitara Susan, sekcja dęta, klawisze i chórki. To właśnie zespół jako całość robi tu największe wrażenie – niesłychanie zgrany zaprasza słuchacza w różne muzyczne rejony, od bluesa i trucksowych, bagiennych brzmień z mocno osadzonym rytmem, po gospel, odrobinę soulu i jazz, który da się tu usłyszeć więcej niż kilkakrotnie. Mieszanka snuje się leniwie, a bardziej niż na efektowne wybuchy stawia na wciągający klimat, który zaprasza słuchacza głębiej w muzykę. Podany na takiej tacy głos Susan Tedeschi porywa – jak w „Learn How to Love”, uspokaja – jak w „Darling Be Home Soon”, a miejscami rozdziera ładunkiem emocji – jak w „That Did It”. Jeśli komuś przypadła do gustu studyjna, obsypana nagrodami płyta Tedeschi Trucks Band, tą nową będzie zachwycony, bo koncert wszystkie mocne strony płytowego debiutu podnosi do kwadratu, a to już dobra rekomendacja.

Przemek Draheim

Wydawca: Provogue, Sony Music
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

Otis Clay „Live!”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

11 lipca w Olsztynie, w ramach Olsztyńskich Nocy Bluesowych wystąpi Otis Clay – to już wiecie. Ja chciałbym opowiedzieć Wam o czymś, o czym być może dotąd nie słyszeliście.

Każdy muzyk ma chyba w swojej dyskografii tę jedną, szczególną płytę, która bardziej niż wszystkie inne wyraża jego muzyczne „ja”. Album, na którym brzmi lepiej niż kiedykolwiek wcześniej i kiedykolwiek później – jakby mocniej, jakby intensywniej. Album, za który przede wszystkim kochają go fani. Otis Clay też ma w dorobku taką płytę, tyle że mało kto ją słyszał…

„Live! Otis Clay” – na taki tytuł można się natknąć przeglądając jego dyskografię na internetowych stronach poświęconych muzyce soul. Na specjalistycznych forach pojawia się nieco więcej informacji – „(…) album koncertowy, zarejestrowany w Japonii i tylko tam wydany”. Trochę mimowolnie taki opis kieruje nas od razu do płyty „Soul Man: Live In Japan” wydanej przez wytwórnię Rounder i łatwo dostępnej na kompaktowym krążku. Ale to nie ten koncert. Z wywiadu jaki dla Petera Jocobsa z belgijskiego magazynu „Back To The Roots” udzielił Billy Price – biały soulowy wokalista i miłośnik talentu Clay’a – dowiadujemy się, że na rynku ukazały się dwa zapisy japońskich koncertów Otisa. Jak mówi Price: „Byłem wielkim fanem Clay’a, szczególnie po tym, jak Denny Bruce wręczył mi kasetę magnetofonową, na którą nagrał jego pierwszy japoński album. Bo były dwa. „Soul Man: Live In Japan”, którym zachwyca się wielu fanów to nie ten, o którym myślę. Był inny, wcześniejszy, wydany przez JVC i to właśnie on jest niesamowity. Ta kaseta spędzała w moim odtwarzaczu całe miesiące, bez przerwy.”

Bogatsi o tę wiedzę wracamy na soulowe fora, już wiemy czego szukać i na co zwracać uwagę. Szperanie daje efekty – pojawiają się nowe informacje. Popularny „Soul Man: Live In Japan” został zarejestrowany 22 października 1983 roku podczas występu w Yubin Chokin Hall w Tokio. Clay’owi towarzyszyła wtedy słynna sekcja Hi Records – Teenie Hodges na gitarze, Charles Hodges na organach, Lerroy Hodges na basie i Howard Grimes na perkusji. Zespół brzmi wyśmienicie, a stojący na jego czele śpiewak wspina się na wyżyny głosowych możliwości. Ponoć kilka miesięcy przed tym koncertem Clay przeszedł poważny samochodowy wypadek, ale chyba zdążył o nim zapomnieć, bo trudno wyobrazić sobie, żeby mógł brzmieć lepiej.

A jednak… 11 i 13 kwietnia 1978 roku w Toranomon Hall w Tokio był jedynym soulowym wokalistą, jaki liczył się na świecie – takie przynajmniej wrażenie roztoczył ze sceny i z łatwością zahipnotyzował publiczność. Pomógł mu w tym własny zespół, ten z którym regularnie pokazywał się w Chicago. Soulowego beatu pilnowali tam dla niego Tony Coleman na bębnach i młodziutki wówczas Russell Jackson na basie, na gitarze grał Leonard Gill, w sekcji dętej zasiadał Orville McFarland. Dzięki nim Otis Clay mógł błyszczeć i z tej możliwości korzystał. Dziki, nieokiełznany, nieustraszony – przez ponad 110 minut śpiewał tak, jakby od tego zależało jego życie, jakby jutra miało nie być.

Mówi się często, że wielki idol Clay’a, O.V. Wright, był wyjątkowym wokalistą, bo w każdym z wyśpiewanych przez niego słów słychać było namacalny, fizyczny ból. Podczas tych dwóch nocy w Tokio ból słychać było w głosie Clay’a. Kiedy w bluesowym „I Can’t Take It” zbliżył się do refrenu, wydawało się, że jest już na kolanach, zmiażdżony przez kobietę, która chce go opuścić. Muzyka zrobiła się cichsza, a on śpiewał jakby ostatkiem sił, jakby zbierając się do stawienia czoła fatalnej prawdzie. Majstersztyk, esencja głębokiego soulu. W „Let Me In” pokazał się inaczej – jako kochanek, który zaczyna flirt. Trochę z nadzieją, że będzie dobrze. I znów, te emocje słychać w głosie. Wiara, nadzieja, miłość – niby banał, ale w orkiestrowej konwencji oderwały publiczność od ziemi.

Oczywiście w Toranomon Hall nie zabrakło dynamicznego soulu. Pulsujące „Turn Back The Hands Of Time” mknie przed siebie i w jego rytmie Clay schodzi ze sceny, ale po owacji na stojąco wraca na nią równie dynamicznie. Wywołujące go chórki i linia basu, którą zna każdy miłośnik klasycznego soulu powodują euforię Japończyków. Gdy do głosu dochodzi sekcja dęta wiadomo już na pewno – przyszła pora na „Trying To Live My Life Without You”. To, co na singlu trwało jedynie dwie i pół minuty, tu przeradza się w dziesięciominutową fetę. Są improwizacje, muzyczny cytat z pickettowego „In The Midnight Hour”, a publiczność skanduje O-T-I-S!, O-T-I-S!, O-T-I-S! Wyjątkowa noc powoli dobiega końca. Gdy wybrzmiewają ostatnie takty „I Die A Little Each Day” gasną światła i zapada cisza, jedyna muzyka, która może dorównać temu, czego podczas tych dwóch wiosennych dni doświadczyła Japonia.

Czy to możliwe, że taki diament pozostał praktycznie nieznany szerszej publiczności? Tak wyszło. W 1978 album „Live! Otis Clay” wydano w Japonii jako podwójny longplay, który nigdy nie doczekał się europejskiego czy amerykańskiego wydania. Kiedy na rynku pojawiły się krążki kompaktowe koncert trafił na nowy nośnik, ale w wersji mocno okrojonej. Jeśli dobrze liczę ucięto ponad pół godziny muzyki, przetasowano też nieco kolejność utworów. Ponoć japońskie wydanie można było przez jakoś czas kupić w Holandii, jako dalekowschodni import. W 1996 roku – na licencji japońskiego Victora – koncert wydano w Brazylii, znowu w wersji okrojonej. Oba wydania są dziś praktycznie nie do zdobycia – na rynku wtórnym widziałem tę płytę tylko raz, oczywiście za słuszną cenę. Z drugiej strony pojawia się paradoks. Szukamy czegoś co przyniesie genialne dźwięki po to, by podczas ich słuchania żałować, że producent zabrał nam tyle wspaniałej muzyki, kto wie czy nie najsmaczniejsze kąski. Ale ponoć lepiej mieć trochę, niż wcale. Oczywiście najlepszym rozwiązaniem jest longplay, ten oryginalny japoński rarytas. Do niego potrzeba już tylko wygodnego fotela i zamkniętych oczu – wtedy zaczyna działać magia.

Przemek Draheim

P.S. O ile kiedyś o młodych ludziach mówiło się „pokolenie MTV”, o tyle dziś niepodzielnie rządzi youtube.com. Może dobrze, bo dzięki niemu tej płyty posłuchać może każdy, kogo interesuje soul. Serdecznie dziękuję JigzagKT z Japonii, który na swoim profilu – w dźwięku wysokiej jakości – udostępnił dla Was ten album w obszernych fragmentach. Z niego, poniżej, „I Can’t Take It” – klasyczny soul, który rzadko kiedy brzmi lepiej niż zabrzmiał wtedy, w 1978 roku w tokijskim Toranomon Hall.

Wydawca: Victor
Posłuchaj: www.youtube.com/JigzagKT

Public Radio Blues?

opublikowano w dziale Polska

W piątek, 10 lipca o godzinie 22:00, w Programie Pierwszym Polskiego Radia, w audycji Zbigniewa Krajewskiego „Ludzie listy piszą – muzyczne portrety” o swoich fascynacjach muzycznych opowiadać będzie Sławek Wierzcholski.

Wcześniej – w środę 8 lipca o godzinie 19:05 – na antenie Polskiego Radia Pomorza i Kujaw w Bydgoszczy, Przemek Draheim poświęci cały odcinek programu „Muzyka źródeł” twórczości i muzyce Otisa Clay’a, który 11 lipca wystąpi w Olsztynie w ramach Olsztyńskich Nocy Bluesowych.

W czwartki o godzinie 22:00, na antenie radiowej Trójki możecie znów słuchać „Bielszego Odcienia Bluesa” Jana Chojnackiego, zaś w każdą niedzielę o godzinie 16:00, na antenie Polskiego Radia Rzeszów, spotkać się możecie z Victorem Czurą prowadzącym audycję „Blues Attack”.

Bluesa i muzyki z nim związanej coraz więcej w Polskim Radiu i to bardzo cieszy, choć niepokojem napawają ostatnie medialne doniesienia dotyczące rządowych planów finansowania mediów publicznych, w tym Polskiego Radia. Oby decyzje polityków nie pogorszyły dostatecznie trudnej sytuacji publicznego nadawcy. Wtedy bowiem hasło „Public Radio Blues” nabierze gorzkiego, bo dosłownego wyrazu.

Źródło: Blues.pl

Galicja Blues Festival zrelacjonowany

opublikowano w dziale Polska

Dla tych, którzy w ramach swoich wrześniowych muzycznych podróży nie dotarli do Krosna, publikujemy poniżej relację z tegorocznej edycji Galicja Blues Festival, którą przysłała nam Nina Sawicka:

Ósma edycja Galicja Blues Festvial rozpoczęła się 14 września rewelacyjnym pokazem Andrzeja Serafina, który wcielił się w rolę tapera do filmów „Frankenstein”, „Diaboliczny lokator” i „Podróż na księżyc”. Klawisze, sample i cajon w rękach mistrza sprawiły, że nieme filmy nabrały kolorytu muzycznego. „Andrzej słyszy ruch” – padło na widowni i myślę, że był to idealny komentarz do tego występu.

Następnego dnia wieczorem ruszył przegląd kapel, który otworzyło nowe odkrycie bluesowego światka: Wiesław Gałczyński. Następnie zaprezentowali się lokalni MJ Trio, Euro Blues Band i mój faworyt – Cheap Tobacco, a na koniec warszawska grupa Blues Point, z którą gościnnie wystąpiła Barbara „Bluesberry” Malinowska. Gwiazdą wieczoru był Gienek Loska Band. Sala RCKP wypełniła się po brzegi fanami wokalisty (dobrze wiemy, co miało na to ogromny wpływ). Jednak dla mnie nie był to koncert zwycięscy X-Factora, a coś więcej. O tym „czymś” pomyślał także Andrzej Jerzyk, który zapowiedział zespół w najlepszy możliwy sposób – po prostu: „Panie i panowie, nie powiem: Gienek Loska, powiem: Seven B”.  Być może część fanów programów rozrywkowych była zawiedziona, ale ja czułam, że jestem świadkiem czegoś ważnego. Na naszych oczach odradza się legenda polskiego southern rocka, koncert w Krośnie był jeden z etapów tego powrotu do żywych. Skład z Makarem na gitarze sprawdza się rewelacyjnie, a do tego Tomasz Setlak na basie i Adam Partyka na perkusji byli świetną podporą dla pierwszoplanowego duetu. Myślę, że ten zespół przywraca do łask muzykę, której tak niewiele na naszej scenie bluesowej.

W piątek miejsce miała druga część konkursu. Zaprezentowali się The Freax, Blues Drive (z rewelacyjnym harmonijkarzem Bartoszem Łuczyńskim), niesamowity Dominik Plebanek i jeden z faworytów publiczności wielu bluesowych festiwali, Nie strzelać do pianisty. Gwiazdą wieczoru był zespół Kajetan Drozd Acoustic Trio. Nie jestem fanką elektrycznych dokonań Kajetana (mówię tu o Siódmej w Nocy), ale ta odsłona jest, moim zdaniem, po prostu świetna. Te sam wokal, który w blues rockowym graniu wypada przeciętnie, w projekcie akustycznym spisał się na medal. Głos klimatyczny, idealnie pasował do „bluegrassów” i rockabilly zaprezentowanych przez grupę (trzeba tu zaznaczyć, że nie tylko coverów, ale i autorskich utworów, co jakoś ciężko przychodzi polskim wykonawcom tej muzyki). Do tego wszystkiego dochodzi gitara, o której bluesfanom chyba wiele mówić nie trzeba! Lidera wspierała sekcja rytmiczna: Piotr Rożankowski na kontrabasie i Paweł Rozkrut na perkusji. To był naprawdę udany koncert!

W sobotę odbyła się gala finałowa, którą jak co roku otworzyła Pro Musica Grand Standard Orchestra. Następnie ogłoszono wyniki przeglądu zespołów. Wyróżnieni zostali Nie strzelać do pianisty, Cheap Tobacco, Dominik Plebanek i Wiesław Gałczyński, ale zwycięzca był tylko jeden i w tym roku zostali nim (jak najbardziej zasłużenie) The Freax. Oprócz nagrody głównej przysługiwał im również przywilej zagrania koncertu na dużej scenie RCKP w Krośnie. Występ był równie dobry jak ten konkursowy – zespół zabrzmiał na pewno energetycznie, ale przede wszystkim po prostu zawodowo. I choć mam swoje zastrzeżenia dotyczące wokalu (przypominającego nieco Grzegorza Halamę), uważam, że to bardzo dobry zespół.

Następnie dla festiwalowej publiczności wystąpił Krissy Mathews (fot. strona domowa artysty) z zespołem: Łukaszem Gorczycą na basie i Tomkiem Dominikiem na perkusji. Zaprezentował covery blues-rockowych utworów z dorobku amerykańskich, ale także brytyjskich twórców. Gościnnie z zespołem Krissy’ego wystąpiła Natalia Kwiatkowska, wokalistka Cheap Tobacco.

Potem zaprezentowali się gospodarze, czyli Los Agentos. Ich koncert był jednocześnie premierą (polską i światową) płyty „Poza horyzont”. Tego wieczoru pojawiły się więc same nowe utwory – dwa covery Niny Simone i autorski repertuar. To było 45 minut jazzowego grania z dużą domieszką psychodelii i odrobiną bluesa. Był to jeden z lepszych koncertów Los Agentos, na których byłam!

Festiwal zamknął występ Irka Dudka w projekcie „Bluesy”. Dudka nie trzeba polskim fanom bluesa przedstawiać, ale tym, którzy jeszcze nie słyszeli go w tym repertuarze, polecam wybrać się na koncert. Na pierwszy „rzut ucha” wprawni jazzmani zagrali bluesa. Jednak okazuje się, że nie do końca tak jest. Lider co prawda „bluesuje”, ale jego zespół gra w stylu jazzu nowojorskiego, odpływając od formy i wciskając w każdy takt tak wiele akordów, jak tylko się da – ale absolutnie bez siłowania się, brzmi to prawie naturalnie, prawie oczywiście, choć trzeba się skupić, aby te dźwięki w pełni zaakceptować, zrozumieć i czerpać z nich przyjemność.

Oprócz koncertów każdego dnia odbywały się jam session w festiwalowym barze „Monika”. Warto także zauważyć, że realizatorzy dźwięku z krośnieńskiego Regionalnego Centrum Kultur Pogranicza spisali się na medal – tak dobrej akustyki nie słyszałam dawno na żadnym festiwalu.

Nina R. Sawicka

Źródło: www.rckp.krosno.pl

Przegląd zespołów w Łodzi

opublikowano w dziale Polska

Pod hasłem „Wielki czas na mały blues”, 17 i 18 listopada, odbędzie się w Łodzi Przegląd Zespołów Muzycznych, który – jak wskazuje nazwa – skierowany ma być głównie do wykonawców bluesowych. Jak czytamy w regulaminie konkursu, jego celem jest między innymi „Propagowanie ambitnych gatunków muzyki, od bluesa tradycyjnego do nowych odmian blues-rocka”. W przeglądzie mogą wziąć udział soliści i zespoły muzyczne nie związane z jakąkolwiek firmą fonograficzno-wydawniczą. Zgłoszenia przyjmowane są do 26 października. Już w listopadzie, obok zespołów konkursowych, na scenie łódzkiego Centrum Kultury Młodych zaprezentuje się zespół Hokus.

Źródło: www.ckm.lodz.pl

Dzień Bluesa coraz bliżej

opublikowano w dziale Polska

Co roku, już od sześciu lat, 16 września – a więc w dniu urodzin B.B. Kinga (fot. Charles Sawyer) – świętujemy Polski Dzień Bluesa. Dokładnie tego dnia, ale także wokół tej daty, na terenie całego kraju organizowane są różnego rodzaju wydarzenia muzyczne o charakterze bluesowym: koncerty, festiwale, wystawy plastyczne, audycje radiowe, wspólne spotkania miłośników muzyki. W obchody Dnia Bluesa aktywnie włącza się wielu polskich wykonawców bluesowych, kluby muzyczne, prasa i specjalistyczne portale internetowe.

Razem z Polskim Stowarzyszeniem Bluesowym, które koordynuje Polski Dzień Bluesa, gorąco zapraszamy muzyków, kluby i bluesfanów do wspólnego bluesowania w tym ważnym dla nas wszystkich dniu oraz w okresie poprzedzającym i następującym po tej dacie, tydzień przed i tydzień po.

Zapraszamy organizatorów koncertów, muzyków i prowadzących audycje bluesowe do zgłaszania organizowanych przez siebie imprez na adres psb@blues.org.pl. Zgłoszone inicjatywy będą promowane na specjalnej stronie internetowej www.dzienbluesa.pl.

Źródło: www.dzienbluesa.pl

Premierowa płyta Gienek Loska Band

opublikowano w dziale Polska

21 listopada trafiła do sklepów wydana przez Sony Music premierowa płyta Gienek Loska Band (fot. Michał Korta). Album zwycięzcy telewizyjnego programu „X Factor” wyprodukował Maciej Muraszko – znany fanom jazzu, muzyki teatralnej i filmowej, na co dzień szef zespołu Psychodancing, grającego z Maciejem Maleńczukiem, który na płycie pojawia się w roli gościa specjalnego w utworze Williego Dixona „Can’t judge book”. „Hazardzista”, bo taki jest tytuł longplay’a, którego jednym z patronów medialnych jest Blues.pl, to jak mówi wydawca z jednej strony lekcja klasycznego rock’n’rolla, wywiedzionego od Allman Brothers i Led Zeppelin, a z drugiej wierność własnym korzeniom – słyszalna w postacie motywów ludowych i wschodniego zaśpiewu Loski.

O stosunku Gienka Loski do nowej płyty, do muzyki w ogóle i o tym, czy rock’n’rollowcem można być na pół etatu możecie przeczytać poniżej, w rozmowie z Gienkiem Loską i Andrzejem „Makarem” Makarewiczem z Gienek Loska Band.

Jak połknąłeś rockowego bakcyla?

Gienek: Moją pierwszą muzyczną fascynacją był zespół Scorpions, taka z pozoru tandetna kapelka. Mniej więcej w tym samym czasie przyszła pierwsza miłość, więc musiałem chwycić za gitarę. A potem okazało się, że jestem nietuzinkowy, bo ludzie chcą mi za granie płacić.

Rozumiem, że to miało miejsce jeszcze w Grodnie?

Gienek: Nie. Ja nie jestem z Grodna, ale z Białoozierska w okręgu brzeskim. Do Grodna pojechałem się uczyć. Dostałem się do klasy gitary w szkole, która kształciła pracowników kultury. Nie ważne, czy gitara, czy nie gitara – po czymś takim zawiozą cię na wieś, dadzą ci jakiś fundusz na zorganizowanie domu kultury czy kółka i masz zasuwać.

Nie zostałeś nigdy kierownikiem domu kultury, bo poznałeś Makara. Uczył się w tej samej szkole?

Gienek: Tak. Poznaliśmy się i założyliśmy Seven B. Byłem wtedy zupełnie ciemny, umiałem tylko wrzeszczeć. Przechodziłem też fascynacje różnymi wokalistami – Plantem, Gillanem, na początku Janis Joplin. O dziwo, tych wszystkich czarnych skal nauczyłem się właśnie od niej. Obracaliśmy się w Grodnie w towarzystwie ludzi, którzy myśleli podobnie do nas, sami coś tworzyli, więc cały czas rodziły się jakieś pomysły i po pół roku wspólnego grania nagraliśmy płytę. Bardzo bezpośrednią, bezobciachową. Zamierzamy nawet wydać jej reedycję, bo to nieprzeciętna rzecz.

Skoro tak dobrze wam szło – debiut płytowy, fajne towarzystwo – dlaczego zdecydowaliście się wyjechać?

Gienek: Nie zdecydowaliśmy, to był przypadek. Zostaliśmy zaproszeni na festiwal Basowiszcza do Gródka i parę innych koncertów w Polsce. No i zostaliśmy.

Dlaczego?

Gienek: Pojęcia nie mam. Byliśmy żądni nowych wrażeń, rockandrolla, wszystkiego po trochu…

Jak trafiliście do Krakowa?

Gienek: Kumpel nas zaprosił. Przyjeżdżajcie, powiedział, będziecie waletować u mnie w akademiku – no to przyjechaliśmy. Zostaliśmy w Krakowie, bo tam mogliśmy grać na ulicy.

I nigdy nie myśleliście o powrocie?

Makar: Ja to jestem taki, że jak już podejmę jakąś decyzję, to na sto procent, nie ma planu B. Oczywiście, były chwile zwątpienia, czasami klepaliśmy biedę i zastanawiałem się: Po cholerę mi to wszystko? Przecież jesteśmy na tyle inteligentni, że moglibyśmy być stomatologami, albo… Jakie zawody znasz?

Gienek: Ja mógłbym zrobić licencję spawacza.

Makar: O, właśnie, Gienek zrobiłby licencję spawacza, ja mógłbym być stomatologiem i na pewno wychodzilibyśmy na tym finansowo lepiej. Ale był band i nie braliśmy jeńców. Nie można być rockandrollowcem na pół etatu. A my wyrabialiśmy normę z nadgodzinami. (śmiech)

Czego uczy granie na ulicy?

Makar: Przede wszystkim pokory. Powie ci też prawdę o tobie – jeżeli jesteś dobry, to zarobisz, ale jeśli jesteś do bani, nikt ci nie będzie płacił. Ulica to najlepsza weryfikacja, bo nikt nie zmusza ludzi, żeby stali i słuchali. Albo im się podoba, albo nie. Nie ma stanu pośredniego.

A kiedy się podoba to sporo można zarobić? W sumie wygląda to na szybkie i łatwe rozwiązanie – bez dzielenia się z menedżerem, wytwórnią, organizatorem koncertu…

Makar: Może i tak, ale nam nigdy nie chodziło wyłącznie o kasę. Nawet teraz, kiedy nie musimy grać na ulicy, planujemy serię takich koncertów.

Gienek: To jest fajne sitko. Coś masz – zarobisz. Nie masz – nie zarobisz. A żeby nie być rozpoznanym, mogę się przebrać za mima, albo za Myszkę Miki. I wypełnić płuca helem.

Makar: Często nasze granie na ulicy to były regularne koncerty, gdzie tłum zbierał się i tańczył, domagał się bisów. Czym to się rożni od klubowego grania?

Może tym, że w klubie nie ryzykujecie, że ktoś chluśnie na was z okna wodą.

Gienek: Tylko raz zdarzyło nam się coś takiego, w Warszawie. I nie było wtedy dyngusa…

Makar: Stanęliśmy pod nieodpowiednim oknem.

Co takiego wydarzyło się w 2006 roku, że Seven B przestał istnieć?

Gienek: Ja odszedłem z zespołu. Zgodnie z teorią ewolucji stosunków międzyludzkich musiało dojść do samooczyszczenia. Po prostu zmęczenie materiału.

Makar: To prawda, byliśmy sobą zmęczeni. Były jeszcze jakieś koncerty, ale mieliśmy coraz mniej pieniędzy i zastanawialiśmy się, dlaczego to nie działa. Może to nie jest to? Po rozpadzie Seven B przez chwilę miałem nowy zespół, power trio Bum Bum Brothers i nawet całkiem dobrze nam szło. Ale poczułem, że muszę wykonać tak zwany reset. Każdy w życiu ma swój Tybet, dla mnie była nim Szkocja.

Ale wróciłeś. Kto wykonał pierwszy telefon?

Gienek: Moderator. Nasz wielki przyjaciel, najlepszy właściwie, czyli Rafał Basista, który teraz pisze książkę o naszej kapeli. Uważamy go za nieoficjalnego członka zespołu, to nasz dobry duch. Znam Rafała i jego podchody, Rafał zna Makara i jego podchody, a Makar zna Rafała i mnie. (śmiech) Musieliśmy wysłać sobie nawzajem parę informacji, spędzić kilka wieczorów na Skypie. Przy czym wprost o wspólnym graniu nie rozmawialiśmy, tylko ocieraliśmy się o ten temat. Ale udało się.

Debiut płytowy Gienek Loska Band to materiał zbierany przez lata, czy świeżynki?

Gienek: Trochę rzeczy uzbieranych i parę utworów napisanych na hura.

Makar: Jest „Jasiek”, a więc białoruska piosenka ludowa, którą graliśmy jeszcze z Seven B. Są rzeczy, które Gienek zrobił solo, ja też przywiozłem jakieś pomysły…

Gienek: Przywiozłeś w pierony pomysłów! Gdyby Makar nie wrócił, nie dałbym rady. Wymiana pomysłów musi być, twórczy konflikt interesów.

Kłócicie się?

Gienek: Nie. Każdy robi swoje.

Makar: Może jesteśmy trochę doroślejsi? Podczas nagrywania tej płyty były konflikty, ale nie rzucaliśmy się sobie do gardeł, co wcześniej mieliśmy w zwyczaju, tylko próbowaliśmy znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie. Świetnie się złożyło, że producentem albumu był Maciej Muraszko, który jest człowiekiem spoza rock’n’rolla, a więc potrafił wychwycić to, czego my nie zauważamy, bo za długo to już gramy i za dużo tego słyszeliśmy.

Dlaczego właśnie jego zaprosiliście do studia?

Makar: Chcieliśmy mieć kogoś zupełnie z innej beczki, bo rockowi producenci w Polsce są…

Gienek: …tendencyjni.

Makar: Wszystkie te zespoły może brzmią i ładnie, ale tak samo. A nam zależało na stworzeniu czegoś ciekawego. Nie wiem, czy ta płyta jest superfajna, ale na pewno jest ciekawa. To na pewno najbardziej słowiańska z płyt, które razem z Gienkiem nagraliśmy, takie muzyczne odwołanie do ułańskiej fantazji. Postaraliśmy się też o niebanalne teksty i chcemy, żeby były zrozumiane. Dopiero po paru latach spędzonych na Wyspach odkryłem wynalazek, który wcześniej mógłby dla mnie nie istnieć, czyli teksty właśnie. Posłuchałem z uwagą o czym śpiewają wykonawcy, których uwielbiałem i stwierdziłem, że to wszystko jest o czymś.

Gienek: Jeśli chcesz coś powiedzieć, tak po prostu, patrząc temu komuś w oczy, to mów to w języku, który będzie zrozumiany.

Po „X-Factor” masz szansę powiedzieć, co ci leży na sercu, milionom ludzi. Ale z tekstu „Głupiej gówniary” wynika, że mierzi cię już trochę ta sława.

Gienek: Wiesz, można mieć lepszy lub gorszy dzień, ale tę piosenkę akurat napisał Makar. Chociaż muszę przyznać, że tak trafił mój gust, że przeczytałem raz ten tekst, wyszedłem na scenę i go zaśpiewałem. Nie musiałem się uczyć.

Swoją drogą, ciekaw jestem, czego mógł cię nauczyć Czesław Mozil, twój opiekun w „X-Factorze”? W porównaniu z nim jesteś przecież starym wyjadaczem.

Gienek: Czesław dzwonił do mnie dwa dni przed nagraniem i mówił: Gienek, mam tu trzy utwory do wybrania. Ten pasi? A jak już wychodziłem śpiewać, miał do mnie pełne zaufanie… To niesamowity koleś. Po tym jak wrócił z Danii, nie ma wsi, ani miasteczka, nie ma Bochni, ani Brzeska, gdzie by nie zagrał. Natargał się tych swoich gratów po Polsce, dlatego ma taką krzepę. (śmiech) Jesteśmy z jednej bajki.

Wybiegacie myślami gdzieś dalej? Poza tę płytę?

Gienek: Oczywiście, a myślisz, że po co ja to wszystko zaczynałem? Mam tyle w głowie… Za pół roku będę miał na materiał na kolejne dwie płyty. Ja chcę to robić, kocham to.

Źródło: www.gienekloskaband.pl

RIP Cat Records

opublikowano w dziale Wydawnictwa

W 2010 roku na amerykańskim rynku wydawniczym pojawiła się nowa bluesowa wytwórnia, RIP Cat Records. Jej założyciel, Scott Abeyta, postawił sobie za cel prezentowanie ciekawych, a dotąd nieznanych bluesowych wykonawców, związanych głównie z kalifornijską sceną muzyczną. Stąd w katalogu wytwórni dominuje West Coast blues, ale słychać też echa rhythm’n’bluesa czy rockabilly. Warto przyjrzeć się zespołom, które nagrywają dla RIP Cat.

Klasyczne granie spod znaku West Coast bluesa z gitarą i przesterowaną harmonijką w rolach głównych to płyta „Americana” grupy The 44s, która miała się pojawić tego lata w Polsce na kilku koncertach. Niestety, z trasy koncertowej wyszły nici – a szkoda, bo zawartość albumu zapowiadała niezwykle rasowe granie. Tych rasowych i świetnie brzmiących płyt w katalogu RIP Cat z miesiąca na miesiąc jest coraz więcej.

Nowy krążek, po siedmiu latach milczenia, wydał w tej oficynie zespół The Blasters – gentlemani, którzy na kalifornijskiej scenie funkcjonują od 1979 roku. Na album „Fun On Saturday Night” złożyły się kompozycje w klimacie rhythm’n’bluesa niczym z potańcówki w amerykańskim liceum z połowy lat pięćdziesiątych, trochę jak w pierwszej części przygód Marty’ego McFly’a z „Powrotu do przyszłości”. Miłe granie w nastroju retro.

Kilka lat temu w ręce bluesowych słuchaczy wpadła płyta sygnowana przez harmonijkarza Johnny’ego Mastro i prowadzony przez niego zespół The Mama’s Boys – album z czarną okładką i mroczną, ciężką zawartością, w interesujący sposób łączącą tradycyjnego bluesa z dozą rocka czy wręcz psychodelii. Okazuje się, że najnowszy longplay Johnny Mastro nagrał właśnie dla RIP Cat Records i co ważne, płyta ani o jotę nie ustępuje czarnemu debiutowi. „Luke’s Dream”, bo tak nazywa się krążek, to muzyka z wysokiej półki – świeża, ekscytująca, pełna ekspresji.

Miał nosa Scott Abeyta, założyciel RIP Cat Records, proponując Johnny’emu Mastro kontrakt płytowy w swojej oficynie. Oczywiście nie zapomniał przy tym o sobie i kolegach z zespołu w którym gra na gitarze – Whiteboy James & The Blues Express. Grupa działała w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, by na początku nowego millennium zawiesić działalność. Whiteboy James reaktywował band kilka lat temu i – jak pokazuje album „Extreme Makeover” – warto było na to czekać. Zabawna okładka z pięcioma kalifornijskimi pin-up girls dbającymi o wizaż lidera zespołu sugeruje, że poczucia humoru członkom zespołu nie brakuje. Podobnie jak muzycznego talentu w guście miłośników dźwięków w stylu nieodżałowanego Hollywood Fatsa czy bliższego naszym czasom Kida Ramosa.

Słuchając najnowszych płyt RIP Cat Records warto pamiętać o krążku The Mighty Mojo Prophets, który firma wydała jako pierwszy, otwierając tym samym nowy rozdział w długiej i bardzo pięknej historii kalifornijskiego bluesa, na kartach której złotą czcionką zapisały się takie gwiazdy jak Rod Piazza, William Clarke czy James Harman. Jeśli takie są początki, kto wie do jakiego poziomu wytwórnia dojdzie za kilka lat. Warto mieć ją na oku.

Przemek Draheim

Wydawca: RIP Cat Records
Posłuchaj: www.ripcatrecords.com

American Soul

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Od kilku lat panuje w muzyce popularnej moda na brzmienia retro i klasyczny soul, który coraz częściej – w lekko tylko unowocześnionej wersji – trafia na listy przebojów i osiąga sukces kasowy. Takie współczesne, klasycznie soulowe płyty mogą się podobać także miłośnikom bluesa, szczególnie tym, którzy mają uszy otwarte na dokonania Otisa Reddinga czy Percy’ego Sledge’a.

Tak jest z nowym albumem wokalisty Micka Hucknalla, płytą „American Soul”, którą otwiera genialna soulowa ballada „That’s How Strong My Love Is” – ta sama jaką w 1964 roku zadebiutował O.V. Wright, a rok później nagrał The Big O. Słuchając tej i innych zebranych na krążku piosenek trudno uwierzyć, że Hucknall, zanim wywindował zespół Simply Red do statusu megagwiazdy, śpiewał z zapałem muzykę punk. Łatwiej uwierzyć w sympatię lidera tej brytyjskiej popowej grupy do amerykańskiej muzyki soul, która swoje najjaśniejsze momenty przeżywała w połowie lat sześćdziesiątych. Tę fascynację słychać było na poprzedniej płycie Hucknalla, poświęconej w całości muzyce Bobby’ego „Blue” Blanda, ale najpełniej słychać ją tu, na albumie „American Soul” odnoszącym się wprost do takiego muzycznego klimatu. W ramach rodzynków, obok soulowych evergreenów możemy tu znaleźć kompozycje bluesmana Jimmy Reeda czy grupy The Animals, ale zdecydowanie króluje muzyka duszy. Całość zrealizowano z szacunkiem dla pierwowzorów i bez względu na to, czy ktoś lubi czy nie lubi Simply Red, nie sposób udomowić tym wykonaniom urody. Dowodem niech będzie dostępny na YouTube fragment.

Artystką, która w dużej mierze zapoczątkowała tę współczesną modę na klasyczny soul jest Joss Stone – młoda Brytyjka, która w 2003 roku, płytą „The Soul Sessions”, nie tylko pokazała się światu, ale także od razu zaskarbiła sobie sympatię soulowej publiczności. Teraz, po prawie dziesięciu latach wydała nowy krążek, którym wraca do swoich muzycznych korzeni – nawet tytuł brzmi znajomo, „The Soul Session Vol. 2”. Ten sam tytuł i to samo podejście do muzyki – więcej żywego grania, mniej nowoczesnych brzmień i sampli. Płytą „The Soul Sessions Vol.2” Joss Stone wróciła do muzyki, która chyba najdźwięczniej gra w jej sercu, chociaż trzeba zaznaczyć, że jest to ten późniejszy soul, nawiązujący bardziej do brzmienia wczesnych lat siedemdziesiątych niż do ery Reddinga czy Jamesa Carra. Niemniej, słucha się tych jedenastu piosenek niezwykle przyjemnie.

Zdecydowanie młodszym graczem na brytyjskiej scenie muzyki soul – nie wypominając wieku ani Joss Stone, ani Mickowi Hucknallowi – jest zespół The Overtones. Zespół, czy… chciało by się powiedzieć „boysband”, bo w jego skład wchodzi pięciu gentlemanów o ciekawych głosach i nienagannym wyglądzie, co – nie oszukujmy się – także ma wpływ na to jak sprzedają się ich płyty. Ale najważniejsza jest – a przynajmniej powinna być – muzyka, a tej na płycie „Higher” nie można niczego zarzucić. Boysbandy w stylu retro zdają się zresztą cieszyć coraz większą popularnością. O ile jednak koledzy Overtonesów z niemieckiego trio The Baseballs czerpią pełnymi garściami z dorobku lat ‘50 i ery klasycznego rock’n’rolla, o tyle dekadą w jaką celują The Overtones są lata ‘60. Zarówno te wczesne, bliższe rhythm’n’bluesowi i muzyce Doo Wop, jak i te późne, będące złotą erą klasycznego soulu i muzyki spod znaku legendarnej wytwórni Motown. Gdyby ktoś się zastanawiał jak mogliby brzmieć wcześni The Temptations gdyby przenieść ich w nasze czasy, wykonania The Overtones mogłyby być dobrą wskazówką. Znakomite granie dla miłośników modern retro.

Przemek Draheim

Wydawca: Warner Music Poland
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

Damskie głosy Opus3 Records

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Opus3 – jedna z tych firm fonograficznych, dla których brzmienie wydawanych płyt jest równie ważne, co jakość zawartej na nich muzyki. Od 1976 roku symbol tej szwedzkiej, niewielkiej wytwórni przyciąga zarówno kochających muzykę melomanów poszukujących różnych odcieni roots music – w tym bluesa, jak i używających najlepszego sprzętu odsłuchowego audiofilów.

Miłośników jazzu zachwyci album „Live At The Pawnshop”. Był rok 1976, kiedy na scenie klubu Stampen – dodajmy tego samego, skąd pochodzą nagrania ze słynnej serii „Jazz at the Pawnshop” uważane przez wielu za najlepiej brzmiące jazzowe nagrania wszechczasów – stanęła młoda dama licząca sobie wówczas 81 lat, Pani Eva Taylor. Lady, której największe sceniczne sukcesy przypadły na lata dwudzieste i trzydzieste ubiegłego wieku, a której biografia intryguje jazzowych archiwistów ciekawostkami ze współpracy z Louisem Armstrongiem, Sippie Wallace czy Bessie Smith. Intrygująco brzmią także nagrania na krążku – piękne muzycznie, i wyśmienicie brzmiące, pozwalają odnieść wrażenie jakby Eva Taylor i towarzyszący jej Maggies Blue Five siedzieli na środku naszego salonu.

Te nagrania na półce Jana-Erica Perssona – założyciela i szefa wytwórni Opus3 – przeleżały ponad trzydzieści lat, aż doczekały się wydania na złotym krążku wielokanałowego Super Audio CD. Ale takich muzycznych cukiereczków sprzed lat, mało znanych a poznania wartych, jest w katalogu Opus3 sporo. Jednym z nich jest wokalistka Cyndee Peters i płyta, której okładkę dzieli wspólnie z Ericem Bibbem – „A Collection Of Cyndee Peters and Eric Bibb”. Każdy z artystów ma tam swoją połowę longplay’a, choć na tej należącej do Cyndee Bibb gdzieniegdzie gra na gitarze i podśpiewuje. Sama Cyndee Peters u nas jest praktycznie nieznana, w Szwecji zaś megapopularna, jeśli wierzyć temu, co na jej temat udaje się znaleźć w internetowej wyszukiwarce. Wokalistka wykonująca muzykę gospel, bluesa, ale też starsze typy afro-amerykańskiej muzyki. Te różnorodność słychać na „A Collection…”. Mamy tu dużo muzyki gospel, ale da się też rozpoznać echa muzyki klasycznej i takiego podejścia do chóralnego śpiewania, które trudno spotkać w afro-amerykańskiej tradycji.

Zdecydowanie nowszą rzeczą jest krążek formacji Sticks & Stones z Rebeccą Sjoberg w roli wokalistki – z bluesem nie mający już nic wspólnego. Muzyka bluesgrass z mroźnej Szwecji? Właśnie ten gatunek amerykańskiej muzyki upodobali sobie młodzi ludzie tworzący Sticks & Stones, którzy w roku akademickim 2004/2005 spotkali się na jednym ze szwedzkich uniwersytetów. Okazało się, że wszyscy myślą podobnie o muzyce, grają na akustycznych instrumentach i słuchają wesołych dźwięków bluegrass. Zaczęło się od wspólnych jamów, a doszło do tej płyty, albumu „Sticks & Stones” – dla tych słuchaczy, którzy nie boją się muzyki country w tym najbardziej tradycyjnym z wydań, chociaż zagranej przez Szwedów.

Bluesa w czystej postaci w katalogu Opus3 także znajdziemy, ale o tym przy innej okazji. Póki co, w chwili oddechu od bluesa, warto tych trzech rootsowych albumów posłuchać. Szczególnie na dobrym stereo.

Przemek Draheim

Wydawca: Opus3 Records / Dystrybucja: Audio Forte
Posłuchaj: www.opus3records.com

Walter Trout
„Unspoiled By Progress – 20 Years of Hardcore Blues”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Walter Trout może poszczycić się długą i bogatą karierą artystyczną. Grywał z takimi legendami jak m.in. Percy Mayfield, Big Mama Thornton czy John Lee Hooker, był gitarzystą Canned Heat  i mayallowskich  Bluesbreakers. Dzięki swojej nieprzeciętnej technice zyskał wielkie uznanie w muzycznym świecie. Jednak prawdziwą sławę przyniosła mu trwająca nieprzerwanie od dwudziestu lat działalność solowa.

W ciągu tego czasu nagrał kilkanaście znakomitych albumów i dał niezliczoną ilość koncertów. „Gladiator Gitary”, jak nazwała go amerykańska prasa, uczcił dwie wyjątkowo udane dekady swojej kariery wydawnictwem zatytułowanym „Unspoiled By Progress – 20 Years of Hardcore Blues”. Ten nietypowy album zawiera jedenaście niepublikowanych dotąd nagrań pochodzących głównie z występów na żywo oraz trzy nowe kompozycje studyjne. Do krążka dołączona została dość obszerna książeczka, na stronach której artysta dzieli się wspomnieniami, opisując różne ciekawe historie związane z poszczególnymi utworami. We wstępie Trout pisze, iż spędził długie godziny na wyszukiwaniu w swoich zbiorach  nagrań na ten album, co przywołało w nim reminiscencje zarówno tych dobrych jak i gorzkich chwil.

I tak na przykład znalazły się na płycie jego interpretacje „She’s Out There Somewhere” Buddy’ego Guya oraz słynnego „Going Down” Dona Nixa – obie zarejestrowane w sierpniu 1991 roku w legendarnym Maida Vale Recording Studio, podczas sesji nagraniowej na potrzeby audycji radiowej Boba Harrisa z BBC. Utwory „Life In The Jungle” i „Long Tall Sally” dokumentują pierwszy występ Waltera ze swoim zespołem w rozsławionym klubie Paradiso w Amsterdamie w 1991 roku. Nie zabrakło też numerów zarejestrowanych w Perq’s Niteclub w Huntington Beach w Kalifornii. Miejsce to, jak podkreśla muzyk, ma dla niego szczególne znaczenie, gdyż przez prawie dwanaście lat stanowiło dom dla jego zespołu. Kiedy tylko nie wyjeżdżał w trasę, grywał w Perqs niekiedy nawet sześć razy w tygodniu po kilka godzin. Jako przykład niezwykłego klimatu panującego w klubie podczas szaleńczych jam sessions Walter umieścił na krążku kawałek „Somebody’s Acting Like A Child” Johna Mayalla, brawurowo wykonany w 1989 roku z perkusistą Little Feat Richiem Haywardem. Faktycznie emanuje z niego  wspaniała atmosfera tamtego miejsca i daje się odczuć wielką radość wspólnego muzykowania. Do zdecydowanie smutniejszego wydarzenia nawiązuje kompozycja „Sweet As A Flower” pochodząca z koncertu w Las Vegas z maja 2005 roku. Był to ostatni występ znakomitego basisty Jimmy’ego Trappa, z którym Trout współpracował od początku swojej solowej działalności. Dwa dni po wspomnianym koncercie Jimmy trafił do szpitala, gdzie zmarł po trzech miesiącach. Był to ogromny cios dla Waltera, ponieważ odszedł nie tylko wielki muzyk, lecz również wspaniały przyjaciel. Ciekawy epizod przywołuje utwór „Finally Gotten Over You” zagrany na festiwalu bluesowym w Bonn w grudniu 1991 roku. Kończąc solo na harmonijce Trout odrzucił ją tak niefortunnie, że trafiła w głowę menadżera trasy Dave’a Browna. Stąd w piątej minucie i dziewiętnastej sekundzie nagrania słychać wypowiedziane przez Waltera tajemnicze „Sorry David”. A w związku z tym, iż festiwal odbywał się tuż przed Bożym Narodzeniem Trout skończył numer fragmentem kolędy. Wydawnictwo zawiera również rodzinny wątek skupiony wokół utworu „Marie’s Mood” wykonanego na Leverkusen Blues Festival w 1997 r. Walter zadedykował go żonie Marie w związku z problemami jakie pojawiły się przed przyjściem na świat ich syna Michaela. Spośród trzech zupełnie nowych kompozycji studyjnych zawartych na krążku najbardziej przykuwa uwagę „Two Sides To Every Story” stworzony po kilkugodzinnym słuchaniu nagrań Lightnin’ Hopkinsa.

Dobór utworów do niniejszej płyty dobitnie świadczy o wyjątkowo emocjonalnym i osobistym podejściu dojrzałego artysty do ostatniego dwudziestolecia własnej twórczości. Wydawnictwo jest raczej swoistym pamiętnikiem muzycznym oraz podziękowaniem dla wiernych fanów, do których Walter Trout pisze: „I am one of the lucky people, who love what I do for a living, and having you all in my life to share this passion with, is truly a gift”.

Tomasz Kruba

Wydawca: Provogue Records
Posłuchaj: www.myspace.com/waltertrout

Jimiway Blues Festival zrelacjonowany

opublikowano w dziale Polska

Koniec października tradycyjnie przyniósł melomanom koncerty w ramach Jimiway Blues Festival. Dla tych, którzy podczas swoich jesiennych muzycznych podróży nie dotarli do Ostrowa Wielkopolskiego, publikujemy relację z festiwalu, którą przysłała nam Nina Sawicka:

19 i 20 października odbyła się dwudziesta pierwsza już edycja Jimiway Blues Festival. Do Ostrowa Wielkopolskiego znów zjechali się fani muzyki z całej Polski – choć nie tylko, bo przybyły również grupy zza granicy, np. z Niemiec. W ciągu dwóch dni, na dwóch scenach, odbyło się osiem koncertów.

Festiwal otworzył piękny akustyczny koncert Bluesferajny. Duet gościnnie wspierał Adam Jawień na harmonijce. Dla nikogo nie jest zagadką, że Grzegorz Olejnik jest „maszyną do tworzenia piosenek”, a okazało się, że teksty duetu choć polskie, brzmią nie gorzej niż z amerykańskich standardów! Kolejnym wykonawcą był zespół Nie Strzelać do Pianisty. Warsztat chłopaków jest niemożliwy do kwestionowania, za to repertuar podlega już ocenie. Wprowadzenie własnych kompozycji jest zawsze wielkim krokiem dla każdego młodego zespołu i podnosi automatycznie jego rangę. Jednak moim zdaniem „Pianiści” odpływają w groźne rejony pop rocka, co obniża średnią wieku ich fanów i odbiera zespołowi indywidualizm. Instrumentalnie i wokalnie są coraz lepsi, pomysłów mają coraz więcej, ale to już nie jest grupa, której tak chętnie słuchałam około rok temu. Ale cóż, dobrze, że innym się nadal podoba. Chłopaki świetnie bawią się podczas koncertu, tworzą własne utwory i czują się coraz pewniej na scenie. Można tylko pozazdrościć! Po Nie Strzelać do Pianisty zagrała harmonijkowa supergrupa. Łukasz „Wiśnia” Wiśniewski, Tomek Kamiński, Bartek Łęczycki i Michał „Cielak” Kielak to prawdziwy (choć nie pierwszy) Harmonijkowy Atak – czyli czołówka, jeśli chodzi o ten instrument w Polsce. Wsparci świetną sekcją rytmiczną i gitarzystami z różnych rejonów bluesa zagrali bardzo dobry koncert. Trochę zbyt popisowy, trochę zbyt podobny do poprzednich, ale bardzo dobry, co potwierdziła reakcja publiczności.

W końcu na scenę weszła gwiazda – Popa Chubby. Pierwsze i jedyne, co mnie uderzyło, to fala dźwięku. Moc, z którą grali muzycy, dosłownie powalała. Przyznam, że trochę przeszkadzało mi to w odbiorze dźwięków. Uwielbiam płyty Chubby’ego, przemogłam się więc do wysłuchania tego hałaśliwego koncertu. Pomimo oczywistego warsztatu muzyków, byłam zawiedziona. Miałam wrażenie, że Popa Chubby uważał, że przyjechał do kraju trzeciego świata i chciał zabawić publikę jedynym, co mogą Polacy znać – coverami Jimi’ego Hendriksa. Mimo wszystko cieszę się, że udało mi się być na koncercie Chubby’ego i jestem wdzięczna organizatorom za zaproszenie jednego z moich ulubionych (niestety tylko z płyt) muzyków.

Drugi dzień festiwalu otworzył akustyczny, bardzo ortodoksyjny koncert chodzącej encyklopedii bluesa, Marka Wojtowicza. Jak zawsze – solo, jak zawsze – Delta. Potem na dużej scenie pojawił się mój faworyt, Cotton Wing. Zagrali jak zwykle bardzo dobrze, ze świetnym brzmieniem, trochę bluesa, trochę funky, trochę własnych utworów, trochę coverów. Koncert uświadomił mi jedno – wokalista z koncertu na koncert śpiewa coraz lepiej! Potem coś, co rozkręciło publiczność, Cree. Idealny support przed gwiazdą. Publika szalała, uwalniała swoją energię, przygotowywała się na wielki finał. Cree jak to Cree – efektowna mieszanka śląskiego rocka z bluesem, sprawni muzycy i wielkie nazwisko Bastka, który nie zmienia się od lat (w kontekście pozycji w świecie muzycznym i swojego podejścia do wokalu, gitary).

W końcu czas przyszedł na wielką gwiazdę festiwalu, Tommy’ego Castro (fot. strona domowa artysty) i zespół The Painkillers. Po Popa Chubby’m radosne granie Castro rzeczywiście było przeciwbólowe. Połączenie bluesa z rockabilly, trochę rock’n’rolla w starej konwencji i inspiracje wokalne Brianem Setzerem były bardzo przyjemne, relaksujące, a jednocześnie zrywające do tańca. Trzeba przy tym zauważyć, że nagłośnienie było po prostu fantastyczne, zresztą jak na całym festiwalu.

Organizacja stanęła na wysokości zadania, impreza była przemyślana i świetnie przeprowadzona. Zastanawiam się, jakie gwiazdy zagrają za rok, skoro organizatorzy czerpią już z pierwszej ligi światowego bluesa!

Nina R. Sawicka

Źródło: www.jimiway.pl

Peder af Ugglas
„Autumn Shuffle”,
„Beyond”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Wciągająca, rozmarzona, intensywna, a do tego odkryta przez zupełny przypadek. Te kilka słów dobrze oddaje ducha muzyki Pedera af Ugglasa – trochę tajemniczego szwedzkiego gitarzysty z charakterystycznymi pomarańczowymi okularami na nosie i elektryczną gitarą National na kolanach. Mówię „tajemniczego”, bo to postać spoza muzycznego mainstreamu. Zresztą, jeśli wnioskować po komentarzach na muzycznych forach, Ugglas bardziej niż melomanom znany jest audiofilom zainteresowanym wyciśnięciem ze swojego sprzętu odsłuchowego stu procent jego możliwości. Słuchając „Autumn Shuffle” i „Beyond” nietrudno to zrozumieć. Obie płyty – firmowane znaczkiem cenionej w audiofilskim świecie wytwórni Opus 3 – brzmią fenomenalnie. Dźwięk ma odpowiednią masę i w przeciwieństwie do większości współczesnych nagrań nie jest skompresowany, a wręcz przeciwnie, otoczony powietrzem zdaje się wypływać z głośników pokazując przy tym całe bogactwo barw. I znowu, opis nieco malarski, ale do muzyki Ugglasa pasuje. Tylko co to za muzyka? Atmosfera całości wskazuje na bluesa, improwizacje odwołują się do jazzu, gitarowe brzmienia przypominają gospel. Tak wiele elementów spiąć może w jedno tylko sprytny termin roots – korzenne granie.

Tak też rozpoczyna się „Autumn Shuffle”. Mięsisty, rozlany slide rozgrzewa się leniwie. Po chwili dołącza do niego głęboki bas, perkusja wybijająca jednostajny rytm i delikatna mgiełka akordeonu – jakby nieśmiało, w tle. Bardziej pewne siebie jest wtórujące gitarze elektryczne piano. Mijają minuty, atmosfera gęstnieje, muzycy zapraszają w podróż.

O ile w przypadku wielu płyt warto wypunktować tylko najciekawsze momenty, tu – dla pełnej jasności – trzeba by napisać o każdym z utworów wspominając także o tym, w jakiej kolejności następują po sobie, jak jedne zaostrzają apetyt na drugie. I tak ascetyczny „Passion” pozwala się wyciszyć po funkującym „Central South”, a przynoszący obraz pulsującego życiem miasta, jazzujący „Stockholm” z saksofonem prowadzącym dialog z gitarą przygotowuje słuchacza na pierwotny w formie „Passing By”. Ten ostatni brzmi trochę jak rozłożony na czynniki pierwsze „Ten Milion Slaves” Otisa Taylora z pełną drive’u gitarą slide i wyjątkowo mocno przesterowaną harmonijką. Zamykający krążek „A Hymn”, kojarzący się bardzo z filmowymi ilustracjami Ry Coodera, jest jak delikatne przebudzenie po pięknym śnie i zachęta do tego, aby bez zwłoki sięgnąć po drugi z albumów, „Beyond”. A tam lirycznego snu ciąg dalszy.

Zaczyna się od samotnego elektrycznego piana, jakby ktoś dopiero szukał tych właściwych dźwięków. Gdy pałeczki perkusji uderzają w talerz rozpoczyna się muzyka, a wraz z nią jedna z najładniejszych gitarowych zagrywek, pełna prostych pociągnięć gitary slide, pełna klasy i smaku. Delikatność tytułowego „Beyond” kontruje „Exile” – najbardziej mroczny numer na płycie mający ciężki, wręcz klaustrofobiczny charakter. Na coś takiego trudno nie zwrócić uwagi.

Może kiedyś Peder af Ugglas osiągnie status wspomnianego już Coodera czy innego malarza slide’owych nastrojów, Dereka Trucksa. Oby, bo jego muzyka naprawdę otwiera uszy.

Przemek Draheim

Wydawca: Opus 3
Posłuchaj: www.myspace.com/pederafugglas

Zmarł Bob Brozman

opublikowano w dziale Świat

24 kwietnia muzyczne media podały przykrą wiadomość. W wieku 59 lat zmarł Bob Brozman (fot. strona domowa artysty) – wirtuoz akustycznej gitary, etnomuzykolog, historyk, wykładowca muzycznych warsztatów i niestrudzony propagator wszelkiej maści instrumentów strunowych. Występując na scenie otoczony był ulubionymi instrumentami, z których nie tylko korzystał, ale także historię których w elokwentny, ale niezwykle przystępny sposób przybliżał słuchaczom. Oprócz bluesa, jazzu i ragtime’u fascynowała go word music. Przykładem jego scenicznej kreacji niech będzie dostępny na YouTube fragment wydawnictwa „Bob Brozman in Concert”.

Źródło: www.bobbrozman.com

Tip Of The Top
„From Memphis To Greaseland”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Klasyczny chicagowski blues nie umarł, ale żyje i ma się wciąż bardzo dobrze! Udowadniają to czterej panowie tworzący formację Tip Of The Top, a to za sprawą swojego trzeciego wydawnictwa „From Memphis To Greaseland”. Muzycy tworzący północno kalifornijski band to gitarzysta Jon Lawton, basista Frank De Rose, grający na perkusji Carlos Velasco oraz urodzony w Bombaju harmonijkarz Aki Kumar, który zdobywał umiejętności i doświadczenie pod okiem samego Davida Barreta. Każdy z nich dzielił już scenę z naprawdę wielkimi nazwiskami światowego bluesa, trudno więc powiedzieć, że grają kiepsko. W końcu Rod Piazza, RJ Mischo, Koko Taylor, Otis Rush, Lazy Lester i spora grupa świetnych muzyków nie zwykła grać z bluesowymi słabeuszami.

Tip Of The Top serwuje słuchaczom niemal godzinę dobrego bluesa, opartego na najlepszych wzorcach z lat ‘50. Pulsujące shuffle i inne klasyczne groove’y dominują na płycie. Szczególnie ciekawy pod tym względem jest jednak drugi numer, „One Way Out”, którego główny riff brzmiący niemal jak ten z „Room To Move Mayalla” i jego Bluesbreakersów osadzony jest w czymś, co mocno przypomina klasyczny jungle beat Bo Diddley’a. Mimo, że cała płyta oparta jest na klasycznych i sprawdzonych schematach chicagowskiego bluesa, nie można albumowi odmówić różnorodności, a muzycy odnajdują się w każdym klimacie. Poszczególne kompozycje przeprowadzają nas przez całą paletę temp, groove’ów, nastrojów i brzmień. Tip Of The Top pokazuje co potrafi zarówno we własnych kompozycjach, jak i interpretacjach standardów, jak choćby „Mean Old Frisco”, „The Rocker” czy „Fattening Frogs For Snake”. Szczególnie dobrze wypada w tych numerach Aki. Słychać wyraźnie, że odrobił lekcje i zagłębił się w styl Sonny Boy Williamsona, czy Małego Waltera, wyciągając z nich to, co najbardziej pociągające i charakterystyczne, jednocześnie nie tracąc własnego muzycznego „ja”. Nie jest to zwykłe kopiowanie starych numerów nuta po nucie. Co prawda zespół nie dokonuje tu żadnych muzycznych rewolucji, nie prowadzi eksperymentów, ani nie wymyśla czegoś zupełnie nieprzewidywalnego i wziętego z kosmosu, a pokazuje po prostu starego dobrego bluesa, w którym umieszcza swoje treści i emocje. Dawne numery stanowią dla członków zespołu inspiracje, a nie tylko materiał do ślepego naśladowania. Sekcja gra w sposób zwarty i naprawdę bujający, aż nie można usiedzieć w miejscu. Solówki instrumentalne są bardzo smakowite, a brzmienie i frazy harmonijki malują uśmiech na twarzy każdego harpoholika.

From „Memphis To Greaseland” nie zaskakuje nowościami, sporo z tego, co na niej zawarte już gdzieś się słyszało, ale nie zmienia to faktu, że te trzynaście kompozycji nagranych na płycie to kawałek porządnego i świetnie zagranego bluesiora, którego po prostu bardzo dobrze się słucha. A jeżeli przy takiej płycie można przyjemnie spędzić czas i pokołysać się wraz z synkopowanym rytmem, to czy naprawdę potrzeba jeszcze kosmicznych aranżacji i innych eksperymentów?

Maciej Draheim

Wydawca: Tip Of The Top
Posłuchaj: www.tipofthetopmusic.com

Magda i Hohner na Musikmesse we Frankfurcie

opublikowano w dziale Polska

Magda Piskorczyk (fot. Irek Graff) reprezentować będzie znaną wśród muzyków firmę Hohner na największych targach sprzętu muzycznego Musikmesse we Frankfurcie. Między 6 a 9 kwietnia polska artystka wystąpi tam kilkukrotnie, między innymi na ósmej edycji Frankfurter Bluesharp Meeting, czyli na warsztatach odbywających się pobliskim klubie Voiltaire. Współpraca Magdy z firmą Hohner rozpoczęła się jesienią 2009 roku w czasie jej wizyty na festiwalu w Trossingen, a dotyczy nowych serii gitar akustycznych, Essential.

Targi Musikmesse to największe na świecie targi instrumentów, akcesoriów muzycznych, oprogramowania i sprzętu komputerowego dla muzyków oraz wydawnictw nutowych. W ostatniej edycji wzięło udział 1.496 wystawców, a targi odwiedziło ponad 77 tysięcy branżystów ze 109 państw.

Źródło: www.magdapiskorczyk.com

Nagroda Grammy puka do szkół

opublikowano w dziale Świat

Wyszukiwanie uzdolnionych młodych ludzi, umożliwianie im artystycznego rozwoju i ułatwianie startu w muzyczną karierę – to podstawowe cele programu Grammy In The Schools stworzonego i koordynowanego przez The Grammy Foundation. Jedną z form realizacji programu są obozy wyjazdowe, na których odbywają się warsztaty prowadzone przez profesjonalnych muzyków. Najbliższy taki obóz odbędzie się między 11 a 19 lipca w Thornton School of Music na Uniwersytecie Południowej Kalifornii w Los Angeles. Przez dziewięć dni chętni uczniowie będą poznawać tajniki gry na instrumentach, produkcji dźwięku, obróbki audio, dziennikarstwa muzycznego, pisania i śpiewania piosenek, a także promowania koncertów. Fundacja Grammy czeka na zgłoszenia do 31 marca. Niestety, do udziału zapraszani są jedynie uczniowie amerykańskich szkół średnich. Szkoda, bo może ktoś od nas chciałby się tam wybrać?

Źródło: www.grammyintheschools.com

Nominowani do Fryderyków

opublikowano w dziale Polska

Fryderyki – czyli nagrody przyznawane przez polskie środowisko muzyczne, to jest muzyków, autorów, kompozytorów, producentów muzycznych, dziennikarzy i branżę fonograficzną, zrzeszonych w Akademii Fonograficznej – od lat elektryzują zarówno starających się o nie muzyków, jak i fanów. Nie inaczej jest w kategorii „Album Roku Blues”. Na stronie internetowej Związku Producentów Audio Video pojawiły się tegoroczne bluesowe nominacje. Są to:

  • Leszek Cichoński „Sobą Gram” Luna Music
  • Krzak „4 Basy” Metal Mind Production
  • Limboski „Tribute To Georgie Buck” Limboski Studio
  • Magda Piskorczyk „Afro Groove” Artgraff
  • Magda Piskorczyk „Mahalia” Artgraff

Laureatów nagród poznamy 26 kwietnia. Nagrodami Złoty Fryderyk 2012 za całokształt osiągnięć artystycznych uhonorowani zostaną Marek Karewicz, Wojciech Kilar i Tomasz Stańko.

Źródło: www.zpav.pl

Blues.pl poleca: Jubileuszowy Satyrblues

opublikowano w dziale Polska

Tarnobrzeskie połączenie satyry i bluesa doczekało się w tym roku okrągłego jubileuszu! 12 września o godz. 15:00, w Tarnobrzeskim Domu Kultury, rozpocznie się dziesiąta edycja Satyrbluesa – kto wie czy nie najbardziej interdyscyplinarnej i wyjątkowej imprezy na polskim rynku bluesowym. Festiwal otworzy wystawa dwóch znakomitych polskich rysowników, Dariusza Łabędzkiego z Poznania oraz Andrzeja Lichoty z Krakowa. Ten ostatni zaprezentuje swoje krótkometrażowe animacje znane m.in. z anteny telewizji TVN. Istotnym punktem wystawy będzie premierowa ekspozycja fotogramów autorstwa Krzysztofa Szafrańca, dokumentująca światową stolicę bluesa, Chicago. Wernisaż uświetni też spotkanie z krakowskim dziennikarzem muzycznym Antonim Krupą, który przedstawi swoją najnowszą książkę, „Miasto błękitnych nut”.

Ponieważ jubileusz zobowiązuje, organizatorzy przygotowali specjalne wydawnictwo książkowe – album w twardej oprawie z płytą CD – będące podsumowaniem minionej satyrbluesowej dekady.

Oczywiście nie zabraknie też czysto muzycznych atrakcji. Koncertową część festiwalu otworzy niecodzienny duet polsko-szwedzki, Magda Piskorczyk & Slidin’ Slim, który oficjalnie zainauguruje drugą dekadę Satyrbluesa. Obecność Slidin’ Slima będzie miała szczególne znaczenie, bo artysta przylatuje do Polski specjalnie po to, by w Tarnobrzegu promować swój najnowszy koncertowy krążek, „Live At Satyrblues’ 2008”. Recenzja tego podwójnego wydawnictwa – zawierającego płytę CD i DVD – pojawi się na Blues.pl już za kilka dni.

Zwolenników szybkich przebiegów po gryfie gitary swoją bajeczną techniką zaczaruje Joscho Stephan, uważany nie tylko za wybitnego następcę genialnego gitarzysty romskiego pochodzenia, Django Reinhardta, ale też najszybszego akustycznego gitarzystę świata. Wystarczy dodać, że jest to muzyk występujący z takimi gigantami fingerpicking jak Tommy Emmanuel czy Martin Taylor.

Satyryczną odskocznią od muzyki stanie się megashow topowego Kabaretu Młodych Panów z Rybnika, który przedstawi swoje sprawdzone sposoby na władzę, zarówno tę umundurowaną, jak i cywilną.

Ukoronowaniem festiwalu będzie prezentacja teksańskiego, bluesowego brzmienia Omara Kenta Dykesa i zespołu The Howlers, a także specjalnej, satyrbluesowej „Krówki-Omarówki”, mającej ponoć status najsłodszej na świecie.

W przerwach między koncertami funkcjonować ma nowe stoisko festiwalowe, a na nim wybrane wydawnictwa festiwalowe (CD / DVD / albumy / foldery itp.) w jubileuszowej cenie 10 gr za sztukę. Jak podaje organizator Satyrbluesa i współpracownik Blues.pl – Victor Czura – uczestnicy, którzy w trakcie trwania festiwalu nazbierają najwięcej SB-lojalek otrzymają ekskluzywne prezenty od firmy CREATIVE i nie będą to plastikowe reklamówki. Jak mówi Czura: „Pojawi się też królewna Doda, ba, a nawet dwie Dody, które wszystkim satyrbluesowiczom rozdadzą koralowe lody tytułem koncertowej ochłody”. Tradycyjnie też, jak co roku, pojawią się na chłopskim stole regionalne smakołyki. Znajdzie się wśród nich ten sam górski miód, który dwukrotnie otrzymał w prezencie Steve Vai.

Na takiej imprezie nie może Was zabraknąć!

Źródło: www.satyrblues.pl

Jimmy Barnes „Hindsight”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

AC/DC, INXS, Kylie Minogue czy Nick Cave to tylko niektóre ze znanych muzycznych nazw i nazwisk, które pochodzą z Australii – krainy wydawałoby się tak bardzo oddalonej od centrum muzycznego mainstreamu. Do powyższej listy warto dodać jeszcze jedno nazwisko, w Polsce praktycznie nieznane, a w rodzinnym kraju mające status prawdziwej legendy rocka. To wokalista Jimmy Barnes. Pod koniec ubiegłego roku, nakładem holenderskiej wytwórni Provogue, ukazała się płyta „Hindsight”, którą artysta uczcił 30. rocznicę rozpoczęcia kariery solowej. Na albumie towarzyszyli mu goście, m.in. Joe Bonamassa. Ci, którzy znają katalog płytowy Bonamassy słyszeli już tych gentlemanów razem w kompozycji „Too Much Ain’t Enough Of Love” – zawartej na płycie Joe, a zaśpiewanej – tak jak w oryginale – właśnie przez Barnesa. Tu Joe oddaje przysługę i to dwukrotnie – najpierw w towarzystwie muzyków z legendarnej formacji Journey, potem wokalistki Tiny Areny.

Na „Hindsight” składa się czternaście utworów, czyli ponad godzina muzyki, w której przed mikrofonem błyszczy Jimmy Barnes, a towarzyszą mu bardzo ciekawi, szczególnie z naszej środkowoeuropejskiej perspektywy goście. Mnie jako miłośnika country cieszy obecność Keitha Urban – i naturalnie wspomnianego już bluesowego Joe Bonamassy – ale są tu też grupy  The Living End, Baby Animals, Diesel czy znany z bandu Bruce’a Springsteena Steven Van Zandt. Sporo interesujących głosów i rockowych brzmień. Interesujące są też historia i losy nowego albumu, który w Australii rozrósł się do aż trzech płyt CD – na pierwszej są nowe nagrania, na dwóch pozostałych archiwalne hity, jak przystało na kompilację „The Best Of”. Niezależnie od tego, po który zestaw sięgniemy, czeka nas blues-rockowa gratka z wybuchowym głosem na pierwszym planie. Jak powiedzieliby w Australii, good on ya!

Przemek Draheim

Wydawca: Provogue Records
Posłuchaj: www.mascotlabelgroup.com

Gitarowe gwiazdy wytwórni Provogue

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Założona w 1990 roku holenderska wytwórnia Provogue to oficyna specjalizująca się w muzyce będącej połączeniem bluesa i rocka, z gitarą w roli głównej. W jej katalogu znaleźć można płyty tak cenionych i popularnych współczesnych gitarzystów jak Joe Bonamassa, Robert Cray czy znany z Gov’t Mule Warren Haynes. Wśród gwiazd wytwórni jest też muzyk, którego Magazyn Guitar Player nazwał „jednym z najbardziej szanowanych gitarzystów na planecie” – Eric Johnson. Jego jeszcze ciepła płyta, „Europe Live”, nakładem wytwórni Provogue, a dzięki dystrybucji Mystic Productions, 23 czerwca trafiła na półki sklepów muzycznych także w Polsce. To czternaście utworów zarejestrowanych podczas kilku różnych koncertów w Europie, i muzyka z pogranicza, bluesa, rocka i jazzu, czyli mieszanka, która zaskarbiła mu opinie geniusza gitary. To jeden z tych gitarzystów, których stylu i brzmienia nie sposób pomylić z nikim innym – jest jedyny w swoim rodzaju.

Kolega Johnsona ze stajni Provogue, Kenny Wayne Shepherd, na taki status musi jeszcze pracować, choć gitarowej sprawności nigdy nie można mu było odmówić. Także, gdy pojawił się na scenie w połowie lat 90. jako nastolatek wywołując powszechną sensację. Dziś, już jako dojrzały mężczyzna, przypomina się z nową płytą, „Goin Home”. Po kilku mocno komercyjnych longplay’ach jakie w ostatnich latach przydarzyły się przyzwyczajonemu do popularności Shepherdowi – przypomnijmy, że jego debiut sprzedał się w liczbie ponad 500 tysięcy egzemplarzy, co jak na bluesa jest wynikiem niezwykłym – na nowym krążku gitarzysta ze Shreveport w Louisianie bardzo mocno wskazuje na swoje muzyczne inspiracje. W tym departamencie króluje blues. Shepherd sięga po kompozycje Alberta Kinga, Muddy Watersa, Magic Sama, Bo Diddley’a czy Freddie’go Kinga. Towarzyszą mu w akcji świetni muzycy – m.in. bębniarz Stevie Ray Vaughana Chris Layton – oraz goście, The Rebirth Brass Band, Keb’ Mo’, Ringo Starr, Joe Walsh, Warren Haynes and Robert Randolph. W takim towarzystwie musiała się udać bardzo smakowita płyta – wpisująca się w jego najbardziej bluesowe dokonania, ale niepozbawiona komercyjnego pazura w osobie popularnych gości – co zawsze pozytywnie wpływa na słupki sprzedaży.

Wymiar zdecydowanie ważniejszy od komercyjnego ma nowy album Waltera Trouta – i chyba nie będzie przesady w stwierdzeniu, że to cud, iż w ogóle możemy go słuchać. Pisząc te piosenki Walter Trout leżał na szpitalnym łóżku czekając na przeszczep wątroby, który miał być jego jedyną szansą na przeżycie. Szansą dodajmy odległą, bo na drogi zabieg nie było go stać. Z pomocą przyszły media społecznościowe i fani, no i udało się. Dziś słuchając tego albumu tylko zdjęcia niezwykle wychudzonego artysty na okładce przypominają, jak dramatyczna była sytuacja z ostatnich miesięcy. Muzyk, który współpracował w swojej karierze z Johnem Mayallem, grupą Canned Heat, Johnem Lee Hookerem i Big Mamą Thornton, w ramach podziękowania od swoich fanów i ludzi dobrego serca dostał nowe życie i to słychać na „The Blues Came Callin’” – warto poświęcić tej produkcji trochę uwagi.

Przemek Draheim

Wydawca: Provogue Records
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

Chicago Blues Festival startuje

opublikowano w dziale Świat

13 czerwca ruszył Chicago Blues Festival – największy darmowy festiwal bluesowy na świecie i największy muzyczny festiwal w Chicago. Lokalizacja imprezy świetnie wpisuje się w tradycje bluesowe miasta – mieszkały i tworzyły tam takie sławy jak Muddy Waters, Koko Taylor, Buddy Guy i James Cotton, a w chicagowskich klubach wciąż rozbrzmiewają dźwięki bluesa. Jednakże to w maju i czerwcu ma miejsce najwięcej wydarzeń muzycznych poświęconych bluesowi, których zwieńczeniem jest właśnie Chicago Blues Festival. Tegoroczna, 31. edycja, odbywa sie w dniach 13-15 czerwca w chicagowskim Grant Park niedaleko jeziora Michigan. Impreza rozpoczyna się w godzinach przedpołudniowych występem Low-reen & Maxwell St Market Blues Band. Artystą grającym na zakończenie festiwalu będzie zaś Dr John. Pomiędzy nimi wystąpią dziesiątki ciekawych artystów. Szczegółowe informacje oraz harmonogram koncertów znajdziecie na stronie miasta Chicago.

Źródło: www.cityofchicago.org

„Jazz nad Odrą” w słowach i obiektywie

opublikowano w dziale Polska

Między 9 a 14 kwietnia odbył się na Dolnym Śląsku Wrocławski Festiwal Jazzowy „Jazz nad Odrą”. Z myślą o miłośnikach bluesa, którzy nie stronią od jazzu, krótką relację połączoną ze zbiorem interesujących fotografii z tego wydarzenia przesłał nam Jarek Rerych z Katowic. Zapraszamy do przeczytania tekstu i odwiedzenia galerii zdjęć:

Wrocławski Festiwal Jazzowy „Jazz nad Odrą” to obok Jazz Jamboree i Krakowskich Zaduszek Jazzowych jeden z najstarszych polskich festiwali jazzowych. Jak przystało na tak renomowaną imprezę, zaczęło się od mocnego akcentu, który zainicjował pianista Robert Glasper – tegoroczny zdobywca nagrody Grammy. Muzyk potwierdził swoją wielką klasę, ale ja osobiście czekałem na koncert naszego pianisty – Adama Makowicza – oraz Kurta Ellinga, którego uważam za mistrza wokalistyki jazzowej. Koncert Adama Makowicza scalił preferencje wszystkich uczestników JNO pretendując do rangi festiwalowego wydarzenia! Set Makowicza rozpoczął Big Band Akademii Muzycznej pod kierownictwem Aleksandra Mazura, w którego skład weszli studenci i absolwenci uczelni, po czym w utworze „Misty” pianista dołączył do Big Bandu, z którym zagrał jeszcze „How High The Moon” Morgana Lewisa oraz trzy utwory solo. W punkcie kulminacyjnym usłyszeliśmy „Błękitną Rapsodię”, a po niej nastąpiły już tylko długie owacje na stojąco i obowiązkowe bisy. Kurt Elling to także artysta o dużym doświadczeniu muzycznym i scenicznym, więc nikogo nie zaskoczył fakt, że jego kontakt z publicznością był wzorcowy. Wystąpił w towarzystwie wspaniałych muzyków, z których mnie najbardziej oczarował pianista Laurence Hobgood oraz gitarzysta John McLean. W utworach z ostatniej płyty, „1619 Broadway”, takich chociażby jak „On Broadway” czy „Come Fly With Me”, maestria muzyków osiągnęła punkt kulminacyjny, co spotkało się z żywą reakcją publiczności. Poza wskazanymi wyżej faworytami swój kunszt potwierdzili: Ernie Watts, Billy Childs, Harvey Mason, Wallace Roney, Larry Coryell, Joey DeFrancesco, Dorota Piotrowska i Jeremy Pelt, a także Adam Bałdych. To był piękny festiwal, więc z niecierpliwością będę oczekiwał na kolejny, 50. „Jazz nad Odrą”. Z podziękowaniami dla organizatorów i pozdrowieniami dla słuchaczy Polskiego Radia Rzeszów.

Jarek Rerych, Katowice

Źródło: Blues.pl

Eryk Sardynka

opublikowano w dziale Polska

Eden Brent, Rod Piazza & The Mighty Flyers i Eric Sardinas (graf. Victor Czura) – to gwiazdy tegorocznej edycji festiwalu Rawa Blues. O ile jednak dwa pierwsze podmioty wykonawcze w październiku pojawią się w Polsce po raz pierwszy, o tyle trzeci zdążył już pokazać nam swoje koncertowe oblicze. O wrażeniach z „Sardinasa na żywo”, jego płytowych dokonaniach i fluidach płynących na linii artysta-słuchacz pisze poniżej Victor Czura – twórca festiwalu Satyrblues i autor audycji Blues Attack w Polskim Radiu Rzeszów:

Koncerty Erica Sardinasa można porównać jedynie do zjawiskowej urody Moniki Belucci. Wystarczy jedno jej spojrzenie i cały „Słoneczny Patrol” staje się atrakcyjny jak za przeproszeniem ogon węża.

Kiedy w 2000 r. w Sali Kongresowej po raz pierwszy zobaczyłem band Erica supportujący wówczas koncert gwiazdy wieczoru – a był nią Steve Vai – stało się jasne, że ten rodzaj ekspresjonizmu muzycznego na stałe poszerzy grono mojej uwielbianej gitarowej trójcy – SRV, Scott Henderson, Derek Trucks.

W niespełna 4 lata od daty pamiętnego warszawskiego koncertu, poszukując usilnie oficjalnego dystrybutora najnowszej płyty Erica, nadziałem się w Internecie na kilka chłodnych recenzji albumu „Black Pearls”, co prawdę mówiąc tylko sprowokowało u mnie większą chęć niezwłocznego zakupu krążka. Po uważnym przesłuchaniu płyty pomyślałem tak: niech Alkaida zwerbuje wszystkich tych nieszczęśników, którzy słyszą inaczej. Jednak akceptując sceptycyzm oponentów stwierdziłem bezstronnie, że „Black Pearls” istotnie nie nawiązuje witalnością do pierwszych dwóch albumów, które wręcz porażały swoją formą. Nie oznacza to, że nagrywając „Black Pearls” Eric postanowił nabić nas w przysłowiową butelkę, wysysając z naszego racjonalnego bluesowego portfela ostatnie zaskórniaki. To, że „Black Pearls” jest bardziej albumem rockowym niż bluesowym świadczy tylko o potrzebie zmierzenia się z materią post Hendrixowską, o czym zaświadczyć może m.in. umieszczone na okładce nazwisko producenta płyty Eddie’go Kramera, a wiadomo kim jest Kramer w branży!

Maestro Eric Sardinas (38 lat) jest artystą skupiającym w sobie wszystkie atuty nowoczesnego bluesmana, a co ważne tworzącym z uwielbieniem i respektem dla bluesowej tradycji (look at tatoo), więc stawianie mu zarzutu o zdradę błękitu uznałem za dziennikarskie nadużycie. Świętym obowiązkiem każdego artysty jest docieranie do nie odkrytych rejestrów percepcji po to chociażby, by na stare lata nie straszyć ze sceny sandałkami i krótkimi porciętami à la Clapton. Dziś żadna Layla na to nie poleci.

Jako wzorzec wolnego ducha i twórczego umysłu Eric jest artystą kompletnym, czemu zawsze daje wyraz na trzech interesujących bluesfana płaszczyznach: muzycznej, scenicznej i za kulisowej. Nie tylko bajecznie posługuje się techniką slide, grając niemalże wszystkie partie na zelektryfikowanej gitarze Dobro, ale też dysponuje charakterystycznym, łatwo rozpoznawalnym brzmieniem, a jego nieustępliwie i wściekle kąsająca gitara tworzy tak sugestywny obraz, że jakakolwiek konkurencja wypada przy nim tyleż okazale, co nadwiślańska dżdżownica przy grzechotniku diamentowym. Do swojej błyskotliwej techniki dokłada demoniczną ekspresję, wężowe ruchy (nie kocie – jest biały!) czym jest w stanie pobudzić nawet mumie egipskie do rytualnego odtańczenia pogo. Prawdą jest, że gra piekielnie głośno i extremalnie traktuje struny, ale prawdą też jest, że nie ucieka od ciszy, flażoletów i innych subtelności. Wielu scenicznych gagów Erica nie ma sensu streszczać, bo trzeba ten żywioł koniecznie zobaczyć, dotknąć, ugryźć, pomacać wykorzystując do tego celu koniecznie tegoroczną edycję festiwalu Rawa Blues. Bez tego doświadczenia dalsze dywagacje są bezprzedmiotowe. Jestem przekonany, że wyrwie katowicki Spodek razem z korzeniami!

Reasumując mogę tylko podpisać się pod zdaniem łebskiego dziennikarza z Music Connection Magazine, który tak oto określił moc sprawczą Erica: „If Satan had a blues band, this would be it”. Oto i cała i jedyna prawda o Eryku Sardynce.

Victor Czura

P.S. Poniżej – w ramach streszczenia tego, co powyżej – odrobina kryptoreklamy z Sardynką w roli głównej. Niech żyje Youtube i na zdrowie!

Festiwal Gitarowy „Wśród pól”

opublikowano w dziale Polska

13 czerwca rozpocznie się druga edycja Festiwalu Gitarowego „Wśród pól”, oranizowanego przez Szkołę Muzycznę w Witowicach oraz posiadłość Młyn Jana. Festiwal odbywa się wśród wiejskich terenów gminy Wiązów, co daje mieszkańcom mniejszych miejscowości możliwość obcowania ze sztuką. W ramach Festiwalu poza koncertami odbędzie się także konkurs dla uczniów Szkół Muzycznych, w którym weźmie udział 44 młodych gitarzystów z całej Polski. 

Źródło: www.gitaraplus.pl

Mystic Productions i bluesowe nowości

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Jeszcze kilka lat temu znalezienie zagranicznych bluesowych nowości w polskich sklepach płytowych było sporym wyzwaniem. Dziś, zarówno najważniejsze europejskie i amerykańskie oficyny, jak i mniejsze, ciekawe wytwórnie, cieszą się dobrą dystrybucją i łatwym dostępem do polskich melomanów. Duża w tym zasługa wydawnictw pokroju Mystic Productions, które dbają o to, aby bluesowe nowości nie omijały Polski. Także te „jeszcze ciepłe”. Do tej kategorii należy wydany kilka dni temu przez holenderską wytwórnię Provogue album Beth Hart, „Better Than Home”. Opisując jej poprzednią płytę wspomniałem, że głos Beth Hart brzmiał tam dużo dojrzalej niż wcześniej; produkcja i realizacja nagrań były znakomite; a same utwory dobrze napisano i pierwszorzędnie wykonano. To samo można powiedzieć o „Better Than Home”. Zresztą sama artystka mówi o tej płycie, że to jej najdojrzalsze muzyczne dziecko. Całość utrzymana jest głównie w rozlanej, delikatnej konwencji, ale wokalny pazur też tam można znaleźć, choć zdecydowanie rzadziej niż dotąd. Piękna płyta i bardzo ją polecam.

Coś w całkiem innej stylistyce i z całkiem innym zapleczem, to malutka, niezależna wytwórnia Big Legal Mess i surowy bluesman w starym stylu – Leo Bud Welch z płytą „I Don’t Prefer No Blues”. Jeśli zawarty tam blues kojarzy się z grubo ciosanymi produkcjami, jakie od połowy lat 90tych wychodziły z taśmy produkcyjnej wytworni Fat Possum Records, to słusznie. Big Legal Mess to bowiem wytwórnia córka Fat Possum i tak jak w katalogu mamy, także w jej archiwach znajdziemy najprawdziwszego, najsurowszego bluesa jakiego tylko można sobie wyobrazić na początku XXI wieku. Rok temu, mając wtedy 81 lat, Leo Welch nagrał dla Big Legal Mess swoją debiutancką płytę, o mocno gospelowym charakterze. Kolejna w dorobku miała już być bluesowa i tak rzeczywiście się stało. Allmusic Guide pisze, że „to połączenie chropowatego Delta Bluesa spod znaku R.L. Burnside’a z wczesnym chicagowskim soundem Muddy Watersa”. Jak byśmy tego nie nazwali, usłyszeć takiego bluesa w roku 2015 to spore zaskoczenie.

Muzyczną ciekawostką, choć sto razy bardziej od Welcha nowoczesną, jest nowy album grupy harmonijkarza Johna Poppera, Blues Traveler – „Blow Up the Moon” wydany przez Loud & Proud Records, czyli Blues Traveler w wersji pop. Choć mieszanie bluesa z popem purystom nie zawsze jest smak, nie można zaprzeczyć, że takie eksperymenty są ciekawe i na pewno znajdują swoją publiczność. Z takiego założenia wyszedł John Popper zapraszając do nagrania „Blow Up The Moon” całkiem pokaźną grupę gości. Niestety, może dlatego że to głęboko-popowy światek te nazwiska mnie nie mówią nic, ale słucha się ich przyjemnie – szczególnie wtedy, gdy mamy ochotę na trochę lekkiej, radiowej rozrywki w dobrym guście.

Znakomite nazwiska, i to bardzo dobrze znane każdemu miłośnikowi bluesa, słychać na nowej płycie Robbena Forda – wydanej podobnie jak krążek Bet Hart przez Provogue Records. Wśród gości Keb’ Mo, Robert Randolph, Warren Haynes czy Sonny Landreth. Kiedy dodać to tego łatwość, z jaką w przestrzeni między bluesem, jazzem a funkiem porusza się Ford, album „Into The Sun” staje się jedną z tych pozycji, których na pewno trzeba posłuchać. Jak dobrze, że podobnie jak w przypadku pozostałych, opisanych wyżej płyt, dzięki Mystic Productions można to zrobić w swoim ulubionym płytowym sklepie nieopodal.

Przemek Draheim

Wydawca: Provogue Records, Big Legal Mess, Loud & Proud Records
Posłuchaj: www.mystic.pl

Ingrid Gerdes „The Eclectic Collection”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Ciekawe ilu jest melomanów, którzy wszystkie ulubione odcienie muzyki chcieliby mieć zebrane na jednej płycie? Wysublimowany pop spod znaku Motown Records; erotyczną ekspresję południowego soulu; słoneczne bujanie muzyki reggae; romantyczny nastrój, jaki roztaczała na scenie Eva Cassidy – wszystko na jednym albumie? Do takiej wizji dodać należy sprawny zespół muzyków sesyjnych wspierających jedną z najciekawszych i najbardziej wszechstronnych wokalistek młodego pokolenia, a to co wyjdzie opatrzyć tytułem „The Eclectic Collection” i już mamy debiutancki krążek Ingrid Gerdes. W natłoku śpiewaczek badających spopularyzowane przez Joss Stone terytorium neo-soulu Ingrid poszła o krok dalej, nagrywając zestaw autorskich piosenek – covery są tu tylko dwa – czerpiących inspiracje z jej ulubionych muzycznych stylów. Pomysł był ryzykowny, ale przyniósł sukces. Już pierwsze dźwięki otwierającej album kompozycji „Little Bit Of Sun” odsłaniają kurtynę – słuchacza czeka wyjątkowa uczta. Pełen pasji sposób śpiewania – mocny, ale nigdy ponad miarę – komponuje się słodko z leniwym pulsem sekcji. Przy „Should’ve Known” puls gęstnieje, a zespół wyrusza na wycieczkę w kierunku Jamajki. Jeśli w muzycznym nazewnictwie istnieje coś takiego jak reggae-soul, tu mamy z nim do czynienia. Dźwięki to świeże i bardzo seksowne, tak jest zresztą od początku do końca. Każda piosenka w tej eklektycznej kolekcji przynosi nieco inny klimat, a tym, co z dziesięciu różnych piosenek tworzy spójny album jest wrażliwość Ingrid i jej słyszalne porozumienie z towarzyszącymi muzykami. Wytarczy posłuchać „It’s Too Late” gdzie dobrze naoliwiona soulowa machina kieruje się na amerykańskie południe, do pierwszego napotkanego juke jointa. Jeśli to nie jest idealna piosenka do radia, to znaczy, że nic co dobre się do niego nie nadaje. Femme fatale w jednej chwili, w innej zmienia się w bezbronną dziewczynę – wokalna partia w „Happy” to jeden z najpiękniejszych momentów albumu, śpiew tak delikatny, że aż kruchy. Łącząc różne gatunki i różne typy pulsacji Ingrid Gerdes wysyła jasną wiadomość – słynna Berklee School of Music, którą ukończyła, może być z niej dumna. Na spotkanie we dwoje trudno o lepszy album…

Przemek Draheim

Wydawca: Ingrid Gerdes
Posłuchaj: www.myspace.com/ingridgerdesmusic

Easy Rider odpowiada

opublikowano w dziale Polska

Fragment historii polskiej muzyki blues-rockowej, ale też zespół, który mimo upływu lat cieszy się sympatią fanów i ciągle przekonuje do siebie nowych słuchaczy – grupa Easy Rider (fot. strona domowa zespołu), którą tworzą Andrzej Wodziński, Jacek Gazda i Jarosław Wodziński wystąpiła 5 września na festiwalu „Blues bez barier” w Ciechocinku. O muzycznych obserwacjach, dawnych czasach i najbliższych planach formacji z basistą Easy Rider, Jackiem Gazdą, rozmawiał po koncercie Przemek Draheim:

Przemek Draheim: Jacku, ostatnio Ostróda, teraz Ciechocinek, a za kilka dni trasa po Niemczech. Był taki okres, kiedy pokazywaliście się mniej, ale teraz chyba znowu wiatr w żagle. Coraz więcej koncertujecie.

Generalnie tak. Są okresy ogórkowe, czyli plaża, a są okresy kiedy koncertów jest więcej. Nie wiem z czego to wynika, ale wydaje mi się, że nie ma na to konkretnej recepty. Jak są koncerty, jest fajnie. Dobrze się wtedy czujemy, bo możemy się realizować – zwłaszcza, że przygotowujemy następną autorską płytę. Próby do niej rozpoczniemy jesienią, po powrocie z Niemiec.

Jeżeli dobrze liczę, to już w tym roku druga niemiecka trasa. Pierwsza była w kwietniu, jeśli mnie pamięć nie myli.

W kwietniu mieliśmy trasę po Polsce z Bogdanem Szwedą. Graliśmy dosyć dużo, o ile pamiętam siedem czy osiem koncertów. Trudno mi to teraz sprecyzować bez materiałów, które mam zwykle pod ręką… Prowadzę taki notatnik, w którym zapisuję wszystkie ważne rzeczy, na przyszłość i wstecz, żeby pamiętać gdzie i za ile graliśmy. Tak żeby później, powtarzając manewr, wiedzieć co powiedzieć.

Co takiego jest w waszym graniu, że Niemcy tak was lubią? Zresztą nie tylko Niemcy, bo i w kilku innych zachodnich krajach pojawiacie się dosyć regularnie.

Ostatnio, faktycznie, na tapecie są Niemcy. Głównie dlatego, że tam mamy kontakty. Kiedyś mieliśmy dobre kontakty w Skandynawii i dużo jeździliśmy na przykład do Norwegii i Szwecji. Często też pojawialiśmy się w Danii. Mieliśmy tam takie zaprzyjaźnione miasto, Århus. „A” z taką kulką, „Arhus” się pisze, a „Erhus” się czyta, tak ze skandynawska. To były fajne czasy, ale jest tyle ciekawych miejsc, tyle krajów, tylu ludzi, że trudno ciągle odwiedzać tylko jeden kraj czy region. A Niemcy? Wydaje mi się, że spotykamy tam dużą kulturę odbioru sztuki. Kulturę, której – nie wiem jak to powiedzieć, żeby nikogo nie urazić – trochę jednak u nas brakuje. U nas muzycy, czy artyści w ogóle, są zaniedbywani przez media. Nie będę mówił o gazetach, bo trudno o muzyce pisać i wyrazić ją słowem. Mam raczej na myśli radio i telewizję. Tam zauważam upadek dobrych obyczajów. Bo dobre obyczaje to także odpowiednie kształtowanie świadomości społeczeństwa. Media w końcu nie tylko informują, ale też uczą, a przynajmniej uczyć powinny. Tak samo jak powinny przekazywać jakieś wartości. Zamiast tego są nastawione głównie na zyski. Żadne radio nie będzie puszczało muzyki, która może spowodować, że ktoś przekręci gałkę na inną stację.

Taka jest prawda.

Robi się dziś społeczne sondaże, które sprawdzają, jaka muzyka podoba się ludziom. Odhacza się potem na liście piosenek to, co się do puszczania w radiu nadaje i to, co się nie nadaje. Podobno jedno duże radio przeprowadziło niedawno taką sondę i okazało się, że np. Ray Charles, Stevie Wonder czy jazz nie nadają się do prezentowania w radiu. O polskich wykonawcach nawet nie wspomnę.

Wróćmy do przyjemniejszych tematów. W Niemczech zagracie z Bogdanem Szwedą. Jak się poznaliście?

Bogdan pochodzi z Chorzowa, ja z Katowic. Pewnego razu załatwiłem występ zespołu Easy Rider na Bluestracjach w chorzowskim Domu Kultury Batory. Tam też się zjawił zespół pod nazwą Shau-Pau Acoustic Blues. Graliśmy w jednym koncercie i spodobaliśmy się sobie. No a potem, w kuluarach, znaleźliśmy wspólny język. Wspólny język, wspólne piwko, a potem i pomysłów co nie miara. Z czasem zaczęliśmy je realizować. Za sprawą Bogdana zagraliśmy na jednym festiwalu w Niemczech. Przypadliśmy publiczności do gustu i w tym roku, po czterech latach, zagramy tam znowu. Za pierwszym razem występowaliśmy osobno. Bogdan Szweda z Arkiem Błeszyńskim jako Shau-Pau, no i my jako Easy Rider. Tym razem zagramy w Schmultz jako joint venture, Bogdan Szweda & Easy Rider.

W takim samym składzie jest nagrana płyta, bardzo dobra dodajmy.

Idąc za ciosem, po pierwszych próbach koncertowych, gdzie bardzo fajnie się nam muzykowało, postanowiliśmy ten projekt zarejestrować. Graliśmy głównie covery i jakieś naprędce zrobione kompozycje Bogdana, takie nie całkiem wykończone. Kilka prób w domu, na jakimś malutkim piecyku; kilka gdzieś w garderobie przed koncertem. Resztę rozwijaliśmy i dopracowywaliśmy przy okazji występów. Wspólne granie okazało się bardzo przyjemne, rozpaliło w nas chęci na więcej i powiedzieliśmy sobie, że trzeba nagrać płytę. Jak powiedzieliśmy, tak zrobiliśmy. Bogdan przyjechał do Katowic. Dyrektor wspomnianego Domu Kultury im. Stefana Batorego – nasz bardzo dobry kolega, Tomek Ignalski – dał nam salę na niecały tydzień. Po pięciu dniach prób, szóstego weszliśmy do studia. Spędziliśmy w nim dwa dni na nagrywaniu śladów. Potem, trzeciego dnia, były już tylko poprawki, dogrywki, kilka solówek. Takie dopieszczanie. Wiadomo, gdy się gra na stówę pewne rzeczy wymagają poprawy. Najważniejsze, żeby bębniarz grał dobrze i żeby to, co robi, żarło. Wtedy, jeśli na przykład pomyli się gitarzysta czy basista, gra się dalej, bo to można potem poprawić. Nam praca w studiu poszła dosyć sprawnie. Sam jestem zaskoczony, że tak szybko udało się zarejestrować wszystkie kawałki. Oczywiście Bogdan, co było dla niego typowe, włączył do repertuaru cztery utwory grane na gitarze dobro. Trzy wykonał sam, a w czwartym dołączyli do niego Jarek i Andrzej. Tak skromnie, bez basu. Jarek robił szczoteczkami jajecznicę na werblu, Andrzej natomiast grał ciche solóweczki – nie takie jak na co dzień, z rockowym wygarem. To też było miłe, bo pokazało, że nie zawsze trzeba przyłożyć. Czasem można po prostu delikatnie pobawić się dźwiękiem.

Mówimy o płycie z Bogdanem Szwedą, ale w naszych dzisiejszym rozmowach padł jeszcze jeden tytuł – „Tribute to Nalepa”. O nim, powiem szczerze, nie słyszałem. To jest coś nowego?

Tę płytę, jako zespół Hokus, zaplanowaliśmy w zeszłym roku, po występie z Bożenką Mazur na festiwalu Galicja Blues. Dobrze nam ten koncert wyszedł, fajnie nam się grało z tą młodą i zdolną wokalistką, więc postanowiliśmy to pociągnąć. Zresztą uważam, że aby móc coś robić – czytaj: koncertować – płyta jest podstawą. Tak traktujemy „Tribute to Nalepa”, głównie jako rzecz promocyjną. To taka dobra wizytówka kapeli, z muzyką, zdjęciami i kontaktami. Dziś na zyski ze sprzedaży płyt nie ma co liczyć. Takie czasy. Kiedyś złotą płytę przyznawało się bodajże za sto tysięcy sprzedanych egzemplarzy. Teraz ta liczba zmalała dziesięciokrotnie.

Teraz Niemcy, po powrocie nowa płyta. Co potem?

Cały czas nawiązujemy nowe kontakty, rozmawiamy z różnymi ludźmi. Jesteśmy na etapie poszukiwania zawodowego managera. Mieliśmy do czynienia z różnymi ludźmi, pracowaliśmy z bardziej lub mniej zaawansowanymi w temacie osobami, ale do tej pory nie mieliśmy szczęścia. Na dłuższą metę współpraca się nie sprawdzała. To jest problem, z którym borykamy się od początku mojego istnienia w tym zespole, a słyszałem, że i wcześniej było podobnie. Wiele lat temu zespół Easy Rider miał po kolei trzy dziewczyny managerki. Ale jak  to dziewczyny. Fajnie się pracowało, dziewczyna była aktywna i efektywna, ale zakochała się, wyszła za mąż i wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Dwie z trzech wyjechały do Stanów (śmiech).

Więc teraz powinny załatwiać granie w Chicago.

Nie. Podobno kiepsko tam płacą. Poza tym to tak daleko.

Kto to widział.

Stany to kraj, w którym jest chyba najwięcej świetnych muzyków i to z całego świata, nie ma co się tam pchać. Żadnemu polskiemu artyście nie udało się zrobić tam naprawdę dużej kariery. Jakieś oczywiście były. Niektórzy zostawili tam po sobie ślad, byli zauważeni i nagrywali płyty, ale na karierę z gatunku „do końca życia” jest tam zbyt wielka konkurencja. Kolega opowiadał mi kiedyś historię o tym, jak pojechał grać do Nowego Jorku. Na miejscu usłyszał o świetnym sklepie muzycznym. Poszedł tam żeby skorzystać z okazji i u źródeł, czyli nieco taniej, kupić sobie amerykańską gitarę. W środku sprzedawca zaproponował, że mu pomoże. „Tak? Chcesz kupić gitarę? No to którą?”. „Coś z Fenderów”. „OK, tę ci pokażę, posłuchaj jak ona gada”. Facet zagrał tak, że kolega schował ręce za siebie. Sprzedawca mówi do niego: „No może chcesz spróbować?”. „Nie, nie, już dziękuję”. U nas ten chłopak znalazłby się w pierwszej gitarowej dziesiątce, a tam był sprzedawcą, bo nie było dla niego innej pracy. Koledzy opowiadali mi też o studiach, w których wisiały listy z nazwiskami muzyków do wynajęcia. Za nieduże pieniądze Apostolis Anthimos nagrywał płytę w Stanach i ściągnął do studia śmietankę. Znam ceny jakie płacił za ich wynajęcie. To były naprawdę nieduże kwoty, nawet dla nas nie były przerażające. Często nasi muzycy za dzień sesji życzą sobie dwa razy tyle.

To zostawmy Chicago. Oby tu się wam wiodło.

Oby.

Rozmawiał Przemek Draheim

Źródło: Blues.pl

Nocna Zmiana Nagrodzona

opublikowano w dziale Polska

5 sierpnia 2007 roku, przed koncertem Sławka Wierzcholskiego i Nocnej Zmiany Bluesa w warszawskim „Lapidarium”, dyrektor Stowarzyszenia Artystów Wykonawców Utworów Muzycznych i Słowno-Muzycznych SAWP, pani Urszula Kezik, w imieniu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Kazimierza Michała Ujazdowskiego, z okazji 25-lecia działalności artystycznej, wręczyła członkom zespołu dyplomy za „szczególne zasługi w upowszechnianiu kultury”. Gratulujemy!

Źródło: blues.ofek.pl

Jubileusz Bluesa nad Bobrem

opublikowano w dziale Polska

Dwudziesta edycja wyjątkowego festiwalu – takie święto nie trafia się często. Między 5 a 15 sierpnia swoje urodziny świętować będzie Blues nad Bobrem, który tym razem obędzie się w malowniczych przestrzeniach Zamku Kliczków. W programie jak zwykle kultowe warsztaty muzyczne, Msza Święta w bluesowej oprawie, Przegląd Zespołów Bluesowych im. Tadeusza Nalepy i piknik bluesowy połączony z interesującymi koncertami, między innymi Dżemu, Nocnej Zmiany Bluesa, Obstawy Prezydenta i festiwalowej orkiestry. Szczegółowy program festiwalu, nad którym honorowy patronat objął Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdan Zdrojewski,  znajdziecie na stronie imprezy. Warto tam zajrzeć także po to, by przekonać się ilu Waszych znajomych weźmie udział w Warsztatach Muzycznych im. Wojtka Seweryna.

Źródło: www.bluesnadbobrem.pl

Otis Taylor „Otis Taylor’s Contraband”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Otis Taylor nie nagrywa słabych płyt. To krótkie zdanie najlepiej podsumowuje muzyczny dorobek bluesmana, który dwukrotnie zdobył statuetkę Blues Music Awards, a do tej prestiżowej nagrody był nominowany aż dziewiętnaście razy. Tym, których zachwyciły poprzednie albumy Taylora „Otis Taylor’s Contraband” także się spodoba. Klimat jest podobny – trochę mroczny, nieco tajemniczy; podobne są też tematy, po które w swojej twórczości lubi sięgać muzyk. W samej muzyce nie ma wirtuozerskich popisów, ale na brak różnorodności brzmień nie można narzekać. Obok mocno bluesowych „Your Ten Dollar Bill” czy „Lay On My Delta Bed” – w otwierającym longplay utworze „Yell Your Name” – słychać echa Meksyku, ale pojawiają się też klimaty folk-bluesowe i Americana. Zresztą, w przypadku Taylora trudno pisać o gatunkach, bo wszystko czego się dotknie prezentuje po swojemu, w sposób jakiego nie mógłby podrobić nikt inny. To dzięki temu własnemu soundowi jest dziś jednym z najciekawszych współczesnych bluesmanów – właśnie „bluesmanów”, a nie jedynie „muzyków bluesowych”. Jeśli na polskich koncertach pokaże się tak dobrze jak na nowej płycie, a nie ma powodu w to wątpić, czekają nas dwa naprawdę ważne muzyczne wydarzenia.

Przemek Draheim

Wydawca: Telarc
Posłuchaj: www.amazon.com

Soulowa twarz wytwórni Cherry Red Records

opublikowano w dziale Wydawnictwa

30 lat działalności i stos interesujących pozycji w katalogu – dorobek brytyjskiej wytwórni Cherry Red Records jest imponujący. Firma specjalizuje się w wydawaniu płytowych reedycji historycznych nagrań, w tym tych z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, czyli z ery klasycznego soulu. Warto w tych płytach poszperać, bo muzycznych perełek nie brakuje.

„Piece of My Heart - the Epic and Shout Years” – taki tytuł nosi wydany przez Cherry Red album Ermy Franklin, soulowej wokalistki i starszej siostry Arethy Franklin. Tytuł longplay’a nie jest przypadkowy – to ona, a nie Janis Joplin, wyśpiewała oryginalne wykonanie tej hitowej piosenki.

Niestety, wielkiego szczęścia do popularności nie miała. Może dlatego, że wytwórnia, dla której nagrywała, nie za bardzo wiedziała jak sprzedać wokalistkę, która zamiast gładkiego popu śpiewa surowy soul i klasycznego rhythm’n’bluesa. A może dlatego, że mając za siostrę Arethę Franklin trudno wyjść z cienia. Całe szczęście, że choć po latach usłyszał o niej – czy raczej usłyszał ją – świat. Jej wykonanie joplinowego klasyka stało się na początku lat dziewięćdziesiątych ścieżką dźwiękową zabawnej reklamówki jeansów Levi’s. Można ją obejrzeć na YouTube, co serdecznie polecam, podobnie jak tę znakomitą płytę.

Dla miłośników męskich głosów Cherry Red Records – a ściślej mówiąc Shout Records, czyli firma-córka, która w ramach Cherry Red odpowiada za klasyczny soul – ma w zanadrzu single wokalisty Dona Varnera zebrane na krążku „Finally Got Over – Deep Soul From The Classic Era”. Któż to taki ów Don Varner? Do pozycji Wilsona Picketta czy Otisa Reddinga brakowało mu wiele, ale śpiewać umiał. „Potężny baryton, który potrafił wycisnąć ze słów piosenki równie dużo, co głosy jego bardziej znanych kolegów i twarz, która dla niektórych wydawała się łudząco podobna do Ike’a Turnera” – taki, dość specyficzny opis jego sylwetki można znaleźć w All Music Guide. Dorastał w Birmingham, w Alabamie, w tym samym miejscu, w którym działała wytwórnia płytowa Quinna Ivy. Z nią Varner współpracował dość intensywnie, choć większość z tego materiału nie ujrzała światła dziennego. Aż do czasu, kiedy Cherry Red Records wydało tę kompilację – „Finally Got Over”.

To ciekawe, że soulowe piosenki, kiedyś będące muzyką popularną, dziś są trochę jak eksponaty w muzeum – z innego czasu, z innych okoliczności. Ale jest w nich coś co sprawia, że chce się do nich wracać. Ten powrót widać w osobach Joss Stone czy Seala, którzy inspirują się klasycznym soulem, ale też w zainteresowaniu dawnymi nagraniami. Brytyjski magazyn muzyczny Mojo poświęcił jakiś czas temu spory segment takim dźwiękom, dodając do papierowego wydania wypełniony soulem płytowy sampler. Don Varner też się na nim znalazł.

Ale Cherry Red Records to nie tylko zapomniane single, ale też całe genialne albumy, o których w dziwny sposób wszyscy zapomnieli. Taką płytą jest „Back To Soul” z wokalistką Anną King na okładce. Co wewnątrz? Niesamowity głos i wyczucie bluesa, bo mimo, że płyta nazywa się „Back To Soul”, longplay aż ocieka bluesem. Wiąże się też z nim interesująca historia. Anna King była wokalistką w zespole Jamesa Browna – i mimo, że Mr. Dynamite otaczał się na przestrzeni lat różnymi śpiewającymi damami, a niektóre prezentował na swoich koncertowych płytach w roli solistek – tylko ona dostąpiła zaszczytu nagrania własnej długogrającej płyty z Jamesem Brownem w roli producenta. On też gra tu na organach, które tak ładnie wypełniają aranże.

Konkluzja jest prosta – Ci, którzy obok bluesa ukochali sobie klasyczny soul powinni z uwagą przejrzeć katalog brytyjskiej oficyny. Znajdą tam dla siebie wiele dobrego.

Przemek Draheim

Wydawca: Cherry Red Records
Posłuchaj: www.cherryred.co.uk

Blues-rockowa noc w Kluczborku

opublikowano w dziale Polska

Lato się kończy, więc warto wykorzystać ostatnie plenerowe imprezy. Mr. Blues, Martyna Jakubowicz i Chaz de Paolo wystąpią podczas III Meetingu Muzycznego pod hasłem „Letnia noc z bluesem i rockiem”, który odbędzie się w Kluczborku 11 września. W koncercie nie zabraknie laureatów konkursu dla młodych talentów muzycznych.

Źródło: www.kluczborskidomkultury.eu

SPAH podsumowany

opublikowano w dziale Świat

Niedawno informowaliśmy o udziale Bartka Łęczyckiego w corocznym zjeździe The Society for the Preservation and Advancement of the Harmonica w Bloomington w amerykańskim stanie Minnesota, gdzie nasz zdolny harmonijkarz prezentował się jako prowadzący mistrzowskie warsztaty dla najbardziej zaawansowanych uczestników zjazdu. My mieliśmy w Bloomington swojego korespondenta. O tym jakie wrażenie na uczestnikach zjazdu zrobił Łęczycki przeczytacie w relacji mieszkającego w Kanadzie polskiego harmonijkarza Henryka Mrachacza:

Wróciłem ze zjazdu SPAH o 3:00 nad ranem po przejechaniu 1.500 km, które dzieliły mnie od Bloomington, gdzie konferencja się odbyła. Ale opłaciło się jechać taki kawał. Tylu wspaniałych harmonijkarzy na raz jeszcze nie widziałem. Zadziwił mnie szeroki przedział wiekowy uczestników, mieli od chyba dziesięciu do ponad osiemdziesięciu lat. Mnie jednak najbardziej interesowali ci grający na harmonijkach diatonicznych, tak jak Bartek Łęczycki, posługujący się techniką overbending. Nie myślałem, że tak wielu muzyków tak dobrze opanowało ten sposób gry.

Od wtorkowego wieczora do sobotniej nocy w całym hotelu, w którym odbywał się zjazd rozbrzmiewały dźwięki harmonijek. Prowadzone były warsztaty podzielone na klasy w zależności od rodzaju harmonijki, czy nauczanego gatunku muzycznego (bluesa, jazzu, muzyki klasycznej, etc.). Kolejną atrakcją były tematyczne jam sessions. Bluesowe jamy, w których brałem udział, polegały na tym, że wokół gitarzysty grającego podkład siadało kilku harmonijkarzy i każdy po kolei grał swoją solówkę.

Konferencja zakończyła się w sobotę uroczystą kolacją, po której nastąpiło wręczenie kilku nagród. Później przyszła pora na koncert finałowy. Rozpoczęła go niemiecka artystka grająca na harmonijce chromatycznej muzykę klasyczną. Następne dwie grupy zaprezentowały repertuar jazzowy i klasyczny. Ukoronowaniem wieczoru, jak i całej konferencji, był występ Howarda Levy’ego, mistrza harmonijki diatonicznej, który na tak skromnym instrumencie potrafi zagrać każdy gatunek muzyki. Nawet tak wspaniały harmonijkarz jak Bartek nie mógł wyjść z podziwu dla niesamowitych umiejętności Levy’ego.

Teraz czas na kilka słów o Bartku, który stał się prawdziwą gwiazdą tej edycji SPAH. Pierwszy raz zadziwił harmonijkową brać w czwartek rano, gdy prowadził warsztaty pod hasłem „Jazz Blues Progressions”. Pokazał, że jest nie tylko muzykiem poruszającym się swobodnie w gatunkach takich jak blues, czy jazz, ale również ma niesamowitą wiedzę teoretyczną, którą, co najważniejsze, potrafi przekazać innym. 45 minut przewidziane na przeprowadzenie warsztatów to czas zbyt krótki, biorąc pod uwagę ilość pytań, które chcieli zadać słuchacze. Cała grupa harmonijkarzy zafascynowanych wykładem nie dała Bartkowi spokoju nawet, gdy ten już opuścił salę. Od tego momentu nasz harmonijkarz miał kłopoty z przemieszczaniem się po korytarzach hotelu, gdyż na każdym kroku był zatrzymywany, poklepywany po plecach i zasypywany komplementami.

Ukoronowaniem pracy Bartka był jego 45 minutowy występ, który odbył się piątkowego wieczora. Zagrał bez muzyków akompaniujących posługując się tzw. loop station, tj. urządzeniem nagrywającym i zapętlającym nagrane ścieżki. Wyglądało to w ten sposób, że Bartek grał najpierw na jednej harmonijce, taki podkład nagrywał i odtwarzał dzięki efektowi. Do niego dogrywał partię kolejnych harmonijek akompaniujących, krótki beat-box, czy harmonijkową solówkę. Brzmiało to fantastycznie, a żeby było jeszcze ciekawiej, Bartek zaprezentował bardzo szerokie spektrum granej muzyki. Od bluesa, przez jazz, hard rock, klasykę, kończąc na muzyce indyjskiej, a nawet techno!

Koncert zakończył się owacją na stojąco i łzami w oczach wielu słuchaczy, którzy byli zszokowani tym, co usłyszeli i zobaczyli. Muzyka Bartka wywołała u wielu z nich emocje, których się nie spodziewali.

Może tak pozytywne wrażenia wywołała skromność Bartka, to że natychmiast budził sympatię. W każdym razie wydaje mi się, że otworzył sobie drzwi do muzycznego świata w Północnej Ameryce. Opuszczenie hotelu po koncercie zabrało naszemu harmonijkarzowi wiele czasu, bo każdy chciał osobiście wyrazić podziw dla tego, co usłyszał. Gdyby Bartek nagrał płytę z wykorzystaniem swojego „loopera” sprzedałby tam wiele egzemplarzy. Koncert został nagrany na wideo i może ukaże się na stronie internetowej Bartka.

Również dla mnie ten wyjazd był owocny dzięki radom Mistrza. Już prawie potrafię grać overblowy na kanałach od 4 do 6, co dawniej mi się nie śniło.

Z pozdrowieniami dla Czytelników Blues.pl,
Henryk Mrachacz

Źródło: Blues.pl

Dave Matthews Band w Polsce!

opublikowano w dziale Polska

To będzie bez wątpienia jedno z muzycznych wydarzeń tego roku. Amerykańska grupa Dave Matthews Band przyjedzie do Polski – koncert odbędzie się 28 października w położonej na pograniczu Gdańska i Sopotu hali Ergo Arena. Dave Matthews Band na światowej scenie muzycznej funkcjonuje od 1991 roku – mimo, że nie grają bluesa, ich muzyka jest bliska sercom także bluesowych melomanów, stanowiąc perfekcyjne połączenie jazzu, folku, funku oraz popu. Bilety na koncert można jeszcze nabywać za pośrednictwem stron: www.prestigemjm.com, eBilet.pl, Eventim, Ticketpro oraz w salonach EMPiK na terenie całego kraju. Warto również podkreślić, że na wszystkich fanów zespołu, którzy zdecydują się na zakup biletu, czeka duża niespodzianka. Każdy z nich będzie mógł pobrać pięć wyjątkowych utworów live w wykonaniu amerykańskiej grupy. W przypadku biletów elektronicznych, odpowiedni link zostanie przesłany drogą mailową wraz z potwierdzeniem zakupu. Link lub QR Code znajdą się także na wejściówkach przesyłanych pocztą tradycyjną. Szczegóły znaleźć można na stronie jednego z organizatorów koncertu, Prestige MJM.

Źródło: www.prestigemjm.com

Akademia Bluesa

opublikowano w dziale Polska

Skoro w amerykańskich szkołach sprawdził się prowadzony przez tamtejszych bluesmanów program „Blues In The Schools”, dlaczego by nie przeprowadzić podobnej akcji u nas? Z takiego założenia wyszło Polskie Stowarzyszenie Bluesowe organizując Akademię Bluesa. Pierwsza w 2009 roku inicjatywa PSB ma formę projektu o charakterze edukacyjnym i jest skierowana do możliwie najszerszego grona odbiorców, bez względu na ich wiek czy poziom wykształcenia muzycznego. Rolę belfrów pełnić będą Bartek Łęczycki i Jacek Jaguś, a zajęcia przyjmą formę multimedialnego wykładu i dwugodzinnych warsztatów muzycznych. Akademia odwiedzi: Warszawę, Szczecin, Lublin, Sopot, Rzeszów, Ostrów Wielkopolski i Toruń. Dzięki dofinansowaniu ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego udział w zajęciach jest bezpłatny.

Źródło: www.blues.org.pl

Blues od Delta Groove

opublikowano w dziale Wydawnictwa

W 2004 roku Randy Chortkoff – producent muzyczny ze znajomościami w Hollywood, organizator koncertów i harmonijkarz – powołał do życia nową wytwórnię, Delta Groove Productions, której celem było prezentowanie najciekawszych wykonawców na kalifornijskiej bluesowej scenie. Na przestrzeni ostatnich lat w katalogu wytwórni znaleźli się tak cenieni twórcy jak The Mannish Boys, Arthur Adams czy Rod Piazza. Sama śmietanka.

Wśród nowości z logo oficyny pojawiają się świeże nazwiska, ale mamy też duet, którego karierę bluesowy światek śledzi od lat – Smokin’ Joe Kubek & Bnois King z albumem „Road Dog’s Life”. Jazzowo brzmiący wokal Bnoisa Kinga i dwie elektryczne gitary – rytmiczna należąca do wokalisty, i prowadząca, utrzymana w najlepszej tradycji teksańskiego blues-rocka, na której gra Smokin’ Joe Kubek. Te elementy stanowiły od lat podstawę brzmienia duetu. Na poprzedniej płycie, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, doszły do głosu piosenki, z których akustyczne instrumenty wydobyły smaczki, jakie do tej pory trochę gubiły się w hałasie wzmacniaczy. Nowy album to już powrót do elektrycznego brzmienia i mocno rozkręconych pieców, które fani duetu tak bardzo lubią. Bo w końcu jeśli coś dobrze działa, to po co to naprawiać.

W centrum zainteresowania tej oficyny, od początku jej funkcjonowania, leżał tradycyjny blues. Żeby jednak nie skreślać tego co brzmi ciekawie, ale zdecydowanie nowocześnie, po kilku latach działalności Randy Chortkoff powołał do życia wytwórnię córkę, Eclecto Groove Records, w katalogu której znalazło się miejsce na artystów, którzy bluesowe inspiracje wykorzystują jako początek dalszych muzycznych poszukiwań. Taka jest Kara Grainger, której debiut w stajni Eclecto Groove nosi tytuł „Shiver & Shigh”. Skojarzenia z Bonnie Raitt są jak najbardziej na miejscu – podobny głos i gitara slide w dłoniach sprawiały, że Karę Grainger już nie raz porównywano do słynniejszej koleżanki, ale nie sposób odmówić jej także własnego brzmienia będącego bardzo udanym połączeniem bluesa, soulu i piosenkowych, roots-rockowych ballad. Takim repertuarem ta pochodząca z Australii artystka po raz pierwszy zachwyciła Randy’ego Chortkoffa i z takimi piosenkami prezentuje się na „Shiver & Sigh”. Chociaż obok własnych piosenek słychać tam też bluesowe klasyki – „Come On in My Kitchen” Roberta Johnsona czy „Breaking Up Somebody’s Home” z repertuaru Alberta Kinga.

Blues i to w najbardziej tradycyjnym wydaniu wypełnia krążek nowego wokalisty The Mannish Boys, Sugaray Rayforda, „Dangerous”. Tym, którzy znają ostatnie płyty sztandarowego zespołu działającego pod szyldem Delta Groove Productions, The Mannish Boys, głos Sugaray’a nie  jest obcy. Niektórzy mogą pamiętać go także z trochę dawniejszych czasów, gdy stał na czele zespołu Aunt Kizzy’s Boyz i już wtedy zbierał dobre recenzje za niezwykle rasowy, silny wokal. Na tym głosie poznał się Chortkoff zapraszając go do studia, najpierw w roli gościa specjalnego, potem już pełnoprawnego wokalisty z własnym płytowym kontraktem. Dla tych, którzy cenią tradycyjne podejście do bluesa jest to nazwisko koniecznie do zapamiętania.

Przemek Draheim

Wydawca: Delta Groove Productions
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

Bilet na festiwal, zniżka na Taj Mahal Trio

opublikowano w dziale Polska

Ciekawą ofertę przygotowali wspólnie organizatorzy Festiwalu Muzycznego im. Ryśka Riedla i Agencja Tangerine. Każdy, kto wybierze się na któryś z polskich koncertów Taj Mahal Trio i kupując bilet okaże zakupiony wcześniej bilet na chorzowski festiwal, będzie mógł liczyć na dużą zniżkę przy kasie – zamiast 150 zł zapłaci za bilet na Taj Mahala 100 zł. Wszystko po to, żeby przypomnieć sobie artystę, który gościł na scenie festiwalowej w czasie ósmej edycji Festiwalu Muzycznego im. Ryśka Riedla w 2008 roku. Oferta promocyjna trwa do wyczerpania zapasów.

Źródło: www.festiwalryska.pl

Trzynasta edycja Harmonica Bridge

opublikowano w dziale Polska

Miłośnicy harmonijkowych brzmień na to wydarzenie czekają przez cały rok. 23, 24 i 25 sierpnia, już po raz trzynasty, odbędzie się w Toruniu Harmonica Bridge – festiwal dedykowany temu niewielkiemu instrumentowi i jego zastosowaniu w różnych gatunkach muzycznych. Na scenach pod pomnikiem Mikołaja Kopernika w centrum toruńskiej Starówki, na dziedzińcu Ratusza Staromiejskiego, w amfiteatrze Muzeum Etnograficznego i we wnętrzach Dworu Artusa wystąpią harmonijkowi wirtuozi grający jazz, rocka, muzykę klasyczną, folk i oczywiście bluesa. Publiczności zaprezentują się między innymi Marco Marchi & The Mojo Workers ze Szwajcarii, Hermine Deurloo z Holandii, King Size Boogie Men z Czech, Jack Cannon Band z Węgier, Joe Powers ze Stanów Zjednoczonych czy Paul Lamb i Chad Strentz (fot. strona domowa artystów) z Wielkiej Brytanii. Podobnie jak w latach poprzednich w ramach festiwalu odbędzie się konkurs dla harmonijkarzy i muzyczne warsztaty.

Źródło: www.harmonicabridge.pl

Ciekawi nieznani

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Bluesowych wykonawców, którzy czekają jeszcze na odkrycie przez szerszą publiczność jest na amerykańskiej scenie bez liku. Warto zagłębić się w ten temat, bo jest do odkrycia sporo niezwykle miłych dla ucha dźwięków. Takich na przykład, jak na nowej płycie Jake’a Leara – „Diamonds & Stones”. „Weźmy intensywność gitarowej techniki Stevie Ray Vaughana i dodajmy do niej umiejętność pisania piosenek Boba Dylana – to co z tego połączenia wychodzi, to muzyka jaką swoim słuchaczom serwuje bluesman Jake Lear” – tak o naszym bohaterze pisał Elmore Magazine. Trudno powiedzieć, czy aż tak daleko idące porównania są najwłaściwsze, ale nie sposób odmówić Learowi pomysłu na siebie i swoją muzykę. Na „Diamonds & Stones” towarzyszą mu tylko dwaj muzycy: basista i perkusista – ten ostatni z wieloletnim doświadczeniem w house bandzie wytwórni STAX czy zespole Alberta Kinga. Skład skromny, ale idealnie pasuje do grania inspirowanego juke jointowym brzmieniem głębokiej Delty. To juke jointowe granie to chyba jeden z ulubionych sposobów muzykowania Leara – widać to szczególnie na dostępnym w serwisie YouTube filmiku, gdzie Lear z zespołem rozstawili się na jakimś parkingowym wieździe gdzieś między dwoma budynkami i w takiej scenerii dali nieformalny uliczny koncert dla zgromadzonych wokół przechodniów. Sądząc z tego co widać i słychać na filmie, zabawa była tam przednia.

Zabawy nie brakuje na nowym krążku formacji Stevie Dupree & The Delta Flyers – „Dr Dupree’s Love Shop”. The Delta Flyers to tak naprawdę dwóch gentlemanów, wokalista Stevie DuPree i gitarzysta Travis Stephenson, którzy przy okazji każdej sesji nagraniowej otaczają się interesującymi, myślącymi podobnie muzykami. Tym razem w studiu w teksańskim Austin towarzyszyli im między innymi jedna z najpopularniejszych dziś w Stanach Zjednoczonych bluesmanek, wokalista i pianistka Marcia Ball; uznany teksański gitarzysta Derek O’Brien i Mark Kaz Kazanoff – saksofonista i ceniony producent muzyczny. Wyszła z takich składników bardzo radosna płyta, idealna dla miłośników grania rodem z gorącego Teksasu.

Ciekawie wypada także longplay „Lather Rinse Repeat” firmowany przez formację Jason Vivone & The Billy Bats. Echa Johna Lee Hookera w kompozycji otwierającej płytę to jak najbardziej uzasadnione skojarzenie i to mimo, że Vivione nie działa na surowej brzmieniowo scenie Detroit, a na bardziej jazzującej scenie Kansas City. Ale to granie sprzed lat, echa Hookera, Howlin’ Wolfa czy Muddy’ego Watersa są mu szczególnie bliskie tyle, że zamiast kopiować mistrzów przekłada ich stylistykę na współczesny muzyczny język – co słychać poniżej we fragmencie występu z telewizyjnego studia. Świetnie mu to wychodzi. Dla tych słuchaczy, którzy lubią odkrywać nieznane, godne polecenia.

Przemek Draheim

Wydawca: Jake Lear, Jason Vivone & The Billy Bats, Stevie DuPree & The Delta Flyers.
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

„Dr Blues: Tribute To Ol’Skool Masters”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Choć Święta Bożego Narodzenia i czas prezentów już za nami, warto pamiętać o prezencie, jaki specjalnie dla rozkochanych w bluesie i soulu melomanów przygotował Dr Blues, czyli Krzysztof Rybarczyk. Nakładem oficyny Flower Records ukazał się właśnie dwupłytowy album, na którym zespołom Rybarczyka – bluesowej Wielkiej Łodzi i soulowemu Dr Blues & Soul Re Vision – towarzyszą amerykańscy frontmani, Bobbie „Mercy” Oliver i Niki Buzz, a całe wydawnictwo dostępne jest do pobrania legalnie i za darmo w Internecie.

„Dr Blues: Tribute To Ol’Skool Masters” to dwie płyty, a na nich w sumie dwadzieścia cztery utwory – dwanaście utrzymanych w stylistyce tradycyjnego, elektrycznego bluesa i drugie tyle zagranych na soulowo, z udziałem trzyosobowej sekcji dętej. Oba krążki łączy osoba Krzysztofa Rybarczyka, wokalisty, gitarzysty i producenta nagrań, który od 1984 roku występuje w składzie poznańskiej Wielkiej Łodzi – tej samej, z jaką w 1996 roku otworzył polski koncert B.B. Kinga, i który od 2010 roku pełni rolę lidera formacji Soul Re Vision. Na nowym albumie oba te zespoły wspierają amerykańscy wykonawcy, z którymi w czerwcu i lipcu 2013 roku koncertował Rybarczyk. Nagrania z Bobbie’m „Mercy” Oliverem zebrane na dysku numer jeden z dopiskiem „Blues” zarejestrowano i w studiu, i na żywo, z klubową atmosferą, która udziela się szczególnie w takich evergreenach jak „Hootchie Cootchie Man” i „Everything’s Gonna Be Alright”. Duża w tym zasługa muzycznej sprawności Wielkiej Łodzi i wokalu Bobbie’go „Mercy” Olivera, którego śmiało można nazwać bluesmanem z krwi i kości. Jego sylwetkę przybliża krótka biografia zamieszczona w książeczce albumu: „Urodził się w 1939 roku w Teksasie.  W młodości zbierał bawełnę na plantacji na Południu Stanów, wieczorami ucząc się gry na gitarze i harmonijce, a w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, w czasie rozkwitu bluesa na Północy USA mieszkał i pracował w Chicago, gdzie grywał z najlepszymi wykonawcami gatunku”. Ten autentyzm dobrze słychać na płycie i miejscami można się poważnie zdziwić, że o to słuchamy polskiej produkcji, a nie krążka wydanego przez jedną z chicagowskich wytwórni.

Drugi ze srebrnych dysków w zestawie to już nowy lider, Niki Buzz, nowi muzycy towarzyszący Dr Bluesowi pod szyldem Soul Re Vision i propozycja dla miłośników dźwięków spod znaku Otisa Reddinga i Wilsona Picketta. Ów klasyczny soul jest na polskim rynku muzycznym praktycznie nieobecny, więc to co robi Dr Blues i Soul Re Vision jest godne nie tylko odnotowania, ale i wnikliwej uwagi – szczególnie na płycie „Tribute To Ol’Skool Soul Masters”, gdzie rolę wokalisty przejął Niki Buzz. Młodszy od Olivera, bo zaledwie sześćdziesięcioletni multiinstrumentalista, który grał między innymi w zespołach Ika i Tiny Turner czy Jamesa Browna, a w latach siedemdziesiątych współpracował w Nowym Jorku z takimi postaciami jak Patti Smith, Talking Heads, czy Whitney Houston. Nic więc dziwnego, że soulowe klasyki w jego wykonaniu, nawet jeśli nie biją na głowę oryginałów, wypadają bardzo przekonująco. Zresztą takich utworów jak „(Sitting On) The Dock Of The Bay” czy „In The Midnight Hour” zawsze przyjemnie sie słucha.

Album, o czym była już mowa, Krzysztof Rybarczyk przygotował jako niezwykle sympatyczny prezent dla melomanów – całość, zarówno w plikach mp3, jak i lepszej jakości plikach WAV, jest do ściągnięcia z Internetu, legalnie i całkowicie za darmo, choćby za pośrednictwem portalu Blues.pl. Warto.

Przemek Draheim

Wydawca: Flower Records
Posłuchaj: www.soulrevision.pl

Blues-rockowy lipiec

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Zapowiada się nam koncertowy lipiec, a w nim kilka naprawdę interesujących blues-rockowych występów zagranicznych wykonawców. W najbliższych tygodniach zagrają u nas Taj Mahal, grupa King King i Australijczyk Claude Hay, który rozpoczął właśnie polską trasę koncertową. Dopiero co wyjechali z Polski Gov’t Mule. 1 lipca zagrali w warszawskiej Progresji, a dzień później w krakowskim klubie Studio pokazując to samo, co na sześciopłytowym „The Georgia Bootleg Box” – że Muł w żywym kontakcie to jedyne w swoim rodzaju muzyczne doznanie.

Za ich koncerty odpowiedzialna była Agencja Tangerine. Ta sama, dzięki której 25 i 26 lipca wystąpi w Polsce bluesman Taj Mahal. To, że będziemy mieć do czynienia z żywą legendą bluesa nie podlega dyskusji. Ale co zagra trudno powiedzieć, bo z Taj Mahalem nigdy nie wiadomo, czy trafimy na porcję surowego akustycznego bluesa, czy może world music z odrobiną reggae czy wpływów Afryki – taki jego urok. Zresztą, wystarczy rzut ucha na którąś z jego płyt, czy to ostatnie produkcje, czy klasyczną koncertówkę „The Real Thing”, by zrozumieć jego specyfikę.

Ale te dwa koncerty zapowiadają się niezwykle ciekawie także z innego powodu – supportem przed Taj Mahalem będzie najgorętszy obecnie brytyjski blues-rockowy band, King King, promujący płytę „Standing In The Shadows”. Ci ze słuchaczy, którzy mocniej się interesują sceną bluesową na Wyspach powinni rozpoznać głos wokalisty. To Alan Nimmo, ten sam, który z bratem Stevie’m występuje jako The Nimmo Brothers. King King to jego nowy, solowy projekt, którego drugą płytę wydała właśnie brytyjska wytwórnia Manhaton Records. Trochę w tym blues-rocka, trochę soulu i melodyjnej ballady, a wszystko zagrane z wyczuciem i werwą. Jeśli koncertowo ten materiał wypada tak jak muzyka The Nimmo Brothers, której niżej podpisany miał okazję słuchać na żywo podczas Harvest Time Blues Festival w irlandzkim Monaghan, szykują się nam dwa naprawdę gorące wieczory.

Muzyczne wrażenia na najwyższym poziomie – i nie ma w tych słowach odrobiny przesady, co sprawdzili już choćby bywalcy Satyrbluesa w Tarnobrzegu – zapewni z pewnością polska trasa koncertowa człowieka-orkiestry z Antypodów. „Rasowy do szpiku kości i bezlitosny jak australijski interior” – na taki komplement z ust redaktora naczelnego Magazynu Gitarzysta zasłużył Claude Hay, jeden z najciekawszych artystów na australijskiej scenie, łączący gitarową roots music z elektronicznymi loopami. Przyjazd do polski jest dla niego okazją do promocji dwóch nowych płyt. Pierwsza to wydana w Australii „I Love Hate You”, bardzo nowoczesna w brzmieniu, która równie dobrze co w odtwarzaczu miłośnika roots music sprawdziłaby się podczas piątkowej imprezy w modnym warszawskim klubie.

Druga to wydana w Polsce „Live In Tarnobrzeg”, bardziej surowa, będąca zapisem koncertu jaki odbył się w mieście satyry i bluesa w ubiegłym roku. Już teraz warto sięgnąć po kalendarz i zarezerwować w nim koncertowe daty.

Przemek Draheim

Wydawca: Provogue Records, Manhaton Records, Claude Hay, Stowarzyszenie OKO
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

Lublin Blues Session

opublikowano w dziale Polska

21 czerwca wystartował w Lublinie cykl koncertów pod nazwą Lublin Blues Session 2013, składający się z czterech występów realizowanych od czerwca do listopada 2013 roku. W czerwcu i lipcu będą to koncerty na świeżym powietrzu, w formie ogródków bluesowych; we wrześniu w Domu Kultury LSM odbędzie się koncert z okazji Polskiego Dnia Bluesa; zaś w listopadzie koncert klubowy i jam session. Publiczność usłyszy formację Laszuk & Żurek, Łukasza Jemiołę; a także grupy Brush Your Shoes, Coś tak o, Adam Blues Band i Marek Makaron Band. Lublin Blues Session to jednocześnie szerszy projekt muzyczny, realizowany od 2011 roku, w ramach którego odbywają się koncerty i warsztaty muzyczne. Punktem wyjścia było wydanie płyty „Lublin Blues Session 2011” zawierającej autorskie kompozycje lubelskich wykonawców.

Źródło: www.scenabluesowa.lublin.pl

Nowinki z Delta Groove

opublikowano w dziale Wydawnictwa

W 2004 roku Randy Chortkoff – producent muzyczny ze znajomościami w Hollywood, organizator koncertów i harmonijkarz – powołał do życia nową wytwórnię, Delta Groove Productions, której celem było prezentowanie najciekawszych wykonawców na kalifornijskiej bluesowej scenie. Na przestrzeni ostatnich lat w katalogu wytwórni znaleźli się tak cenieni twórcy jak The Mannish Boys, Arthur Adams, Rod Piazza czy teksański duet Smokin’ Joe Kubek & Bnois King.

Ci ostatni zadebiutowali niedawno w stajni Delta Groove nową, pierwszą w ich dorobku akustyczną płytą „Close To The Bone – Unplugged”. Jazzowo brzmiący wokal Bnoisa Kinga i dwie elektryczne gitary – rytmiczna należąca do wokalisty, i prowadząca, utrzymana w najlepszej tradycji teksańskiego blues-rocka, na której gra Smokin’ Joe Kubek. Te elementy stanowiły od lat podstawę brzmienia duetu. Na nowym albumie, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej doszły do głosu piosenki, z których akustyczne instrumenty wydobyły smaczki, jakie do tej pory trochę gubiły się w hałasie wzmacniaczy. Zdecydowanie warto posłuchać i skonfrontować nowy sound, z tym co pamiętamy z polskich koncertów tych dwóch gentlemanów.

Interesujący jest album całkiem nowej formacji, która zadebiutowała kontraktem z Delta Groove Productions – The Blues Broads. Jej trzon tworzą cztery śpiewające panie – Tracy Nelson, Dorothy Morrison, Annie Sampson i Angela Strehli. Jeśli dodać do tego grającą na klawiszach i saksofonie Deanna’e Bogart, panowie są w tej grupie w zdecydowanej mniejszości. A co to za granie? Trochę w tym teksańskiego bluesa, trochę soulu i muzyki gospel. Przyjemna mieszanka w koncertowym wydaniu. W sam raz dla słuchaczy ceniących sobie damskie spojrzenie na bluesa, ale także spojrzenie na Panie, które tego bluesa wykonują, bo na album składa się zarówno krążek audio, jak i DVD z zapisem koncertu. To zresztą, jeśli nie myli mnie pamięć, pierwsze DVD w historii wytwórni, więc także z tej racji zasługuje na uwagę.

Takich płyt, na których w różnych konfiguracjach pojawiają się nazwiska znane z udanych karier solowych jest w katalogu Delta Groove więcej. Najświeższą firmują gitarzysta Andy Talamantez – gitarzysta, który zbierał muzyczne szlify u boku Smokey’a Wilsona i Guitar Shorty’ego; i wokalista James „Nick” Nixon, który za działalność edukacyjną otrzymał nagrodę „Keeping the Blues Alive". Ich nowy longplay, pod mocno niedwuznacznym tytułem „Drink Drank Drunk”, wyprodukował słynny Anson Funderburgh – lider znakomitego bandu The Rockets jaki przez lata towarzyszył harmonijkarzowi Samowi Myersowi. On też pojawia się tu gościnnie w roli gitarzysty, a ta rola pasuje mu idealnie, bo muzyka na płycie to podobnie jak w przypadku duetu Smokin’ Joe Kubek i Bnois King teksański blues z najwyższej półki.

Odrobinę teksańskiego bluesa, wraz z posmakiem Chicago, brzmienia West Coast i głębokiej Delty można znaleźć na płycie, jaką dla Delta Groove nagrał młody – szczególnie jeśli porównywać jego zawodowy staż ze stażem starszych kolegów – gitarzysta Kevin Selfe. Jego debiut w wytwórni Randy’ego Chortkoffa, „Long Walk Home”, to płyta, która ma szansę wpuścić promocyjny wiatr w żagle muzyka, bo o ile dwa poprzednie, wydane własnym sumptem krążki były bardzo dobre, dopiero za tym stoi siła przebicia, jaką daje duża wytwórnia. A tego Delta Groove Productions nie sposób odmówić.

Przemek Draheim

Wydawca: Delta Groove Productions
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

Tracy Nelson „Victim Of The Blues”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Oficyna Delta Groove znana jest z tego, że serwuje miłośnikom dobrego grania naprawdę smakowite muzyczne kąski. Nie inaczej jest z nowym albumem Tracy Nelson, którego tytuł brzmi tak, jak stary numer Ma Rainey – „Victim of the Blues”.

Ale nie tylko jeden z utworów i tytuł płyty zapożyczone zostały od bluesowej matrony. Wpływ Ma Rainey na wokal Tracy słychać wyraźnie, podobnie jak fascynację twórczością Bessie Smith. To ważne by czerpać natchnienie u źródła, a Tracy wychodzi to znakomicie! Jej wokal jest mocny i pełny, śpiewa głosem dość niskim, choć nie pozbawionym charakteru i zadziorności. Śpiew Tracy gra na płycie rolę pierwszoplanową, jednak towarzyszący jej muzycy też nie pozostają w cieniu. Zwarta sekcja rytmiczna potrafi wyczarować różnorodne groove’y – mamy tu zarówno shuffle, boogie, powolnego bluesa, odrobinę bluegrassu, gospel czy soulu, czyli wszystko to, co najlepsze w amerykańskiej tradycji muzycznej i to na jednym krążku. W połączeniu z solówkami Mike’a Hendersona grającego na gitarze i miniaturowym banjo, partiami klawiszy czy chórkami i duetami wokalnymi z zaproszonymi gośćmi, daje to kawałek niezwykle przyjemnego grania, które zachęca do rytmicznego tupania. Na krążku przeważają covery klasycznych piosenek. Na warsztat pani Nelson trafiły numery takich tuzów, jak wspomniana Ma Rainey, Howlin’ Wolf, Jimmy Reed czy Little Milton. Jej interpretacje zasługują na uznanie, bo Tracy wykonuje je z dużym ładunkiem emocji i zaangażowaniem.

„Victim of the Blues” to płyta różnorodna, lecz jednocześnie konsekwentnie trzymająca się konwencji klasycznego, akustycznego bluesowego grania. Artystka pokazuje duży szacunek do tradycji, ale też nie boi się zamieszać w dobrze nam znanych kompozycjach. Co więcej można napisać? Chyba tylko to, że czas wykorzystany na przesłuchanie tych jedenastu piosenek z pewnością nie będzie stracony. Co więcej, minie bardzo szybko.

Maciej Draheim

Wydawca: Delta Groove Productions
Posłuchaj: www.deltagrooveproductions.com

Sukces Cree na TOPtrendy

opublikowano w dziale Polska

Mainstreamowe media muzyczne obiegła informacja, która z pewnością zainteresuje miłośników bluesa i jego rockowych okolic. Jak podaje serwis muzyka.interia.pl, drugi dzień Sopot TOPtrendy Festiwal należał do Sebastiana Riedla i zespołu Cree (fot. Tomek Karkoszka). Widzowie uznali, że to właśnie oni posiadają największy potencjał, by wyznaczać muzyczne trendy w nadchodzących miesiącach. W sobotę 8 czerwca zespół wygrał konkurs „Trendy”. Zwycięstwo to nie tylko zaszczytny tytuł artysty, który ma największe szanse wyznaczyć obowiązujące trendy w muzyce w nadchodzących miesiącach. Ze zdobyciem statuetki wiąże się również kampania promocyjna zespołu w telewizji Polsat. Muzycy odebrali ponadto specjalną nagrodzę słuchaczy radia RMF Maxx. Telewizyjny występ Cree można obejrzeć w dostępnym na YouTube fragmencie festiwalowego koncertu.

Źródło: muzyka.interia.pl

Feel The Blues Meeting w Sulęcinie

opublikowano w dziale Polska

„Feel The Blues Meeting to nowa propozycja muzyczna dla miłośników bluesa, ale nie tylko, ponieważ artyści, którzy wystąpią w pierwszej edycji sulęcińskiego meetingu prezentują szeroki wachlarz muzycznych inspiracji. W ich twórczości doszukamy się klasycznego bluesa z Delty, ale też charakterystycznych rockowo-bluesowych brzmień wymieszanych z funky, muzyką psychodeliczną, flamenco, folkiem i ambitnym popem” – tak o swoim wydarzeniu piszą organizatorzy nowego festiwalu, który odbędzie się 29 i 30 czerwca w Pubie Kotłownia w Sulęcinie. Publiczności zaprezentują się L’Orange Electique, Cheap Tobacco – zarówno oddzielnie, jak i we wspólnym jamie, a także formacje Szczęsny & Kleinschmidt i The Doctors.

Źródło: www.soksir.pl

Polskie głosy i amerykański sound

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Amerykańska tradycja muzyczna to niewyczerpane źródło inspiracji, co potwierdzają dwie nowe polskie płyty, firmowane nazwiskami niezwykle zdolnych, młodych wokalistek. Pierwsza to Joanna Knitter (fot. Anna Liminowicz), która sięgnęła po zapomniane amerykańskie pieśni bluesowe i folkowe. Druga to Natalia „Natu” Przybysz, dawniej połowa sekcji wokalnej grupy Sistars, teraz w solowym projekcie z piosenkami z repertuaru Janis Joplin.

Genialny klimat i brzmienie – na to trafiamy w kompozycji „Nine Hundred Miles” otwierającej płytę „Cruel Cruel World” wokalistki Joanny Knitter i towarzyszącego jej zespołu Blues And Folk Connection. „To projekt, który powstał z zamiłowania wokalistki i perkusisty do tradycyjnej folkowej muzyki amerykańskiej. Oczarowani życiowymi tekstami i piękną, najczęściej bardzo skromną, harmonią, postanowili stworzyć zespół, który przybliżyłby ten gatunek szerszej publiczności. Zebrali więc doświadczonych muzyków, którzy nie mieli problemu ze zrozumieniem najważniejszej cechy tegoż gatunku – prostoty. Każdy z nich wniósł do składu świeże pomysły, różne spojrzenie na konkretne utwory, dzięki czemu program, mimo, iż w większości oparty na tradycyjnych melodiach, brzmi bardzo oryginalnie” – czytamy w dołączonej do płyty notatce i jest to opis tyle dokładny co trafny. Krążek zawiera trzynaście kompozycji. Dziewięć z nich to tradycyjne songi amerykańskie, cztery utwory są autorskie. Całość jest pięknie, dojrzale zaśpiewana; perfekcyjnie zagrana i znakomicie brzmi. Słychać od razu, że ktoś miał na tę płytę konkretny pomysł i swój plan dokładnie zrealizował – zarówno od strony dźwiękowej, jak i repertuarowej, bo zbiór starych folkowo-bluesowych pieśni tworzy nam bardzo urokliwą całość. Dla mnie, jej najpiękniejszymi elementami, są dwa utwory – „Katie Cruel” i „Peculiar”. W słodkiej, różowej okładce, mieści się mroczna, bardzo wciągająca zawartość – to zdecydowanie jedna z najciekawszych polskich bluesowych czy rootsowych płyt, jakie ukazały się w ostatnich miesiącach.

Dużo dobrego szumu wywołała swoim albumem, także nawiązującym do amerykańskiej muzycznej spuścizny, inna, bardziej znana wokalistka – Natalia Przybysz, czyli dawniej głos znany z grupy Sistars. Longplay – wydany przez Warner Music – nosi tytuł „Kozmic Blues – Tribute To Janis Joplin”. Album, który wyprodukowali Janek Komar, Andrzej Giegiel i gitarzysta zespołu towarzyszącego Natalii, Jurek Zagórski, zawiera trzynaście piosenek. Tuzin to interpretacje utworów z repertuaru niezapomnianej Janis Joplin, w tym „Me And Bobby McGee”, „Kozmic Blues”, czy bluesowe „Ball And Chain”. Jak mówi sama artystka: „jest to miękka wersja tych piosenek, na pewno bardziej soulowa niż rockowa, ale wspólnym mianownikiem pozostaje blues”. Zestaw uzupełnia autorski utwór Natalii z muzyką wspomnianego Jurka Zagórskiego, zatytułowany „Niebieski”. Jego można posłuchać w Internecie w ramach promującego album singla. Zdecydowanie warto posłuchać.

Przemek Draheim

Wydawca: Joanna Knitter, Warner Music
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

Satyrblues w rytmie boogie

opublikowano w dziale Polska

„Boogie Bridge” – pod takim hasłem 14 września odbywa się w Tarnobrzegu czternasta edycja festiwalu Satyrblues. Na scenie Tarnobrzeskiego Domu Kultury zaprezentują się polscy Boogie Boys i niemiecka grupa B.B. and The Blues Shacks. Muzyczną część wieczoru uzupełni Romek Puchowski. Zgodnie z tradycją imprezy, nie zabraknie satyry – publiczność rozśmieszy Kabaret Dno, a swoje prace zaproszą artyści, Marek „Widget” Mosor i Marcin Duński. Pokłosiem festiwalu, już tradycyjnie, będzie koncertowy album „Live In Tarnobrzeg” wydany w limitowanym nakładzie i przynoszący muzyczne wspomnienie tegorocznej edycji.

Źródło: www.satyrblues.pl

Blues znów zagości w katowickim Spodku

opublikowano w dziale Polska

- Nie rozumiem w czym tkwi sekret popularności mojej muzyki. Moim zadaniem jest być wiernym sobie, temu, co robię – mówi Keb’ Mo’ (fot. strona domowa artysty). Trzykrotny laureat nagrody Grammy – czyli muzycznego odpowiednika filmowych Oscarów – będzie jedną z gwiazd 33. edycji Rawa Blues Festival. Amerykański muzyk i wokalista wystąpi 5 października w katowickim Spodku. Przyleci do Europy specjalnie na ten jeden występ.

Jak czytamy w materiałach prasowych Rawy Blues, tegoroczny festiwal ma wyjątkowo mocną obsadę. Roi się w niej od artystów nominowanych, bądź nagradzanych Grammy lub Blues Music Awards. Cóż, tytuł „Keeping The Blues Alive”, przyznany festiwalowi w 2012 roku przez amerykańską Blues Foundation zobowiązuje. Śląskie święto bluesa z roku na rok buduje coraz lepszą markę w USA i Europie.

Gwiazdy 33. Rawa Blues Festival zaprezentują na scenie Spodka różne odcienie gatunku. Śmiało flirtujący z muzyką pop i soul Keb’ Mo’. Hipnotyzujący, pełen transowych klimatów blues weterana Otisa Taylora. Liryczny, mocno zabarwiony soulem i gospel wokal Ruthie Foster. Podróż przez historię amerykańskiego bluesa z dziesięcioosobowym składem Heritage Blues Orchestra. No i mocne, rockowe uderzenie w wydaniu dowodzonego przez braci Koehler zespołu The Stone Foxes. Tak w telegraficznym skrócie prezentuje się paleta brzmień amerykańskich gwiazd imprezy.

- Mamy nadzieję, że zaprezentujemy Wam coś, czego wcześniej nie mieliście okazji posłuchać. Ktoś kiedyś określił nas mianem Jednozespołowego Festiwalu, ponieważ penetrujemy tak wiele bluesowych terytoriów. Przyjdźcie i celebrujcie z nami Bluesa! – zaprasza Billy Sims Jr, lider Heritage Blues Orchestra, których płyta „And Still I Rise” błyskawicznie zyskała uznanie na wymagającym amerykańskim rynku muzycznym.

Sensacyjnie zapowiada się również wspólny koncert dyrektora festiwalu Irka Dudka oraz amerykańskiej legendy bluesa i jazzu – Jamesa Blood Ulmera. To wydarzenie bez precedensu. Ulmer gościł już dwukrotnie na katowickim Festiwalu. Występował wówczas między innymi ze znakomitym gitarzystą Vernonem Reidem, znanym z zespołu Living Colour. Tym razem pojawi się z grającym na harmonijce Irkiem Dudkiem, sięgającym po instrument, na którym 48 lat temu zaczynał grać bluesa. Nie będzie to jednak stylizacyjne nawiązanie do mających w bluesie długą tradycję gitarowo-harmonijkowych duetów, lecz kreatywna próba syntezy bogatych doświadczeń artystycznych tych muzyków.

Skład Dużej Sceny uzupełnią polskie zespoły: HooDoo Band, Jan Gałach Band oraz laureat Małej Sceny. „Największy na świecie bluesowy festiwal w zamkniętym pomieszczeniu” ruszy punktualnie o 11.00. Po raz kolejny Rawa Blues nie ograniczy się tylko do muzyki. W antresoli Spodka zorganizowany zostanie Tygiel Kulturalny – w którym znajdzie się miejsce zarówno dla bluesowej poezji, jak i sztuk pięknych. Po zakończeniu koncertów gwiazd w Spodku, bluesa będzie można również posłuchać w oficjalnych klubach Rawy Blues, rozproszonych w stolicy Górnego Śląska. I tak: w Katofonii (ul. Mariacka) zagra Cheap Tobacco, Klawiatura Klub Kulturalny (al. Korfantego) zaprasza na koncert Marek Tymkoff Trio, w Scenerii (ul. Mariacka) będzie można posłuchać Pawła Izdebskiego, natomiast w kolebce festiwalu, czyli klubie Akant (ul. Teatralna) wystąpi Willie Mae Unit.

Bilety na festiwal można kupić poprzez sieć sprzedaży Ticketpro – są one dostępne w kilkuset punktach w całej Polsce oraz w internecie poprzez system online Ticketpro. Szczegółowe informacje o biletów można znaleźć na RawaBlues.com.

Źródło: www.rawablues.com

John Fogerty „Wrote A Song For Everyone”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

John Fogerty to żywa legenda amerykańskiej muzyki – wokalista, gitarzysta, ale przede wszystkim autor piosenek i lider zespołu Creedence Clearwater Revival, którego muzyka pod koniec lat sześćdziesiątych nie tylko skierowała rock’n’rolla – dryfującego mocno w stronę psychodelii – z powrotem na tory bliższe muzyce country i duchowi amerykańskiego południa, ale także stała się odbiciem tęsknot i niepokojów społeczeństwa uwikłanego w bodaj najtrudniejszy dla Stanów Zjednoczonych rozdział wojny w Wietnamie. I to muzyka Creedence’ów, a nie na przykład Henriksa, była zdaniem wielu hymnem tamtego pokolenia, a przynajmniej dużej jego części. Teraz na półki polskich sklepów muzycznych trafiła nowa, solowa płyta Johna Fogerty nagrana z towarzyszeniem znakomitych gości.

Całość otwiera „Fortunate Son” nagrany z grupą Foo Fighters. Zaraz potem słychać „Almost Saturday Night” z Keithem Urbanem i „Lodi” zaśpiewany z synami, Shane’m i Tylerem Fogerty. Wszystkie te piosenki mają w sobie coś takiego, że po latach cały czas brzmią znakomicie, ale to ta pierwsza chyba najsilniej wpisała się w masową wyobraźnię stając się przy okazji ulubionym motywem stosowanym w hitowych filmach. To właśnie „Fortunate Son” towarzyszył pojawieniu się ekranowego Forresta Gumpa w strefie wojny w południowym Wietnamie, czy popłynął z głośników Johna McClane’a gdy ten o poranku wyjeżdżał na ulice Waszyngton tuż przed tym, jak mieli go opanować terroryści w „Szklanej Pułapce 4”.

W sumie na nowy album złożyło się czternaście utworów i aż szesnastu wyjątkowych gości – od niepokornego rockmana z duszą hip-hopowca Kid Rocka, po gwiazdy współczesnej muzyki country, Brada Paisley’a czy Alana Jacksona. Piosenki to oczywiście klasyczne utwory z repertuaru Creedence Clearwater Revival i solowych płyt Fogerty’ego, ale specjalnie na tę płytę songwriter napisał dwa nowe kawałki. Pierwszy to singiel „Mystic Highway”, drugi to bardzo mocny w wyrazie „Train Of Fools”.

Panuje ostatnio jakaś dziwna tendencja, w myśl której bardzo znani, dojrzali wykonawcy nagrywają nowe płyty zapraszając do studia plejadę swoich równie znanych przyjaciół, z każdym śpiewając po jednym „gościnnym” utworze. Tak robił ostatnimi czasy B.B. King, tak zrobił teraz Buddy Guy. Ma to swój walor promocyjny, bo z okładki patrzy na nas – a tym samym zachęca do kupna – zawsze kilkanaście słynnych nazwisk, ale muzyczne efekty bywają już różne. I o to bałem się trochę kiedy przeczytałem, że ta płyta będzie w ten sposób wyglądać. Okazało się na szczęście, że całość jest niezwykle spójna, a zaproszeni goście nie próbują na siłę ukraść przedstawienia, uzupełniając wokalnie Fogerty’ego i ładnie wpisując się w wyśpiewywane piosenki. Których – i tu nie ma co się oszukiwać – i tak nie sposób byłoby popsuć, bo są tak dobrze napisane. Dla miłośników amerykańskiej klasyki w świeżych aranżacjach krążek z gatunku must have!

Przemek Draheim

Wydawca: Vanguard Records / Sony Music
Posłuchaj: www.amazon.com

Jason Ricci & New Blood
„Done With The Devil”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

To nasza najbardziej bluesowa płyta” – na te słowa Jasona Ricci czekałem długo. Nie żeby poprzedni album był zły, wręcz przeciwnie. „Rocker Number 9” spędził siedem tygodni na liście bluesowych przebojów Billboardu intrygując fanów i zachwycając krytyków nieokiełznanym połączeniem bluesa, jazzu, rocka i kilku innych gatunków. Ale właśnie, jak dla mnie było to połączenie zbyt nieokiełznane i chyba nie do końca mnie przekonało. Z nowym albumem jest inaczej. Otwierający playlistę utwór tytułowy to mocne uderzenie. Rytmika jak u North Mississippi Allstars, a i harmonijka nieco inna niż na zwykle, jakby ostrzejsza, na pewno bardziej riffowa. Pięć minut i jedenaście sekund mija szybko, otwierając worek, z którego wysypują się kolejne niespodzianki. Ot choćby „Sweet Loving” – lekka, soulowa piosenka o niesłychanie radosnej i miłej dla ucha melodii, murowany radiowy przebój. Z podbiciem muzycznych anten nieco większy problem będzie miało „I Turned Into A Martian”. Niejeden prezenter zastanowi się dwa razy, zanim zaprezentuje kompozycje o dosyć odważnym tekście. A szkoda, bo muzycznie jest niesłychanie ciekawa… Punkowo brzmiące zwrotki, refren kojarzący się z największymi hitami grupy Big Cyc i zawrotnej prędkości harmonijkowe solo pobudzają tak wyobraźnię, jak stopy słuchacza. Jeśli po takim opisie niektórych z Was ogarnął strach, uspokajam – zabawa przyjętą konwencją w żadnym momencie nie przekracza granic dobrego smaku. Nie brakuje tu bardziej tradycyjnie pojmowanego bluesa. „As Long As I Have You” Willie Dixona brzmi dostojnie, jak na klasyczne shuffle przystało. Gitarzysta Shawn Starski gra tu spokojnym, długim dźwiękiem, podczas gdy Ricci wtapia się dyskretnie w poczynania sekcji rytmicznej. W następującym zaraz potem „How It Come To Be” światła reflektorów znowu padają na Starskiego. Nie tylko śpiewa, bardzo dobrze dodajmy, ale też gra na akustycznej gitarze Dobro. Jego proste slide’owe zagrywki sugestywnie budują motorykę utworu. Gdy dodać do tego akustyczną harmonijkę, kontrabas i traktowany szczoteczkami werbel otrzymujemy coś, co brzmi jak „I Can’t Be Satisfied” Muddy Watersa w wersji wspomnianych już „gwiazd z północnego Missisipi”. Robi to wrażenie. W jednym z utworów wokalnie prezentuje się nowy perkusista zespołu, Ed Michaels. Napisany przez niego „Keep The Wolf From My Door” do postaci Howlin’ Wolfa nawiązuje nie tylko tytułem, ale też stylistyką głębokiego bluesa o wyraźnie zarysowanej linii basowej. Duża w tym zasługa suzafonu, czyli tuby marszowej, która na bluesowych płytach nie pojawia się często. To rzecz jasna nie koniec atrakcji. „Broken Toy” ucieszy miłośników powolnego bluesa, zaś „Afro Blue” spodoba się fanom zespołu Dereka Trucksa. Całość zamyka „Enlightment” – kompozycja Sun Ra podana w formie uroczego walca. Czy „Done With The Devil” zdobędzie tytuł najlepszego albumu, jaki Jason Ricci do tej pory nagrał? Czas pokaże. Mnie wydaje się bardziej przystępny niż „Rocket Number 9”, jakby w duchu pierwszych, pół-amatorskich poczynań Jasona, a przez to łatwiejszy do polubienia. Ja polubiłem go od razu.

Przemek Draheim

Wydawca: Eclecto Groove Records
Posłuchaj: www.myspace.com/jasonricciandnewblood

„Zadyszki” bluesowo-jazzowe

opublikowano w dziale Polska

Przypadające tradycyjnie w listopadzie Zaduszki muzyczne będą miały w Polkowicach bluesowo-jazzowy charakter. Na 7 i 8 listopada w Polkowickim Centrum Animacji planowane są koncerty pod wspólnych hasłem „Zadyszki Bluesowo-Jazzowe”. Sobotni wieczór wypełnią standardy bluesowe i kompozycje własne dwóch zespołów, Midnight Blues i Blue Machine. Gratką dla fanów jazzu będzie natomiast niedzielny koncert w wykonaniu Miśkiewicz/Majewski Quintet, podczas którego jazzmani wykonają najpiękniejsze kompozycje Krzysztofa Komedy.

Źródło: www.pca.pl

Trwają zgłoszenia do Fryderyków

opublikowano w dziale Polska

Związek Producentów Audio Video zamieścił na swojej stronie internetowej informację związaną ze zgłaszaniem wydawnictw muzycznych do konkursu Fryderyk 2010. Tegoroczna edycja obejmuje nagrania – także bluesowe – które ukazały się na rynku między 1 grudnia 2008 roku, a 30 listopada 2009 roku. Termin rejestracji zgłoszeń upływa 30 listopada! Po raz pierwszy uruchomiony został internetowy system rejestracji, w którym obok samego zgłoszenia zamieścić można dodatkowe materiały dotyczące zgłoszonego wydawnictwa, takie jak np. zdjęcie okładki, opis czy ilustrację dźwiękową w postaci pliku mp3. Szczegóły znajdziecie na stronie ZPAV.

Źródło: www.zpav.pl

Made by Silesia

opublikowano w dziale Polska

W popularnej na Śląsku stacji telewizyjnej TV Silesia pojawił się nowy program, „Made by Silesia”. To audycja muzyczna, w której prezentowani są śląscy wykonawcy różnych gatunków. Bluesa reprezentują zespoły Mr. Blues, Highway i Droga Ewakuacyjna. Na każdą z grup można głosować wysyłając SMSa pod odpowiedni numer – im więcej SMSów, tym więcej ulubionego zespołu na wizji.

Źródło: www.madebysilesia.com.pl

Barry Richman pozdrawia Czytelników Blues.pl

opublikowano w dziale Polska

Do Polski przyleciał już Barry Richman (fot. strona myspace artysty) – gitarzysta, który we wrześniu wystąpi u nas w towarzystwie Łukasza Gorczycy, Lestera Kidsona, Tomka Dominika, a także uznanego czeskiego hammondzisty, Jana Korinka. Warto przy tej okazji wspomnieć o sympatycznej pozamuzycznej ciekawostce. Oprócz gitary Barry przywiózł ze sobą imponującą wiedzę dotyczącą historii, kultury i demografii każdego z miast, w których będzie grał. Jak sam mówi: „(…) to mój pierwszy pobyt w Polsce, dlatego chciałbym poznać ją jak najlepiej. Spędziłem sporo czasu na wyszukiwaniu informacji dotyczących Waszego kraju i mam nadzieję, że osoby, które przyjdą na moje koncerty, też pomogą mi w nauce”.

Źródło: www.lukaszgorczyca.com

Ostrowski John Scofield

opublikowano w dziale Polska

Z odważnym muzycznie projektem The Piety Street Band pojawi się w Polsce John Scofield. Mistrz jazzowej gitary zagra 9 listopada w Ostrowie Wielkopolskim, w ramach cyklu „Jaz w Muzeum”. Bluesfanom radzimy zwrócić szczególną uwagę na gentlemanów, z którymi na scenie pojawi się Scofield. Wszyscy trzej to specjaliści od brzmień Nowego Orleanu – na basie zagra George Porter Jr., jedna z amerykańskich ikon tego instrumentu; organami Hammonda operować będzie John Cleary, występujący wcześniej w zespołach Johna Mooney’a czy Bonnie Raitt; na perkusji zagra natomiast Terrence Higgins, związany z grupą The Dirty Dozen Brass Band.

Źródło: www.jazzwmuzeum.art.pl

Wrocław Blues Festival

opublikowano w dziale Polska

Ostatni czwartek października będzie miał we Wrocławiu mocno bluesową oprawę. 29 października w Klubie Muzycznym Liverpool odbędzie się tegoroczna edycja Wrocław Blues Festival. Na scenie pojawią się Birma Blues Band, Joint Venture, Hoodoo Band, Wanted Friends i Whitemilk. Jak zwykle, po festiwalowych koncertach odędzie się jam session z udziałem występujących wcześniej muzyków i publiczności. Kilka dni później, w niedzielę 1 listopada, w podobnym składzie odbędą się we wrocławskim Liverpoolu blues-rockowe Zaduszki.

Źródło: www.liverpool.wroclaw.pl

PSB podsumowane

opublikowano w dziale Polska

Oprócz koncertów i ciekawych wydarzeń tegoroczny Polski Dzień Bluesa przyniósł Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie PSB. Poniżej publikujemy list otwarty Zarządu Stowarzyszenia skierowany do naszych Czytelników:

Za nami Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie Polskiego Stowarzyszenia Bluesowego. Zjazd potraktowaliśmy jako znakomitą okazję do podsumowania ostatnich trzech lat działalności Stowarzyszenia oraz do wyznaczenia celów na najbliższe lata.

Korzystając z okazji chcieliśmy podzielić się sprawozdaniem z Czytelnikami serwisu Blues.pl.

W dyskusji podsumowaliśmy dotychczasową działalność PSB, cele jakie podstawiliśmy sobie trzy lata temu i dotychczasowe sukcesy. Niewątpliwie najszerszy zasięg miały wszelkie działania związane z corocznymi obchodami Polskiego Dnia Bluesa. Święto bluesa w Polsce, jakim bez wątpienia jest Dzień Bluesa, to inicjatywa PSB realizowana dzięki masowemu wsparciu rzeszy bluesfanów, organizatorów i artystów bluesowych. Co roku na terenie całego kraju z tej okazji odbywa się kilkadziesiąt większych i mniejszych wydarzeń bluesowych obejmujących: koncerty, festiwale i warsztaty. Dzięki działaniom Polskiego Stowarzyszenia Bluesowego w Dniu Bluesa blues zagościł w komercyjnych mediach o zasięgu ogólnopolskim jak m.in.: Program III Polskiego Radia, stacje radiowe skupione w Audytorium 17, Tok FM, Jazz Radio, TVP, TVN oraz w wielu mediach lokalnych. Wydarzenia Dnia Bluesa promowane były także na dedykowanej stronie www.dzienbluesa.pl. Podkreślić należy również entuzjastyczne wsparcie dziennikarzy i mediów muzycznych związanych z bluesem, a zwłaszcza serwisu Blues.pl i magazynu Twój Blues.

Wyjątkowym osiągnięciem było uzyskanie wsparcia finansowego z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Dwa lata z rzędu udało nam się przekonać Ministra aby wspomógł inicjatywę Dnia Bluesa oraz projekt Akademia Bluesa. Zyskując zaufanie Ministerstwa i rzetelnie gospodarując powierzonymi funduszami, udowodniliśmy władzom i sponsorom, że polskiego bluesa warto i należy wspierać.

Dzięki pozyskanym środkom:

  • wydaliśmy Antologię Polskiego Bluesa – wyjątkowy 5-cio płytowy album obejmujący szeroki zakres nagrań bluesowych zarówno historycznych jak i współczesnych;
  • wydaliśmy kalendarz Barwy Polskiego Bluesa;
  • zorganizowaliśmy Akademię Bluesa – cykl multimedialnych wykładów i warsztatów instrumentalnych. Do prowadzenia Akademii zaangażowaliśmy czołowych polskich muzyków bluesowych: Bartka Łęczyckiego i Jacka Jagusia;
  • zorganizowaliśmy koncert Młoda Fala Polskiego Bluesa w Programie III Polskiego Radia (Hoodoo Band, Magda Piskorczyk, Jacek Jaguś i Bartek Łęczycki).

W lipcu 2008 uczyniliśmy pierwszy ważny krok na drodze do włączenia polskiego bluesa w ogólnoświatowy nurt. PSB zostało członkiem stowarzyszonym międzynarodowej organizacji The Blues Foundation, uzyskując m.in. prawo do wystawiania własnego kandydata na jednym z najważniejszych konkursów bluesowych świata – International Blues Challenge w Memphis. Dzięki temu w lutym 2009 roku w Memphis mogli zagrać Boogie Boys,  z sukcesem rozsławiając polskiego bluesa na amerykańskim rynku.

Z inicjatywy Polskiego Stowarzyszenia Bluesowego i magazynu Twój Blues w roku 2009 zorganizowane zostało skoordynowane zgłaszanie polskich płyt bluesowych do nagród Fryderyki. Akcja zakończyła się sukcesem i wśród nagród Fryderyki po raz pierwszy pojawiła się nagroda za Album Roku w kategorii Blues przyznana w tym roku Kasie Chorych.

Dzięki naszym staraniom ZAiKS obniżył próg ilości sprzedanych płyt koniecznych do uzyskania statusu Złotej Płyty. Od lutego b.r. dla bluesa (podobnie jak wcześniej dla jazzu) wymagane jest 5000 sprzedanych sztuk.

Od trzech lat funkcjonuje ustanowiony przez zarząd PSB znak PSB Rekomenduje, nadawany płytom, wydawnictwom, festiwalom oraz klubom prezentującym najwyższą jakość i w znaczący sposób promujących bluesa. Do tej pory znak przyznano dziesięciu wydawnictwom, trzem przedsięwzięciom medialnym i kilku festiwalom.

Priorytetami PSB na najbliższe lata będą:

  • nawiązanie żywych kontaktów z zagranicznymi organizacjami i środowiskami bluesowymi i aktywne wspieranie polskiego bluesa. Liczymy, że siostrzane organizacje ze Stanów i Europy wesprą nas radą i pomocą, byśmy mogli wdrażać w naszym kraju najlepsze światowe wzorce;
  • dotarcie z popularyzacją bluesa i polskich muzyków bluesowych do krajowych mediów masowych;
  • pozyskanie środków finansowych na projekty promocyjne i edukacyjne.

Dziękując wszystkim, którzy dobrym słowem i działaniem wspierali naszą dotychczasową pracę, chcielibyśmy zaprosić do przyszłych wspólnych inicjatyw dla dobra polskiego bluesa. Zapraszamy do dzielenia się uwagami i pomysłami, które pomogą nam jeszcze efektywniej realizować naszą misję.

Z bluesowym pozdrowieniem
Zarząd Polskiego Stowarzyszenia Bluesowego
www.blues.org.pl

Źródło: www.blues.org.pl

Uwaga! Ukradziono sprzęt Adama Kulisza!

opublikowano w dziale Polska

Przykrą wiadomość przekazał nam Adam Kulisz. W Tychach ukradziono jego sprzęt muzyczny. Zniknęły wzmacniacz Peavey Classic 50 WATT z nieczytelną tabliczką znamionową – podarty żółty tweed, dorobione kółka, z tyłu przyczepiona amerykańska samochodowa tablica rejestracyjna, na tweedzie ułamany plastikowy napis „Peavey”, a także zamknięta w starej walizce podłoga efektów gitarowych – Wah-Wah Dunlop Cry Baby, Tubescreamer Ibanez TS-7, Tremolo Nobels, Tuner Ibanez, Artec Delay, Octaver Behringer, zasilacz na sześć wyjść Artec Power Brick oraz mikrofon Shure SM58 i dwie harmonijki.

Jeśli traficie na ten sprzęt – u realnego sprzedawcy albo na wirtualnych serwisach aukcyjnych, np. Allegro lub eBay – poinformujcie o tym Adama Kulisza lub Redakcję Blues.pl.

Źródło: www.kulisz.art.pl

Szynoblues, czyli pociąg do bluesa

opublikowano w dziale Polska

Po raz kolejny potwierdza się teza, że pociąg to najbardziej bluesowy środek lokomocji. 11 października, w niedzielę o godzinie 11:00, na dworcu kolejowym w Rzepinie w województwie lubuskim, koncertem zespołu 5 Rano rozpocznie się druga edycja wędrownego koncertu „Szyno Blues – mam pociąg do bluesa” (fot. strona domowa wydarzenia). Muzyczny pociąg odjedzie ze stacji Rzepin w samo południe i dotrze do Międzyrzecza, gdzie około godziny 14:00 na dworcu PKP zaprezentuje się grupa Laughin’ Cry. Kolejowy maraton zakończy się na stacji Sulęcin. Udział w koncertach jest bezpłatny, koszt przejazdu zależy od taryfikatora PKP.

Źródło: www.szynoblues.icotam.pl

Irek Dudek zaprasza na Rawę

opublikowano w dziale Polska

Klub „Oko Miasta” na rondzie im. gen. Jerzego Ziętka był miejscem, w którym 6 października Irek Dudek (fot. Kryspin Pluta), podczas konferencji prasowej, zapraszał na tegoroczną Rawę Blues. Ciekawie zabrzmiały pozamuzyczne zapowiedzi – w hallu Spodka odbywać się mają interdyscyplinarne warsztaty pod hasłem „Tygla Kulturalnego”; podczas festiwalu będzie też można oglądać malarskie prace inspirowane bluesem, a tworzone na żywo przez studentów katowickiej Akademii Sztuk Pięknych. Po zakończeniu części koncertowej, na pobliskiej ulicy Sokolskiej, Centrum Sztuki Filmowej zaprezentuje amerykańskie filmy dokumentalne poświęcone bluesowi i jego gwiazdom. Równocześnie, w dwóch katowickich klubach, rozpocznie się tradycyjne jam session.

Źródło: Blues.pl

Joe Colombo „Deltachrome”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Pochodzący z Locarno w południowej, włoskojęzycznej części Szwajcarii gitarzysta Joe Colombo jest żywym dowodem na to, że w krajach nie posiadających bogatych tradycji bluesowych rodzą się artyści głęboko wierni owym tradycjom, a ich twórczość wcale nie odbiega od tego czym raczą nas koryfeusze gatunku zza Oceanu. Ten mistrz techniki slide – bo na takie miano jak najbardziej zasługuje – zadebiutował w 2002 roku albumem „Natural Born Slider”. Już pierwsze wrażenia z odsłuchu  materiału podświadomie wywołują nazwisko – Eric Sardinas. Lecz gdy emocje opadną, każde wrażliwsze ucho bez trudu wychwyci odmienność czy to na płaszczyźnie harmonicznej, fakturalnej czy w końcu aranżacyjnej. Oczywiście od analogii Joe nie ucieknie, choćby za sprawą podstawowego, fizycznego środka wyrazu – zelektryfikowanej gitary rezofonicznej. Również wzorce, jakie ukształtowały muzycznie osobowości obu instrumentalistów są w zasadzie tożsame, przy czym nie sposób nie zauważyć dodatkowego oddziaływania Sardinasa jako już wykrystalizowanej indywidualności na wciąż poszukującego Colombo. I nic w tym dziwnego ani zdrożnego, ponieważ muzyka jest rezultatem transformacji zachodzących w świadomości artysty pod wpływem tego, co usłyszy i zakoduje. Dlatego też inspirowany dokonaniami swoich idoli Joe zaoferował słuchaczowi niejako własną wersję blues-rockowej ekspresji, nie mniej efektownej od tej, do której przyzwyczaił nas Eric Sardinas. Tym samym bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę przede wszystkim sobie, ale też ewentualnym następcom zdecydowanym obrać podobną drogę.

Okazją do zweryfikowania rozwoju twórczego szwajcarskiego mistrza metalowej rurki jest jego druga i zarazem najnowsza odsłona fonograficzna zatytułowana „Deltachrome”, wydana pod koniec ubiegłego roku. O ile pierwszy krążek stanowił zupełne zaskoczenie, bo nie wiadomo było czego spodziewać się po nieznanym dotąd artyście, o tyle z każdym kolejnym wydawnictwem wiążą się już  konkretnie sprecyzowane oczekiwania. Colombo tych oczekiwań nie zawiódł, co więcej znowu zaskoczył! Przesunął ciężar brzmieniowy w kierunku hard-rockowym, przy jednoczesnym zachowaniu elementów charakterystycznych dla muzyki z Delty, tym samym pozostając przy swoich głównych inspiracjach. Dzięki temu jedenaście autorskich kompozycji jakie składają się na „Deltachrome” znacznie poszerza gamut stylistyczny albumu – od lirycznych, instrumentalnych „By My Side” czy „Southern Lullaby”, przez typowo winterowski „Be My Baby”, aż po mocne, energetyczne „It’s Comin’”, „Upside Down Blues” albo „Cold Night”, utrzymane bardziej w klimacie Zakka Wylde’a z okresu Pride And Glory. Pomimo tego, że tych ostatnich na płycie jest najwięcej, nie zabrakło miejsca dla takich tematów jak zamykający listę lekki, bluegrassowy „The Farm Song”. Świadczy to o spójności albumu, za co w największym stopniu odpowiedzialna jest gitara scalająca wszystkie figury stylistyczne w jedną kształtną bryłę. W obrębie utworu Joe potrafi płynnie przejść od delikatnych, akustycznych poślizgów w ostry jak brzytwa, przesterowany slide albo kąsać niczym rozwścieczony pies spływającymi kaskadowo solówkami. Colombo opanował do perfekcji nie tylko technikę bottleneck, która bez wątpienia dominuje w jego muzyce, ale równie biegle posługuje się wszelkiego rodzaju ozdobnikami i smaczkami typowymi raczej dla rocka niż bluesa, co czyni go gitarzystą kompletnym. Stąd na płycie natkniemy się na dużą ilość starannie zrealizowanych nakładek i dogrywek gitarowych o różnorodnej barwie.

Wielkim faux pas byłoby pominięcie pozostałych muzyków biorących udział w sesji nagraniowej. To dzięki iście hard-rockowej pulsacji sekcji rytmicznej (Gian-Andrea Costa, Rocco Lombardi), motoryka utworów podkręcona została na najwyższe obroty, a głos Franco Campanelli idealnie oddaje nastrój całego albumu. Porównując „Deltachrome” z debiutem najkrócej można stwierdzić, że na pewno jest ostrzej i mniej bluesowo na rzecz eksperymentów i niekonwencjonalnych komparacji gatunkowych. Dowodzi to ciągłego poszukiwania przez autora własnej tożsamości artystycznej, a od słuchacza zależeć już będzie, które oblicze Joe Colombo odpowiada mu bardziej. Jedno jest jasne – szwajcarska precyzja artykulacji, szwajcarska perfekcja produkcji, w połączeniu z południowym temperamentem, to emocje pewne jak w szwajcarskim banku.

Jedynym mankamentem tego albumu jest krótki czas jego trwania. Niecałe czterdzieści minut materiału charakteryzuje raczej minione produkcje ograniczone winylowym nośnikiem. Utwory umykają bardzo szybko pozostawiając pewien niedosyt. Na szczęście w takim przypadku niezawodna jest sprawdzona recepta: wcisnąć ponownie „play”!

Tomasz Kruba

Wydawca: Joe Colombo
Posłuchaj: www.myspace.com/joecolombodeltachrome

Wetwater (Blues Connection) Festival

opublikowano w dziale Polska

Blues, rock i reggae wytyczają muzyczne ramy festiwalu Wetwater, którego pierwsza edycja odbędzie się w sobotę 12 czerwca na plaży miejskiej w Moryniu w województwie zachodnio-pomorskim. Jak mówią organizatorzy imprezy: „Ideą festiwalu jest całonocne koncertowanie  na scenie umieszczonej na wodzie, kilka metrów od moryńskiej plaży miejskiej nad jeziorem Morzycko”. Przed publicznością zaprezentują się zespoły lokalne, Herbata i Kamienny Jazz, a także grupy 5 Rano, S.O.U.L., Los Grandes Rudeboys, Free Blues Band i Jaw Raw (Blues Connection), jeden ze współorganizatorów festiwalu.

Źródło: www.facebook.com

Noel McKoy „Brighter Day”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Tych, którzy tęsknią za czasami kiedy na falach eteru królowali Sam & Dave, O.V. Wright czy Otis Redding zapraszamy na muzyczny rejs w lata sześćdziesiąte. Kapitanem jest Noel McKoy. Głos ma mocny, a soulową frazę czuje jak niewielu współczesnych kolegów. Na tle pulsujących aranży, seksownych chórków i popisów sekcji dętej czuje się jak ryba w wodzie. (pd)

Wydawca: Tri-Sound Records
Posłuchaj: www.noelmckoymusic.com

Cichoński, Greene i Price

opublikowano w dziale Polska

Niewiele osób słyszało Leszka Cichońskiego grającego na gitarze akustycznej. Te braki będziecie mogli nadrobić w ramach trasy koncertowej, w którą Leszek ruszył z amerykańskim wokalistą i gitarzystą Mike’m Greene (fot. strony domowe artystów). Ale to nie jedyny Amerykanin w składzie – na zabytkowym, aluminiowym kontrabasie z lat czterdziestych zagra mieszkający w Polsce, znany z kilku ról telewizyjnych i filmowych, David Price. Niektóre z koncertów poprowadzi muzyczne trio, inne będą miały formę występów całego zespołu z organami Hammonda i perkusją. Program trasy znajdziecie w naszym terminarzu.

Źródło: www.cichonski.art.pl

Paul Band debiutuje płytą

opublikowano w dziale Polska

„Wanted” – taki tytuł nosi pierwsza, długo oczekiwana płyta formacji Paul Band, której muzyczna stylistyka mieści się między jazzem a bluesem. Album zawiera trzynaście  autorskich utworów skomponowanych przez lidera zespołu, Krzysztofa Paula. Jak mówią twórcy: „W utworach przewija się klimat nowoczesnego miejskiego bluesa, ekspresja rocka oraz harmonia i melodyka z okolic jazzu. Całość utrzymana jest w konwencji muzyki instrumentalnej, improwizowanej, bogatej w różnorodne brzmienia i nastrojowe klimaty”. Premiera krążka miała miejsce 22 maja. Dystrybutorem albumu jest Fonografika.

Źródło: www.myspace.com/krzysztofpaul

Jazz & Heritage w obiektywie

opublikowano w dziale Świat

Siedem dni muzyki wypełnione koncertami takich sław jak B.B. King, Irma Thomas, Van Morrison, Allen Toussaint, Elvis Costello czy Gov’t Mule – tegoroczna edycja New Orleans Jazz & Heritage Festival w Nowym Orleanie przyciągnęła tysiące fanów stając się jednym z najważniejszych muzycznych wydarzeń pierwszej połowy 2010 roku. Na festiwalu był jeden z naszych redakcyjnych współpracowników, Jerry Moran, którego zdjęcia z przeglądu możecie oglądać w galerii Blues.pl.

Źródło: www.nativeorleanian.com

Blues Music Awards rozdane

opublikowano w dziale Świat

6 maja okazał się szczęśliwy dla Tommy’egpo Castro, Dereka Trucksa i Louisiany Reda – podczas trzydziestej pierwszej gali wręczenia najważniejszych bluesowych nagród to oni zdobyli najwięcej statuetek, Castro cztery, a Trucks i Red po dwie. Tegoroczne Blues Music Awards rozdano w dwudziestu sześciu kategoriach głównych, a lista zwycięzców wygląda następująco:

  • Acoustic Album – „You Got to Move” David Maxwell & Louisiana Red
  • Acoustic Artist – Louisiana Red
  • Album of the Year – „Between a Rock and the Blues” Joe Louis Walker
  • B.B. King Entertainer – Tommy Castro
  • Band of the Year – Tommy Castro Band
  • Best New Artist Debut – „Tiger in Your Tank”, Monkey Junk
  • Contemporary Blues Album – „Hard Believer” Tommy Castro
  • Contemporary Blues Female Artist – Ruthie Foster
  • Contemporary Blues Male Artist – Tommy Castro
  • DVD – Delmark Records – „It Ain’t Over! Delmark Celebrates 55 Years of Blues, Live at Buddy Guy’s Legends”
  • Historical Album – „Chess – Authorized Bootleg – Muddy Waters Live”
  • Bass – Bob Stroger
  • Drums – Cedric Burnside
  • Guitar – Derek Trucks
  • Harmonica – Jason Ricci
  • Horn – Deanna Bogart
  • Instrumentalist – Other – Buckwheat Zydeco (akordeon)
  • Pinetop Perkins Piano Player – Eden Brent
  • Rock Blues Album – „Already Free” Derek Trucks Band
  • Song of the Year – “Pearl River” Cyril Neville & Mike Zito
  • Soul Blues Album – „Ace of Spades” – Johnny Rawls
  • Soul Blues Female Artist – Irma Thomas
  • Soul Blues Male Artist of the Year – Curtis Salgado
  • Traditional Blues Album – „Chikadelic” Super Chikan
  • Traditional Blues Female Artist – Debbie Davies
  • Traditional Blues Male Artist – Duke Robillard

Warto przypomnieć, że nagrodę za „Muzyczne dokonania całego życia” otrzymał podczas gali Buddy Guy. To właśnie jego podobizna znalazła się na obrazie autorstwa spółki Patterson & Barnes, który stanowił kanwę plakatu tegorocznych Blues Music Awards.

Źródło: www.blues.org

Śląskie Warsztaty Artystyczne

opublikowano w dziale Polska

Kolejna edycja bezpłatnych Śląskich Warsztatów Artystycznych przewidziana jest na przełom czerwca i lipca. Zajęcia i wykłady muzyczne obejmujące swoją tematyką bluesa, jazz i rocka – a poświęcone głównie wokalowi – odbędą się między 29 czerwca a 3 lipca w Klubie Marchołt w Katowicach. Wśród wykładowców znajdą się Patrycja Gola, Ewa Uryga, Darek Ziółek, Mirosław Rzepa, Stanisław Sroka, Jan Skrzek i Leszek Winder. Warsztaty zamknie koncert z udziałem wykładowców i uczestników spotkań. Chęć udziału w zajęciach możecie zgłaszać osobiście lub telefonicznie:

  • Koordynaror warsztatów, Mirosław Rzepa, tel.: +48 607 57 65 75
  • Klub Marchołt, Katowice, ul. Warszawska 37, tel.: (032) 253 07 38

Źródło: Organizatorzy

Ari Borger Quartet „Backyard Jam”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Troche jak Booker T. Jones liderujący klasycznym The M.G.’s, trochę jak Jimmy Smith nagrywający dla Blue Note – brazylijski Hammondzista Ari Borger odrobił lekcje, co pokazuje na nowej płycie łączącej jazz i soul z odrobiną funku. Sprawnie towarzyszą mu perkusista, kontrabasista i Ceslo Salim na gitarze, ale to czarno-białe klawisze najmocniej przykuwają uwagę. Bajkowy „Rainy Day” to muzyczna zagadka – czy tak brzmiałby John Mayer, gdyby zamiast gitary ukochał organy i piano? Muzyka do zakochania. (pd)

Wydawca: Ari Borger
Posłuchaj: www.ariborger.com

Super Chikan w Suwałkach

opublikowano w dziale Polska

Tegoroczna edycja Suwałki Blues Festival kusi obecnością muzycznych gwiazd. Między 15 a 17 lipca pojawi się tam plejada interesujących wykonawców – od Canned Heat, przez zdobywczynię nagrody Grammy Alannah Myles, po akordeonistę Dwayne’a Dopsie i jego The Zydeco Hellraisers. Artystą, na którego my radzimy zwrócić szczególną uwagę jest Super Chikan (fot. Mississippi Arts Commission), który drugiego dnia imprezy wystąpi na scenie pod ratuszem miejskim, tuż przed koncertem Micka Taylora.

Amerykański bluesman czaruje nie tylko sceniczną energią, ale też instrumentami, które sam wykonuje z pudełek po cygarach czy kanistrów po benzynie. Zanim zobaczycie go na żywo, warto posłuchać co w dostępnym na YouTube klipie ze znaczkiem Mississippi Public Broadcasting mówią o nim – i o jego pasji – przyjaciele.

Źródło: www.suwalkiblues.com

Blues Express Festival

opublikowano w dziale Polska

Koncertem w Pile, w ramach którego zagrają Midnight Travel, Zydeco Flow i Obstawa Prezydenta, rozpocznie się 16 lipca osiemnasta edycja Blues Express Festival. Dzień później, 17 lipca, na wielkopolskie tory wytoczy się bluesowa lokomotywa i wagony pełne miłośników muzyki. W wagonie muzycznym wystąpi Za Fcześnie Fstałem, w Warsie natomiast Gosia Werbińska i Błażej Pawlina. Podczas koncertu finałowego w Zakrzewie zaprezentują się publiczności: Blues Flowers, HooDoo Band, Boogie Boys, Leszek Cichoński, Kasa Chorych i Nadmiar.

Tradycyjnie, muzykę słychać będzie też na dworcach kolejowych. Plan tych występów jest następujący:

  • Jąkpa Blues Band – Poznań
  • Zydeco Flow – Rogoźno
  • Midnight Travel – Chodzież
  • Wielebny Blues Band – Piła
  • Roadside – Krajenka
  • Wolna sobota – Złotów
  • Quest  A.D. – Zakrzewo

Źródło: www.bluesexpress.pl

Various Artists „4871, vol. 2”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

4871, czyli numer kierunkowy do Wrocławia i druga część składanki prezentującej współczesną wrocławską scenę muzyczną. Dużo tu nowoczesnego jazzu, sporo funku i nu-soulu. Bluesowe podwórko reprezentują Hoodoo Band z „Fight No More” i – przez więzy koleżeństwa – Alicja Janosz. Na imprezę w gorący wieczór. (pd)

Wydawca: Luna Music
Posłuchaj: www.luna.pl

Lipcowa obniżka w Alligatorze

opublikowano w dziale Świat

Żeby muzycznie uczcić amerykański 4 lipca, wytwórnia Alligator obniżyła ceny wszystkich produktów dostępnych w jej sklepie internetowym – płyt CD, wydawnictw DVD, książek, materiałów instruktażowych, koszulek i gadżetów. Dwudziestoprocentowa obniżka obowiązuje do piątku 9 lipca, a uruchamia ją kod WORLDCUP. Nic tylko kupować!

Źródło: www.alligator.com

Suwałki Blues Festival 2010

opublikowano w dziale Polska

Wygląda na to, że sukces zeszłorocznej edycji Suwałki Blues Festival powtórzy się także w tym toku – tak przynajmniej można sądzić na podstawie listy wykonawców, którzy 15, 16 i 17 lipca zaprezentują się w Suwałkach. W ramach festiwalu pokażą się między innymi Canned Heat – klasycy boogie-bluesa;  zdobywczyni nagrody Grammy Alannah Myles, dla której będzie to jedyny koncert w Polsce; Dwayne Dopsie and The Zydeco Hellraisers i Super Chickan z towarzyszeniem norweskiej grupy Spoonful of Blues. Polskich wykonawców reprezentować będą Krzak, Jan Błędowski i Nocna Zmiana Bluesa, Hoodoo Band i bardzo wielu innych artystów.

Uzupełnieniem dla koncertów na dwóch dużych i dwóch mniejszych scenach będą koncerty klubowe, akustyczne i noce jam sessions. Nie zabraknie warsztatów i prezentacji wydawnictw oraz sprzętu muzycznego. Zapowiada się gorąca impreza.

Źródło: www.suwalkiblues.com

Hoodoo Band na planie, także w TVN

opublikowano w dziale Polska

Już nie tylko muzyczną scenę, ale też plan zdjęciowy upodobał sobie Hoodoo Band (fot. Sławomir Przerwa). Dopiero co kilka dni temu, w Teatrze Lalek we Wrocławiu zespół zakończył nagrywanie klipu do piosenki „I Can’t Stand It”, w której gościnnie śpiewa Alicja Janosz, a już 16 września otworzy Polski Dzień Bluesa występem live w porannym programie telewizji TVN, „Dzień Dobry TVN”. Wieczorem tego samego dnia, wraz z innymi muzykami, Hoodoo pojawi się na antenie radiowej Trójki.

Źródło: www.myspace.com/hoodooband

„Live In Poland” z Fryderykiem

opublikowano w dziale Polska

Tegoroczny Fryderyk w kategorii „Blues” trafił do Carlosa Johnsona i grupy Joint Venture. Statuetką uhonorowano album „Live In Poland”, na którym w roli gościa specjalnego pojawił się Wojciech Karolak, laureat Złotego Fryderyka, czyli nagrody dla muzyków i twórców szczególnie zasłużonych dla polskiej kultury muzycznej. Gratulujemy!

Źródło: www.zpav.pl

Honeyboy Edwards z honorami

opublikowano w dziale Świat

Jak poinformował nas Bob Corritore, Honeyboy Edwards (fot. Francis Chung) pojawi się niebawem w popularnym programie „Today Show” na antenie stacji NBC. Dziewięćdziesięcioczteroletni bluesman ma wystąpić w amerykańskiej telewizji w niedzielę, 20 grudnia. Za telewizyjną prezentacją ma ponoć iść jeszcze większy honor. Chodzą słuchy, że podczas najbliższej gali rozdania nagród Grammy Edwards otrzymać ma specjalną nagrodę za muzyczne dokonania całego życia. Trzymamy kciuki żeby tak się stało.

Źródło: www.bobcorritore.com

Joe Becker „Hot As Love”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Zamiast tradycyjnej płyty do kupienia w sklepie, muzyczny plik do dobrania z Internetu – na taki sposób dystrybucji swojej twórczości decyduje się coraz więcej wykonawców. Znaczek „digital only” na okładce ma na przykład album „Hot As Love” Joe Beckera, rockowo-bluesowego gitarzysty z amerykańskiego Illinois.

Na całość składa się szesnaście instrumentalnych kompozycji z gitarą w roli głównej, ale – co ważne – longplay nadaje się do słuchania nie tylko przez szukających inspiracji adeptów gitary, ale też zwyczajnych śmiertelników, którym miłe są improwizacje na sześciu strunach. Może dlatego, że oprócz prezentowania technicznej biegłości Becker nie zapomniał o nastroju i każdej z piosenek nadał trochę inną formę. Jest więc rozdzierająca gitara w brzmiącej całkiem znajomo „Gloria’s Revenge”,  ale też coś między popem a klasycznym soulem w „Reflections of My Life”, gdzie przetworzona elektronicznie gitara zbliża się brzmieniem do sekcji smyczków. Tradycyjnie rozumianego bluesa jest w tej mieszance zdecydowanie najmniej, ale tam gdzie jest, daje się lubić – jak w ascetycznym „I Learned The Blues”.

W sumie to taki bluesowo-rockowy easy-listening, wart uwagi tym bardziej, że wykonuje go gentleman o silnych polsko-niemieckich korzeniach, z dwoma narodowymi orłami wytatuowanymi na ciele.

Przemek Draheim

Wydawca: Joe Becker
Posłuchaj: www.myspace.com/joebecker

Znamy nominacje do nagród Grammy

opublikowano w dziale Świat

The National Academy Of Recording Arts & Sciences ogłosiła listę nominowanych do pięćdziesiątej drugiej edycji Grammy Awards. Wręczenie muzycznych Oscarów nastąpi 31 stycznia 2010 roku w Staples Center w Los Angees. Niestety, nagrody w bluesowych kategoriach rozdane zostaną podczas popołudniowej sesji, a tym samym nie znajdą się w bloku transmitowanym przez telewizję CBS. Szkoda.

W kategorii 66, „Najlepszy album roku bluesa tradycyjnego”, nominowanie zostały:

  • „A Stranger Here” – Ramblin’ Jack Elliott (Anti)
  • „Blue Again” – The Mick Fleetwood Blues Band (429 Records)
  • „Rough & Tough” – John Hammond (Chesky Records)
  • „Stomp! The Blues Tonight” – Duke Robillard (Stony Plain Records)
  • „Chicago Blues: A Living History” – Various Artists (Raisin’ Music)

W kategorii 67, „Najlepszy album roku bluesa współczesnego”, nominacje przypadły:

  • „This Time” – The Robert Cray Band (Nozzle Records/Vanguard)
  • „The Truth According To Ruthie Foster” – Ruthie Foster (Blue Corn Music)
  • „Live: Hope At The Hideout” – Mavis Staples (Anti)
  • „Back To The River” – Susan Tedeschi (Verve Forecast)
  • „Already Free” – The Derek Trucks Band (Victor Records)

Nominacje otrzymali także Buckwheat Zydeco za album zydeco oraz ścieżka dźwiękowa do filmu „Cadillac Records”. Legendary Booker T. Jones, za album „Potato Hole”, stał się posiadaczem dwóch nominacji. Kapituła uhonorowała też pięciopłytowy box zbierający nagrania Little Waltera Jacobsa. Konkurencja jest w tym roku bardzo mocna!

Źródło: www.grammy.com

Bluesowe miejsca w kalendarzu

opublikowano w dziale Świat

Kończy się rok i pora rozejrzeć się za kalendarzem, najlepiej bluesowym. W przeciwieństwie do większości muzycznych kalendarzy, Delta Blues Heritage Wall Calendar przynosi nie zdjęcia muzyków, a ważnych dla bluesa miejsc. Trzynaście wysokiej jakości zdjęć i bogate opisy przedstawianych lokacji to atuty wydawnictwa, na które warto zwrócić uwagę.

Źródło: www.bluescentric.com

Śląska Grupa Bluesowa i blues pełen słońca

opublikowano w dziale Polska

„Pełnia słońca” to tytuł nowej płyty Śląskiej Grupy Bluesowej, której premiera odbędzie się na festiwalu Jesień z Bluesem. Longplay, na który złożyło się siedem kompozycji, przynosi materiał nagrany podczas dwóch koncertów w klubie Muzyczna Owczarnia w Szczawnicy-Jaworkach. Muzycy wydali płytę własnymi siłami, a tym samym możecie ją zdobyć przede wszystkim podczas ich koncertów.

Źródło: winder.art.pl

Vasti Jackson koncertuje w Polsce

opublikowano w dziale Polska

Gitarzysta, autor piosenek, producent muzyczny. Jeden z artystów, którzy wzięli udział w powstaniu bluesowej serii Martina Scorcese. Vasti Jackson (fot. Svein Egil Okland), bo to o nim mowa, należy do bardziej zapracowanych bluesmanów z Mississippi, ale znalazł czas na polską trasę koncertową. Do 6 grudnia – z towarzyszeniem Feltona Crewsa na basie i Krzysztofa Zawadzkiego na perkusji – zagra między innymi we Wrocławiu, Legnicy, Opolu, Zielonej Górze i Rzeszowie.

Źródło: www.krzysztofzawadzki.com

Premiera albumu Hoodoo Band

opublikowano w dziale Polska

Kilka lat czekania przyniosło rezultaty – dwie płyty, dziesięć utworów studyjnych, w tym osiem autorskich i dwa ciekawe covery oraz koncertowe nagrania z radiowej Trójki i teledysk do piosenki „I Can’t Stand It” nagranej z towarzyszeniem Ali Janosz. O czym mowa? Oczywiście o debiutanckiej płycie Hoodoo Band (fot. strona myspace zespołu), jednej z najciekawszych dziś formacji na polskiej scenie bluesowej. Wydany przez firmę Luna Music, a opatrzony medialnym patronatem Blues.pl album pojawi się w dobrych sklepach muzycznych już 15 stycznia. Od tego dnia możecie także słuchać jego fragmentów na radiowych antenach. Warto, bo taka mieszanka rhythm’n’bluesa, funku i soulu nie trafia się u nas często.

Źródło: www.luna.pl

Various Artists
„Antologia Polskiego Bluesa cz.2”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Tuż przed świętami ukazała się w sklepach druga, także pięciopłytowa część ,,Antologii Polskiego Bluesa” pod redakcją Mariusza Szalbierza. Czy powtórzy ona sukcesy pierwszej części wydawnictwa 4everMusic?

Jeśli posłuchać tego, co emitują nasze mass media (a raczej nie emitują) i wziąć pod uwagę coraz bardziej mizerne nakłady płyt bluesowych, które i tak rozpływają się niezauważalne w masie popu, uznać należy za cud, że rynek bluesowy w ogóle w Polsce funkcjonuje. Ano istnieje i próbuje sobie radzić, o czym można się przekonać odsłuchując kolejną część pionierskiej antologii. Choć sam mam tzw. mieszane uczucia, co do jakości rodzimej odmiany bluesa, w miarę zgłębiania materiałów na kolejnych krążkach otwierałem oczy ze zdumienia. Dziesiątki nazwisk wykonawców, a jeśli wziąć pod uwagę pierwszą część antologii, setki nagrań niekoniecznie bluesowych przebojów, często mało znanych utworów, wydartych niemal siłą autorom lub skrywanych na dnie szuflady… Ba, są i takie, które kompletnie nie kojarzyły się dotąd z bluesowym idiomem, a zaprezentowane w przemyślnie skonstruowanej zbitce nabierają nowych kontekstów i znaczeń. Efekt jest czasem dyskusyjny. Można jeszcze od biedy przyjąć, że Dżamble z nieodżałowanym Zauchą grają bluesa, to jednak „Lucille” Michaja Burano, twórczość Skubikowskiego czy tym bardziej archiwalna „Alabama” Ludmiły Jakubczak nijak mi się z tą stylistyką nie kojarzyły. Paradoksalnie jednak te zabiegi spowodowały, że antologię smakuje się z rosnącym zaciekawieniem, a chętni którzy zaryzykują podróż zawiłymi meandrami polskiej muzyki rozrywkowej, nie raz zaskoczeni zostaną podobnymi woltami. Bo w starorzeczach naszej piosenki, której korzenie sięgają lat pięćdziesiątych kryją się niezwykłe smaczki, ba czasem jakiś boczny nurt przywabi nas atrakcjami, jakich wcześniej w ogóle nie przeczuwaliśmy. Ot, polskie Missisipi. Nie do końca ogarnione, trochę zapomniane, o własnej nieprzewidywalnej specyfice i kartografii. Potrzebna była mapa i przewodnik – taki wreszcie mamy.

Doceniając ogrom pracy włożonej w zebranie materiału muzycznego, nie można pominąć doskonałej szaty edytorskiej i grafiki. Każda z płyt opatrzona jest książeczką ilustrowaną nierzadko unikalnymi fotografiami oraz opatrzona mozolnymi opisami składów w poszczególnych utworach, gdzie autor starał się nie pominąć żadnego z nazwisk. Czapki z głów…

Niełatwo zrecenzować całość. Antologia to jedno, zaś kondycja i stan polskiego bluesa to temat zupełnie odrębny. Bo jakie przyjąć kryteria? Jak porównać nagrania Polan ze współczesnymi dokonaniami miłośników dwunastu taktów z krążka „Świeża krew”? Po przesłuchaniu całości wyłania się obraz niejednorodny i dwuznaczny. Z jednej strony materiał aż kipi bogactwem i różnorodnością propozycji, z drugiej tak pełna prezentacja odsłania niedostatki, razi powielaniem starych chwytów i inklinacją do kopiowania, szczególnie hołubionego w Polsce „białego” bluesa. Przecież wszyscy pamiętamy – po modzie na Mayalla zaczęło się niemiłosierne katowanie Stevie Ray Vaughana, co odbija się czkawką w niejednym nagraniu z tej składanki.

Fani gatunku nie od dziś dzielą się na tych, dla których blues to świętość i każde odstępstwo od tradycji jest herezją oraz na odszczepieńców, którzy traktują bluesa swobodniej – słuchających artystów kolaborujących z różnymi formami ballady, folku, jazzu czy nawet kabaretu. Na antologii nie brak przykładów i jednych i drugich. Trudno szczególnie wyróżnić, którąś z płyt pięciopaku. Przyjrzyjmy się im pojedynczo.

„Pionierzy”. Całość zaczyna się od trzęsienia ziemi, bo trudno nie zachwycić się Breakoutami i ich „Pięknem”. Potem wspomniana zaskakująca Ludmiła Jakubczak i szaleńcza „Lucilla”. Na krążku nie brak kilku uroczych staroci, w tym idealnego do zabawy przy ognisku pastiszu Andrzeja Dąbrowskiego „Zbuduję sobie tratwę”. Dla mnie numer jeden to jednak „Stress” i jedyne jak dotąd udane podejście do bluesa w wersji gospel, grupa Gramine.

„Świeża krew”. Obawiałem się tej płyty najbardziej, a tu miłe rozczarowanie. To bodaj krążek gdzie można znaleźć najwięcej propozycji wymykających się tradycyjnemu kanonowi bluesa. Świetny wypada przebojowy Blues Flowers z wielką nadzieją kobiecego wokalu, Magdą Piskorczyk. Nie jest tu osamotniona, równie dobrze radzą sobie Anna Heron, ambitna Karolina Cygonek czy ekspresyjna niczym Janis Joplin – Jolanta Litwin Sarzyńska. Śląskie brzmienie prezentuje Marek „Makaron” Trio, zachwyca niezwykle stylowy Devil Blues i wymykający się wszelkim stereotypom Limbo. Bomba!

„Blues z oklaskami”. Nagrania w wersji live zdominowali na płycie starzy „wyżeracze”: Dżem, Mielczarek, Martyna Jakubowicz, Nocna Zmiana Bluesa i Nalepa. Wyróżnić się na tym tle nie jest łatwo. A jednak w pamięci zapada najbardziej „Sztajger” śląskiego naturszczyka Jana „Kyksa” Skrzeka i niespodzianka – kameralna miniaturka Trio Con Brio „Blues dla zmartwionych”.

„Nasi (z) zagranicą”. Tu wreszcie można usłyszeć kilku importowanych mistrzów w towarzystwie naszych. Jest więc Mike Russel z polskimi gwiazdami jazzu, Louisiana Red z Nocną Zmianą Bluesa i charyzmatyczny Chris Farlowe. Prawdziwym smaczkiem jest jednak króciutki „Six Years Old” grupy G2. I jeszcze coś, czego zabrakło mi na krążku „z oklaskami” – prawdziwy ognisty numer live, jakby żywcem wyjęty z knajpy w Chicago, czyli John „Broadway” Tucker wraz z towarzyszącym mu Leszkiem Cichońskim. Dobra, równa płyta.

„Blues z szuflady”. Teoretycznie powinny czekać słuchacza niespodzianki. I są, choć bez ekstatycznych  uniesień, no może z kilkoma wyjątkami. Z pewnością kolekcjonerskimi perełkami są przepyszny „Smuteczek” w wersji Krzaku z Kasą Chorych, a także króciutki numer kwadratu i Józefa Skrzeka. Uwagę zwracają tchnący żarliwym autentyzmem „Pieniądze albo życie” „Izby” Izbińskiego oraz kabaretowy i autoironiczny „Dokąd niosą mnie moje nogi” Jana „Junou” Janowskiego. Zaskakuje umieszczony na finał antologii serialowy „Babilon” (przy dobrej promocji murowany przebój), Nocnej Zmiany Bluesa. Ten utwór Sławka Wierzcholskiego ma wszelkie znamiona hitu. Uwagę zwraca nie tylko chwytliwy aranż i słowa, ale – co ważne – niepoprawnie polityczna treść, co czasem stanowiło nie lada atut pomagając w wylansowaniu produktu. Tylko czy artystom na tym zależało?

Okazuje się więc, że mimo śmierci proroków Nalepy, Riedla czy Kubasińskiej polski blues trwa. Czy ma się dobrze? Ten dylemat pozostawiam słuchaczom. Teraz wypada czekać fanom na trzecią część tego smakowitego wydawnictwa.

Paweł Kujawa

[Paweł Kujawa jest dziennikarzem „Tygodnika Nowego” w Pile. Przez wiele lat prowadził audycję autorską w pilskim Radiu 100, w której prezentował jazz, bluesa i Word music – przypis Redakcji].

Wydawca: 4everMUSIC
Posłuchaj: www.4evermusic.pl

The Baseballs „Strike”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Już nie country, a jeszcze nie rock’n’roll. O czym mowa? O muzyce rockabilly, która na początku lat pięćdziesiątych podrywała do tańca młode amerykańskie dziewczęta, a młodym amerykańskim chłopcom pozwalała te dziewczęta podrywać. Od chwili kiedy w takiej atmosferze debiutował Elvis Presley minęło sporo czasu, ale szał na jeansy z podwiniętymi nogawkami, niekrótkie bokobrody i zaczesane do tyłu, ociekające wazelinową pomadą włosy nie minął. Wręcz przeciwnie, sądząc po tym, jak wielki komercyjny sukces odniósł zespół The Baseballs, rockabilly ma swoje pięć minut. Oczywiście takich kapel grających rockabilly było i jest wiele, ale widocznie potrzeba było trzech młodych Niemców, żeby ten undergroundowy ruch dostrzegły mainstreamowe media. Chociaż, i to trzeba im oddać, nikt wcześniej nie wpadł na to, żeby na modłę lat pięćdziesiątych przerobić współczesne hity. Ale po kolei…

Trzej śliczni chłopcy, jak żywcem wyjęci z lat pięćdziesiątych – taki obrazek patrzy na nas z okładki płyty „Strike”. Okładki, dodajmy, polskiej i bardziej zachowawczej niż jej europejska koleżanka, z współczesną, gustownie wytatuowaną pin-up girl w roli głównej. Muzycznie też jest ciekawie. Zaczyna się przyjemnie. Klapiący kontrabas, gitara w stylu Scotty Moore’a i głosy, które stawiają na równe nogi wiernych fanów pierwszego króla rock’n’rolla – wieje Południem. Wierzyć się nie chce, że to hitowa kompozycja „Umbrella”, którą wylansowała wokalistka Rihanna. Jakoś wcześniej ta piosenka nie brzmiała tak dobrze. Przypominający „Hit The Road Jack” Ray’a Charlesa „Let’s Get Loud” Jennifer Lopez też jest niczego sobie, podobnie jak „The Look” szwedzkiego Roxette z zawadiacką gitarą szalejącą na tle wokalnych harmonii rodem z Kościoła Baptystów. Kto by pomyślał, że popowe hity mają taką moc przykuwania do głośnika.

Pastisz? Może. Komercyjna kreacja? A pewnie, że tak. Czy powinno to słuchaczowi przeszkadzać?  Nic, a nic! Tak zabawnej, porywającej, wciągającej, poruszającej i miłej dla ucha płyty już dawno nie słyszałem. Brawa dla The Baseballs za pomysł, dla Warner Music za dystrybucję.

Przemek Draheim

Wydawca: Warner Music Poland
Posłuchaj: www.the-baseballs.com

Wygraj bilety z Blues.pl!

opublikowano w dziale Polska

Koniec marca zapowiada się dla stołecznych bluesfanów bardzo atrakcyjnie – na brak dobrych koncertów na pewno nie będą mogli narzekać. W piątek 26 marca, w Klubie Stodoła wystąpi Sławek Wierzcholski z Nocną Zmianą Bluesa i gościem specjalnym, skrzypkiem Janem Błędowskim. Niedługo później, w poniedziałek 29 marca, w ramach najnowszej edycji Warsaw Blues Night, w Klubie Hybrydy zagra John Primer – bluesman sportretowany na okładce bieżącego numeru magazynu Living Blues.

Wraz z organizatorami tych warszawskich koncertów przygotowaliśmy dla Was miłą niespodziankę, po jednym podwójnym zaproszeniu na każdy z tych muzycznych wieczorów.

Żeby zdobyć zaproszenie na piątkowy koncert Nocnej Zmiany należy odpowiedzieć na pytanie: z jakim popularnym polskim zespołem wiąże się nazwisko Jana Błędowskiego? Odpowiedź, ze słowem „Konkurs” w temacie, prosimy przysłać na redakcyjny adres e-mail blues@blues.pl. W treści wiadomości należy podać swoje imię i nazwisko, adres, a także kontaktowy numer telefonu. Na Wasze maile czekamy do czwartku 25 marca, do godziny 23:59. Dzień później ogłosimy zwycięzcę losowania, który wybierze się na koncert z osobą towarzyszącą.

Losowaniem podwójnego zaproszenia na koncert Johna Primera rządzą podobne zasady. Zmienia się tylko pytanie i dzień, do którego czekamy na Wasze odpowiedzi. Czy John Primer otrzymał w swojej karierze nominację do prestiżowej Blues Music Award? Na maile z prawidłowymi odpowiedziami czekamy do soboty 27 marca, do godziny 23:59. Nazwisko zwycięzcy podamy dzień później.

Źródło: Blues.pl, Stodoła i Warsaw Blues Night

Blues nad Bobrem w nowym miejscu

opublikowano w dziale Polska

Nowa strona internetowa to nie jedyna zmiana, która wiąże się z „Bluesem nad Bobrem” – jednym z najważniejszych polskich festiwali bluesowych. Tegoroczna edycja warsztatów odbędzie się między 5 a 15 sierpnia, ale nie w Bolesławcu, a w jego okolicach, w gościnnych przestrzeniach Zamku Kliczków. Znany jest już harmonogram imprezy – Warsztaty Muzyczne im. Wojtka Seweryna odbywać się będą od 5 do 13 sierpnia, Msza Święta w oprawie bluesowej przypadnie na 8 sierpnia, Przegląd Zespołów Bluesowych im. Tadeusza Nalepy na 13 sierpnia. Koncert finałowy to 14 sierpnia, zaś 15 sierpnia należeć będzie do tradycyjnej biesiady pożegnalnej. Swój udział w warsztatach potwierdziło już wielu uznanych pedagogów, między innymi Krystyna Prońko, Marek Raduli, Roman Puchowski, Wojciech Pilichowski czy Piotr Baron. Uczestnicy mogą zgłaszać chęć udziału w „Bluesie nad Bobrem” do 30 czerwca.

Źródło: www.bluesnadbobrem.pl

Uhonorowany Buddy Guy

opublikowano w dziale Świat

Po „Grammy Lifetime Achievement Award” dla Honeyboy’ Edwardsa, nagrodę za „Muzyczne dokonania całego życia” – tym razem z rąk The Blues Foundation – otrzyma Buddy Guy (fot. strona domowa artysty). Statuetka zostanie mu przekazana 6 maja podczas gali wręczenia Blues Music Awards. Podobizna Guy’a znalazła się przy tym na obrazie autorstwa spółki Patterson & Barnes, który stanowić będzie kanwę plakatu tegorocznych Blues Music Awards.

Źródło: www.blues.org

Fedrujemy w Rocku

opublikowano w dziale Polska

Muzyczny festiwal odbywający się ponad 300 metrów pod ziemią? Brzmi niewiarygodnie, a jednak, takich atrakcji będziecie mogli skosztować podczas imprezy Fedrujemy w Rocku, która 19 i 20 lutego odbędzie się w Zabrzu. Pierwszego dnia – na Poziomie 320 w Zabytkowej Kopalni Węgla Kamiennego Guido – wystąpi Kasa Chorych i niemiecki Syndykat. Drugiego dnia, w Skansenie Górniczym „Królowa Luiza”, publiczności zaprezentuje się aż pięć bandów. Zagrają tam Ścigani, Obstawa Prezydenta, Cree, Highway i gospodarze festiwalu, Leszek Faliński Band. Takiego wydarzenia nie warto przegapić!

Madeleine Peyroux tuż tuż

opublikowano w dziale Polska

Do jedynego polskiego koncertu Madeleine Peyroux (fot. strona domowa artystki) zostało niewiele czasu. Następczyni Billie Holiday, jak nazywają ją muzyczni dziennikarze, wystąpi 26 listopada w warszawskim klubie Palladium. Koncert promować będzie nowy album „Bare Bones”, ale pewnie w jego repertuarze znajdą się też starsze piosenki, jak choćby dostępna na youtube.com „You Gonna Make Me Lonesome When You Go”. Informacje dotyczące biletów znajdziecie na stronie organizatora występu, agencji New Music Art Production.

Źródło: www.newmusicart.pl

Mike Greene i polska trasa

opublikowano w dziale Polska

Ostrów Wielkopolski, Szczawnica, Mszana Dolna, Rybnik i Malbork to tylko kilka z dziesięciu miast, które odwiedzi jeszcze Mike Greene (fot. strona myspace artysty) w ramach trwającej od 18 czerwca polskiej trasy koncertowej. Amerykański wokalista, gitarzysta i autor piosenek odwiedził już nasz kraj kilka lat temu z francuskim zespołem Bulldog Gravy dając kilka porywających – tak muzycznie, jak i wizualnie – koncertów, między innymi na festiwalu Toruń Blues Meeting. Teraz Mike Greene występuje w niecodziennym, bo niezwykle kameralnym składzie – na większości polskich występów towarzyszy mu jedynie Leszek Cichoński!

Źródło: www.myspace.com/mikejaygreene

T.M. Stevens w Starym Domu

opublikowano w dziale Polska

Z Jamesem Brownem nagrywał album „Gravity”,  należał do słynnych The Pretenders, współpracował z tak znanymi postaciami muzycznego świata jak Steve Vai, Cindy Lauper, Tina Turner, Joe Cocker czy Billy Joel. Basista T.M. Stevens (fot. strona domowa artysty), bo to o nim mowa, zawita ze swoim zespołem do Polski na jeden koncert. Mistrza funku, jak nazywają go niektórzy, posłuchać będziecie mogli na żywo 14 maja w Restauracji Stary Dom w Domecku k. Opola.

Źródło: www.stary-dom.pl

Charlie Musselwhite na bluesowym szlaku

opublikowano w dziale Świat

Charlie Musselwhite (fot. strona domowa artysty), amerykański mistrz harmonijki ustnej,  już wkrótce dopisze kolejną pozycję do długiej listy swoich osiągnięć. Artysta zostanie uhonorowany przystankiem swojego imienia na słynnym Mississippi Blues Trail. Ten kulturowy szlak łączący najważniejsze dla bluesa miejsca w Missisipi, dla upamiętnienia muzycznego dziedzictwa tej okolicy, stworzyły wspólnie władze stanu wraz z historykiem Jimem O’Nealem. Wśród artystów, którzy mają na szlaku swoje przystanki są między innymi B.B. King, Bo Diddley, Walter Horton czy Charley Patton. Uroczystość odsłonięcia markera Charliego Musselwhite’a będzie miała miejsce w piątek 24 kwietnia w miejscowości Kosciusko w Missisipi.

Źródło: www.bobcorritore.com

Wiosenne oszczędzanie

opublikowano w dziale Świat

Znawcy rynków walutowych widzą ponoć szansę na dalsze umacnianie się złotego. Może w świetle takich informacji warto zastanowić się nad muzycznymi zakupami w walucie innej niż polska? Zachęca do tego wytwórnia Alligator, która przygotowała dla melomanów akcję wiosennego oszczędzania. Przy składaniu zamówienia w ich internetowym sklepie wystarczy wprowadzić kod promocyjny – słowo „SPRINGBREAK” – a w ramach prezentu otrzymamy rabat w wysokości 20%. Dotyczy to całego katalogu Alligator Records, a w nim płyt kompaktowych, albumów DVD, książek, koszulek i wielu innych przedmiotów. Dodatkowo, każde 50 dolarów wydane na www.alligator.com, premiowane jest darmową płytą. Do wyboru jest jeden z czterech klasycznych longplay’ów – „Nightflight” Fentona Robinsona, „Step It Up!” C.J. Cheniera, „The Skin I’m In” Elvina Bishopa i wspólna sesja pianisty Johnny’ego Jonesa i harmonijkarza Billy Boy’a Arnolda. Wiosenne oszczędzanie potrwa do końca kwietnia.

Źródło: www.alligator.com

Radio Waves Festival czeka na zespoły

opublikowano w dziale Polska

Zespoły tworzące szeroko pojętą muzykę niezależną, w tym bluesa, a nie posiadające w swoim dorobku oficjalnych wydawnictw mają szansę na wygranie 10.000 zł i wydanie debiutanckiego albumu w wytwórni Biodro Records. Możliwość taką przynosi Radio Waves Festival, którego finał odbędzie się 27 i 28 czerwca w Piszu. Zgłoszenia przesyłać można do 30 kwietnia, ale nie do biura organizacyjnego w Piszu, a na adres jednej z regionalnych rozgłośni radiowych współpracujących z festiwalem. To ciekawe rozwiązanie ma na celu ułatwienie muzykom nawiązania kontaktów z przedstawicielami mediów i  dotarcie do jak największej liczby dziennikarzy muzycznych w kraju. Szczegółowe informacje na temat festiwalu, jak również listę partnerskich rozgłośni radiowych znajdziecie na stronie www.radiowaves-festival.com.

Źródło: www.radiowaves-festival.com

Symfoniczny blues w radiu

opublikowano w dziale Polska

Choć „Blues w filharmonii” Sławka Wierzcholskiego (fot. www.blues.ofek.pl) znajdzie się w sklepach muzycznych dopiero w dniu jego urodzin, czyli 19 kwietnia, już teraz na radiowych antenach możecie posłuchać piosenki, która ten album promuje. Singiel nosi tytuł „Stoję na moście”, a ilustruje go teledysk, który od kilku dni dostępny jest w serwisie Youtube.

Źródło: www.blues.ofek.pl

Z Magdą na czacie

opublikowano w dziale Polska

Ciekawe koncertowe plany, ulubione płyty, pozamuzyczne pasje? Lista pytań, które w najbliższą środę, w wirtualnej przestrzeni możecie zadać Magdzie Piskorczyk (fot. Irek Graff) jest praktycznie nieskończona. 8 kwietnia wokalistka gościć będzie na wideo-czacie Wirtualnej Polski. Rozmowa z fanami rozpocznie się o godzinie 17:00.

Źródło: www.czat.wp.pl

Thanks Jimi on-line

opublikowano w dziale Polska

Jak podało biuro prasowe klubu Stereo Krogs w Łodzi, dwa kluby w Polsce wezmą udział w próbie bicia Gitarowego Rekordu Guinnessa, która odbędzie się 1 maja we Wrocławiu w czasie festiwalu Thanks Jimi – Stereo Krogs i Free Blues Club ze Szczecina. Bicie rekordu nastąpi około godziny 14:00, ale klubowe imprezy w Szczecinie i Łodzi rozpoczną się godzinę wcześniej. Pierwsze połączenie internetowe z Rynkiem we Wrocławiu będzie miało miejsce około 13:30-13:45, drugie – z udziałem zespołu Deep Purple – około godziny 17:00. Muzycy chcący pojawić się w jednym z klubów i także wziąć udział w muzycznej zabawie muszą oczywiście przynieść ze sobą własne gitary.

Źródło: www.stereokrogs.com

Andy Collins w argentyńskim radiu

opublikowano w dziale Świat

Australijski blues prezentowany w argentyńskim radiu i słuchany przez polskich melomanów – trudno o lepszą definicję globalizacji. Pochodzący z Queensland w Australii Andy „Sugarcane” Collins (fot. strona domowa artysty), którego nazwisko pojawiło się na Blues.pl przy okazji recenzji wydanej niedawno płyty zespołu Vdelli, jako pierwszy w historii bluesman z Australii rozpocznie 1 maja trasę koncertową po Argentynie. Koncert, który tego samego dnia, o północy czasu argentyńskiego, zagra w klubie Mr. Jones w Buenos Aires będzie transmitowany na żywo przez tamtejsze Arinfo Radio zarówno na falach eteru, jak i w Internecie na stronie www.arinfo.com.ar. Muzyczny wieczór rozpocznie lokalny bluesman Gabriel Gratzer.

Źródło: www.arinfo.com.ar

Joanne Shaw Taylor „White Sugar”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Siedem lat temu Dave Stewart z Eurythmics zachwycił się umiejętnościami gitarowymi szesnastoletniej wówczas Joanne Shaw Taylor. Wrażenie jakie na nim zrobiła młoda brytyjska dziewczyna z Telecasterem było tak wielkie, że zaproponował jej trasę koncertową po Europie ze swoim zespołem D.U.P. oraz kontrakt fonograficzny. Niestety do nagrania płyty nie doszło z powodu bankructwa wytwórni, która miała zająć się wydaniem materiału. Zgodnie jednak ze starą prawdą „co się odwlecze to nie uciecze”, Joanne doczekała się w końcu swojego debiutanckiego krążka, choć fakt ten odwlekł się o dobrych kilka lat. Tym razem nie mogło być mowy o problemach wytwórni, gdyż album ukazał się nakładem Ruf Records, a nagrań dokonano pod czujnym okiem samego Jima Gainesa w jego studio w Memphis. Jim zaprosił również doświadczonych muzyków do sesji nagraniowej. Za perkusją usiadł Steve Potts – znany m.in. ze współpracy z Booker T. & the M.G.’s, a na basie zagrał Dave Smith, który nagrywał chociażby z Lutherem Allisonem czy Johnnym Langiem. Gitarowo i wokalnie trio dopełniła oczywiście Joanne i w takim składzie zarejestrowanych zostało dziesięć kompozycji, z czego dziewięć napisała nasza bohaterka. Utwory na tę płytę powstawały niemal przez całą ostatnią dekadę i są efektem fascynacji muzyką Alberta Collinsa, The Paladins, Steviego Ray Vaughana i Jimiego Hendrixa, wymienianych zawsze przez Joanne jako jej głównych idoli.

„White Sugar” to album dość różnorodny stylistycznie i doskonale ukazujący inspiracje, na bazie których artystka poszukuje własnej ścieżki muzycznej. Joanne udowadnia w nim swój wielki talent instrumentalny. Ta wciąż przecież bardzo młoda dziewczyna swoją błyskotliwą techniką gry na Telecasterze mogłaby wprawić w zakłopotanie niejednego mistrza sześciu strun. Stylowe frazowanie, naturalna lekkość i swoboda w grze oraz odważne żonglowanie rytmem  robią naprawdę duże wrażenie. Również wokalnie artystka prezentuje się bardzo dojrzale. Z jednej strony jej głos sprawia wrażenie chłodnego i beznamiętnego, a z drugiej jest w nim dużo subtelności i głębi. Nie chrypie, nie stara się udowodnić, że potrafi wygenerować z siebie ultradźwięki, lecz umiejętnie posługuje się skalą głosową jaką obdarzyła ją natura. Płytę rozpoczyna kompozycja „Going Home” z charakterystycznym pasażem gitarowym, który na tle pulsującej, transowej sekcji rytmicznej wprowadza klimat rodem z Południa Stanów. O ile w tym utworze Joanne dość oszczędnie dawkuje dźwięki, to w numerze zatytułowanym „Time Has Come” funduje słuchaczowi prawdziwe, gitarowe wariacje. Ten spokojny, kołyszący blues aż skrzy się od rasowych zagrywek najwyższej próby. Zaraz po nim następuje utwór tytułowy – instrumentalne Texas shuffle. Bardzo pomysłowe zastosowanie pauz na początku czyni go niezmiernie interesującym aranżacyjnie. Szkoda tylko, że w dalszej części solowych improwizacji artystka za bardzo stara się naśladować SRV, bo byłby z tego naprawdę oryginalny numer. W kompozycjach „Who Do You Want Me To Be?” oraz  „Watch ‘Em Burn” Joanne przywołuje ducha Jimiego Hendrixa. To zdecydowanie najmocniej zagrane i najbardziej dynamiczne momenty na płycie, choć poza solidnym gitarowym rzemiosłem i chwytliwym refrenem pierwszej z nich, niczego odkrywczego nie wnoszą. Na uwagę natomiast zasługuje ósma pozycja playlisty, zatytułowana „Heavy Heart”. Ten piękny soulowy utwór oparty na akompaniamencie dyskretnie wykorzystującym efekt wah-wah, z łagodnym, refleksyjnym wokalem, idealnie komponującym się z delikatnymi dźwiękami gitary, jest dla mnie jednym z najbardziej interesujących punktów albumu. Całość wieńczy piękna bluesowa ballada o wymownym tytule „Blackest Day”. I wcale nie szkodzi, że do złudzenia przypomina ona Vaughanowską „Tin Pan Alley”, a zważając na fakt, iż Joanne napisała ją w wieku czternastu lat, tym bardziej budzi szacunek.

Brytyjski magazyn „Blues Matters” napisał: „Joanne is the new face of the blues”. „White Sugar” w pewnym sensie potwierdza te słowa, demonstrując wielki talent młodej Brytyjki. Potrzeba tylko ukształtowania własnego, niepowtarzalnego stylu, który – miejmy nadzieję – objawi się w kolejnych albumach Joanne Shaw Taylor, czego pozostaje jej życzyć.

Tomasz Kruba

Wydawca: Ruf Records
Posłuchaj: www.myspace.com/joanneshawtaylor

Satan & Adam ruszają w trasę

opublikowano w dziale Świat

Po prawie dekadzie przerwy, w lecie 2008 roku, znany z występów na ulicach nowojorskiego Harlemu duet Satan & Adam (fot. strona domowa artystów) wznowił muzyczną działalność. Okazjonalne koncerty, które odbyły się od tamtego czasu towarzyszyły np. promocji książki Adama Gussowa „Journeyman’s Road: Modern Blues Lives From Faulkner’s Mississippi to Post-9/11 New York”. Teraz duet – wsparty przez perkusistę – rusza w samodzielną trasę koncertową, która rozpocznie się 14 czerwca w Południowej Karolinie, a zakończy 20 czerwca w New Hampshire. Siedem dni, siedem koncertów i siedem okazji by usłyszeć na żywo mającego 73 lata Satana Magee – szkoda, że tylko w Stanach Zjednoczonych.

Źródło: www.modernbluesharmonica.com

Kim Wilson tuż tuż

opublikowano w dziale Polska

Coraz mniej dni dzieli nas od polskiego koncertu Kima Wilsona i zespołu The Fabulous Thunderbirds (fot. strona domowa zespołu), który 25 maja – na zakończenie Gdynia Blues Festival – wystąpi w Teatrze Muzycznym w Gdyni. W ramach psychicznego przygotowania do koncertu prezentujemy dostępną w serwisie Youtube, prawie ośmiominutową próbkę tego, do czego ci panowie są zdolni na żywo. „Look Watcha Done/Wrap It Up” – na scenie, obok Kima Wilsona, Kid Ramos.

Źródło: www.gdyniabluesfestival.pl

Harmonijka pomaga dzieciom

opublikowano w dziale Świat

Czy harmonijka ustna jest w stanie pomóc chorym i potrzebującym opieki dzieciom? Gary Allegretto, amerykański bluesman i założyciel organizacji Harmonikids twierdzi, że tak – choćby za sprawą uśmiechów, które pojawiają się na twarzach dzieci biorących udział w jego muzycznych zajęciach. Jedne z niedawnych, organizowanych przez Harmonikids warsztatów odbyły się w szpitalu dziecięcym w Houston w Teksasie (fot. www.harmonikids.org), gdzie jedno z dzieci zmarło z powodu zarażenia wirusem A/H1N1. Mimo zagrożenia Allegretto nie poszedł śladem innych wolontariuszy pracujących z dziećmi i nie odwołał szpitalnej wizyty. Więcej na temat społecznej działalności Harmonikids przeczytać możecie na stronie internetowej organizacji. W serwisie Youtube możecie też zobaczyć krótki film, prezentujący szpitalne warsztaty.

Źródło: www.harmonikids.org

Poezja, muzyka i Andrzej Dorobek

opublikowano w dziale Polska

„Poeta, znawca muzyki, anarchista” – tymi słowami jeden z recenzentów Miesięcznika Literackiego „Akant” określił Andrzeja Dorobka (fot. archiwum własne), znanego melomanom choćby z publikacji na łamach czasopisma Jazz Forum. W czwartek 7 maja, w Studenckim Klubie Pracy Twórczej „Od Nowa” w Toruniu, a więc w miejscu związanym mocno tak z poezją, jak i z muzyką – to w „Od Nowie” pierwsze próby miała Republika i to w niej odbywa się festiwal Toruń Blues Meeting – Dorobek zaprezentuje swój nowy zbiór wierszy, „Śpiewnik songbook”. Prezentacja będzie miała formę audycji poetycko-muzycznej i jak zapowiada autor, nie zabraknie w niej ciekawych, często mało znanych dźwiękowych fragmentów.

Źródło: www.odnowa.umk.pl

Bluesmani w nagrodzonym filmie

opublikowano w dziale Świat

„Światowej sławy muzyk, którego płytowy debiut był wielkim sukcesem, wycofuje się z muzycznej branży i wraca do rodzinnego miasteczka po tym, jak jego druga płyta okazuje się komercyjną porażką. Tam spotyka dawno niewidzianego przyjaciela, syna punk-rockowej legendy, który pracuje jako nauczyciel muzyki w miejscowym gimnazjum. Spotkanie sprawia, że przyjaciele wracają pamięcią do młodzieńczych marzeń i analizują wybory, jakich dokonali w życiu. Niedługo potem, w towarzystwie grupy niesfornych muzyków ruszają w podróż trasą historycznej szosy 66. Trasą, która każe im rozliczyć się z przeszłością i stawić czoła przeznaczeniu…”. Tak pokrótce rysuje się fabuła filmu „The Perfect Age of Rock’n’ Roll” w reżyserii Scotta D. Rosenbauma, który na tegorocznym Newport Beach Film Festival otrzymał nagrodę dla „Niepospolitego Osiągnięcia Filmowego”. W obrazie grają m.in. Peter Fonda i Billy Dee Williams. W ścieżce dźwiękowej słychać kompozycje Roberta Johnsona, Howlin’ Wolfa i grupy Canned Heat. Co więcej jedna ze scen ma miejsce w bluesowym juke joincie. To w niej uczestniczą wspomniani w tytule notatki bluesmani – Hubert Sumlin, Pinetop Perkins, Bob Stroger i Sugar Blue (fot. oficjalna strona filmu). Więcej kadrów z bluesowej sceny, biografie bluesmanów i odrobinę ciekawego materiału dźwiękowego znaleźć możecie w witrynie „The Perfect Age of Rock’n’ Roll”.

Źródło: www.theperfectageofrocknroll.com

„Pamiętajcie o mnie”

opublikowano w dziale Świat

Gdy pod koniec lat dziewięćdziesiątych, w odstępie dwóch lat, zmarły matki trzech członków jego zespołu i jego własna, nieżyjący już harmonijkarz Paul deLay (fot. strona domowa artysty) napisał przejmującą kompozycję „Remember Me” zamieszczoną potem na albumie „Heavy Rotation”. Pod tym samym hasłem – „Pamiętajcie o mnie” – odbywają się w Portland coroczne koncerty jego pamięci, z których dochód przeznaczony jest na organizowany przez Ethos Music Center w Portland program stypendialny imienia deLay’a. Jego celem jest wspieranie muzycznego rozwoju utalentowanej młodzieży zamieszkującej tzw. zaniedbane środowiska. Tegoroczny koncert odbędzie się 5 kwietnia, a rolę gwiazdy wieczoru pełnić będzie James Harman – harmonijkarz, którego kariera trwa już ponad 40 lat; zdobywca statuetek Blues Music Awards; przyjaciel Paula. Harmanowi towarzyszyć będą muzycy dawnego Paul deLay Band: Peter Dammann na gitarze, Dave Kahl na basie i Jeff Minnick na gitarze. Na scenie nie zabraknie oczywiście lokalnych muzyków.

Źródło: www.blues.org

Zmarł Eddie Bo

opublikowano w dziale Świat

Straciliśmy jedną z legend nowoorleańskiej muzyki. Jak podała agencja Associated Press, w środę 18 marca w wyniku nagłego ataku serca zmarł Edwin Joseph Bocage, czyli Eddie Bo – wokalista, pianista, autor piosenek i twórca muzycznych aranżacji. Miał 78 lat. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych Bo był jednym z tych, którzy pomogli zdefiniować specyficzne brzmienie rhythm’n’bluesa z Nowego Orleanu. Jego piosenki śpiewali na przykład Etta James czy Little Richard. W późniejszym okresie życia współpracował z dwójką uznanych muzyków z Luizjany, Rafulem Nealem – ojcem Kenny Neala i Tabby Thomasem – ojcem Chrisa Thomasa Kinga. Razem, jako The Hoodoo Kings, nagrali dobrze przyjętą przez publiczność płytę dla wytwórni Telarc. Warto do niej sięgnąć, bo wczesne nagradia Eddiego Bo są u nas niestety trudne do zdobycia, a posłuchać go warto.

Źródło: www.ap.org

Blues w filharmonii

opublikowano w dziale Polska

„Blues w filharmonii” to kolejny przejaw muzycznych poszukiwań Sławka Wierzcholskiego, a zarazem jego najbardziej eklektyczna płyta. Obok Nocnej Zmiany Bluesa, w aranżacjach 15 nowych utworów wykorzystano potencjał muzyków z bydgoskiej orkiestry symfonicznej. Aranżacje orkiestrowe autorstwa Bogdana Ciesielskiego sprawiają, że całość przypomina brzmienie polskich orkiestr radiowych z lat 50-tych, zwłaszcza, że krążek zawiera utwory w konwencji latynoskiej, swingowej, jazzującej, rockabilly i oczywiście bluesa. Dodatkową atrakcją CD są goście, m.in.: harmonijkarze Steve Baker i Zygmunt Zgraja, a także gitarzysta Jacek Spruch. Z uwagi na odmienność brzmienia „Bluesa w filharmonii” od tego, do którego przyzwyczaiła fanów Nocna Zmiana Bluesa, płytę firmuję tylko Sławek. Album ma się ukazać 20 kwietnia nakładem warszawskiej 4everMUSIC.

Źródło: blues.ofek.pl

Wychłostać playback!

opublikowano w dziale Polska

Po 25 latach kariery muzycznej Shakin’ Dudi  rozpoczął ogólnopolską kampanię przeciwko playbackowi. Jej głównym przejawem jest stworzony przez Ireneusza Dudka obywatelski projekt „ustawy”, która ma zakazać tego procederu. Z tą ciekawą inicjatywą można zapoznać się - a także wyrazić dla niej poparcie – na stronie www.stopplaybackowi.pl. Znajdują się tam także informacje o tym, jak rozpoznać „artystę” dopuszczającego się takich praktyk. Gratulujemy pomysłu, całkowicie go popieramy!

Źródło: www.stopplaybackowi.pl

Rybnik Blues Festival

opublikowano w dziale Polska

13 i 14 marca 2009 roku w Rybniku – w Teatrze Ziemi Rybnickiej – odbędzie się kolejna edycja Rybnik Blues Festival. Pierwszego dnia wystąpią: Blueset, Krakowska Grupa Bluesowa i Melvin Taylor. Dzień drugi swoją muzyką ozdobią: Jack Cannon, Mr. Blues i przyjaciele, Easy Rider, a także Patsy Gamble i Lester Kidson Band. Po koncertach każdy będzie mógł spróbować swoich muzycznych sił podczas jam sessions w restauracji pod ratuszem.

Źródło: www.rbf.wirtualnezory.pl

Snooks Eaglin – niech spoczywa w pokoju

opublikowano w dziale Świat

Gitarzysta i wokalista Snooks Eaglin (fot. Ed Newman) to człowiek, którego imię i muzyka kojarzyły się nierozerwalnie z Nowym Orleanem. Zmarł w środę, 18 lutego 2009 roku w wyniku powikłań związanych z rakiem prostaty. Miał 72 lata. Mimo utraty wzroku w młodym wieku, jego wrodzony talent i ogromna charyzma zapewniły mu udaną karierę muzyczną. Jego pierwsze nagranie zarejestrowane zostało w 1952 roku, gdy grał na gitarze u Sugar Boy Crawforda. W 1958 folklorysta Dr Harry Oster nagrał solową gitarę akustyczną Snooksa – nagrania te ukazały się później za sprawą takich wytwórni jak Folkways, Folk-Lyric czy Prestige/Bluesville. Oprócz twórczości własnej działał jako gitarzysta sesyjny, np. u boku Professora Longhaira

Źródło: www.nola.com

Piotr Czulak odszedł

opublikowano w dziale Polska

W środę, 3 stycznia 2007 roku, po długiej walce z rakiem zmarł Piotr Czulak  (fot. Piotr Prządka) – lider, kompozytor i gitarzysta zespołu Patchwork. Był absolwentem Akademii Muzycznej w Cieszynie, studiował też matematykę. Pełen poczucia humoru i woli życia do ostatnich dni grał na gitarze ciesząc muzyką siebie i innych. Pogrzeb odbył się w piątek, 5 stycznia w kościele pod wezwaniem Św. Jerzego w Rydułtowach.

Odszedł Piney Brown

opublikowano w dziale Świat

Bluesowy wokalista Piney Brown zmarł w czwartek 5 lutego 2009 roku w swoim domu w Dayton. Miał 87 lat. Brown był najbardziej znany ze swoich nagrań z lat 40. i 50. wydawanych przez takie wytwórnie jak Apollo, King, Jubiler, Parr czy Sittin’ In. Nagrywał także dla Sound Stage 7 i razem z Jamesem Brownem stworzył utwór „Popcorn”. Mimo, że był aktywny muzycznie przez całe życie, nie doczekał się wielkiej popularności, choć trzeba przyznać, że jego ostatnia, bardzo dobra płyta „One Of These Days” spotkała się z pozytywnymi recenzjami w branżowych mediach.

Źródło: www.pineybrown.com

Bob Corritore – 25 lat na antenie

opublikowano w dziale Świat

Wybitny harmonijkarz, producent muzyczny, właściciel lokalu The Rhythm Room w Phoenix w Arizonie… Bob Corritore (fot. strona myspace artysty) to jedna z najaktywniejszych postaci na współczesnej bluesowej scenie. Do listy jego zasług doliczyć można 25. letni staż w roli prezentera radiowego – prowadzona przez Boba audycja, Those Lowdown Blues, pojawiła się na antenie radia KJZZ w lutym 1984 roku! Obchody ćwierćwiecza działalności odbędą się 20 marca 2009 roku w The Rhythm Room. Z tej okazji na scenie pojawią się m.in.: Big Pete Pearson, Chris James, Patrick Rynn, Dave Riley, Chief Schabuttie Gilliame i gość specjalny, legenda bluesowych klawiszy, Henry Gray. Koncert będzie połączony z promocją płyty „Broadcasting The Blues” – albumu, zbierającego utwory, które na przestrzeni lat bluesowe gwiazdy wykonały na żywo w audycji Boba.

Źródło: www.bobcorritore.com

Storyville „Live At Antones”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Być może niektórzy znają głos Malforda Milligana z pierwszej sceny filmu „Telefonistka”. Sam obraz nie był najwyższych lotów, ale wykonana przez Milligana kompozycja Blind Willie Johnsona „Soul Of A Man” tak. To właściwie dla tych kilku minut mocnego, chropowatego głosu i akustycznej gitary slide warto zaopatrzyć domową wideotekę w ten przeciętny tytuł. Teraz, dzięki nowemu albumowi grupy Storyville, miłośnicy talentu Milligana mogą podziwiać swojego idola w zdecydowanie szerszym wymiarze – na dwóch płytach audio i jednej DVD. Fanów klasycznego soulu ucieszy potęga głosu Malforda i jego umiejętność przekazywania głębokich emocji, szczególnie w tych wolniejszych kompozycjach. Jakby tego było mało, jeden z ciekawszych wokalistów na muzycznej scenie Austin stoi tu na czele blues-rockowej lokomotywy, z dwoma gitarzystami prowadzącymi i zgraną sekcją rytmiczną. W tej roli Tommy Shannon i Chris Layton, a więc słynne Double Trouble, pokazują jak dobrze gra się im razem – pulsują z dokładnością szwedzkiego zegarka. To samo, tyle że na gitarowym polu powiedzieć należy o pozostałych członkach formacji. Dave Holt i David Grissom często wymieniają solówki, ale jeszcze częściej wspierają się wzajemnie, zamiast się przekrzykiwać. Biorąc pod uwagę zarówno jakość, jak i ilość zawartej na albumie muzyki „Live At Antones” to jedna z obowiązkowych pozycji na liście blues-rockowych zapaleńców. Trudno o bardziej udany zakup.

Przemek Draheim

Wydawca: Dog Years
Posłuchaj: www.myspace.com/storyvilleaustintx

T-Birds na wiosnę

opublikowano w dziale Polska

Słońce i morska bryza – typowa wiosna nad morzem. Do tej sielankowej listy Gdynia doliczy niebawem jeszcze coś… Ptaszki, o zobaczeniu których, w kategorii życiowego marzenia myślał niejeden polski bluesfan. 25 maja – na zakończenie Gdynia Blues Festival – w Teatrze Muzycznym w Gdyni wystąpi Kim Wilson i zespół The Fabulous Thunderbirds (fot. strona myspace artystów)! 21 maja w roli tych, którzy festiwal otworzą, zaprezentuje się w Blues Clubie szwedzkie trio The Go Getters – ponoć specjaliści z dziedziny łączenia boogie, rock’n’rolla i rockabilly w jedną wybuchową całość. Nie zabraknie rzecz jasna polskich zespołów. 22, 23 i 24 maja na Bulwarze Nadmorskim zagrają między innymi: Mietek Blues Band, Dżem, Boogie Boys, Szulerzy, Nocna Zmiana Bluesa i Cree. A my, w ramach zapowiedzi koncertu Kima Wilsona, a także wiosennej poprawy nastroju, zapraszamy do przypomnienia sobie dawnych czasów, kiedy bluesowe zespoły też tworzyły teledyski – poniżej Kim Wilson, grupa The Fabulous Thunderbirds i dostępna w serwisie Youtube oryginalna wersja hitowego „Wrap It Up”.

Źródło: www.gdyniabluesfestival.pl

Johnny Depp i muzyka Otisa Taylora

opublikowano w dziale Świat

Dwie nominacje do Blues Music Awards, jedna w kategorii „Akustyczny artysta roku”, druga w kategorii „Instrumenty różne” – to skrócony bilans tegorocznych sukcesów Otisa Taylora (fot. www.omebanjos.com). Do tej listy możemy teraz doliczyć kolejny – utwór „Ten Million Slaves” z doskonale przyjętej przez publiczność i krytyków płyty „Recapturing The Banjo” został wykorzystany w oficjalnym trailerze hollywodzkiej produkcji „Public Enemies”, której premiera przewidziana jest na lato. Reżyserem filmu jest Michael Mann, producent i scenarzysta serialu „Policjanci z Miami”, a także scenarzysta i reżyser „Ostatniego Mohikanina”. W obrazie opowiadającym historię Johna Dillingera, słynnego złodzieja aktywnego w czasach Wielkiego Kryzysu, występują między innymi Johnny Depp, Christian Bale i zdobywczyni Oscara, Marion Cotillard. W zamieszczonym na Youtube trailerze utwór Taylora pojawia się w połowie filmu, by w dalszej jego części ukazać się jeszcze wyraźniej. Sądząc po takiej prezentacji utworu jest szansa, by „Ten Million Slaves” stało się ważnym motywem muzycznym całego filmu. Oby tak było.

Źródło: www.telarc.com

John Cephas zasnął na zawsze

opublikowano w dziale Świat

Jak podała agencja Piedmont Talent, 4 marca we własnym domu zmarł z przyczyn naturalnych gitarzysta John Cephas (fot. strona myspace artysty), połowa duetu Cephas & Wiggins, który kilka lat temu występował na festiwalu Rawa Blues. Miał 78 lat. Razem z Wigginsem Cephas dokonał niezliczonej ilości nagrań dla takich wytwórni jak:  L+R, Flying Fish, Evidence, Bullseye Blues, Alligator i Chesky. Był też laureatem licznych nagród, wśród których znalazł się bluesowy Oscar, W. C. Handy Award. Niedawno, w związku z pogarszającym się stanem zdrowia,  John Cephas wycofał się z aktywnej działalności muzycznej.

Źródło: piedmonttalent.com

Bluesmani piszą piosenki

opublikowano w dziale Świat

Organizatorzy Międzynarodowego Konkursu Twórców Piosenek (International Songwriting Competition) ogłosili finalistów poszczególnych kategorii i piosenki, które mają szanse zdobyć nagrody. Nas oczywiście interesuje bluesowa kategoria, w której znaleźli się między innymi: Chris James i Patrick Rynn – gentlemani, których najnowsza, wydana przez wytwórnię Earwig płyta odbiła się w muzycznych mediach szerokim echem, Gina Sicilia (fot. Jim Esposito, okładka albumu „Hey Sugar”) – utalentowana wokalistka promująca obecnie drugą w dorobku płytę i Mighty Sam McClain – jeden z ciekawszych dziś soulowych głosów. Zwycięzców konkursu poznamy w kwietniu.

Źródło: www.songwritingcompetition.com

Blues Marką Roku?

opublikowano w dziale Polska

Niedawno informowaliśmy o planach związanych z tegoroczną edycją Suwałki Blues Festival. Teraz przyszła kolej na pozamuzyczne wieści – festiwal został zgłoszony do Plebiscytu „Podlaska Marka Roku” w kategorii „Przedsięwzięcie”. W konkursie o tytuł najlepszej konkurują imprezy i inicjatywy o charakterze kulturowym, naukowym, społecznym, historycznym i turystycznym zorganizowane na terenie województwa podlaskiego w 2008 roku. Głosowanie trwa od 23 lutego i odbywa się za pomocą kuponów, które publikowane są na łamach portalu www.wrotapodlasia.pl i w prasie lokalnej. Na osoby biorące w nim udział czekają atrakcyjne nagrody. Niestety, głosować mogą wyłącznie mieszkańcy województwa podlaskiego. Plebiscyt zakończy się 8 marca.

Źródło: www.wrotapodlasia.pl

Bluzapalooza w Egipcie

opublikowano w dziale Świat

Bluzapalooza – muzyczny projekt stworzony przez dwóch bluesowych producentów Steve’a Simona i Johna Hahna z myślą o zapewnieniu dobrej rozrywki amerykańskim żołnierzom stacjonującym poza krajem. Tyle definicji. Pierwsza trasa koncertowa pod szyldem Bluzapalooza miała miejsce w Iraku. Teraz muzycy wybierają się do Egiptu. Na zaproszenie Amerykańskiego Ambasadora w Egipcie, pani Margaret Scobey, w kraju piramid pojawią się Billy Gibson – „Bluesowy Książę Beal Street”, Eden Brent – pianistka nominowana do tegorocznych Blues Music Awards aż w czterech kategoriach i zespół Delta Highway – niesłychanie obiecujący debiutanci. Wszyscy oni będą występować nad Nilem między 24 a 29 marca. Jeden z planowanych koncertów odbyć się ma w amerykańskiej ambasadzie w Kairze.

Źródło: www.myspace.com/bluzapalooza

Bluesowy kalendarz w przygotowaniu

opublikowano w dziale Polska

Jak poinformował nas Benedykt Kunicki, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Bluesowego, na Polski Dzień Bluesa – to jest na 16 września – PSB planuje wydanie bluesowego kalendarza. Kalendarz będzie specyficzny, bo znajdzie się w nim okres od 16 września 2009 roku do Dnia Bluesa w roku 2010. Wydawnictwo ma uwzględniać najważniejsze festiwale, strony internetowe i inne informacje związane z bluesem. Nie zabraknie oczywiście ciekawych zdjęć prezentujących zarówno młodych, jak i uznanych muzycznych twórców.

Źródło: www.blues.org.pl

Cichoński w zespole Urbaniaka

opublikowano w dziale Polska

Urbanator (fot. strona domowa zespołu) to amerykańska formacja Michała Urbaniaka, która od momentu powstania miała łączyć ze sobą dwa muzyczne style, jazz i hip-hop. W zespole grała czołówka nowojorskiej sceny jazzowej, m.in. Herbie Hancock, Marcus Miller czy Maurice Brown. Podczas czerwcowej trasy, w czasie której grupa zagra w Łodzi, Warszawie i Gdyni, wystąpi z Urbanatorem Leszek Cichoński.

Źródło: www.cichonski.art.pl

Zmarł Jim Dickinson

opublikowano w dziale Świat

Bardzo przykra wiadomość dotarła do nas z Memphis. W sobotni poranek, w wieku sześćdziesięciu siedmiu lat zmarł we śnie Jim Dickinson – uznany artysta i producent muzyczny, który od kilku miesięcy borykał się z problemami zdrowotnymi po operacji serca. Kilkanaście dni temu odbył się koncert dobroczynny (graf. www.southernbrand.com), z którego dochód miał pokryć koszty związane z leczeniem Dickinsona. Wzięli w nim udział między innymi: John Hiatt, Sid Selvidge, Jimbo Mathus i The North Mississippi Allstars. Wspominając artystę warto przypomnieć sobie dostępny na youtube.com teledysk do jego wersji utworu J.B. Lenoira, „Down In Mississippi”.

Źródło: www.blues.org

Gwiazdy Jimiway Blues Festival

opublikowano w dziale Polska

Philip Sayce ze Stanów Zjednoczonych, The Road Band z Litwy, Shakin’ Dudi, Hoodoo Band, Blues Doctors, Śląska Grupa Bluesowa, Moo Moo Milk i Amerykanka Sharrie Williams (fot. strona domowa artystki) wystąpią przed gośćmi tegorocznej edycji festiwalu Jimiway, który odbędzie się 23 i 24 października w Ostrowie Wielkopolskim. Oba festiwalowe dni rozpocznie „Scena bluesa akustycznego”, a na niej w piątek Hard Times, w niedzielę zaś Virgis Jutas z Bogdanem Topolskim. Po koncertach odbędą się tradycyjne jam session, nie zabraknie też wystawy muzycznych zdjęć.

Źródło: www.jimiway.pl

Derek Miller, czyli Kanadyjczyk z pazurem

opublikowano w dziale Świat

Szperając pewnego dnia w internetowych zasobach serwisu YouTube trafiłem na teledysk, który od samego początku przykuł moją uwagę. Już pierwsze dźwięki gitary jasno dały sygnał, aby się zatrzymać i sprawdzić któż to tak gra. No i zatrzymałem się czekając na rozwój wypadków, co potem pociągnęło za sobą konsekwencje finansowe, czyli zakup płyt.

Ale wróćmy do utworu, na który trafiłem. Na początku słyszymy niepokojące dźwięki gitary, a widzimy samotnego faceta w garniturku z gitarą na plecach. Pomyślałem: jest dobrze. Okazało się, że słucham i oglądam artystę o nazwisku Derek Miller (fot. strona domowa artysty), a utwór to „Devil Come Down Sunday” – kompozycja otwierająca drugą płytę tego nieznanego mi wówczas muzyka. Ten urodzony w Kanadzie 35 letni gitarzysta i wokalista ma w swoim dorobku dwie płyty: wydaną w 2002 roku przez The SOAR Corporation „Music Is the Medicine” oraz wydaną w 2006 roku przez Arbor Records „The Dirty Looks”.

Ale zacznijmy poznawać naszego bohatera od początku, czyli od pierwszej, zawierającej jedenaście kompozycji płyty „Music Is My Medicine”. Autorem większości materiału jest tam Derek Miller, a krążek ma kilka naprawdę jasnych punktów, ot choćby tytułowy „Music Is The Medicine”, czwarty na płycie „Into The Storm”, czy szósty w kolejności „War Shack”. Jeśli chodzi o gitarę, to Derek nie jest wirtuozem, który atakuje niezliczoną ilością nutek w jak najkrótszym czasie. Jego solówki są krótkie, czasem delikatne i melodyjne, a czasami mocne z ostrym atakiem na struny – krótko mówiąc mają pazur.

Mija kilka lat i pojawia się druga płyta, „The Dirty Looks”. Na okładce mamy Dereka Millera z gitarą Gibson Firebird, na albumie zaś dwanaście kompozycji, które mnie osobiście położyły na łopatki. To płyta z gatunku tych, których należy słuchać na podkręconym „volume”. Ale po kolei… „Devil Come Down Sunday” (o którym wspominałem na początku) to ciężki rockowy numer oparty na solidnym riffie i mocnym śpiewie naszego bohatera. W „Stormy Eyes” jest troszkę spokojniej, ale wciąż rockowo. Potem chwila oddechu w chwytliwym utworze „Girls”. Później znów atak, na początku spokojniej, ale w refrenie wręcz punkowo. To „Throw The Hammer Down”, a w nim świetne, rozpędzone solówki Millera. Kolejny utwór – „Ooh La La” – przynosi uspokojenie nastroju. A potem? No cóż, nie chcę zdradzać wszystkiego.

Miłośnikom blues-rockowego grania proponuję osobiście sięgnąć po ten krążek, bo naprawdę warto. Muzyka na płycie trwa 43 minuty, które błyskawicznie mijają, a my znowu chcemy wcisnąć „start”.

Derek już zbiera nagrody za swoją twórczość, więc wygląda na to, że nie tylko mnie zachwycił swoją muzyką (otrzymał m.in. Juno Award 2008 – czyli kanadyjską nagrodę muzyczną – za album „The Dirty Looks”). Myślę, że znakomity kanadyjski artysta Jeff Healey, który wyruszył w trasę po anielskich barach ma godnego następcę, a Derek przyniesie nam jeszcze wiele dobrej muzyki. Chociaż ostatnio ma na głowie podwójne zmartwienie – współpracę z Double Trouble). Nam wypada tylko cierpliwie czekać na jej efekty.

Krzysiek Witkowski

[P.S. Jeśli zainteresowała Was postać Dereka Millera, warto abyście zapoznali się z recenzowaną na łamach Blues.pl płytą „Indian Rezervation – Blues and More”, na której swoją twórczość prezentował Miller – przyp. Red.]

Polish Blues Session wreszcie wydane

opublikowano w dziale Polska

Po czterech latach, które materiał z koncertu „Polish Blues Session” przeleżał na studyjnej półce, ukazała się płyta z zapisem tamtego muzycznego spotkania. W czerwcu 2005 roku, w Kinoteatrze „Piast” w Ostrzeszowie odbył się koncert, który zainicjował Adam Kulisz. W występie wzięli udział między innymi: Michał Kielak, Bartek Szopiński, Marcin Szulkowski, Bartek Łęczycki i Jaromi Drażewski. Album, na którym znalazło się jedenaście utworów – wśród nich klasyczne „Stormy Monday” i „Hoochie Coochie Man” – wydała oficyna Jam Records.

Źródło: www.myspace.com/polishbluessession

Płyty „Toruńskich Gwiazd”

opublikowano w dziale Polska

Toruńskie Radio Gra ogłosiło muzyczny plebiscyt „Toruńskie Gwiazdy”, w którym znalazło się miejsce dla czterech kategorii – „Zespół Roku”, „Nadzieja Roku”, „Płyta Roku” i „DJ Roku”. Wśród nominowanych w kategorii płytowej znalazły się dwa albumy, o których pisaliśmy na Blues.pl. Pierwszy to longplay „10 Lat Hard Rock Pubu Pamela” wydany z okazji jubileuszu toruńskiego klubu, w którym na żywo prezentowany jest blues i muzyka rockowa; drugi to nowa produkcja Sławka Wierzcholskiego i Nocnej Zmiany Bluesa, „Blues w filharmonii”. Głosowanie potrwa do 2 sierpnia, zaś jego wyniki poznamy 7 sierpnia podczas Festiwalu „Toruńskie Gwiazdy”.

Źródło: www.torun.gra.pl

Śląska Grupa Bluesowa nagrywa płytę

opublikowano w dziale Polska

Ta wiadomość z pewnością ucieszy fanów Śląskiej Grupy Bluesowej (fot. Irek Graff). 7 i 8 sierpnia, w klubie „Muzyczna Owczarnia” w Szczawnicy, zespół zarejestruje dwa koncerty z myślą o nowym płytowym wydawnictwie. Będą to pierwsze nagrania, jakich z grupą dokona wokalistka Agnieszka Łapka. Na albumie pojawi się też gość specjalny, gitarzysta Maciej Radziejewski. Premierę longplay’a przewidziano na jesień.

Źródło: www.winder.art.pl

Warsztaty w Kluczborku

opublikowano w dziale Polska

Polski Dzień Bluesa zbliża się wielkimi krokami, a razem z nim wydarzenia, które wpisują się w jego obchody. Jednym z nich będzie muzyczny miting „Letnia Noc z Bluesem i Rockiem”, który 12 września odbędzie się w Kluczborku. Poranek wypełnią warsztaty, które poprowadzą: Lukasz Gorczyca – klasa basu, Lester Kidson – klasa gitary i Nazim Alijew – klasa perkusji. W wieczornym koncercie, obok wykładowców, zaprezentują się: Wojtek „Teck” Więckowski, Andy Egert i Kasa Chorych. Na warsztatowe zapisy macie czas do 4 września.

Źródło: www.kluczborskidomkultury.eu

Wolni Artyści – Wolna Muzyka

opublikowano w dziale Polska

„Zapewnienie twórcom jak najlepszej ochrony ich praw, przy jednoczesnym umożliwieniu jak najszerszego wykorzystania ich dzieł” – taką definicję licencji Creative Commons podaje polska Wikipedia. Od 17 sierpnia utwory muzyczne dostępne na licencji CC spotkać możecie w serwisie wolniartysci.pl – w portalu, który powstał aby umożliwić niezależnym twórcom muzyki czerpanie zysków ze swojej działalności, bez kompromisów i zobowiązań wynikających ze współpracy z wytwórniami płytowymi. Dzięki wprowadzonym zmianom zarejestrowani na stronie muzycy mogą wybrać pomiędzy sprzedażą utworów na klasycznych warunkach, a udostępnianiem nagrań do odtwarzania, rozpowszechniania, wykonywania i remiksowania za darmo.

Źródło: www.wolniartysci.pl

Kajetan Drozd z nagrodą prezydenta

opublikowano w dziale Polska

Na stronie internetowej Stowarzyszenia Muzycznego „Śląski Jazz Club” pojawiła się ciekawa informacja. Kajetan Drozd (fot. Marek Kierkicz) – lider zespołu „Siódma w Nocy”, którego debiutancka płyta wydana przez wytwórnię 4 Ever Music opatrzona jest medialnym patronatem Blues.pl – otrzymał jedną z Nagród Prezydenta Miasta Gliwice za osiągnięcia w dziedzinie twórczości artystycznej, upowszechniania i ochrony kultury w 2008 roku. Ceremonia wręczenia nagród odbędzie się 26 września w Ruinach Teatru Miejskiego w Gliwicach. Gratulujemy!

Źródło: www.sjc.pl

„Stetson and Bourbon” w czeskich Otrokovicach

opublikowano w dziale Świat

L.S. Band, Bloosers, Tom Jeger, Kŕdeľ divých Adamov, The Cell i polscy Ścigani to zespoły, które 17 października zaprezentują się w czeskich Otrokovicach podczas trzeciej edycji blues-rockowego festiawalu „Stetson and Bourbon”. Po pozytywnych opiniach z jakimi spotkały się dwie poprzednie odsłony przeglądu, tegoroczną edycją swoim honorowym patronatem objął Konsul Generalny RP w Ostrawie. Zapowiada się mocne muzyczne uderzenie.

Źródło: www.besedaotrokovice.cz

Blues na deptaku

opublikowano w dziale Polska

Choć muzycznie Ciechocinek kojarzy się przede wszystkim z dancingami, początek września należy tam do bluesa. 5 września w Parku Zdrojowym odbędzie się kolejna edycja festiwalu „Blues bez barier”. Na scenie pochodzącej z 1909 roku i wybudowanej w stylu zakopiańskim muszli koncertowej zaprezentują się Blues Flowers, Easy Rider, Zdrowa Woda i Cree. W przypadku złej pogody koncert ma zostać przeniesiony do Teatru Letniego.

Źródło: www.ciechocinek.pl

Odeszła Marie Knight

opublikowano w dziale Świat

Smutną wiadomość opublikowała na swojej stronie internetowej M.C. Records. 30 sierpnia, na skutek powikłań po zapaleniu płuc, zmarła w Nowym Jorku pieśniarka gospel Marie Knight (fot. strona domowa artystki). Początki jej muzycznej przygody sięgają roku 1946, kiedy zaczęła występować z Siostrą Rosettą Tharpe. Wspólnie osiągnęły status jednych z najbardziej popularnych wykonawców muzyki gospel tamtej dekady. Na youtube.com zobaczyć możecie krótki wywiad z Marie Knight, który dołączony był jako bonus do jej ostatniej długogrającej płyty. Warto posłuchać tego, co ma w nim do powiedzenia.

Źródło: www.mc-records.com

Bluesowi oldboy’e w Brennej

opublikowano w dziale Polska

O ile większość muzycznych przeglądów adresowana jest do młodych wykonawców, o tyle Oldboy Rock & Blues Festiwal, który 5 i 6 września odbędzie się w beskidzkiej Brennej, adresowany jest do tych starszych twórców. Jak mówią organizatorzy: „Kierujemy nasz projekt do zespołów i muzyków średniego pokolenia, którzy tworząc własną muzykę, niejednokrotnie ciekawszą i wartościowszą od popularyzowanej w mediach, kończyli swoją karierę na próbach w przysłowiowym garażu i znani byli tylko nielicznej grupie stałych słuchaczy. Spośród tych formacji chcemy wyłowić największe talenty, ciekawe kompozycje oraz teksty, którym warto poświęcić nieco uwagi”. Pierwszy dzień imprezy wypełni konkurs i wieńczący go występ zespołu GalHan. Drugiego dnia publiczności zaprezentują się laureaci przeglądu i Kasa Chorych (fot. strona domowa zespołu) – na zdjęciu widoczna w składzie sprzed prawie trzydziestu lat.

Źródło: www.oldboyfestiwal.pl

Gurf Morlix „Last Exit To Happyland”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Gurf Morlix ma za sobą cztery dekady kariery muzycznej, lecz mimo tego nie osiągnął wielkiej popularności, a w Polsce jest w zasadzie nieznany.  Być może co bardziej wnikliwi melomani spotkali się z jego nazwiskiem na okładkach płyt, chociażby  takich artystów jak Lucinda Williams albo Ray Wylie Hubbard. To chyba najlepiej rozpoznawalni z bardzo długiej listy wykonawców, jakich  wspierał na scenie i w studio. Spośród nich należałoby wymienić jeszcze Warrena Zevona, Michaela Penna, Iana McLagana czy Mary Gauthier.

W połowie lat siedemdziesiątych Morlix przeniósł się z rodzinnego Buffalo w stanie Nowy Jork do Teksasu, gdzie nieprzerwanie do dnia dzisiejszego realizuje się jako ceniony sideman, multiinstrumentalista, wokalista, producent nagrań. Wykorzystując swoje olbrzymie doświadczenie zdobyte w trakcie pracy z rozmaitymi muzykami, dziesięć lat temu rozpoczął działalność solową. Efektem tego był wydany w 2000 roku debiutancki longplay „Toad Of Titicaca”. Zarówno na tym, jak i na  dwóch kolejnych krążkach przeważały utwory bądź to stricte country’owe, bądź mocno nacechowane elementami tej muzyki, uzupełnione gdzieniegdzie o folkowe melodie. Przed dwoma laty ukazała się czwarta płyta długogrająca zatytułowana „Diamonds To Dust”, która przyniosła zmianę kierunku gatunkowego. Oprócz folkowych ballad pojawiły się wyraźne nawiązania do swamp bluesa oraz rocka. W takiej estetyce utrzymany jest również  najnowszy album  „Last Exit To Happyland”.

Zawiera on dziesięć kompozycji, w których Morlix z uczuciem opowiada historie, w dużej mierze inspirowane wątkami osobistymi i otaczającą go, często brutalną rzeczywistością. Realizm i szczerość przekazu wzmacnia fakt, iż Gurf samodzielnie zarejestrował wszystkie partie instrumentów, z wyjątkiem perkusji, oraz wyprodukował cały materiał, choć akurat w jego przypadku nie jest to niczym nowym. Do studia zaprosił także trzy znakomite wokalistki: Patty Griffin, Ruthie Foster i Barbarę Kooyman znaną z grupy Timbuk 3. Pierwsza z wymienionych użyczyła swego głosu głównie w tematach akustycznych, jak na przykład refleksyjnym „She’s A River”, czy nostalgicznej balladzie „Voice Of Midnight”. Warto przy tym dodać, że „Voice Of Midnight” oddaje pamięć zmarłej tragicznie Kim McLagan – żony angielskiego pianisty Iana McLagana. Barbara Kooyman śpiewa w duecie z Gurfem w kołyszącym „Music You Mighta Made” przy akompaniamencie ragtime’owej gitary akustycznej i grzechotek, a w tekście Morlix odnosi się do ducha nieżyjącego  przyjaciela i legendarnego artysty Blaze’a Foleya. Z kolei Ruthie Foster możemy usłyszeć w niesamowitej „swamp’owej” kompozycji „Drums From New Orleans”, gdzie na drugim planie generuje lament  przywodzący na myśl chórki z tematu Dra Johna „Zu Zu Mamou” – popularnego choćby z kultowego obrazu Alana Parkera „Harry Angel”. Mocno osadzony w nowoorleańskim klimacie, i to nie tylko za sprawą tytułu, jest również melancholijny „Walkin’ To New Orleans” oddający hołd ofiarom huraganu Katrina. Rytmika utworu i lekko zachrypnięty wokal Morlixa kojarzą się z Tomem Waitsem, a sound Hammonda B3 imitujący rechot żaby nasila „bagnisty” charakter kompozycji. Na krążku znalazły się też numery o rockowym zabarwieniu reprezentowane przez „One More Second” – nieco w  stylu Marka Knopflera, czy „End Of The Line” z  gitarą à la Neil Young, przy czym nie tak mocno „zabrudzoną” jak u legendarnego Kanadyjczyka. Ciekawy przekaz niesie z sobą liryczny, country’owo-bluesowy song „Crossroads” zakończony sentencją: „I know some people who sold their soul to the devil and they don’t sound nothing like Robert Johnson”… Trzeba przyznać, iż skłania ona do refleksji.

Taki jest w zasadzie cały „Last Exit To Happyland” – refleksyjny, często wzruszający, niekiedy ezoteryczny, słowem naładowany wielkimi emocjami. Dlatego warto poznać Gurfa Morlixa i posłuchać tego, co opowiada w swoich historiach.

Tomasz Kruba

Wydawca: Rootball Records
Posłuchaj: www.myspace.com/gurfmorlix

Melody Gardot „My One And Only Thrill”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Odkąd Norah Jones osiągnęła komercyjny sukces, delikatne damskie głosy i równie zwiewne akustyczne aranżacje przestały być domeną miłośników jazzu, a stały się częścią muzycznego prawie-mainstreamu. Teraz – z drugą w dorobku płytą długogrającą – w ślady nowojorskiej koleżanki idzie młodziutka, bo dwudziestoczteroletnia, Melody Gardot. Po ścieżce pełnych nastroju piosenek kroczy na tyle interesująco, że i bluesfani powinni zwrócić na nią uwagę. Bo też obok takiego głosu trudno przejść obojętnie. Delikatny, bez odrobiny krzyku, jakby składający się z samego szeptu. Mniej charakterystyczny niż ten należący do Madeleine Peyroux, ale przez to łatwiejszy w odbiorze i pewnie trafiający do większej grupy odbiorców. Jednak w żadnym razie pospolity. W parze z głosem idzie talent do pisania piosenek, które brzmią świeżo, a jednocześnie przykuwają uwagę tym czymś, co już kiedyś, gdzieś się słyszało. To ponoć cecha największych songwriterów. Na „My One And Only Thrill” większość utworów to kompozycje Gardot. Wyjątkiem jest podany z subtelną nutą latino „Over The Rainbow” – inny niż niezapomniana wersja Evy Cassidy, ale też smakowity. Bluesfanom najbardziej spodoba się pewnie trzeci numer na płycie. „Who Will Comfort Me” mogłaby śmiało startować w konkursie na piosenkę roku i to w bluesowej kategorii. Zmysłowe pomruki wokalistki o klasie przedwojennej divy (dowód poniżej, w dostępnym na youtube.com filmiku promocyjnym); spacerujące po bębnach miotełki; ślizgający się leniwie Hammond; trąbka jak w zadymionym jazz clubie sprzed jakichś pięćdziesięciu lat. Publiczność Davida Lettermana, w którego telewizyjnym show zespół Melody Gardot wykonał tę piosenkę na żywo, nie kryła zachwytu. Bo zachwycać się jest czym – dla takich czterech minut i pięćdziesięciu siedmiu sekund warto pokusić się o zakup całej płyty. A że i w innych piosenkach sporo tam dobrego, nie ma co się długo zastanawiać.

Przemek Draheim

Wydawca: Universal Music Polska
Posłuchaj: www.myspace.com/melody

Bilety na Rawę są już do kupienia

opublikowano w dziale Polska

Jak podają organizatorzy imprezy, w związku z dużym zainteresowaniem tegoroczną edycją Rawa Blues Festival (fot. Konsbud Audio) rozpoczyna się sprzedaż biletów. Wejściówki możecie nabyć poprzez oficjalny serwis festiwalu, w sieci sprzedaży TicketPro oraz w wybranych sklepach muzycznych. Warto, bo lista wykonawców jest imponująca. 10 października w katowickim Spodku wystąpią między innymi: Rod Piazza & The Mighty Flyers – zespół, który miłośnicy harmonijki ustnej uważają za kultowy; Eric Sardinas – mistrz wybuchowego slide’u; Eden Brent – tegoroczna laureatka dwóch statuetek Blues Music Awards; a także Shakin’ Dudi świętujący dwudziestopięciolecie zespołu.

Źródło: www.rawablues.pl

XIX Blues nad Bobrem

opublikowano w dziale Polska

„Blues nad Bobrem” to hasło, jakie większości bluesfanów kojarzy się z muzycznymi warsztatami, które wykształciły imponującą plejadę utalentowanych muzyków. W tym roku, między 6 a 15 sierpnia, odbędzie się w Bolesławcu kolejna, dziewiętnasta już edycja festiwalu. Warsztaty w dziesięciu klasach – wokalu, gitary elektrycznej, gitary basowej, gitary akustycznej, perkusji, instrumentów klawiszowych, saksofonu, harmonijki ustnej, a także po raz pierwszy realizacji dźwięku i fotografii – poprowadzą między innymi: Krystyna Prońko, Leszek Cichoński, Jacek Królik, Jerzy Styczyński, Roman Puchowski, Sławek Wierzcholski, Wojciech Pilichowski i Zbigniew Lewandowski. Nowością mają być niebiletowane koncerty na bolesławieckim rynku. Wystąpią tam Nocna Zmiana Bluesa, Roman Puchowski & Keith Dunn, a także Trio Styczyński – Miarka – Riedel i Orkiestra Festiwalowa. Ostatniego dnia imprezy odbędzie się tradycyjny już Przegląd Zespołów Bluesowych im. Tadeusza Nalepy.

Źródło: www.bluesnadbobrem.eu

Warsztaty w Płocku

opublikowano w dziale Polska

W ramach festiwalu Rockowe Ogródki odbędą się w Płocku IV Letnie Warsztaty Muzyczne „Grać każdy może”. Między 6 a 10 lipca zajęcia w pięciu grupach instrumentalnych poprowadzą: Filip Sojka – bas, Grzegorz Grzyb – perkusja, Roman Puchowski – gitara akustyczna i wokal, Artur Dutkiewicz – klawisze i Krzysztof Misiak – gitara elektryczna. Chęć udziału w warsztatach możecie zgłaszać pod numerem telefonu (024) 268 90 70, a także na stronie www.rockoweogrodki.com.pl.

Źródło: Organizatorzy

Warsztaty w Siemianowicach Śląskich

opublikowano w dziale Polska

Zbliżające się wakacje sprzyjają rozwijaniu artystycznych pasji. Taki wniosek można wysnuć patrząc na ilość planowanych na najbliższe tygodnie muzycznych warsztatów. Między 6 a 10 lipca, w ramach „Akcji Lato”, na I Siemianowickie Warsztaty Bluesowe zaprasza Centrum Kultury w Siemianowicach Śląskich. Planowane są trzy klasy: gitary – którą poprowadzą Grzegorz Kapołka i Bohdan Lizoń, gitary basowej z Dariuszem Ziółkiem w roli wykładowcy i perkusji, w której instruktorem będzie Adam Buczek. Ostatniego dnia imprezy odbędzie się podsumowanie warsztatów, a w jego ramach przegląd amatorskich zespołów, koncert laureatów i jam session dla uczestników zajęć. Chęć udziału w warsztatach możecie zgłaszać do 1 lipca pod numerem telefonu (032) 228 72 80.

Źródło: Organizatorzy

Lep na Bluesa w Józefowie

opublikowano w dziale Polska

Po wstępie, którym 8 maja był konkurs dla bluesowych gitarzystów, przyszła pora na zasadniczą część cyklu imprez organizowanych w Józefowie pod wspólną nazwą „Lep na Bluesa – Festiwal Bluesowy im. Tadeusza Nalepy, Józefów 2009”. 16 i 17 czerwca odbędą się multimedialne prezentacje dotyczące historii bluesa, 20 czerwca – wernisaż wystawy malarskiej „Kolor bluesa – muzyczne inspiracje malarskie”, 21 czerwca – projekt edukacyjny dla dzieci. Tego samego dnia, wieczorem, rozpocznie się koncertowy finał festiwalu. Zagrają: Devil Blues, Slow Ride, Free Blues Band, zespół Nie-Bo z Robertem Luberą i finaliści konkursu dla gitarzystów.

Źródło: www.mokjozefow.pl

Śląskie Warsztaty Artystyczne

opublikowano w dziale Polska

Kolejna edycja bezpłatnych Śląskich Warsztatów Artystycznych przewidziana jest na przełom czerwca i lipca. Zajęcia i wykłady muzyczne obejmujące swoją tematyką bluesa, jazz i rock odbędą się między 30 czerwca a 4 lipca w Klubie Marchołt w Katowicach, a także w Młodzieżowym Ośrodku Pracy Twórczej w Dąbrowie Górniczej i w MDK Katowice Południe. Wśród wykładowców znajdą się Patrycja Gola, Grzegorz Kapołka, Marek Raduli, Mirosław Rzepa, Krzysztof Ścierański, Leszek Winder, Ireneusz Głyk, Michał Giercuszkiewicz i Jan Skrzek. Chęć udziału w zajęciach możecie zgłaszać osobiście lub telefonicznie:

  • Koordynaror warsztatów, Mirosław Rzepa, tel.: +48 607 57 65 75
  • Klub Marchołt, Katowice, ul. Warszawska 37, tel.: (032) 253 07 38
  • Młodzieżowy Ośrodek Pracy Twórczej, Dąbrowa Górnicza, ul. 3 Maja 30, tel.: (032) 262 54 61

Źródło: Organizatorzy

Kulturalne nagrody w Ostrowie Wlkp.

opublikowano w dziale Polska

Już po raz szesnasty przyznano w Ostrowie Wielkopolskim honorowe wyróżnienia dla osób, które w mijającym sezonie najbardziej przysłużyły się tamtejszej kulturze. Wśród nagrodzonych nie zabrakło tych, których znamy z muzycznej działalności. Zespół Blues Doctors otrzymał jeden z tytułów „Osobowości Ostrowskiej Kultury 2009”. Nagrody indywidualne powędrowały z kolei do Jerzego Wojciechowskiego – organizatora koncertów „Jazz w Muzeum” i Muzeum Jazz Festiwal oraz Józefa Balcara – aktywnego członka Towarzystwa Adoracji Bluesa i Rocka ’70.

Źródło: www.ostrow-wielkopolski.um.gov.pl

Zmarł Phillip Walker

opublikowano w dziale Polska

Smutną wiadomość przekazał nam Bob Corritore. 22 lipca, nad ranem, w wieku 73 lat zmarł Phillip Walker (fot. strona domowa artysty) – gitarzysta, który muzyczne szlify zbierał w zespole Cliftona Cheniera. Jako sideman występował też w towarzystwie tak znanych liderów jak Eddie Taylor, Percy Mayfield czy Johnny Shines. Na przestrzeni lat Walker nagrywał własne płyty dla takich wytwórni jak Galaxy, Vault, Joliet, HighTone, JSP, Black Top, Rounder, Alligator, P-Vine, MC, a także – ostatnio – dla Delta Groove Productions.

Źródło: www.bobcorritore.com

Lipcowy album Boogie Boys

opublikowano w dziale Polska

Dopiero co informowaliśmy o kanadyjskiej trasie Boobie Boys, a już trafiły do nas kolejne wiadomości. Na 20 lipca grupa zaplanowała oficjalną premierę nowego albumu, „Hey You!”. Wyczekiwany krążek zawiera jedenaście utworów, w tym osiem premierowych kompozycji zespołu. W nagraniach udział wzięli goście: szwedzki saksofonista Gustav Hagelberg, wokalistki Małgorzata Kościelniak i Karolina Hocyk, a także związani z Jazz Band Ball Orchestra Jacek Mazur i Marek Michalak. Co ważne, płyta będzie miała dobrą dystrybucję – znajdziecie ją w salonach EMPiK, sklepach Media Markt, Saturn  oraz w internetowych sklepach muzycznych.

Źródło: www.boogieboys.pl

Pięć lat „Bluesa w Ostródzie”

opublikowano w dziale Polska

Bluesowy festiwal w Ostródzie obchodzi w tym roku piąte urodziny. Z tej okazji, na sobotę 18 lipca, organizatorzy przygotowali w całości polskie muzyczne menu – Nocną Zmianę Bluesa, Osły, Easy Rider i Ściganych. Po raz pierwszy w festiwalowej historii bluesowe koncerty odbędą się nie na najdłuższym śródlądowym molo w Polsce, a na miejskiej plaży. Przy dobrej pogodzie szykuje się idealne miejsce do opalania przy muzyce.

Źródło: Organizatorzy

Gitarzysta patronuje
„Pielgrzymowi Rocka”

opublikowano w dziale Polska

Publikacja „Eric Clapton – Pielgrzym Rocka” autorstwa Zdzisłąwa Pająka (e-mail kontaktowy w załączniku), dziennikarza muzycznego związanego między innymi z Polskim Radiem Pomorza i Kujaw z Bydgoszczy i Telewizją Bydgoszcz, otrzymała patronat Magazynu „Gitarzysta”. Jak poinformował nas autor, w sprzedaży została już niewielka liczba egzemplarzy, a to znaczy, że zainteresowani biografią Claptona mają ostatnią okazję, żeby stać się posiadaczami książki.

Źródło: www.magazyngitarzysta.pl

Wygraj warsztaty w Bolesławcu!

opublikowano w dziale Polska

Dziesięć warsztatowych klas i zajęcia, które poprowadzą między innymi: Krystyna Prońko, Leszek Cichoński, Jacek Królik, Jerzy Styczyński, Roman Puchowski, Wojciech Pilichowski i Zbigniew Lewandowski – dla żądnych muzycznej wiedzy tegoroczna edycja „Bluesa nad Bobrem” w Bolesławcu odbywająca się między 6 a 15 sierpnia zapowiada się niezwykle atrakcyjnie.

Atrakcyjna jest też nagroda w konkursie, jaki wraz z organizatorami festiwalu przygotowaliśmy dla Naszych Czytelników. Na jednego szczęśliwca czeka darmowe miejsce w dowolnie wybranej klasie warsztatowej – nagroda o wartości od 350 do 500 zł w zależności od klasy! Zwycięzca będzie musiał jedynie opłacić swój nocleg i wyżywienie.

Żeby zdobyć nagrodę należy odpowiedzieć na pytanie: w jakim mieście urodził się Wojciech Seweryn, którego imię noszą bolesławieckie warsztaty? Odpowiedzi, ze słowem „Warsztaty” w temacie, prosimy przysłać na redakcyjny adres e-mail blues@blues.pl. W treści wiadomości należy podać swoje imię i nazwisko, adres, a także kontaktowy numer telefonu. Na Wasze maile czekamy do piątku 10 lipca, do godziny 23:59. Dzień później ogłosimy zwycięzcę losowania.

Źródło: Blues.pl i Blues nad Bobrem

Tadeusz Nalepa w kalendarzu

opublikowano w dziale Polska

„Polskie Stowarzyszenie Bluesowe planuje wydać muzyczny kalendarz.” Taką informację podaliśmy pod koniec maja. Dziś już wiemy jak będzie wyglądała okładka wydawnictwa – ozdobi ją zdjęcie Tadeusza Nalepy (fot. Agencji SE/ East News). W kalendarzu, który przygotowywany jest z okazji Polskiego Dnia Bluesa znajdą się przede wszystkim zdjęcia młodych polskich bluesmanów, mozaika fotografii artystów prezentujących różne pokolenia, a także informacje o najważniejszych festiwalach i bluesowych stronach www.

Źródło: www.blues.org.pl

Thanks Jimi w Budapeszcie

opublikowano w dziale Polska

Jimi Hendrix to jedna z tych muzycznych postaci, które w sercach rockowych i bluesowych gitarzystów mają szczególne miejsce. Widać to choćby na wrocławskim Rynku podczas corocznego festiwalu Thanks Jimi połączonego z udanymi próbami bicia gitarowego Rekordu Guinnessa. Jak poinformował nas Leszek Cichoński, od niedawna Wrocław ma ciekawego, gitarowego kompana – Budapeszt. 21 czerwca, w ramach węgierskiej edycji Thanks Jimi, Leszek wystąpił z zespołem Egon Poka Experience i grupą prawie dwustu gitarzystów. Ich wspólne wykonanie „Red House” zobaczyć możecie na stronie youtube.com. Dodatkowo, pod koniec października ma się odbyć krótka polska trasa składu Cichoński & Egon Poka Experience.

Źródło: www.cichonski.art.pl

Brązowy Othar Turner

opublikowano w dziale Świat

Twarz Othara Turnera odlana w brązie. Prezentacja takiego posągu towarzyszyła odsłonięciu kolejnego punktu na słynnym Mississippi Blues Trail. Autorką rzeźby pokazanej w związanej z muzykiem miejscowości Como w Mississippi, jest Sharon McConnell – pasjonująca się bluesem niewidoma artystka, która swoimi pracami oddaje hołd twórcom, bez których amerykańska muzyka wyglądałaby dziś zupełnie inaczej. Wśród bluesmanów, których przed Turnerem uwieczniła McConnell, znaleźli się między innymi: Bobby „Blue” Bland, Bo Diddley, Koko Taylor czy David Edwards.

Warto przy tej okazji przypomnieć sobie dostępny na YouTube filmik, w którym dziewiędziesięcioczteroletni wówczas Othar Turner, bodaj najważniejszy przedstawiciel muzycznej tradycji „fife and drum”, prezentuje się podczas spotkania z przyjaciółmi.

Źródło: www.blues.org

Odszedł Willie „Big Eyes” Smith

opublikowano w dziale Świat

Bardzo smutną wiadomość przekazał nam Bob Corritore. 16 września, kiedy my świętowaliśmy Polski Dzień Bluesa, zmarł Willie „Big Eyes” Smith (fot. strona domowa artysty), miał 75 lat. Wybitny bluesowy perkusista, harmonijkarz i wokalista – Smith był muzycznie aktywny do samego końca. Urodził się w ważnej dla bluesa miejscowości Helena w stanie Arkansas w 1936 roku. Jego pierwszym instrumentem była harmonijka, to z nią pojawił się w latach pięćdziesiątych w nagraniach Arthura „Big Boy’a” Spiresa czy słynnym „Diddy Wah Diddy” Bo Diddley’a, ale do historii przeszedł jako perkusista w zespole Muddy Watersa. Jego ostatnią płytą była produkcja wytwórni Telarc „Joined At The Hip”, którą nagrał wspólnie ze zmarłym niedawno Pinetopem Perkinsem. Ich wspomnienia z tamtej sesji znaleźć możecie w serwisie YouTube.

Źródło: www.bobcorritore.com

Setny wideoklip w Kinie Jaromiego

opublikowano w dziale Polska

„Urodzony w niedzielny ranek 21 maja 1961 roku, w Poznaniu, kompozytor, tekściarz, śpiewak oraz multiinstrumentalista grający na gitarze, banjo, harmonijce, saksofonie, fletni, ukulele, melodice, gopiyantrze, gitarze basowej, organach elektrycznych, kalimbie, kazoo… oraz wszystkim, co wydaje dźwięki między 16 a 20.000 Hz” – tak pisze o sobie Jarmomi Drażewski, jeden z najbardziej płodnych muzycznie polskich wykonawców bluesowych. Najlepszym wyrazem tej płodności jest Kino Jaromiego, czyli kanał YouTube artysty, na którym pojawił się właśnie setny wideoklip – podobnie jak dziewięćdziesiąt dziewięć pozostałych, stworzonych przez Jaromiego. Gratulujemy!

Źródło: www.youtube.com/BluesJaromi

10 lat Magdy Piskorczyk

opublikowano w dziale Polska

W piątek 23 listopada, w ramach dwudziestej ósmej edycji festiwalu Jesień z Bluesem w Białymstoku, Magda Piskorczyk (fot. Irek Graff) świętować będzie dziesięciolecie pracy solowej. Białystok to dla niej wyjątkowe miejsce, bo tam, dokładnie dekadę wcześniej (23 listopada 2002 roku), po raz pierwszy wystąpiła przed publicznością solo. W ciągu minionych dziesięciu lat Magda Piskorczyk wydała pięć płyt (i debiutanckie demo), w tym jedną z laureatem Blues Music Award z Memphis – harmonijkarzem Billy Gibsonem, a drugą ze szwedzkim gitarzystą Slidin’ Slimem; jej głos usłyszeć można na kilkunastu kompilacjach wydanych w Polsce, Francji, na Węgrzech i w Singapurze; dwukrotnie wzięła udział w konkursie International Blues Challenge w USA i dwukrotnie znalazła się w jego półfinale; wystąpiła na wielu festiwalach europejskich, a we wrześniu tego roku przetarła swój muzyczny szlak w Azji, odbywając kilkudniową trasę na Tajawnie. Życzymy kolejnej, równie owocnej dekady!

Źródło: www.magdapiskorczyk.com

The Best Blues… Ever!

opublikowano w dziale Polska

Nakładem wytwórni EMI Music Poland, w ramach popularnej serii wydawniczej „The Best… Ever!” ukazała się składanka poświęcona bluesowi. Na album, który powstał przy udziale i wsparciu dziennikarza muzycznego bliskiego wszystkim bluesfanom, Jana Chojnackiego z radiowej Trójki, składają się cztery płyty wypełnione bluesowymi utworami, które trzeba mieć w swojej kolekcji. Wśród wykonawców, którzy znaleźli się na kompilacji są między innymi: Robert Johnson, Muddy Waters, John Lee Hooker, Willi Dixon, Buddy Guy, B.B. King, John Mayall, Eric Clapton, The Animals, Breakout, Gary Moore, Tadeusz Nalepa, ZZ Top, Dr. John i  Joe Louis Walker. Blues.pl jest jednym z patronów medialnych wydawnictwa.

Źródło: www.facebook.com/emimusicpoland

Płyty na jesień

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Wieczory stają się coraz dłuższe, stąd coraz więcej czasu na słuchanie ulubionej muzyki – przynajmniej w teorii. Dla tych, którzy upodobali sobie soulową stronę współczesnego bluesa dobrą propozycją jest gitarzysta Zac Harmon. Gentleman będący żywym dowodem na siłę oddziaływania dziejącego się w Memphis International Blues Challenge, czyli największego na świecie konkursu dla bluesowych zespołów. Zac Harmon zwyciężył w tym konkursie w 2004 roku i wtedy tak naprawdę rozpoczęła się jego kariera. Dziś uważa się go za jednego z ciekawszych współczesnych elektrycznych bluesmanów z katalogiem płyt liczącym kilka solidnych pozycji. Ta ostatnia, „Music Is The Medicine”, jest na tyle lekka i zróżnicowana stylistycznie – z elementami r’n’b, gospel czy rzewnej ballady – że może przypaść do gustu szerszej publiczności.

Interesującą pozycją jest „Come On Home” wokalistki i pianistki Teresy James przynoszący porcję teksańskiego bluesa najwyższej próby. Nic dziwnego, że w pięknych słowach wypowiada się o niej sama Bonnie Raitt. James pochodzi z Teksasu, działa w Los Angeles i jest jedną z tych artystek, których płyty można wybierać w ciemno – każda prezentuje znakomity poziom. Miły dla ucha głos i zapadające w pamięć kompozycje wyróżniają je pozytywnie na tle konkurencji.

To ostatnie już chyba na dobre zapewnił sobie Ian Siegal – Brytyjczyk, który w 2005 roku zadebiutował longplay’em „Meat & Potatoes”, zadziwiając krytyków porównujących jego głos do Howlin’ Wolfa. Na nowym krążku „Candy Store Kid” ten wolfowy zaśpiew miejscami słychać, ale od kilku dobrych lat Siegal pewnie kroczy własną muzyczną ścieżką udowadniając, że oryginalność przekazu to dla niego priorytet. Polska publiczność przekonała się o tym na własne uszy 12 listopada, kiedy Siegal wystąpił w warszawskim klubie Hybrydy świętując pięćdziesiątą edycję Warsaw Blues Night. Podobnie jak na płycie towarzyszyła mu grupa The Mississippi Mudbloods, czyli formacja, której podstawę stanowią bracia Luther i Cody Dickinson z North Mississippi Allstars.

Nowy album wydała właśnie inna, znana polskiej bluesowej publiczności postać – jedna z członkiń powstałej pod szyldem niemieckiej Ruf Records formacji Girls With Guitars, wokalistka Cassie Taylor, czyli córka słynnego Otisa Taylora, który – i tu zbieg okoliczności – także grał na Warsaw Blues Night. Muzyka Cassie jest całkowicie inna od tego, do czego przyzwyczaił słuchaczy tata – radosna, pogodna, a miejscami całkiem przebojowa. Dokładnie tak jak młoda dama ze zdjęcia na okładce albumu „Blue”. Czy w pojedynkę Taylor zdobędzie popularność i uznanie, jakimi cieszy się jej ojciec? Dajmy jej trochę czasu, a zobaczymy.

Zdecydowanie dłuższy staż w branży, liczący mniej więcej pół wieku, ma urodzony w 1955 roku, a występujący publicznie odkąd skończył osiem lat, gitarzysta Chester Chandler vel Memphis Gold znany z jednej z okładek prestiżowego Living Blues Magazine. Na nowej płycie, „Pickin In High Cotton”, pokazuje pięknie, że o bluesie wie to i owo. Instrumentalny „Back Po’ch Tennessee” czy „Ice Cream Man”, w którym genialnie imituje styl Johna Lee Hookera brzmią tak, że nie powstydziliby się ich bardziej znani twórcy. Na jesienne wieczory w sam raz.

Przemek Draheim

Wydawca: Zac Harmon, Jesi-Lu Records, Nugene Records, Hypertension, Stackhouse Recording Company
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

Ian Siegal na Warsaw Blues Night! Wygraj zaproszenie na Blues.pl!

opublikowano w dziale Polska

12 listopada w warszawskim klubie Hybrydy Warsaw Blues Night będzie świętować pięćdziesiątą edycję – o tym już Was informowaliśmy. Jak przystało na jubileusz, organizatorzy przygotowali dla publiczności wyjątkowy prezent. Gwiazdami wieczoru będą artyści z pierwszych stron światowych bluesowych periodyków – Ian Siegal & The Mississippi Mudbloods, czyli jeden z najpopularniejszych dziś brytyjskich bluesmanów oraz supergrupa, której podstawę stanowią bracia Luther i Cody Dickinson z North Mississippi Allstars. Dla Siegala będzie to pierwsza wizyta w Polsce. Muzyczny wieczór rozpocznie Lester Kidson, czyli artysta, który swoim występem zapoczątkował cykl Warsaw Blues Night.

Razem z organizatorami Warsaw Blues Night przygotowaliśmy dla Facebookowych Fanów Blues.pl konkurs, w którym do wygrania jest jedno podwójne zaproszenie na ten wyjątkowy koncert! Żeby je zdobyć należy polubić Blues.pl na Facebooku i odpowiedzieć na pytanie: Jak nazywa się wytwórnia, która od początku wydaje płyty Iana Siegala?

Odpowiedzi, z hasłem „Konkurs” w temacie, prosimy przysłać na redakcyjny adres e-mail blues@blues.pl. W treści wiadomości należy podać swoje imię i nazwisko, adres, a także kontaktowy numer telefonu. Na Wasze maile czekamy do piątku 9 listopada, do godziny 11:59. Niedługo potem ogłosimy zwycięzcę losowania.

Źródło: Blues.pl i Warsaw Blues NIght

Gary Clark Jr. i „Blak and Blu”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

29 października do polskich sklepów muzycznych trafił wydany przez Warner Music album „Blak and Blu”. Jego autor, Gary Clark Jr. – znany choćby z porywającego występu na claptonowym Crossroads Guitar Festival – to dziś jedna z najciekawszych postaci na bluesowej (czy jak wolą niektórzy okołobluesowej) scenie. Łączy bluesa, soul i psychodelicznego rocka zjednując sobie zarówno bluesowych krytyków, jak i mainstreamowych dziennikarzy, o masowej publiczności nie wspominając. Czyżby w końcu pojawił się gentleman, który ma szansę wprowadzić bluesa na listy przebojów dwudziestego pierwszego wieku? Oglądając dostępną na YouTube zapowiedź „Blak and Blu” można mieć taką nadzieję. (pd) 

Wydawca: Warner Music Poland
Posłuchaj: www.garyclarkjr.com

Awek „Rich and Famous”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Czy Francuzi mogą z powodzeniem grać bluesa? Mogą i to wcale nie gorzej od kolegów zza oceanu, co pięknie pokazują muzycy grupy Awek. Na płycie „Rich and Famous” – nagranej w należącym do Kida Andersena kalifornijskim studiu w San Jose – udowadniają, że potrafią grać rasowo. W skład grupy wchodzą gitarzysta i wokalista w jednej osobie, harmonijkarz oraz sekcja rytmiczna złożona z basu i perkusji. Na krążku, oprócz podstawowej ekipy, gra też kilku znakomitych gości: kojarzeni z prowadzoną obecnie przez Ricka Estrina grupą The Nightcats gitarzyści Little Charlie Baty i Kid Andersen (niektóre piosenki brzmią tu tak, jakby to właśnie „Nocne Koty” je zagrały), śpiewająca chórki Lisa Andersen czy Mark Hummel. Ten ostatni gra zarówno na harmonijce diatonicznej, jak też na chromatyku – raz rządzi piosenką, by innym razem podzielić się zadaniami z harmonijarzem grupy, Stéphane Bertolino, budując porywający dialog na instrumenty. Dzięki sporej liczbie gitarzystów biorących udział w projekcie mamy okazję usłyszeć kilka gitar jednocześnie, a to targujących się zagrywkami, a to grających solo jedna po drugiej. Znakomitym dopełnieniem gitarowych popisów są partie pianina sprawiające, że nogi same rwą się do potupywania, czy nadające charakteru utworom dźwiękowe plamy Hammonda malowane przez kolejnego szacownego gościa – Boba Welsha.

Sekcja gra równo i napędza całą tę muzyczną machinę wytwarzającą – z godną pozazdroszczenia precyzją i wprawą – różne odmiany elektrycznego bluesa, koncentrując się jednak na stylistyce chicagowskiej. Chociaż nie brakuje tu odrobiny bluesa z zachodniego wybrzeża, numerów powolnych i tych z rock’n’rollowym zadziorem. Nie wszystko też zamyka się w dobrze znanych dwunastotaktowych ramach. Na płycie znajdziemy trochę soulu, a nawet rockabilly!  Panowie z Awek bardzo przy tym dbają, żeby wszystko dobrze brzmiało. Oczywiście duża w tym zasługa Andersena, którego studio dołożyło cegiełkę do amerykańskiego brzmienia albumu. Pod tym kątem szczególnie pozytywne wrażenie robi harmonijkarz, którego dźwięk jest pełny, mocny, wręcz tłusty. Buzia sama się cieszy kiedy słyszymy taki sound, zarówno przesterowany dzięki lampowym wzmacniaczom, jak i naturalny, akustyczny, gdy cała magia dzieje się w samym instrumencie. Pozostali wykonawcy nie pozostają w tyle, serwując cały wachlarz brzmień, od łagodnych i delikatnych, do ostrych i rozdzierających.

Podsumowując… Hipnotyzujący groove, zwarta sekcja, świetna praca pozostałych akompaniatorów, muzycy prowadzący wywołujący gęsią skórkę zarówno przy grze smakowitych i przemyślanych solówek, jak i w partiach unisono, a także spinający to klamrą wokal, naprawdę pasujący do całości – dla miłośników tradycyjnego grania to bardzo smakowity kąsek, a dla osób praktykujących grę na instrumentach pierwszorzędne źródło do „podkradania” zagrywek. Z mojego odtwarzacza zbyt szybko tej płyty nie wyciągnę.

Maciej Draheim

Wydawca: Awek
Posłuchaj: www.awekblues.com

Jimmy McCracklin nie żyje

opublikowano w dziale Świat

Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia bluesowy świat obiegła przykra wiadomość. W wieku 91 lat zmarł Jimmy McCracklin – legendarny bluesowy wokalista, pianista i autor piosenek. Jego jump-bluesowe przeboje, na czele ze słynnym „The Walk” z 1958 roku (poniżej z dostępnej na YouTube wersji z Ry Cooderem na gitarze), zapewniły mu popularność wśród słuchaczy i szacunek wśród kolegów z branży. Dla tych ostatnich był także wziętym autorem piosenek, którego utwory nagrywali tak różni wykonawcy jak soulowiec Otis Redding czy hip-hopowe trio Salt-n-Pepa. Na przestrzeni trwającej siedem dekad kariery McCracklin napisał prawie tysiąc piosenek. Był też znanym promotorem West Coast bluesa – obok prowadzenia zespołu, w którym terminowali mniej doświadczeni wykonawcy prowadził muzyczny klub i organizował koncerty, między innymi Big Joe Turnera, T-Bone Walkera czy Etty James.

Źródło: www.blues.about.com

Świąteczny singiel Chaza De Paolo

opublikowano w dziale Świat

Święta Bożego Narodzenia i następujący po nich okres noworoczny to czas, w którym artyści różnych stylów muzycznych – w tym bluesa – przygotowują piosenki idealnie pasujące do tej pory roku. Podobnie postąpił znany polskim słuchaczom amerykański gitarzysta Chaz De Paolo (fot. Mariusz Murawski ) nagrywając kompozycję „Another Christmas Without You”. Singla możecie posłuchać na Blues.pl.

Źródło: Blues.pl

Drugi album Hugh Laurie’go

opublikowano w dziale Świat

Ci, którzy sądzili, że flirt z bluesem na płycie „Let Them Talk” to przejściowa fascynacja Hugh Laurie’go, czyli serialowego Dra House’a, nie mieli racji. Na 6 maja wytwórnia Warner Music przewidziała premierę drugiego albumu utalentowanego aktora, wokalisty i multiinstrumentalisty. Longplay „Didn’t It Rain” to, jak mówi sam twórca, „pożegnanie z brzmieniem Nowego Orleanu i muzyczna podróż bluesowym szlakiem na Północ”. Płyta będzie dostępna w formie dysku CD, winylowego LP i w edycji limitowanej w formie książki z dodatkowymi utworami. Jednym z tych bonusów będzie hitowa kompozycja „Unchain My Heart” – teledysk do niej już teraz możecie zobaczyć na YouTube.

Źródło: www.warnermusic.pl

Arthur Adams na Warsaw Blues Night! Wygraj zaproszenie na Blues.pl

opublikowano w dziale Polska

22 kwietnia, w warszawskim klubie Hybrydy, odbędzie się 51 edycja Warsaw Blues Night, będąca jednocześnie pierwszym z wydarzeń odbywających się w ramach obchodów jubileuszu dziesięciolecia cyklu. Na jedynym koncercie w naszym kraju, zaprezentuje się tam amerykański wokalista i gitarzysta Arthur Adams (fot. strona domowa artysty). Muzyczny wieczór w Hybrydach rozpocznie Ida Zalewska wykonując materiał z albumu „As Sung By Billie Holiday”.

Razem z organizatorami Warsaw Blues Night przygotowaliśmy dla Naszych Czytelników konkurs, w którym do wygrania są dwa podwójne zaproszenia do Hybryd! Żeby zdobyć konkursowe bilety należy polubić Blues.pl na Facebooku, a potem odpowiedzieć na pytanie: „jak się nazywa album, który Arthur Adams nagrał dla kalifornijskiej wytwórni Delta Groove Productions”?

Odpowiedzi, ze słowem „Konkurs” w temacie, prosimy przysłać na redakcyjny adres e-mail blues@blues.pl. W treści wiadomości należy podać swoje imię i nazwisko, adres, a także kontaktowy numer telefonu. Na Wasze maile czekamy do czwartku 19 kwietnia, do godziny 23:59. Niedługo potem ogłosimy zwycięzców losowania.

Źródło: Blues.pl i Warsaw Blues Night

Gitarzysta Arthur Adams na 51. edycji Warsaw Blues Night

opublikowano w dziale Polska

22 kwietnia czeka nas wydarzenie, które miłośnicy bluesa – nie tylko ci mieszkający w Warszawie – powinni wpisać do swoich kalendarzy. W warszawskim klubie Hybrydy odbędzie się 51 edycja Warsaw Blues Night, będąca jednocześnie pierwszym z wydarzeń odbywających się w ramach obchodów jubileuszu dziesięciolecia cyklu. Jak przystało na imponującą rocznicę, imponująca będzie gwiazda wieczoru. Polskiej publiczności, na jedynym koncercie w naszym kraju, zaprezentuje się Arthur Adams (fot. strona domowa artysty) – wokalista i gitarzysta związany w swojej karierze między innymi z wytwórniami Delta Groove Productions i Bling Pig Records, o którym w słowach podziwu wypowiadał się sam B.B. King biorący udział w nagraniu jednej z płyt Adamsa. Muzyczny wieczór w Hybrydach rozpocznie Ida Zalewska wykonując materiał z albumu „As Sung By Billie Holiday”.

Tradycyjnie, wraz z organizatorami Warsaw Blues Night, przygotujemy dla Czytelników Blues.pl konkurs, w którym do wygrania będą zaproszenia na koncert. Póki co, w ramach zachęty do bliższego przysłuchania się twórczości Arthura Adamsa, zapraszamy do obejrzenia dostępnego na YouTube fragmentu koncertu artysty z paryskiego Lionel Hampton Jazz Club.

Źródło: www.blues.waw.pl

Various Artists „The Best Blues… Ever!”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

George Thorogood i kompozycja „Bad To The Bone”, przy której Arnold Schwarzenegger, jako filmowy Terminator, pojawił się na ekranie w drugiej części tej słynnej serii – klasyka! – to jeden z wielu ciekawych utworów, które znaleźć można na albumie poświęconym bluesowi, jaki wytwórnia EMI Music Poland wydała w ramach popularnej serii wydawniczej „The Best… Ever!”. Na album, który powstał przy udziale i wsparciu dziennikarza muzycznego bliskiego wszystkim bluesfanom, Jana Chojnackiego z radiowej Trójki, składają się cztery płyty wypełnione bluesowymi utworami, które trzeba mieć w swojej kolekcji. Wśród wykonawców, którzy znaleźli się na kompilacji są między innymi: Muddy Waters, John Lee Hooker, Willie Dixon, Buddy Guy, B.B. King, John Mayall, Eric Clapton, The Animals czy Gary Moore.

Jest tam coś dla pasjonatów klasyki – m.in. Robert Johnson, T-Bone Walker, Slim Harpo, Koko Taylor. Są nowsze brzmienia – m.in. Lonnie Mack i Stevie Ray Vaughan, The Derek Trucks Band czy Joe Louis Walker w utworze z jego najnowszej, wydanej przez chicagowskiego Alligatora płyty „Hellfire”. Są wreszcie odniesienia do rodzimej bluesowej fonografii – m.in. Sebastian Riedel i Leszek Cichoński, J.J. Band czy Tadeusz Nalepa. Na czterech płytach zebrano w sumie 66 kompozycji, wśród których każdy znajdzie takie, które przypadną mu do gustu – o to zatroszczył się Jan Chojnacki.

Oczywiście takie wydawnictwa nie są w stanie zastąpić normalnej płytoteki zawierającej pełnie albumy prezentowanych tam wykonawców, ale dla tych, którzy swoją przygodę z danym gatunkiem dopiero rozpoczynają to zawsze dobre źródło pierwszego kontaktu z muzyką czy idealna składanka na długie podróże samochodem. Warto mieć na półce.

Przemek Draheim

Wydawca: EMI Music Poland
Posłuchaj: www.empik.com

Bluesowe czwartki z charyzmą

opublikowano w dziale Polska

Pięć koncertów odbędzie się w styczniu w ramach „Bluesowych czwartków z charyzmą”, czyli muzycznego cyklu organizowanego w Poznaniu. Wśród zespołów, które prezentować się będą w kolejne czwartki miesiąca w klubie Crime Story będzie można usłyszeć między innymi duet Przytuła & Kruk, Blue Wave Band czy wspólny projekt Sebastiana Riedla i Michała Kielaka z gościnnym udziałem Bartka Łęczyckiego, Romana Badeńskiego, Tomasza Kamińskiego i Jacka Jagusia. Tradycyjnie, na zakończenie każdego z wieczorów odbywać się będzie losowanie bluesowych nagród – płyt, biletów na koncerty, koszulek.

Źródło: www.blues.org.pl

John Lee Hooker, Jr. zagra w Zakopanem i radiowej Trójce

opublikowano w dziale Polska

Dwukrotnie nominowany do nagrody Grammy John Lee Hooker, Jr. (fot. strona domowa artysty) zagra w naszym kraju dwa koncerty z towarzyszeniem polskiego zespołu Daddy’s Cash. Bluesmana będzie można usłyszeć 18 stycznia w Zakopanem i 20 stycznia w Warszawie, w ramach występu w Muzycznym Studiu Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej. Radiowy koncert będzie transmitowany na antenie Trójki. Muzycy wykonają utwory ze wspólnie nagranego albumu „That’s What The Blues Is All About”, na którym w czternastu utworach napisanych przez Hookera, Jr., a zaaranżowanych przez Daddy’s Cash usłyszeć można różne odcienie bluesa z elementami ballady, boogie, funku, bigbandowego jazzu i rytmów latynoskich. Taka mieszanka musi się podobać, bo niedługo po premierze album osiągnął przyznawany przez Związek Producentów Audio-Video status Złotej Płyty. Album promuje dostępny na YouTube teledysk do utworu tytułowego.

Źródło: www.daddyscashband.com

International Songwriting Competition

opublikowano w dziale Polska

Jeszcze tylko do 1 listopada zespoły i wykonawcy mogą zgłaszać chęć udziału w International Songwriting Competition – bodaj największym na świecie, międzynarodowym konkursie dla autorów piosenek. Ideą konkursu jest umożliwienie twórcom prezentacji swoich piosenek przedstawicielom branży muzycznej – szefom wytworni płytowych, agentom, gwiazdom. Wśród dwudziestu dwóch kategorii znalazła się ta poświęcona bluesowi. Rolę jurorów oceniających zgłoszone utwory bluesowe pod kątem kreatywności, oryginalności, słów, melodii i aranżacji – jakość nagrania czy np. umiejętności wokalne nie podlegają ocenie – pełnić będą między innymi Derek Trucks i Susan Tedeschi, John Mayall czy James Cotton. Koszt udziału w konkursie, w którym do wygrania są pieniądze, nagrody rzeczowe, a być może i szansa na międzynarodową karierę, to $35 za zgłoszony utwór. Co ważne, zgłaszać można się także internetowo. Szczegóły na temat International Songwriting Competition znaleźć można na stronie konkursu.

Źródło: www.songwritingcompetition.com

Bernard Allison także w Domecku

opublikowano w dziale Polska

O koncercie amerykańskiego gitarzysty Barnarda Allisona (fot. strona domowa artysty), syna wielkiego Luthera Allisona, który odbędzie się 19 października w poznańskim Blue Note Jazz Club w ramach koncertu towarzyszącego IV Europejskim Spotkaniom Tradycjonalistów Jazzowych, już informowaliśmy. Warto jednak dodać, że polscy melomani będą mogli posłuchać muzyka nie raz, a dwa razy. Drugi z polskich koncertów Bernarda Allisona odbędzie się 21 października w restauracji Stary Dom w Domecku koło Opola. Szczegóły na temat rezerwacji biletów znajdziecie na stronie restauracji.

Źródło: www.stary-dom.com

Międzynarodowy blues

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Blues to muzyka rdzennie amerykańska, ale już od wielu lat z powodzeniem wykonują go artyści z całego świata. W tym zdaniu nie ma oczywiście nic odkrywczego, ale warto o tym pamiętać, choćby po to, żeby nie umknęło nam wielkie bogactwo tego, co w bluesie dzieje się poza Stanami Zjednoczonymi. Szczególnie w świetle zbliżającego się wielkimi krokami Polskiego Dnia Bluesa, który już 16 września.

Z Holandii pochodzi Julian Sas z nowym krążkiem „Bound To Roll”. Zafascynowany Rorym Gallagherem i Jimim Hendriksem blues-rockowy idol holenderskich melomanów także u nas ma grono wiernych fanów. Pisze własne, dobre kompozycje; ma mocny, miły dla ucha głos i nie razi angielszczyzną; a co najważniejsze wie do czego służy elektryczna gitara i jak bardzo można z jej pomocą oczarować publiczność. Na „Bound To Roll” takich gitarowych popisów nie brakuje, zarówno w spokojniejszych kompozycjach, jak i ostrych blues-rockerach, za które tak lubiany jest Holender.

Polska publiczność już niedługo polubić będzie mogła australijskiego gitarzystę Claude’a Hay’a, który 15 września wystąpi w Tarnobrzegu, w ramach trzynastej edycji dowodzonego przez Victora Czurę festiwalu Satyrblues. Czego można się spodziewać po wykonawcy, który gitarę zrobił własnoręcznie z kuchennego blatu, a swojego surowego bluesa przyprawia dźwiękiem elektronicznych looperów i zmontowanych w garażu zestawów perkusyjnych? Dobrej zabawy, to na pewno. Takiej na płycie „Deep Fried Satisfied” też nie brakuje.

Podobnie autorskie podejście do bluesa cechuje muzykę gentlemana ze Szkocji, który swój nowy longplay „Nobody’s Fool” wydał we francuskiej wytwórni Dixiefrog. Dave Arcari, bo to o nim mowa, w swoim graniu łączy akustycznego, przedwojennego bluesa i elementy trash country, punku i rockabilly. Całość, jak u Claude’a Hay’a opiera się na slajdowych riffach i również nieźle potrafi zakręcić w głowie.

Po muzycznej podróży po Holandii, Australii i Szkocji warto odwiedzić Półwysep Apeniński, gdzie urzęduje Włoch z krwi i kości, J. Sintoni. Ma na koncie dwie płyty, obie utrzymane w klimacie gitarowego blues-rocka z pięknie brzmiącym Stratocasterem w roli głównej – chociaż na okładce tej ostatniej, „A Better Man”, zamiast elektrycznego wiosła widzimy przepiękną National Steel Guitar. Dziesięć utworów, w większości dynamicznych, ale z instrumentalnym ukojeniem na koniec – „Song For Stevie & Jimie” może wzruszyć.

Warto posłuchać, jak gra się poza Stanami – szczególnie tuż przed naszym 16 września.

Przemek Draheim

Wydawca: Cavalier Recordings, Ingot Rock, Dixiefrog, J. Sintoni
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

Hard Times „Trio”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Przed artystami, którzy odnieśli sukces po wydaniu pierwszej płyty stoi dylemat i – w zależności od tego jak go rozwiążą – mogą, ale nie muszą podjąć wielkie wyzwanie. Dylemat polega na tym, czy iść wybranym wcześniej przez siebie szlakiem i wydać album „bezpieczny” z zawartością, która na pewno spodoba się dotychczasowym fanom, czy iść dalej, rozwinąć się i wydać materiał odmienny w mniejszym lub większym stopniu.

Pierwszą płytę Hard Times katowałem długo – świeże podejście do kompozycji można by rzec ogranych, z których na pozór się już nic nowego nie wyciągnie, a które jednak zaskakują świeżością. Brzmiały one tak, jakby je owe Krakusy o nazwie Hard Times skomponowały samodzielnie! W tym roku doczekaliśmy się kolejnego albumu, tym razem nagranego z nowym członkiem zespołu (przypomnę, że debiut został nagrany przez jedynie dwóch muzyków, zaś tym razem na płycie wiosłuje poza Piotrem Grząślewiczem także Marcin Hilarowicz).

Niecierpliwie otworzyłem paczkę z płytką zakupioną na Allegro (czy tylko ja czuję się wręcz jak barbarzyńca chcąc dostać się do wnętrza przesyłki najszybciej jak to możliwe?). Pierwsze moje odczucie: nosz cholera ciężka, znów płyta w kartoniku. Nie cierpię płyt wydawanych w ten sposób. Alergicznie wręcz na nie reaguję. No cóż, opakowanie zyskało u mnie plusa za świetne zdjęcia w środku. Przyszła kolej na włączenie płyty. Odpłynąłem. Po prostu. Przesłuchiwałem ją kilkakrotnie, właściwie pisząc te słowa dochodzi do moich uszu kompozycja „Osiem sekund” Piotra Grząślewicza.

Co się rzuca w uszy, tym razem nie mamy do czynienia z materiałem złożonym jedynie z coverów. Powiedziałbym, że covery stanowią połowę piosenek na płycie. Ale każda piosenka została zagrana w niesamowity wprost sposób. Słuchając tej muzyki można sobie wyobrazić uśmiechnięte gęby artystów podczas nagrywania i nastrój w studio. Poza tym kompozycje sprawiają wrażenie nieodparcie polskich! Zwłaszcza „Lumbago Blues”, jedyny utwór skomponowany przez Łukasza „Wiśnię” Wiśniewskiego. Jeśli już piszę o Łukaszu to muszę powiedzieć, że teraz jest w szczytowej formie, zarówno wokalnej, jak i harmonijkowej. Zawsze podziwiałem jego głos i to, że nikogo nie udaje, po prostu jest Wiśnią. Z kolei, jeśli chodzi o jego grę na harmonijce napiszę tyle: Bartek Łęczycki jest niezaprzeczalnie najlepszym harmonijkarzem w naszym pięknym kraju, ale nikt nie opowiada ciekawszych historii i nie gra w równie cudowny sposób ciszą, jak Wiśnia.

Płyta będzie na pewno często gościła u mnie w odtwarzaczu i specjalnie nie zagłębiam się tutaj w omawianie każdego utworu z osobna. Narodzie! Na Allegro i kupować, zdecydowanie warto.

Karol Duda

P.S. Zawartość muzyczna skłoniła mnie do wybaczenia tego digipacka.

Wydawca: Hard Times
Posłuchaj: www.hardtimes.pl

Jack Moore w trasie

opublikowano w dziale Polska

Trwa polska trasa koncertowa Jacka Moore’a (fot. strona domowa artysty), młodego brytyjskiego gitarzysty. Syn Garry’ego Moore’a, bo to trzeba zaznaczyć, swoje muzyczne szlify zdobywał pod okiem ojca, ale występował też z Otisem Taylorem i grupą Thinn Lizzy. W Polsce Moore gra z zespołem Łukasza Gorczycy, w skład którego, obok basisty, wchodzą perkusista Tomasz Dominik oraz gitarzysta i wokalista Olek Górny. Na trasie Moore’a znajdują się jeszcze Sława, Sztum, Toruń, Zgierz, Stara Huta i Przemyśl. Ostatnim przystankiem będzie Galicja Blues Festival w Krośnie.

Nowy singiel i clip Leszka Cichońskiego

opublikowano w dziale Polska

„Co masz w głowie?” to drugi – po tytułowym „Sobą gram” – utwór z nominowanej do Fryderyka płyty Leszka Cichońskiego, który doczekał się wersji singlowej oraz teledysku, jaki możecie oglądać na YouTube. Jak mówi twórca albumu: „to kompozycja doskonale wprowadzająca w temat przewodni całego krążka, którym jest wielka przemiana świadomości, jakiej doświadczamy obecnie na Ziemi. Rockowo-funkujące piosenki dotykają ważnych problemów nurtujących współczesny świat pełen różnorakich kryzysów”. Autorem tekstu i muzyki do „Co masz w głowie?” jest sam Leszek Cichoński, który w tym roku obchodzi jubileusz trzydziestolecia swojej działalności muzycznej.

Źródło: www.cichonski.art.pl

Wyniki przeglądu im. Nalepy

opublikowano w dziale Polska

W sobotę, 11 sierpnia, zakończył się Przegląd Zespołów Bluesowych im. Tadeusza Nalepy w ramach Festiwalu Blues nad Bobrem, do którego zakwalifikowało się osiem zespołów. Nagroda główna powędrowała do grupy Cheap Tobacco. Po Przeglądzie publiczność miała okazję posłuchać Soul Re Vision i Magdy Piskorczyk. Więcej o tym przeczytacie w relacji autorstwa Karoliny Ochockiej:

Tegoroczna edycja Festiwalu Blues nad Bobrem obfituje w wiele ciekawych wydarzeń. W piątek (10 sierpnia) odbył się koncert Mistrzowie Warsztatów Blues nad Bobrem, a w sobotę (11 sierpnia) Przegląd Zespołów Bluesowych im. Tadeusza Nalepy. Przed nami jeszcze Koncert Finałowy, na którym wystąpią m.in.: Jarosław Śmietana, Wojciech Karolak i Bill Neal, a także Keith Dunn, HooDooBand, G. Wolf oraz Cotton Wing.

Przegląd nieprzerwanie organizowany jest od wielu lat, a od 2007 roku nosi imię Tadeusza Nalepy, ojca polskiego bluesa. Do konkursu zgłosiło się trzydzieści siedem zespołów, jury zakwalifikowało osiem z nich: MuchosCojones, Blueberry Band, Jerry’s Fingers, Rooster, Trzynasta w Samo Południe, Danny Boy Experience, Cheap Tobacco, Debris of Blues. Najlepsze kapele prezentowały się na dziedzińcu zamkowym od godziny 17.30. Pogoda nie popsuła dobrej zabawy, a przelotne deszcze nie zniechęciły do udziału w koncertach. W jury zasiedli Zbigniew Lewandowski (przewodniczący), Jacek Królik, Bartek Łęczycki, Krzysztof „Puma” Piasecki oraz Wojciech Pilichowski. Zespoły biorące udział w Przeglądzie wykonywały po trzy utwory, przynajmniej jeden z nich musiał być wybrany z repertuaru Tadeusza Nalepy. Po długich i burzliwych obradach jury przyznało następujące nagrody:

  • Nagrodę główną w wysokości 4.000 zł ufundowaną przez Starostę Bolesławieckiego Cezarego Przybylskiego zespołowi Cheap Tobacco;
  • Nagrodę za najciekawsze wykonanie utworu Tadeusza Nalepy ufundowaną przez Starostę Bolesławieckiego Cezarego Przybylskiego w wysokości 2.000 zł zespołowi Blueberry Band;
  • Nagrodę publiczności w wysokości 1.000 zł ufundowaną przez Wójta Gminy Osiecznica Waldemara Nalazka oraz Stowarzyszenie Blues nad Bobrem dla zespołu Cheap Tobacco;
  • Nagrodę dla najlepszego wokalisty w wysokości 800 zł ufundowaną przez Starostę Bolesławieckiego Cezarego Przybylskiego dla Natalii Kwiatkowskiej z zespołu Cheap Tobacco;
  • Nagrodę dla najlepszego gitarzysty – zestaw akcesoriów gitarowych ufundowany przez firmę Music Dealer oraz efekt gitarowy ufundowany przez firmę PALMER otrzymali Daniel Frontczak z zespołu Danny Boy Expirience oraz ex aequo Marcin Kuś z zespołu Debris of Blues;
  • Nagrodę dla najlepszego harmonijkarza – harmonijkę ustną ufundowaną przez firmę Seydel otrzymał Piotr Szencel z zespołu Jerry’s Fingers;
  • Nagrodę dla najlepszego basisty – zestaw akcesoriów gitarowych ufundowany przez firmę Music Dealer przyznano Rafałowi Kukiełko z zespołu Cheap Tobacco;
  • Nagrodę dla najlepszego perkusisty – zestaw blach firmy Paiste ufundowany przez firmę GEWA MUSIC POLAND dla Michała Bednarza z zespołu Blueberry Band.

Po Przeglądzie na scenie pojawił się laureat zeszłorocznej Rawy Blues, Soul Re Vision w projekcie Girl Power. Gwiazdą wieczoru była Magda Piskorczyk, która wystąpiła wraz ze swoim zespołem, magnetyzując publiczność. Magda ma nie tylko wyjątkowy głos, ale też niesamowitą osobowość i charyzmę. W trakcie koncertu zeszła ze sceny, aby rozruszać stojącą pod nią widownię.

Organizatorzy Festiwalu przygotowali także niespodziankę dla Zbigniewa Lewandowskiego, który obchodzi w tym roku 40-lecie swojej pracy twórczej. Ostatnim utworem wykonanym przez Magdę było „Sto lat”, z widowni wyłonił się transparent z napisem: „Dziękujemy za te 40 muzycznych lat razem!”, następnie wniesiono ogromny tort. Zbigniew Lewandowski zdołał ze sceny zdmuchnąć wszystkie świeczki i rozpoczęła się wielka feta. W tej przyjemnej i świątecznej atmosferze zakończył się tegoroczny Przegląd Zespołów Bluesowych im. Tadeusza Nalepy w ramach XXII Festiwalu Blues nad Bobrem.

Karolina Ochocka, fot. materiały organizatorów

Źródło: www.bluesnadbobrem.pl

Wygraj zaproszenie na festiwal Harmonica Bridge w Toruniu!

opublikowano w dziale Polska

Wielkimi krokami zbliża się toruński festiwal Harmonica Bridge – święto dla wszystkich, którym bliska jest harmonijka ustna. Już w piątek, 24 sierpnia zacznie się prawdziwa muzyczna fiesta, w trakcie której miłośnicy muzyki wykonywanej na tym skromnym instrumencie będą mogli wysłuchać koncertów organizowanych na pięciu scenach. Artyści, którzy zagrają na tegorocznym festiwalu w ciągu trzech dni pokażą, że harmonijka to nie tylko blues, ale też muzyka klasyczna, folk, hip-hop, bluegrass, ragtime i inne gatunki. Poza koncertami takich wykonawców jak Barcelona Bluesgrass Band z Hiszpanii, Mississippi Big Beat z Węgier czy Los Mighty Calacas z Meksyku organizatorzy przygotowali konkurs dla harmonijkarzy i warsztaty prowadzone przez Steve’a Bakera i Dicka Birda. Całość potrwa do niedzieli, 26 sierpnia.

Wraz z organizatorami festiwalu przygotowaliśmy dla Naszych Czytelników konkurs, w którym do wygrania jest jedno podwójne zaproszenie uprawniające do wstępu na wszystkie festiwalowe wydarzenia! Żeby zdobyć konkursowe bilety należy odpowiedzieć na pytanie: jak nazywa się harmonijkarz, będący jednocześnie jednym z wykonawców tegorocznego Harmonica Bridge, jak i świetnym pedagogiem i autorem podręcznika do gry na harmonijce ustnej „The Harp Handbook”?

Odpowiedzi, ze słowem „Konkurs” w temacie, prosimy przysłać na redakcyjny adres e-mail blues@blues.pl. W treści wiadomości należy podać swoje imię i nazwisko, adres, a także kontaktowy numer telefonu. Na Wasze maile czekamy do czwartku 23 sierpnia, do godziny 12:00. Niedługo potem ogłosimy zwycięzcę losowania.

Źródło: Blues.pl i Harmonica Bridge

Polski Dzień Bluesa: Harmonijkowy Atak w radiowej Trójce

opublikowano w dziale Polska

W ramach obchodów Polskiego Dnia Bluesa w radiowej Trójce wystąpi formacja Harmonijkowy Atak (fot. strona domowa zespołu). Koncert odbędzie się w Muzycznym Studiu Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej, 20 września 2012 roku o godz. 22:05, w ramach audycji „Bielszy odcień bluesa”, której gospodarzem jest redaktor Jan Chojnacki. Całość będzie transmitowane na antenie Trójki. Harmonijkowy Atak to kwartet harmonijkarzy, w skład którego wchodzą Tomek Kamiński, Michał Kielak, Bartek Łęczycki i Łukasz Wiśniewski. Towarzyszą im gitarzyści Jacek Jaguś i Piotr Grząślewicz, a także sekcja rytmiczna w składzie Aleksander Sroka – bas i Adam Partyka – bębny. Słuchacze Trójki, którzy chcieliby przyjść na koncert mogą telefonicznie rezerwować wejściówki pod numerem (22) 333 33 33, na tydzień przed koncertem, po zapowiedzi prowadzących na antenie.

Źródło: www.polskieradio.pl

Jubileusz Warsaw Blues Night

opublikowano w dziale Polska

12 listopada w warszawskim klubie Hybrydy Warsaw Blues Night będzie świętować pięćdziesiątą edycję. Jak przystało na jubileusz, organizatorzy przygotowali dla publiczności wyjątkowy prezent. Gwiazdami wieczoru będą artyści z pierwszych stron światowych bluesowych periodyków – Ian Siegal & The Mississippi Mudbloods (fot. strona domowa artystów), czyli jeden z najpopularniejszych dziś brytyjskich bluesmanów oraz supergrupa, której podstawę stanowią bracia Luther i Cody Dickinson z North Mississippi Allstars. Dla Siegala będzie to pierwsza wizyta w Polsce. Muzyczny wieczór rozpocznie Lester Kidson, czyli artysta, który swoim występem zapoczątkował cykl Warsaw Blues Night.

Źródło: www.blues.waw.pl

Rawa Blues pełna gwiazd

opublikowano w dziale Wydawnictwa

6 października odbędzie się w katowickim Spodku trzydziesta druga edycja festiwalu Rawa Blues – jednej z najważniejszych imprez bluesowych w Polsce. Podczas koncertu finałowego zagrają Eric Sardinas, The Reverend Peyton’s Big Damn Band, Roomful of Blues, Davina & The Vagabonds, Irek Dudek Big Band i Robert Cray… Ta informacja jest w ostatnich tygodniach odmieniana na Blues.pl we wszystkich przypadkach. Nie bez przyczyny – Rawa to od lat święto polskiego bluesa, a że do świąt trzeba się przygotować, warto przed sobotą odświeżyć sobie chociaż kilka płyt tegorocznych gwiazd.

Tą największą jest Robert Cray z dyskografią, która przyniosła mu pięć statuetek Grammy. Warto z niej wyciągnąć chociażby megapopularny longplay „Midnight Stroll” z 1990 roku z hitowymi piosenkami pokroju „The Forecast (Calls For Pain)” czy „Consequences”. Wpadające w ucho melodie, najwyższej próby gitara i riffy dęciaków w wykonaniu The Memphis Horns – trudno nie lubić tego krążka. Ci, dla których jeden dysk Cray’a to za mało powinni sięgnąć po dwupłytowy „Live From Across The Pond” – pierwszy album „live” w dorobku Roberta, zarejestrowany w legendarnej Royal Albert Hall. W sam raz na rozgrzewkę przed katowickim koncertem.

Rozgrzewki w Spodku nie będzie potrzebował Eric Sardinas – zna juz to miejsce, a i polska publiczność dobrze wie, czego można się po nim spodziewać. Jak powiedział swego czasu Victor Czura – twórca festiwalu Satyrblues i miłośnik gitarzysty z imponującym tatuażem na plecach: „Eric Sardinas to artysta kompletny, czemu zawsze daje wyraz na trzech interesujących bluesfana płaszczyznach: muzycznej, scenicznej i za kulisowej. Nie tylko bajecznie posługuje się techniką slide, grając niemalże wszystkie partie na zelektryfikowanej gitarze Dobro, ale też dysponuje charakterystycznym, łatwo rozpoznawalnym brzmieniem, a jego nieustępliwie i wściekle kąsająca gitara tworzy tak sugestywny obraz, że jakakolwiek konkurencja wypada przy nim tyleż okazale, co nadwiślańska dżdżownica przy grzechotniku diamentowym”. Tyle cytatu. Porównanie literackie, owszem, ale ma Victor sporo racji, tym bardziej, że kilka koncertów Erica dane było mu przeżyć.

Mówiąc o przeżywaniu – 6 października polskim melomanem trafi się po raz pierwszy koncert formacji z Indiany, The Reverend Peyton’s Big Damn Band. Trio nawiązuje w swojej muzyce do tradycji takich legend jak Son House i Charley Patton – co najlepiej słychać na ascetycznym „Peyton on Patton” przywodzącym ducha przedwojennego bluesa – ale nie boi się instrumentalnych eksperymentów z użyciem tarki do prania czy zestawu perkusyjnego z plastikowym wiaderkiem w roli jednego z bębnów.

O wiele bardziej rozbudowany skład ma bodaj najstarsza działająca dziś bluesowa orkiestra na świecie, Roomful Of Blues. Ich nową płytę, „Hook Line & Sinker”, wydała dobrze u nas znana wytwórnia Alligator z Chicago – ta sama, która na ubiegłorocznej Rawie świętowała swoje czterdzieste urodziny. Teraz świętem Alligatora będzie koncert Roomful of Blues i biorąc za dobrą monetę cytat z Down Beat Magazine, iż „stanowią klasę dla samych siebie”, a także opinie Counta Basie’go, iż jest to „najgorętszy zespół bluesowy, jaki kiedykolwiek słyszał”, można się spodziewać dużych fajerwerków.

Przemek Draheim

Wydawca: Polygram, Vanguard, Provogue, Side One Dummy, Alligator
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

Brzmienie Chicago

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Chicagowski Delmark, to dla miłośników bluesa wytwórnia kultowa, prezentująca to, co najlepszego ma do zaoferowania chicagowska scena muzyczna. Ale właśnie, Chicago to nie tylko blues, ale także prężnie działające środowisko jazzowe, od jazzu klasycznego po młodą awangardę. Te dwa oblicza Delmarku prezentują nowe wydawnictwa wytwórni.
Bluesowa twarz Delmarku to na przykład The Rockin’ Johnny Band i album „Grim Reaper”. „Wrócił i jest na najlepszej drodze żeby odzyskać tytuł Współczesnego Króla Bluesowej gitary z chicagowskiej West Side” – napisał o tym albumie Chicago Blues Guide i słuchając płyty, jaką Johnny Burgin wrócił do gry trudno się z tym nie zgodzić. Piękny, tradycyjny, chicagowski blues, zagrany z wigorem i werwą nie mniejszą niż wtedy, gdy w latach dziewięćdziesiątych Burgin zaczynał swoje profesjonalne muzykowanie; ale także ze smakiem i szacunkiem zarówno do dźwięków, jak i do ciszy między nimi, a więc z cechą dojrzałych zawodowców.

Warto tego krążka posłuchać, podobnie jak warto posłuchać nowego Josha Bermana – kornecisty, który albumem „There Now” złożył hołd jazzowym brzmieniom lat 20. i 30. – podlewając je przy tym dużą porcją trochę szalonej improwizacji. To szaleństwo słychać najlepiej w trwającym prawie dziesięć minut „I’ve Found A New Baby”, chociaż początek jest spokojny.

Na kornecie, między innymi, gra także multiinstrumentalista Fred Lonberg-Holm – lider grupy Fast Citizens. Choć właściwie należałoby powiedzieć „jeden z liderów”, bo to mocno demokratyczna formacja ze zmieniającymi się frontmanami. Od 2002 roku sekstet wydał trzy krążki, każdy z innym członkiem w roli lidera i instrumentu przewodniego. Na płycie „Gather”, bo tak nazywa się ich nowe delmarkowe dziecko, pierwsze skrzypce gra Fred Lonberg-Holm, a w jego dłoniach kornet, gitara tenorowa i wiolonczela. Podobnie jak u Bermana słychać tu klasyczne dźwięki, z którymi w parze idzie improwizacja.

Tyle jazzu. Wśród bluesowych nowości, obok nowej płyty Rockin’ Johnny Band, na wielką uwagę zasługuje nowiutki Linsey Alexander – dojrzały gentleman, o którym w książeczce albumu „Been There Done That” słynny bluesowy żurnalista David Whities wypowiada się w największych superlatywach. Urodził się w Mississippi, wychował w Memphis. Żeby zarobić na bilet do Chicago zastawił w lombardzie swoją pierwszą, ukochaną gitarę, której nigdy nie odzyskał, a ponoć długo próbował. Grał z  B.B. Kingiem, Buddy Guy’em, Little Miltonem, Magic Slimem i Otisem Clay’em, żeby wymienić tylko niektórych. Zna się na rzeczy, co zresztą płyta „Been There Done That”, jego debiut w wytwórni Delmark, bezbłędnie potwierdza. Dla miłośników chicagowskiego bluesa z odrobiną soulu płyta w sam raz.

Przemek Draheim

Wydawca: Delmark
Posłuchaj: www.delmark.com

Gaye Adegbalola „Blues In All Flavors”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Osoby, których czas dzieciństwa przypadł na lata 90. z pewnością pamiętają programy takie jak „Domowe przedszkole”, których twórcy starali się wychowywać najmłodszych za pomocą piosenek pokazujących im jak należy się zachowywać – często i dokładnie myć ząbki, itd. Jak się niedawno okazało, takie edukacyjne działania znane są nie tylko dawnym specjalistom od telewizyjnej misji, ale i pewnej dojrzałej amerykańskiej blueswoman – Gaye Adegbalola. Jej najnowsze wydawnictwo „Blues In All Flavors” jest płytą nagraną specjalnie dla dzieci. O ile jednak „polska piosenka wychowawczo-rozrywkowa” ograniczała się do banalnych melodyjek i prostych tekstów śpiewanych niby-dzięcięcym głosem, o tyle na recenzowanym krążku znajduje się porządny blues! I to w naprawdę wielu smakach!

Rytmy jumpowe, czy bujające chicagowskie shuffle zachęcające do jedzenia warzyw, ze smakowitymi zagrywkami gitary w tle… Nie może też zabraknąć porywającego rock’n’rolla, „The Cleanest Kid In Town”. Z takim akompaniamentem aż samemu chce się wskoczyć do wanny! Na płycie jest też soul-blues, blues akustyczny z głębokiej Delty, piedmontowe klimaty w stylu duetu Terry–McGhee. Słychać też trochę funky i odrobinę blues-rocka, czy  typowego slow blues z płaczącą w niebogłosy gitarą, przy którym można wylać z siebie wszelkie smutki. Wszystko to pokazuje dzieciakom, żeby pamiętały o słowach takich jak „proszę” i „dziękuję”, były miłe i grzeczne, szanowały dziadków, innych ludzi i inne dzieci, a także nie pozwalały zaczepiać się szkolnym łobuzom. Zabawne teksty promują także tolerancję wobec innych i zachęcają do recyklingu. Ostatni numer zaś, „What A Wonderfull Word” przypomina, że naprawdę mamy się czym cieszyć żyjąc na tym świecie.

Płyta oprócz walorów wychowawczych jest też całkiem dobra muzycznie i mimo, że album przeznaczony jest dla najmłodszych, wydaje mi się, że nie tylko im przypadnie do gustu. Piosenki są zagrane przyjemnie, powodując rytmiczne bujanie się u słuchaczy. Nie ma tu zbyt wielu popisów solowych, ale nie to jest celem tego wydawnictwa. Nie chodzi o to, żeby młodego słuchacza oszołomić solówkami – które jednak, gdy się już pojawiają, są całkiem miłe dla ucha – lecz aby przekazać pewną treść, przy okazji pokazując młodszej młodzieży, jak ciekawy i różnorodny może być blues. To udaje się bardzo dobrze. Jedynym problemem może być kwestia językowa, bo przecież nie każdy polski pięciolatek zna dobrze angielski. Z drugiej strony, w obecnych czasach w zajęciach językowych biorą udział coraz częściej także bardzo małe dzieci, więc można liczyć na to, że atuty edukacyjno-wychowawcze krążka uda się wykorzystać. A warto.

Maciej Draheim

P.S. O płycie i przyświecającej jej idei na YouTube opowiada sama artystka.

Wydawca: Vizz Tone Label Group
Posłuchaj: www.amazon.com

Magda Piskorczyk na Tajwanie

opublikowano w dziale Polska

Tuż po powrocie z koncertów we Francji, Niemczech i Londynie, Magda Piskorczyk (fot. strona domowa artystki) poleciała na Tajwan, gdzie do końca września będzie gościem tamtejszego stowarzyszenia bluesowego. Reprezentantów Blues Society on Taiwan Magda poznała w Memphis podczas konkursu International Blues Challenge. Stowarzyszenie zapraszało ją już kilkukrotnie, ale dopiero w tym roku – we współpracy z Warszawskim Biurem Handlowym w Tajpej – udało się wyjazd doprowadzić do skutku. Pierwszy z chińskich koncertów odbył się 15 września. W kolejnych dniach wokalistka wystąpi między innymi na dziewiątej edycji festiwalu Blues Bash w Taipei Artists Village, a także w restauracji Capone’s i klubie amerykańskim. Poprowadzi też warsztaty muzyczne dla studentów Taipei European School. Zdjęcia z podróży Magdy do Chin oglądać można na jej Facebooku.

Źródło: www.magdapiskorczyk.com

Polski Dzień Bluesa: Bluesowy EC

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Już po Polskim Dniu Bluesa można by zadać sobie pytanie: jaki zagraniczny wykonawca kojarzy się polskiemu słuchaczowi z bluesem? Bluesfan odpowie pewnie „B.B. King” – od urodzin którego wzięło początek polskie święto, ale przygodny słuchacz wskaże pewnie inne nazwisko. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że będzie to hasło „Eric Clapton”. I coś w tym jest, bo o ile nazwanie go bluesmanem byłoby posunięciem dla wielu dyskusyjnym, o tyle zamiłowania do bluesa i biegłości w tej muzyce odmówić mu nie można. Po bluesowym starcie i późniejszych różnych muzycznie dokonaniach, w 1994 roku EC podarował słuchaczom płytę, na którą ci czekali od dawana. „From The Cradle” poświęcona była w całości klasycznie bluesowym kompozycjom takich autorów jak Leroy Carr, Willie Dixon czy Freddie King.

W 2000 roku na sklepowe półki trafił z kolei duet z naszym solenizantem – „Riding With The King”. Album, który otwiera kompozycja Johna Hiatta – z jego płyty pod tym samym tytułem – narobił dwanaście lat temu sporo szumu w bluesowym środowisku. Zdobył nagrodę Grammy w kategorii „Najlepszy Tradycyjnie Bluesowy Album Roku”, dotarł do szczytu listy najlepszych bluesowych albumów magazynu Billboard, sprzedał się w podwójnie platynowym nakładzie, a nawet doczekał wydania na płycie DVD Audio z lepszą rozdzielczością i dookólnym dźwiękiem w technice surround 5.1. Mało która bluesowa płyta może poszczycić się takim CV. Wśród dwunastu kompozycji na „Riding With The King”, obok tych obecnych od lat w playliście B.B. Kinga – takich jak „Ten Long Years”, pięknie zagrany „Three O’Clock Blues”, czy „When My Heart Beats Like A Hammer” – znalazły się też mniej oczywiste i dość nowocześnie brzmiące utwory pokroju „Marry You” Doyle’a Bramhalla II czy „Hold On, I’m Comin’” spółki kompozytorskiej Isaac Hayes/David Porter z repertuaru soulowego duetu Sam & Dave. Ten ostatni urzeka gitarowym call and response między Kingiem a Claptonem. W języku angielskim jest taki zwrot „over the top”, co w bardzo luźnym tłumaczeniu można kojarzyć z naszym, „no, chłopcy pojechali”. I rzeczywiście, pojechali ostro.

Takich fonograficznych duetów można znaleźć w dyskografii EC kilka. Najnowszym jest album „Play The Blues: Live From Jazz At Lincoln Center”, na którym Clapton występuje razem z zespołem gwiazdy współczesnego jazzu, trębacza Wyntona Marsalisa. Całość przynosi klimat jazzowej orkiestry sprzed lat, która wzięła się za granie bluesa. A robi to z niesamowitą lekkością i gracją, za sprawą których znane dobrze utwory, jak choćby „Forty-Four” z repertuaru Howlin’a Wolfa, brzmią jak odkryte po raz pierwszy. Oczywiście jazz jazzem, ale na płycie Claptona nie mogło zabraknąć jego sztandarowej „Layli” – chociaż on sam zarzeka się przy każdej możliwej okazji, że nie planował jej grać podczas tamtych koncertów, ale presja basisty zespołu Marsalisa była tak duża, że musiał jej ulec. Na szczęście dla nas, Słuchaczy, bo „Layla” w płaszczu nowoorleańskiego marsza pogrzebowego zabrzmiała g-e-n-i-a-l-n-i-e. Kropka.

Warto przypominać sobie bluesowego Claptona, nie tylko od święta.

Przemek Draheim

Wydawca: Warner Music Poland
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

Okładka „Dżemu symfonicznie”

opublikowano w dziale Polska

Znamy już okładkę jednego z najbardziej oczekiwanych wydawnictw tej jesieni, płyty Blu-ray „Dżem symfonicznie”, na której znajdzie się zarejestrowany w listopadzie ubiegłego roku koncert Dżemu z Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu. Wydawnictwo trafi do sklepów 5 października. Premiera krążka odbędzie się tego samego dnia w miejscu, gdzie zarejestrowano występ, w Domu Muzyki i Tańca. Artyści wystąpią w towarzystwie orkiestry symfonicznej, a salę wypełnią dźwięki przebojów sprzed lat, ale też utworów z najnowszej płyty. Równolegle z wydaniem blu-ray w sklepach pojawią się płyty DVD i CD z rejestracją koncertu. Jak piszą wydawcy albumu: „Doświadczeni rockerzy pojawią się na tle elegancko ubranych postaci z instrumentami smyczkowymi i dętymi; proste treści zrodzone w piwnicach i altankach w czasach świetności Silesian Sound zostaną ujęte w wykwintne formy wywodzące się z sal z boazerią, żyrandolami i pluszami; a całość będzie zderzeniem dwóch światów, w wyniku którego powstaje nowa muzyczna jakość”.

Źródło: www.dmit.com.pl

Arthur Adams na Warsaw Blues Night! Sprawdź kto wygrał zaproszenie na Blues.pl!

opublikowano w dziale Polska

Album, który Arthur Adams nagrał dla kalifornijskiej wytwórni Delta Groove Productions nosi tytuł „Stomp The Floor” – taka była poprawna odpowiedź w konkursie przygotowanym przez redakcję Blues.pl i organizatorów Warsaw Blues Night, którego 51 edycja odbędzie się w warszawskim klubie Hybrydy 22 kwietnia. W ramach konkursu do wygrania były dwa podwójne zaproszenia na ten wyjątkowy koncert, będący pierwszym z wydarzeń odbywających się w ramach obchodów jubileuszu dziesięciolecia cyklu.

Szczęście w losowaniu mieli Michał z Warszawy i Krzysztof z Siemiatycz. Gratulujemy!

W ramach odświętnego Warsaw Blues Night amerykański wokalista i gitarzysta Arthur Adams (fot. strona domowa artysty) zaprezentuje się publiczności na jedynym koncercie w naszym kraju. Muzyczny wieczór w Hybrydach rozpocznie Ida Zalewska wykonując materiał z albumu „As Sung By Billie Holiday”. Szczegóły dotyczące rezerwacji biletów znajdziecie na stronie Warsaw Blues Night.

Źródło: Blues.pl i Warsaw Blues Night

Blues Music Awards rozdane

opublikowano w dziale Świat

9 maja, po raz trzydziesty czwarty w historii, rozdano najważniejsze bluesowe nagrody muzyczne, Blues Music Awards. Wielkim zwycięzcą odbywającej się w Memphis gali, z trzema statuetkami na koncie, jest Curtis Salgado – związany obecnie z wytwórnią Alligator soul-bluesowy wokalista, którego polska publiczność będzie mogła usłyszeć jesienią w ramach Jimiway Blues Festival. Nagrodą za „Najlepszy bluesowy album roku” trafiła pośmiertnie do Michaela Burksa. Pełną listę nominowanych i nagrodzonych artystów znajdziecie poniżej

  • „Najlepszy akustyczny album roku”

Ann Rabson & Bob Margolin – Not Alone
Billy Boy Arnold – Billy Boy Arnold Sings Big Bill Broonzy
John Primer – Blues On Solid Ground
Eric Bibb – Deeper In The Well
Paul Rishell – Talking Guitar

  • „Najlepszy wykonawca bluesa akustycznego”

Eric Bibb
Carolina Chocolate Drops
Doug MacLeod
Harrison Kennedy
Paul Rishell

  • „Najlepszy bluesowy album roku”

Michael Burks – Show Of Strength
Heritage Blues Orchestra – And Still I Rise
The Mannish Boys – Double Dynamite
Mud Morganfield – Son Of The Seventh Son
Janiva Magness – Stronger For It

  • „Nagroda im. B.B. Kinga dla najlepszego wykonawcy”

Curtis Salgado
Janiva Magness
Joe Louis Walker
John Nemeth
Rick Estrin

  • „Zespół roku”

Tedeschi Trucks Band
Lil’ Ed & the Blues Imperials
Phantom Blues Band
Rick Estrin & the Nightcats
The Mannish Boys

  • „Najlepszy debiut”

Big LLou Johnson – They Call Me Big Llou
Charles „CD” Davis – 24 Hour Blues
Paula Harris – Turning On The Naughty
Brad Hatfield – Uphill From Anywhere
Mary Bridget Davies – Wanna Feel Somethin’

  • „Najlepszy album bluesa współczesnego”

Michael Burks – Show Of Strength
Gary Clark, Jr. – Blak & Blu
John Nemeth – Blues Live
Ian Siegal & the Mississippi Mudbloods – Candy Store Kid
Joe Louis Walker – Hellfire
Janiva Magness – Stronger For It

  • „Najlepsza wykonawczyni bluesa współczesnego”

Janiva Magness
Bettye LaVette
Shakura S’Aida
Shemekia Copeland
Susan Tedeschi

  • „Najlepszy wykonawca bluesa współczesnego”

Tab Benoit
Gary Clark, Jr.
Joe Louis Walker
Michael Burks
Robert Cray

  • „Najlepsze DVD roku”

Muddy Waters & the Rolling Stones – Live At Checkerboard Lounge (Eagle Rock)
Lucky Peterson – Lucky Peterson Band feat. Tamara Peterson: Live at the 55 Arts Club Berlin (Blackbird Music)
Various Artists – We Juke Up in Here! Mississippi’s Juke Joint Culture at the Crossroads (Cat Head Delta Blues & Folk Art/Broke & Hungry Records)
Elvin Bishop – That’s My Thing: Elvin Bishop Live in Concert (Delta Groove Music)
Joe Bonamassa – Beacon Theatre: Live from New York (J&R Adventures)

  • „Nagroda Gibson Guitar”

Derek Trucks
Joe Bonamassa
Joe Louis Walker
Kid Andersen
Michael Burks

  • „Najlepszy historyczny album roku”

Various Artists – Plug It In! Turn It Up! Electric Blues (Bear Family Records)
Little Willie John – Complete Hit Singles: A’s & B’s (Real Gone Records)
Magic Sam – Raw Blues: Magic Sam Live 1969 (Rock Beat Records)
Otis Spann – Someday (Silk City Records)
B.B. King – Ladies & Gentlemen, Mr. B.B. King (Universal Music)

  • „Najlepszy instrumentalista – perkusja”

Cedric Burnside
Cody Dickinson
Jimi Bott
Kenny Smith
Tony Braunagel

  • „Najlepszy instrumentalista – gitara basowa”

Bob Stroger
Bill Stuve
Patrick Rynn
Richard Cousins
Scot Sutherland
Willie J. Campbell

  • „Najlepszy instrumentalista – harmonijka ustna”

Rick Estrin
Billy Boy Arnold
Bob Corritore
John Nemeth
Kim Wilson
Mark Hummel

  • „Najlepszy instrumentalista – instrumenty dęte”

Eddie Shaw
Al Basile
Big James Montgomery
Kaz Kazanoff
Terry Hanck

  • „Nagroda im. Pinetopa Perkinsa dla najlepszego pianisty”

Victor Wainwright
Barrelhouse Chuck
Chuck Leavell
David Maxwell
Deanna Bogart
Mike Finnegan

  • „Nagroda im. Koko Taylor dla najlepszej wykonawczyni bluesa tradycyjnego”

Ruthie Foster
Diunna Greenleaf
Jewel Brown
Maria Muldaur
Tracy Nelson

  • „Najlepszy wykonawca bluesa tradycyjnego”

Magic Slim
Bob Margolin
John Primer
Lil’ Ed
Mud Morganfield

  • „Najlepszy album bluesa tradycyjnego”

The Mannish Boys – Double Dynamite
Heritage Blues Orchestra – And Still I Rise
Milton Hopkins w/Jewel Brown – Milton Hopkins with Jewel Brown
Mud Morganfield – Son Of The Seventh Son
Eddie C. Campbell – Spider Eating Preacher

  • „Blues-rockowy album roku”

Tedeschi Trucks Band – Everybody’s Talkin’
Walter Trout – Blues for the Modern Daze
Joe Bonamassa – Driving Towards the Daylight
Nick Moss – Here I Am
Royal Southern Brotherhood – Royal Southern Brotherhood

  • „Piosenka roku”

„I Won’t Cry” – Janiva Magness & Dave Darling
„Lemon Pie” – John Hahn & Oliver Wood
„She Didn’t Cut Me Loose” – Curtis Salgado, Marlon McClain & Dave Duncan
„The Devil Ain’t Got No Music” – Matthew Skoller
„Too Much Jesus (Not Enough Whiskey) ” – Sam McClain & Pat Herlehy

  • „Soul-bluesowy album roku”

Curtis Salgado – Soul Shot
Dorothy Moore – Blues Heart
John Nemeth – Soul Live
Johnny Rawls – Soul Survivor
Mighty Sam McClain – Too Much Jesus (Not Enough Whiskey)

  • „Najlepsza soul-bluesowa wykonawczyni”

Irma Thomas
Barbara Carr
Denise LaSalle
Dorothy Moore
Sista Monica

  • „Najlepszy soul-bluesowy wykonawca”

Curtis Salgado
Bobby Rush
John Nemeth
Johnny Rawls
Mighty Sam McClain 

Źródło: www.blues.about.com

Już w marcu Duke Robillard na Warsaw Blues Night

opublikowano w dziale Polska

Gości kolejnej edycji Warsaw Blues Night czeka niezwykła powtórka szczególnego muzycznego wieczoru sprzed 7 lat. 16 marca w warszawskich Hybrydach, na jedynym koncercie w Polsce, wystąpi wirtuoz swingowo-bluesowej gitary, Duke Robillard z zespołem. Gitarzysta miał już okazję grać na Warsaw Blues Night w 2008 roku udowadniając, że jest jednym z najciekawszych instrumentalistów gatunku. Rozpoczynał karierę, zakładając w 1967 roku najsłynniejszą orkiestrę bluesową świata The Roomful of Blues, z którą koncertował i nagrywał płyty przez 12 lat. Później przez wiele lat był podporą The Legendarny Blues Band i The Fabulous Thunderbirds, a od kilkunastu lat nagrywa i podróżuje z własnym zespołem, The Duke Robillard Band. Szykuje się nam zatem duże wydarzenie.

Źródło: www.blues.waw.pl

Wyjście z cienia: Incluz

opublikowano w dziale Polska

Facebook, YouTube, inne portale społecznościowe, własne strony www i blogi – liczba narzędzi promocyjnych, które na początku swojej drogi ma do dyspozycji młody bluesowy zespół jest dziś większa niż kiedykolwiek wcześniej. Żeby do tej listy dodać kolejne narzędzie, a słuchaczom ułatwić poznawanie nowych zespołów, inaugurujemy cykl „Blues.pl – wyjście z cienia”. Redagowana przez Karola Dudę seria wywiadów ma zwrócić uwagę Czytelników Blues.pl na to jak wielu ciekawych młodych twórców jest wokół nas, szczególnie teraz, u progu sezonu festiwalowego. Zapraszamy w regularnej lektury. W tej odsłonie zespół Incluz z Bytomia.


Karol Duda: Witaj Arku, gratuluje wydania EPki. Po wcale niekrótkim czasie życia zespołu w końcu ukazały się wasze pierwsze nagrania. W jaki sposób dokonaliście selekcji materiału? Ciężko było wybrać tylko cztery utwory z wcale niemałego jak na tak młody zespół materiału?

Incluz: Materiał skończyliśmy nagrywać na początku tego roku. Wybraliśmy utwory, które lubimy grać, które dobrze nam wychodzą i niosą za sobą fajny ładunek zarówno energetyczny, jak i treściowy.

KD: Zespół nazywa się Incluz. Powiedz, co znaczy ta nazwa?

Incluz: Często pada to pytanie, początkowo bywało dla nas kłopotliwe, bo Incluz był raczej dla nas po prostu taką nazwą własną. Ktoś kiedyś jednak ładnie powiedział, że jesteśmy zaprzeczeniem czegoś ekskluzywnego i przypadło mi to do gustu. Incluz, można więc rozumieć jako coś dla każdego.

KD: Jesteście, ze śląska, większość składu mieszka w Bytomiu. Co sądzisz jako mieszkaniec regionu o „śląskim bluesie” ? Czujesz się częścią młodej śląskiej sceny?

Incluz: W jakimś stopniu na pewno jesteśmy jej częścią, grywamy na śląskich i polskich scenach od paru lat. Ale chyba nie czujemy jakiejś szczególnej więzi ze śląską muzyką. Bardziej z tym regionem. Lubimy go i utożsamiamy się z nim .

KD: Jak natknęliście się na bluesa?

Incluz: Ja na bluesa natknąłem się na dobrą sprawę w pierwszej klasie liceum grając z kolegą z klasy na gitarach. To były moje początki i na nie byłem przekonany, ale tej muzyki nie da się nie lubić. Ma w sobie coś wspaniałego – energię i prostotę. Szybko zaczęła do mnie przemawiać i jest ze mną cały czas aż do teraz. Z kolei Adrian z Kubą nie byli tacy łatwi do przekonania (śmiech). Musiałem ich trochę męczyć, aż w końcu też polubili tą muzykę. Każdy z nas przeszedł okresy fascynacji różnymi gatunkami muzyki. Bartek bluesa zaczął grać u nauczyciela, gdzie wspólnie improwizowali do utworów Nalepy.

KD: Kiedy zaczęliście grać ze sobą ze sobą?

Incluz: Właściwie to pierwsze spotkania zespołu pod szyldem „Incluz” zaczęły się już w 2011 roku, z tym że z tego składu pozostałem tylko ja… Właściwy skład spotkał się dopiero pod koniec w 2012 r. Dołączył do mnie Kuba Góras (perkusja), Adrian Błaszczyk (gitara) i Krzysiek Hnatiuk (na basie). Był to czas pierwszych prób, koncertów, poznawania się nawzajem i nie raz nawet ciężkich rozmów. Aktualnie na basie od zeszłego roku gra z nami Bartek Kowalski i skład w końcu się ustabilizował.

KD: Jakie są wasze inspiracje?

Incluz: Ciężkie pytanie… Jest tego bardzo dużo. Przede wszystkim: John Mayer, Joe Bonamassa, Keb’ Mo’, Robert Cray, B.B. King, Buddy Guy, Ray Charles, Eric Clapton. Dla mnie ogromną inspiracją pod względem tekstów jest Piotr Bukartyk. Muzycznie są też rzeczy bardziej hardcoreowe jak np. Guthrie Govan, Dave Weckl, Marcus Miller, PiR2, Slash, Maanam i wiele innych. Inspiruje nas tak naprawdę każda muzyka, którą kiedyś słyszeliśmy, co też wpływa na naszą różnorodność.

KD: Jakie jest Twoje najlepsze doświadczenie podczas gry w zespole?

Incluz: Każdy koncert. Nie ma nic lepszego dla muzyka niż pokazywanie swojej twórczości, przemyśleń innym i wywoływanie u nich radości.

KD: Jaka była Twoja najtrudniejsza chwila w zespole?

Incluz: Było parę trudnych chwil, najcięższą chyba była decyzja o rozstaniu się z Krzysiem Hnatiukiem, który grał z nami szmat czasu i mamy z nim wiele miłych wspomnień. Udało nam się jednak znaleźć szybko dobrego następcę, który pozwolił utrzymać skład w całości, a nawet poczynić spory krok naprzód.

KD: Jakiego sprzętu jakiego używacie?

Incluz: Dużo by pisać. Raczej znane firmy, gitary Fendera – Telecaster, Stratocaster, piece aktualnie również Fendera – Blues Deluxe, Supersonic. Efekty podłogowe to głównie popularne kostki Boss, Korg, Vox itp. Co do sprzętu sekcji – perkusja Mapex Meridian i customowy dobór blach, elementów do niego, a basista używa gitary Gibson SG i wzmacniacza firmy Trace Elliot.

KD: Jakie są wasze dalsze plany?

Incluz: Chcielibyśmy cały czas się rozwijać, szlifować warsztat i w końcu trafić na swoje 5 minut. Jesteśmy młodzi, mamy nadzieję że zdolni (śmiech) i jeszcze wciąż szukamy, bawimy się muzyką. Przede wszystkim nie skupiamy się wyłącznie na bluesie i staramy się momentami przy pomocy innej muzy pokazać coś nowego co być może pozwoli nam wypłynąć na szersze wody. Chcielibyśmy też znaleźć jakichś sponsorów, producentów, kogoś kto pozwoli nam nagrać pierwszą płytę długogrającą i da nam potrzebny kopniak do przodu. Mamy nadzieję, że kiedyś będziemy mogli żyć z muzyki. Jak będzie? Zobaczymy.

KD: Jakie są wasze najbliższe plany koncertowe?

Incluz: Przede wszystkim chcemy dużo grać. Uzbieraliśmy niezłą ilość różnorodnego materiału, która dobrze sprawdza się na koncertach i nastawiliśmy się na granie klubowe w mniejszych miejscach. Mamy ich teraz parę w miesiącu, do tego dojdą jeszcze jakieś plenery w najbliższym czasie no i tego chcielibyśmy się trzymać. Potem będziemy starać się pójść z tym gdzieś dalej, a na razie miło się gra i optymistycznym okiem patrzymy w przyszłość.

KD: Najbliższe koncerty?

Incluz: 23 maja, Chorzów, 7 Niebo; 31 maja, Chudów, zamek.

Skład zespołu: Arkadiusz Kuś – wokal, gitara; Adrian Błaszczyk – gitara; Bartosz Kowalski – gitara basowa; Jakub Góras – perkusja.

Pod redakcją Karola Dudy

Źródło: www.facebook.com/Incluz

Gwiazdy Jimiway Blues Festival

opublikowano w dziale Polska

Mimo, że do kolejnej, 24. edycji Jimiway Blues Festival pozostało kilka miesięcy, wiemy już kto 16 i 17 października wystąpi w Ostrowie Wielkopolskim. Wśród amerykańskich gwiazd, które w tych dniach zaprezentują się polskim fanom są: The Rusty Wright Band, znany ze współpracy z takimi wytwórniami jak Blind Pig, Alligator czy Ruf Records gitarzysta Coco Montoy’a i uzdolniony multiinstrumentalista, który karierę zaczynał jako genialne dziecko, Lucky Peterson (fot. strony domowe artystów). Zachętą do wpisania sobie tego terminu do muzycznego kalendarza niech będzie dostępny w serwisie YouTube teledysk Petersona do piosenki „I’m Still Here”.

Źródło: www.jimiway.pl

Pęczak o Wierzcholskim w książce oraz w Toruniu

opublikowano w dziale Polska

Nakładem toruńskiego Wydawnictwa Adam Marszałek ukazała się właśnie książka „Cały ten blues – przypadek Sławka Wierzcholskiego”, której autorem jest Mirosław Pęczak – kulturoznawca, wykładowca akademicki czy wreszcie publicysta tygodnika „Polityka”. Na 170 stronach książki znalazły się przemyślenia autora na temat jego bohatera, zapisy rozmów obu panów, ale także pełna dyskografia Wierzcholskiego czy ciekawe, często nieupubliczniane dotąd zdjęcia. Promocja książki z udziałem jej autora i bohatera odbędzie się we wtorek, 4 listopada, w Kafeterii Struna Światła w toruńskim Dworze Artusa. Nie zabraknie ilustracji muzycznej, w której obok Sławka Wierzcholskiego pojawi się Bogdan Hołownia.

Źródło: www.artus.torun.pl

Various Artists „Inside Llewyn Davis”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Dobry film to nie tylko ciekawy scenariusz czy imponująca gra aktorska, ale też ścieżka dźwiękowa, która uzupełnia obraz i sprawia, że to co widzimy na ekranie jeszcze lepiej zapada w pamięć. Te najlepsze soundtracki funkcjonują także poza filmem, jako warte uwagi płyty. Tak jak wydana przez Warner Music i Nonesuch Records ścieżka dźwiękowa do nominowanego do Oscara i Złotego Globu filmu braci Coen „Inside Llewyn Davis”, będącego podróżą przez świat muzyki folkowej, w którą zabiera widzów początkujący, tytułowy artysta.

„Tytułowy Davis (w tej roli Oscar Isaac) to przenoszący się z jednej kanapy na drugą, z podrzędnego nowojorskiego baru do kolejnego, intrygujący muzyk. Davis szuka nie tylko swojego miejsca w świecie, ale także wciąż uciekającego mu kota. Po drodze marzy o zrobieniu wielkiej kariery muzycznej. Gra co prawda z Justinem Timberlakiem, ale nie da się ukryć, że muzycy mijają się w doborze repertuaru. Davis na pewno nie jest mistrzem w podejmowaniu właściwych decyzji. Nieustająco zostawia i zabiera rzeczy od dziewczyny przyjaciela, z którą sam miał romans. Ich dialogi skrzące od ciętych ripost zapewne przejdą do zbioru najlepszych tekstów Coenów” (cyt. Filmweb). Tak film „Inside Llewyn Davis” streszcza popularny serwis internetowy Filmweb. Fabuła jest prosta, ale pięknie i malowniczo opowiedziana. No i co najważniejsze, towarzyszy jej rewelacyjna muzyka, w tym piosenki napisane i nagrane specjalnie na potrzeby filmu.

Grand Prix Festiwalu w Cannes dla „Najlepszego filmu”, dwie nominacje do Oscara za zdjęcia i dźwięk, cztery nagrody Amerykańskiego Stowarzyszenia Krytyków Filmowych, brązowa żaba naszego festiwalu Camerimage i nagroda Stowarzyszenia Krytyków Filmowych z Los Angeles za najlepszą muzykę. Za to ostatnie, czyli za muzykę do filmu, odpowiadał T-Bone Burnett – czyli, między innymi, ojciec sukcesu soundtracku do „Bracie, Gdzie Jestes?” i filmu „Crazy Heart” z Jeffem Bridgesem. To tylko część z prestiżowych nagród i nominacji, które zdobył obraz braci Coen i towarzysząca mu muzyka. A to już mocne rekomendacje.

Tytuł soundtracku powinien kojarzyć się wytrawnym melomanom z osobą Dave’a Van Ronka. „Inside Dave Van Ronk” – taki tytuł nosi album, który Van Ronk wydał w 1964 i do którego nawiązuje tytuł filmu. Zresztą podobieństwo widać także między okładką albumu, a filmowym plakatem i ponad wszystko, w muzyce zawartej na ścieżce dźwiękowej. Cały obraz jest zresztą luźno oparty na biografii Van Ronka, więc i z muzyką nie mogłoby być inaczej. To akustyczny folk najwyższej próby. Polecany także miłośnikom akustycznego bluesa. Warto kupić i często słuchać.

Przemek Draheim

Wydawca: Warner Music Poland
Posłuchaj: www.amazon.com

Jimiway Blues Festival pełen gwiazd

opublikowano w dziale Polska

W poniedziałek 8 września ruszy sprzedaż biletów na tegoroczną edycję Jimiway Blues Festival. Warto zapisać tę datę w kalendarzu, bo bilety na festiwal każdego roku znikają w niezwykłym tempie. Tym razem nie będzie inaczej, bo Benedykt Kunicki – organizator wydarzenia – przewidział dla swoich gości niezwykle ciekawe muzyczne menu. Wśród wykonawców, którzy 17 i 18 października wystąpią w Ostrowie Wielkopolskim, mamy mocną amerykańską reprezentację. Zagrają flirtujący ostatnio z soulem wokalista i harmonijkarz John Nemeth, gitarzysta Larry McCray Band, ekspresyjna wokalistka Cee Cee James, chicagowski bluesman Carlos Johnson z towarzyszącym mu Hoodoo Band, a także JJ Band, TwoTimer i Tandeta Blues Band.

Jak co roku prowadzenie festiwalu leżeć będzie po stronie dwóch radiowych osobowości – Jana Chojnackiego z radiowej Trójki i Ryszarda Glogera z radia Merkury. Zachętą do udziału w Jimiway Blues Festival niech będzie dostepny na YouTube fragment koncertu Johna Nemetha.

Źródło: www.jimiway.pl

Irek Dudek zaprasza na Rawę Blues

opublikowano w dziale Polska

34. edycja festiwalu Rawa Blues coraz bliżej. W tym roku, zgodnie z zapowiedziami Organizatorów, impreza potrwa dwa dni. O wydarzeniach z 10 października pisaliśmy niedawno. Dzień później, 11 października, koncerty odbędą się już tradycyjnie w „Spodku“. Do Katowic przyjedzie aż pięciu wykonawców z USA. Największe gwiazdy tegorocznego festiwalu, to znakomity gitarzysta i wokalista Robert Randolph oraz grupa rewelacyjnych wokalistów gospel The Blind Boys of Alabama (fot. strona domowa artystów).

– Jak zwykle gorąco zapraszam do Katowic – mówi Irek Dudek (fot. www.rawablues.pl), dyrektor imprezy. – Przed nami już 34. odsłona festiwalu. Niezmiennie, przy tworzeniu tego wydarzenia muzycznego, czuję ekscytację i pragnienie pokazania, jak bogaty i różnorodny jest blues. Nagroda „Keeping The Blues Alive” przyznana festiwalowi przez Blues Foundation w Memphis w 2012 roku była obiektywnym uznaniem naszej imprezy za jeden z największych festiwali bluesowych na świecie, lecz przede wszystkim była dopingiem, żeby unikać rutyny i nieustannie zaskakiwać słuchaczy i siebie samego – podkreśla.

Przez ostatnie 25 lat na scenie katowickiego Spodka festiwal gościł plejadę bluesowych sław. Junior Wells, Magic Slim, Koko Taylor, Robert Cray, Keb’ Mo’, James Blood Ulmer, Eric Sardinas, Savoy Brown, Chicken Shack – to tylko niektóre z uznanych nazw i nazwisk. Tegoroczny zestaw amerykańskich artystów również powinien zadowolić koneserów gatunku. Oprócz wspomnianej wyżej dwójki, w Katowicach zagrają: mistrz akustycznego bluesa Eric Bibb, syn legendy chicagowskiego bluesa Magica Slima Shawn Holt z zespołem The Teardrops oraz żywiołowy Fox Street All-Stars. Bardzo interesująco zapowiadają się także występy reprezentantów polskiej sceny bluesowej.

Szczegółowy program 34. edycji Rawy Blues dostępny jest na oficjalnej stronie imprezy.

Źródło: www.rawablues.com

Wyjście z cienia: Droga Ewakuacyjna

opublikowano w dziale Polska

Z Kariną Osowską (wokal), Olkiem Gizą (gitara) oraz Krzyśkiem Walczykiem (klawisze) z zespołu Droga Ewakuacyjna – w ramach redagowanego przez Karola Dudę cyklu „Wyjście z cienia” – Blues.pl rozmawia po koncercie w Siemianowicach. Koncert odbył się w pogodne sobotnie popołudnie 11 lipca w amfiteatrze w miejscowym Parku Miejskim. Rozmowę przeprowadził Michał Kompała.


Michał Kompała: Jak czujecie się po koncercie w takich warunkach – zarówno popołudniowa pora, jak i fakt, że koncert był otwarty i darmowy – spowodowały, że przeważającą część publiczności stanowili spacerowicze, zaintrygowani, że coś się w amfiteatrze dzieje. Czym dla Was taki koncert różni się od grania w zamkniętym klubie?

Karina: Każdy koncert jest zupełnie inny. Kto powiedział, że spacerowicze to musi być zła publika? Wcale nie. Czasami są to ludzie, którzy nie zaplanowaliby sobie wyjścia na koncert, ale akurat przechodzili obok i stwierdzili, że to co słyszą im odpowiada. Tak naprawdę nie liczy się ilość - bo faktycznie nie było tutaj zbyt wielu ludzi - ale jakość. Myślę, że osoby które tutaj dotarły to były takie, które ta muzyka interesuje.

MK: Czyli nie przyjmujecie na przykład założenia, że na takich plenerowych widowiskach gracie repertuar bardziej przystępny, a ambitniejszy zostawiacie na koncerty zamknięte?

Krzysiek: Każdy koncert jest inny, bo jednak grając o 23 w zadymionym klubie zabrzmią te utwory zupełnie inaczej. Aczkolwiek to będzie ta sama muzyka. Nasza muzyka.

MK: Ale obydwie grupy koncertów są dla was równie ważne?

Wszyscy: Oczywiście.

Olek: Równie chętnie gramy koncerty klubowe, jak i plenerowe. Dla spacerowiczów tak samo jak dla zadeklarowanych fanów bluesa i rocka (śmiech).

MK: Ten koncert był pewnie dla Was szczególny, bo jednak pochodzicie z Siemianowic, chociaż na niektórych stronach internetowych można natknąć się na informację, że jesteście zespołem piekarskim. Domyślacie się, skąd taka nieścisłość?

Karina: Przez długi czas graliśmy pod patronatem pana Piotra Zalewskiego próby w Piekarach Śląskich. Pan Piotr nam bardzo pomógł (za co jesteśmy mu wdzięczni), mogliśmy się wtedy nazywać także zespołem piekarskim. W tej chwili gramy próby w Wojkowicach, więc mówi się też czasem, że jesteśmy zespołem wojkowickim (śmiech). Ale tak naprawdę zespół został założony w Siemianowicach i stąd pochodzi większość jego członków – ja, Olek i nasz basista Andrzej. Perkusista Adam pochodzi z Rudy Śląskiej, a Krzysiek – z Będzina.

MK: Siemianowice, Piekary, Ruda Śląska – to wszystko miasta śląskie. Jaka jest wasza relacja do tak zwanej śląskiej sceny bluesowej?

Karina: U mnie w rodzinie zawsze były śląskie tradycje podtrzymywane, rodzice mówili po Śląsku, ja się tego nie wypieram. Ale nie zamykamy się tylko na śląską publiczność.

MK: A czy macie kontakt ze słynnymi muzykami bluesowymi ze Śląska – Śląską Grupą Bluesową, Adamem Kuliszem…

Olek: Widujemy się na festiwalach, czasem zamienimy słowo gdzieś w kuluarach. Bardzo szanujemy tych ludzi i uwielbiamy tą samą muzykę.

Karina: Marka „Makarona” Motykę znamy bardzo dobrze – świetny muzyk i wspaniały człowiek. Ale jesteśmy świadomi, jak wiele nam do tych muzyków brakuje. Są dla nas wzorami do naśladowania. Oni przeżyli prawdziwie „bluesowe” życie. Na pewno ta „śląskość” w nas jest. Marzymy, by w przyszłości stworzyć nawet po części taki kawałek historii jaki oni stworzyli.

MK: Karina, śpiewasz, że „Blues to droga kręta”. Jak to się stało, że pokochaliście właśnie bluesa? W pokoleniu dzisiejszych dwudziestolatków to jednak raczej rzadkość.

Karina: Masz rację, to duża rzadkość. Większość naszych znajomych jednak nie do końca szanuje tą muzykę.

Olek: Może bardziej nie zna.

Karina: Dokładnie, nie zna. Dla wielu blues to tylko Dżem. Oczywiście, dla wielu przygoda z bluesem właśnie od Dżemu się zaczęła. U mnie najpierw był rock – AC/DC, Led Zeppelin, Deep Purple. Potem zaczęło się rodzić we mnie, żeby zgłębiać też tajniki muzyki bluesowej, coraz bardziej mi się podobała, poznawałam coraz więcej wykonawców, stałam się jej fanką. Ale to co gramy, to nie jest do końca blues. Nasza płyta – nagrana, ale jeszcze nie wydana – też nie jest do końca bluesowa.

Olek: Podobnie jak u Kariny, nie od razu odkryłem bluesa. Różne miałem, że tak powiem, zakręty muzyczne. Najpierw słuchałem reggae i Boba Marley’a, potem punk rocka, w pewnym okresie byłem pod dużym wpływem hard rocka klasycznego… W końcu wylądowałem u Roberta Johnsona (śmiech).

Krzysiek: Jeżeli chodzi o kwestie bluesa, to mój pierwszy poważny zespół do jakiego trafiłem to była grupa bluesowa, więc musiałem się dostosować (śmiech), potem zresztą grałem różne rzeczy – rocka, metal… Ale w innych gatunkach też bluesa jest bardzo dużo i trudno mi wyobrazić sobie kogoś kto miałby zagrać rocka, hard rocka czy inne pokrewne gatunki nie czując bluesa.

MK: Jak to się stało że zaczęliście grać razem? Na czyjej to było głowie, żeby dojść do tego momentu w którym jesteście teraz?

Olek: Na mojej głowie, a właściwie w mojej piwnicy ku niezadowoleniu sąsiadów (śmiech). Wyciszaliśmy piwnice paletami po jajkach, skombinowaliśmy starą perkusję. No, powiedzmy że instrument perkusyjny, bo trudno to perkusją nazwać. Jeden kolega z klasy zaczął grać, ja zacząłem grać na gitarze i coś tam kleciliśmy. Później spotkaliśmy się w więcej osób z liceum, i zagraliśmy koncert jako Droga Ewakuacyjna na korytarzu w szkole. Już wtedy był Andrzej basistą. Ludzie się zmieniali na przestrzeni lat, ale bardzo szybko dołączyła do nas Karina, teraz jesteśmy trzonem zespołu, i tak się to toczy, do dzisiaj.

MK: Jakie są Wasze inspiracje?

Karina: Dużo tego jest, ale postaram się krótko. Nasi rodzimi artyści – z zespołów, które obecnie działają – J.J. Band. Oczywiście, również Dżem czy Tadeusz Nalepa. I Steve Ray Vaughan.

Olek: Ja dodam jeszcze Erica Claptona, B.B. Kinga, Petera Greena…

Karina: Uwielbiam też Bruce’a Dickinsona, choć wydaje się że może nie w temacie.

Olek: A ja Pata Metheny’ego. Gość mnie bardzo inspiruje. To jest jazzman najwyższej klasy, i choć nie gramy takiej muzyki, to jest to dla mnie mistrz.

Krzysiek: Na przestrzeni lat to się bardzo zmieniało. Teraz jestem chyba najbardziej fascynuje mnie gra Keitha Emersona. Bardzo inspiruje mnie też muzyka improwizowana, przede wszystkim jazz.

Karina: Muszę jeszcze dodać jeden z moich ulubionych zespołów – Creedence Clearwater Revival.

Olek: To ja też musze dodać jeden z zespołów, który odcisnął największe piętno na mnie i moim graniu, mianowicie SBB. To na pewno jeden z najbardziej dla mnie znaczących polskich zespołów.

MK: Jaka była najpiękniejsza chwila, czy najlepsze doświadczenie w czasie gry w zespole?

Olek: Emocje i dobra zabawa na koncertach.

Karina: I nie da się tego stopniować, które emocje były lepsze, które najlepsze, a które gorsze. Nie mogę powiedzieć, że na jakimś konkretnym koncercie poczułam coś niesamowitego. To są zawsze emocje, zawsze zupełnie inne, zawsze jednorazowe.

Krzysiek: Dla mnie istotny był pierwszy koncert. Takie rzeczy, które się pierwszy raz robi, najbardziej zapadają w pamięć. A to akurat bardzo miłe wspomnienie. Tym bardziej, że jestem od niedawna w zespole, zagrałem pierwszy koncert na Festiwalu Las, Woda & Blues 2014.

MK: A jakieś trudne chwile?

Olek: Na przykład taki moment, że zostaliśmy bez perkusisty.

Karina: Ale nie warto tego rozpamiętywać – co było, to było. Staramy się czerpać to co najlepsze. Czasami oczywiście się coś nie udaje, ale staramy się wyciągać z tego wnioski. Zdarzały się nieprzyjemne chwile, zwłaszcza w związku ze składem, ale myślimy raczej o pozytywnych rzeczach, bo ich było dużo więcej.

MK: Jakiego sprzętu używacie?

Olek: Gitara Fender Stratocaster. Wzmacniacz Carvin Legacy 100 i paczka Marshall z lat 80.

Krzysiek: Na co dzień gram na takim klonie Hammonda. Mam też oryginalnego Hammonda i prawdziwe Leslie, ale ze względu na wagę nie wożę ich zbyt często na  koncerty.

Karina: A ja mam swojego „Szczurka”,  oczywiście mowa o Shure SM58.

MK: Najbliższe plany koncertowe?

Olek: Jutro gramy na dniach miasta w Piekarach, ale pewnie nic Ci nie da ta informacja (śmiech).

Karina: W przyszłym tygodniu gramy w Poznaniu, potem jest 9 sierpnia w niedzielę „Lauba pełno bluesa”, a potem – z tych zaplanowanych i pewnych – jest „Rawa Blues”, mała scena.

MK: A plany poza koncertowe? Związane z płytą i wszelkie inne?

Karina: To jest dobre pytanie, bo sami jeszcze do końca nie wiemy. Szukamy wydawcy, ale – że tak powiem – tak delikatnie go szukamy (śmiech). Przez sprawy zawodowe i moje studenckie ostatnio trochę odpuściliśmy. Mamy jednak nadzieję, że w najbliższym czasie znajdziemy wydawcę tudzież sponsora, który wyda nam tą płytę.

MK: Czas w studio to była wygrana w jakimś przeglądzie?

Karina: Nie. Sami opłaciliśmy. Praca w studiu była zresztą bardzo fajna.

Olek: Krzysiek znalazł nam studio.

Krzysiek: To było studio Orion w Będzinie, należące do znajomego gitarzysty. Fajnie nam to wszystko zorganizował, praca była naprawdę komfortowa. Z czystym sumieniem możemy polecić.

Karina: Warto wspomnieć, że płyta jest dosyć surowa, bo nie chcieliśmy żadnego czyszczenia gitar ani wokalu… Chciałam, żeby taki mój wokal znalazł się na płycie, jaki został nagrany. Nie chcieliśmy żeby to brzmiało sztucznie, nie kleiliśmy ścieżek. 

MK: A plany promocyjne?

Karina: Jeśli chodzi o fotografię, współpracujemy z Basią Ogrodniczak. Czekamy na odpowiedni czas dla niej i dla nas, będzie robić nam teledysk.

Olek: Także planujemy promocję przez teledysk, a jeśli uda nam się wydać tę płytę, na pewno będziemy też ją jakoś promować.

MK: Trzymam kciuki za rychłe wydanie płyty. Dziękuję za rozmowę.

Źródło: Blues.pl

Blues Bazar w Otwocku

opublikowano w dziale Polska

Otwockie Towarzystwo Bluesa i Ballady, Polskie Stowarzyszenie Bluesowe i Miasto Otwock zapraszają w niedzielę, 13 września, na otwocki Blues Bazar, czyli koncert inaugurujący obchody X edycji Polskiego Dnia Bluesa. Gwiazdą wieczoru będzie amerykańska wokalistka Dana Fuchs (vid. YouTube), ale muzycznych pozycji w programie jest dużo więcej. Impreza rozpocznie się spektaklem „Cztery Pory Roku” Teatru Jaś. Po teatrze wystąpią Mad Pilots, The Piszczors i Crazy Mole. W specjalnym koncercie Dr Blues „BB King Tribute” zaprezentuje się Krzysztof „Dr Blues” Rybarczyk z zespołem, któremu towarzyszyć będą goście.

Źródło: www.facebook.com/otwockiblues

Gwiazdy na 36. Rawa Blues Festival! Wygraj zaproszenia na koncert i warsztaty z mistrzem gitary!

opublikowano w dziale Polska

Początek jesieni to jak co roku święto bluesa w Katowicach – 36. edycja jednego z największych bluesowych festiwali na świecie, Rawa Blues Festival, potrwa dwa dni. Po raz drugi w swojej historii Rawa Blues zagości w nowoczesnej sali koncertowej NOSPR. 30 września, zagrają tam mistrz korzennego, akustycznego bluesa Corey Harris oraz jeden z najpopularniejszych współczesnych bluesmanów – Keb’ Mo’ (laureat nagrody Grammy), który – po raz pierwszy w karierze – zagra swoje utwory w symfonicznych aranżacjach, przygotowanych specjalnie na katowicki festiwal. Artyście towarzyszyć będzie Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia pod batutą Krzesimira Dębskiego. W sobotę 1 października festiwalowe koncerty odbywać się będą w Spodku. O 11.00 ruszy Mała Scena, a od 15.00 rozpoczną się koncerty na głównej scenie katowickiej hali. Zagranicznymi gwiazdami koncertu będą: brytyjski gitarzysta, wirtuoz stylu fingerpicking Albert Lee, Shemekia Copeland (nominowana do Grammy za najnowszą płytę „Outskirts of Love”), JJ Grey & Mofro oraz Toronzo Cannon. Wśród polskich wykonawców usłyszymy m.in. zespół Dżem. Na scenie pojawi się też najpopularniejsze muzyczne wcielenie Irka Dudka, Shakin’ Dudi.

Konkurs dla czytelników

Razem z organizatorami Rawa Blues Festival przygotowaliśmy dla Naszych Czytelników konkurs, w którym do wygrania jest pięć pojedynczych zaproszeń do Spodka na 1 października. Żeby je zdobyć należy polubić Blues.pl na Facebooku, a potem odpowiedzieć na pytanie: „jak się nazywa szef wytwórni Alligator, prezentującej na festiwalu swoich artystów i – już od kilku lat – jeden z honorowych gości festiwalu?”.

Odpowiedzi, z hasłem „Konkurs – Rawa Blues” w temacie, prosimy przysyłać na adres e-mail blues@blues.pl. W treści wiadomości należy podać swoje imię i nazwisko, adres, a także kontaktowy numer telefonu.

Konkurs dla gitarzystów

Dodatkowo, po raz pierwszy, szansę na specjalną nagrodę – udział w warsztatach gitarowych z Albertem Lee 29 (trzy podwójne zaproszenia) i 30 września (dwa podwójne zaproszenia) – mają muzykujący Czytelnicy. Pytanie dla nich nieco inne: „dlaczego akurat Ty powinieneś/powinnaś mieć szansę nauki gry na gitarze pod okiem mistrza?”.

Odpowiedzi, z hasłem Rawa Blues – warsztaty w temacie, prosimy przy­syłać na adres e-mail blues@blues.pl. W tre­ści wiadomo­ści należy podać swoje imię i nazwisko, adres, a także kon­tak­towy numer telefonu.

* * *

Na Wasze maile – w obu konkursowych kategoriach – czekamy tylko do wtorku 27 września, do godziny 09:00. Niedługo potem ogłosimy zwycięzców konkursu!

Gwiazdy na 36. Rawa Blues Festival! Sprawdź kto wygrał zaproszenia na koncert i warsztaty z mistrzem gitary!

opublikowano w dziale Polska

36. edycja Rawa Blues Festival już w najbliższy weekend. 30 września w sali koncertowej NOSPR zagrają Corey Harris oraz Keb’ Mo’ orkiestrą symfoniczną. W sobotę 1 października festiwalowe koncerty odbywać się będą w Spodku. Zagranicznymi gwiazdami koncertu będą: brytyjski gitarzysta, wirtuoz stylu fingerpicking Albert Lee, Shemekia Copeland (nominowana do Grammy za najnowszą płytę „Outskirts of Love”), JJ Grey & Mofro oraz Toronzo Cannon. Wśród polskich wykonawców usłyszymy m.in. zespół Dżem. Na scenie pojawi się też najpopularniejsze muzyczne wcielenie Irka Dudka, Shakin’ Dudi. Razem z organizatorami Rawa Blues Festival przygotowaliśmy dla Naszych Czytelników konkurs w dwóch odsłonach. Sprawdźcie kto wygrał!

Konkurs dla czytelników

„Szef wytwórni Alligator, prezentującej na festiwalu swoich artystów i – już od kilku lat – jeden z honorowych gości festiwalu to Bruce Iglauer” – taka była prawidłowa odpowiedź w pierwszej konkursowej sekcji. Do wygrania było pięć pojedynczych zaproszeń do Spodka. Zdobyli je: Marcin z Krakowa, Jakub z Wrocławia, Paweł z Jaworzna, Marek z Myszkowa i Paulina z Łańcuta.

Konkurs dla gitarzystów

Dodatkowo, po raz pierwszy, szansę na specjalną nagrodę – udział w warsztatach gitarowych z Albertem Lee 29 (trzy podwójne zaproszenia) i 30 września (dwa podwójne zaproszenia) – mieli muzykujący Czytelnicy. Pytanie dla nich było nieco inne: „dlaczego akurat Ty powinieneś/powinnaś mieć szansę nauki gry na gitarze pod okiem mistrza?”. Zaproszenia zdobyli: Tomasz z Kruszyna, Jacek z Łodzi, Andrzej z Warszawy, Hanna z Katowic i Piotr z Warszawy.

Zwycięzcom gratulujemy, a wszystkich kochających bluesa zachęcamy do uczestnictwa w Rawa Blues Festival!

Walter Trout „Battle Scars”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Niewiele jest płyt, o których bez najmniejszej przesady można powiedzieć, że słuchamy ich cudem. Tak było z poprzednią „The Blues Came Callin’”, na którą piosenki Walter Trout pisał leżąc na szpitalnym łóżku, czekając na przeszczep wątroby, który miał być jego jedyną szansą na przeżycie – i siłą rzeczy tak już będzie z każdą kolejną. „Battle Scars” też nawiązuje do tragicznych przeżyć autora – po takim doświadczeniu trudno żeby było inaczej – ale bardziej niż zapis czarnych momentów choroby, stanowi opowieść o pokonywaniu przeciwności i odzyskiwaniu życia. Widać to już po tytułach piosenek – zaczynamy od „Almost Gone”, a kończymy na „Gonna Live Again”. Wszystko co pomiędzy tymi utworami dzieje się na płycie jest intensywne i mocne – od tekstów, po muzykę – dając nam możliwość obcowania z jedną z najlepszych, najbardziej osobistych płyt w dyskografii Trouta. A resume ma przecież pokaźne - współpracował w swojej karierze z Johnem Mayallem, grupą Canned Heat, Johnem Lee Hookerem i Big Mamą Thornton. Dla miłośników ostrzejszego blues-rockowego grania płyta konieczna, ale powinni po nią sięgnąć także inni, bo każdy wrażliwy muzycznie słuchacz, zainteresowany nie tylko riffem, ale też warstwą tekstową i ładunkiem emocji albumu znajdzie tu dużo dla siebie. Zdecydowanie do wielokrotnego słuchania. (pd)

Wydawca: Provogue Records
Posłuchaj: Mystic

Rob Tognoni „Koncerty w Trójce”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Kilka miesięcy temu, a dokładnie 9 marca, w niedzielny wieczór, w Muzycznym Studiu Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej na ul. Myśliwieckiej 3/5/7 w Warszawie wystąpił australijski gitarzysta Rob Tognoni. Na scenie towarzyszyli mu polscy muzycy – basista Łukasz Gorczyca i perkusista Tomasz Dominik. Taki news pewnie nie byłby niczym niezwykłym, bo Tognoni grał już w Polsce kilkakrotnie, ale wiadomość o tym, że tamten koncert ukazał się właśnie na płycie CD, już tak. „Rob Tognoni – koncerty w Trójce” to czternaście utworów, w sumie ponad 70 minut muzyki. To sporo jak na trio, ale umiejętności Tognoniego są na tyle duże, żeby utrzymać uwagę słuchacza przez cały koncert. Co zresztą można sprawdzić na stronie Polskiego Radia, gdzie koncert dostępny jest do obejrzenia w wersji wideo. Warto obejrzeć, ale też kupić i posłuchać na domowym stereo. Nie tylko ze względów archiwalnych. (pd)

Wydawca: Polskie Radio
Posłuchaj: www.polskieradio.pl

Joe Bonamassa „Muddy Wolf At Red Rocks”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

2 października ukazał się nowy koncertowy album Joe Bonamassy, jednego z najlepszych i najbardziej płodnych współczesnych bluesowych gitarzystów, jednak dziś u nas dwa słowa na temat poprzedniej koncertówki Joe, „Muddy Wolf At Red Rocks”, będącej wymarzoną wręcz pozycją dla miłośników ikon bluesa, Muddy Watersa i Howlin’a Wolfa. To utwory z ich repertuaru, w przytłaczającej większości, wypełniają ten album.

Genialnie wyglądający Red Rocks Amphitheatre nieopodal Denver w Colorado był scenerią koncertu, w ramach którego Bonamassa oddał muzyczny hołd klasycznym bluesowym brzmieniom. Nie był zresztą w tym zadaniu bez wsparcia świetnych muzyków – innych niż ci, z którymi koncertuje na co dzień. I tak w towarzyszącej mu przy tej okazji bluesowej maszynie pojawili się m.in. Reese Wynans z Double Trouble Stevie Ray Vaughana, Ron Dziubla  na saksofonie, Mike Henderson – na co dzień gitarzysta, tu na harmonijce, a także rewelacyjny Kirk Fletcher, zdaniem wielu jedna z najlepszych dziś gitar na Zachodnim Wybrzeżu USA. Nic dziwnego, że w takim towarzystwie sam Joe zdawał się być jeszcze bardziej podekscytowany niż zwykle. To przełożyło się na muzykę czyniąc z „Muddy Wolf At Red Rocks” jedną z naprawdę obowiązkowych pozycji w przebogatej koncertowej dyskografii Bonamassy. (pd)

Wydawca: Provogue Records / Mystic Productions
Posłuchaj: www.mystic.pl

Melody Gardot „Currency Of Man”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Odkąd Norah Jones osiągnęła komercyjny sukces, delikatne damskie głosy i równie zwiewne akustyczne aranżacje przestały być domeną miłośników jazzu, a stały się częścią muzycznego prawie-mainstreamu. Kilka lat temu, w ślady nowojorskiej koleżanki poszła młodziutka, bo wówczas niewiele ponad dwudziestoletnia Melody Gardot. Po ścieżce pełnych nastroju piosenek kroczyła na tyle interesująco, że i bluesfani zwrócili na nią uwagę. Ale nic w tym dziwnego, bo też obok takiego głosu trudno przejść obojętnie. Subtelny, bez odrobiny krzyku, jakby składający się z samego szeptu. Mniej charakterystyczny niż ten należący do Madeleine Peyroux, ale przez to łatwiejszy w odbiorze i pewnie trafiający do większej grupy odbiorców. Jednak w żadnym razie pospolity. W parze z głosem od początku szedł u niej talent do pisania piosenek, które brzmią świeżo, a jednocześnie przykuwają uwagę tym czymś, co już kiedyś, gdzieś się słyszało. To ponoć cecha największych songwriterów. Na nowym albumie, „Currency Of Man” tym czymś, co już kiedyś słyszeliśmy są zaangażowane społecznie teksty i echa głębokiego funku lat 60tych i 70tych, ale podane z taką maestrią, że nic tylko siedzieć i słuchać. Co nie zmienia faktu, że jest to trudna płyta. Przeglądając Internet można natknąć się na skrajne o niej opinie. Krytycy są zachwyceni, fani w większości też, chociaż nie brakuje osób, które tęsknią za delikatną jazzującą Melody – co jest oczywiście kwestią gustu, ale też – już od strony technicznej – narzekają na trudny w odbiorze mix muzyki. Fakt, całość jest nagrana i zmiksowana specyficznie, ale to celowy zabieg producenta i artystki, budujący jedyny w swoim rodzaju klimat całości. Słychać to najlepiej w miażdżącym wprost brzmieniu opartej na tragicznej historii zabitego na tle rasowym w 1955 roku młodziutkiego Emmetta Tilla kompozycji „Preacher Man” – niesamowicie zaaranżowany i zagrany numer, który na dobrym sprzęcie – podobnie jak reszta płyty – potrafi oczarować takim bogactwem warstw, jakiego w ostatnich latach w muzyce praktycznie się już nie spotyka. Dla mnie to zdecydowanie najlepsza dotąd Melody, więc tym bardziej polecam Państwa uwadze jej polski koncert – już 9 grudnia, na warszawskim Torwarze.

Przemek Draheim

Wydawca: Universal
Posłuchaj: www.amazon.com

Eric Clapton
„Crossroads Guitar Festival 2013”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Crossroads Guitar Festival to powołany do życia przez Erica Claptona charytatywny festiwal, z którego dochody wspierają założony przez muzyka Crossroads Centre – fundację i ośrodek leczenia uzależnień. Festiwal to wyjątkowe święto gitary, prezentujące na jednej scenie najważniejszych i najpopularniejszych współczesnych gitarzystów, od B.B. Kinga i Buddy Guy’a, przez Jeffa Becka i Johna Mayera, po Carlosa Santanę czy Steva’a Vai’a i dziesiątki innych. Dotąd odbyły się cztery edycje wydarzenia – każda pozostawiła po sobie ślad w postaci płytowego wydawnictwa ze znaczkiem Warner Music.

Pierwsza edycja Crossroads Guitar Festival odbyła się na stadionie Cotton Bowl w Dallas w Teksasie w 2004 roku. Przez dwa dni przewinęło się wtedy przez scenę morze sławnych gitarzystów. JJ Cale, Larry Carlton, Robert Cray, Sheryl Crow jako damski rodzynek, Bo Diddley, David Honeyboy Edwards, Buddy Guy, B.B. King, John Mayer, Robert Randolph, Carlos Santana, Steve Vai, grupa ZZ Top i wiele innych, gitarowych gwiazd. Można śmiało powiedzieć, że takiej imprezy jeszcze wcześniej nie było. Zadziałała tu pewnie magia nazwiska, bo też ponoć sam Clapton zapraszał do udziału w przedsięwzięciu swoich kolegów po fachu – tych, których podziwia i tych, których słucha mu się najlepiej. Dobrze wybrał i tyczy się to do każdej z edycji, także tej najnowszej z 2013.

Pierwsza edycja Crossroads Guitar Festival okazała się tak dużym sukcesem, że kiedy w 2007 roku rozpoczęto sprzedaż biletów na drugą edycję, 28 tysięcy wejściówek rozeszło się w rekordowym czasie 22 minut. To nie tylko imponujące, ale też ważne, szczególnie gdy przypomnimy sobie o celu, na jaki idą zebrane przez festiwal pieniądze. To założone przez Erica Claptona Crossroads Centre, czyli fundacja i ośrodek leczenia uzależnień na wyspie Antigua na morzu karaibskim gdzie osoby walczące z alkoholem i narkotykami, tak jak przed laty Clapton, mogą wyjść z nałogu i wrócić do normalnego życia. Warto o tym pamiętać słuchając festiwalowych wykonań, także tych w niecodziennych składach. Tych na ostatnim wydawnictwie z logo Crossroads gitar Festival nie brakuje. Słyszymy np. Taj Mahala i Keb’a Mo w klasycznym „Diving Duck Blues”, czy southern-rockową spółkę Warren Haynes, Gregg Allman i Derek Trucks.

Kilkunastu wyjątkowych gitarzystów na jednej scenie i za każdym razem od kilkunastu, do kilkudziesięciu godzin niespotykanych nigdzie indziej muzycznych uniesień, w niecodziennych składach i zaskakujących kolaboracjach – tak można podsumować każdą z czterech dotychczasowych edycji Crossroads Guitar Festival. Nic więc dziwnego, że każda z nich została zarejestrowana i w ten sposób zdokumentowana. Do tej pory po każdej edycji festiwalu wydawane było dwupłytowe DVD zawierające najciekawsze fragmenty imprezy. Teraz, po praz pierwszy obok zapisu wideo dostajemy także sam dźwięk w postaci dwóch krążków CD, a nawet czterech winylowych longplayów. Wszystko po to, żeby tą muzyką mogła się cieszyć jeszcze większa publiczność, już nie tylko przed telewizorem. I dobrze, bo dla takich gwiazd i takich wykonań naprawdę warto usiąść i uważnie posłuchać.

Przemek Draheim

Wydawca: Warner Music Poland
Posłuchaj: www.amazon.com

Startują Bluestracje

opublikowano w dziale Polska

Wystartował festiwal Bluestracje – główne koncerty tradycyjne odbędą się w Chorzowie, między innymi w MDK „Batory” i Teatrze Rozrywki, ale bluesa nie zabraknie także w innych śląskich miastach. Całość potrwa do 30 kwietnia z muzycznym suplementem, który zaplanowano na 18 maja. 24 kwietnia w koncercie Young Blood zaprezentują się obiecujące polskie formacje: Kraków Street Band pod wodzą Łukasza Wiśniewskiego i Joanna Knitter Blues & Folk Connection. Nie zabraknie też uznanych wykonawców polskich i zagranicznych. Swoje pierwsze europejskie tournée koncertem w klubie Szuflada 15 rozpocznie pochodząca z Seattle grupa GravelRoad. Po raz pierwszy w Polsce pokaże się amerykańsko-holenderskie trio Tangled Eye ze śpiewającą skrzypaczką Dede Priest z Dallas w Teksasie. Także po raz pierwszy w Polsce wystąpi Michael Van Merwyk Bluesoul z Niemiec, najwyżej jak dotąd uhonorowany europejski zespół w International Blues Challenge w Memphis (II miejsce w 2012 roku). Dużym wydarzeniem imprezy, 25 kwietnia, będzie występ grupy chicagowskiego gitarzysty Dave’a Spectera, na tę okazję wzmocnionej specjalnym gościem, Lurriem Bellem. Wspomnianym suplementem Bluestracji będzie koncert holenderskiej formacji Livin’ Blues Xperience niezmiennie liderowanej przez Nicko Christiansena. Szczegółowy program wydarzenia znajdziecie na stronie festiwalu.

Źródło: www.bluestracje.pl

Claude Hay w Polsce

opublikowano w dziale Polska

Trwa trasa koncertowa Claude’a Haya (fot. strona domowa artysty) – Australijczyka, którego polska publiczność poznała za sprawą koncertu na tarnobrzeskim festiwalu Satyrblues. Muzyk odwiedził już Warszawę – z pierwszym z dwóch tamtejszych koncertów, a dziś, to jest 5 lipca, wystąpi w Rzeszowie w Studiu Polskiego Radia Rzeszów. Kolejne koncerty odbędą się 6 lipca w Przybysławicach, 7 lipca w Warszawie, 10 lipca w Toruniu i 11 lipca w Kartuzach.

Zachętą do wybrania się na występ Claude’a Haya niech będzie wywiad opublikowany wcześniej w Magazynie Gitarzysta, jaki z artystą – o nocowaniu na plaży, grze na ściennych dekoracjach i gitarach z kuchennego blatu – przeprowadził z ramienia Blues.pl Przemek Draheim:

Blues.pl: „Trzecia płyta jest już na ukończeniu. Nagrania zaczęły się rok temu w Sun Studio w Memphis, w tym samym miejscu gdzie Elvis nagrywał swoje pierwsze piosenki” — taka wiadomość zaserwowałeś fanom w ubiegłym roku. Dziś płyta jest gotowa i brzmi wyśmienicie. Wybór miejsca nagrania był niezwykły, szczególnie jak na artystę z Australii, który do Memphis nie ma „po drodze”. Dlaczego Sun?

Claude Hay: Trochę przypadkiem. Tak naprawdę nie planowałem, że materiał na płytę będę nagrywał właśnie tam. Odbywałem wówczas trasę po Stanach i miałem kilka dni wolnego w Memphis, więc wybrałem się do Sun Studio jako zwykły turysta. Kupiłem bilet i jak dziesiątki innych osób pokręciłem się po tych starych pomieszczeniach podziwiając pamiątki po muzycznej przeszłości tego legendarnego miejsca. Swoją drogą bardzo taką wycieczkę polecam — to niesamowite miejsce i wszystko wygląda tam jak kiedyś, za czasów narodzin rock’n’rolla. Pod koniec wycieczki przewodnik wspomniał, że studio cały czas działa i można je wynająć, więc bez szczególnego namysłu umówiłem sesję. To był dobry moment, bo dopiero co napisałem kilka nowych piosenek i potrzebowałem miejsca, w którym mógłbym pomysły przelać na taśmę.

Brzmienie vintage musiało Ci zatem wpaść w ucho. Czy to dlatego zdecydowałeś się przerobić własnego minivana na studio nagrań, dodajmy z prysznicem na pokładzie?

„Stormy”, mój minivan, to mój drugi dom. Kocham to miejsce, bo właściwie tak powinienem o nim mówić, nie jak o samochodzie. Kiedy jest się podróżującym muzykiem hotele, często o nie najwyższym standardzie, stają się uciążliwością i dużo milej jest skończyć koncert i udać się do przytulnego vana. Człowiek czuje się trochę jakby wracał do domu, tym bardziej, że w środku jest naprawdę wygodnie. Nie ma dla mnie nic lepszego, niż skończyć koncert, a potem pojechać na plażę, spędzić tam noc i rano przygotować sobie jakieś śniadanie nad wodą. Z części mieszkalnej w samochodzie korzystam dużo częściej niż ze studia — miałem wobec niego duże plany, ale jeszcze nie zdążyłem się nim tak naprawdę nacieszyć. Rocznie wykręcam tym vanem ponad sto tysięcy kilometrów, więc czasu na zabawę pozostaje niewiele.

Takie niecodzienne zabawki, za którymi stoi duch niepokornego majsterkowicza to twoja specjalność. Gitarę, na której grasz zrobiłeś sam z kuchennego blatu. Czego brakowało Ci w innych instrumentach lub co szczególnego chciałeś osiągnąć bawiąc się w „do it yourself”?

Zacznijmy od tego, że budowanie gitar jest czymś, co po prostu bardzo lubię robić. To hobby, które sprawia mi wiele radości i pozwala zapomnieć o codziennych problemach, jak dla niektórych wędkowanie. To stanęło u podstaw pomysłu na własną gitarę. Za tym szły konkretne potrzeby. Szukałem gitary, która będzie się sprawdzała przy loopowaniu dźwięków, stąd dwa gryfy, i sama z siebie pozwoli mi na bardzo różne brzmienia, stąd przełączniki i pokrętła. Najpierw szukałem czegoś takiego w sklepach, a kiedy niczego nie znalazłem zebrałem części i wziąłem się do pracy. Rzeczywiście, korpus gitary zrobiłem ze starego klonowego blatu kuchennego, który ktoś wyrzucił na przydomowy chodnik. Z niego powstała „Betty”, moja ukochana gitara.

Słuchając nagrań z ostatniej płyty „I Love Hate You” rzuca się w uszy brzmienie gitary — czasem ciężkie i elektryczne, innym razem do złudzenia akustyczne. Jak uzyskałeś to brzmienie?

Dźwięk akustyczny pochodzi z mostka piezo marki L.A. Baggs. To niesamowita zabawka — daje tłusty, akustyczny sound, a wystarczy przełączyć magiczny pstryczek i gitara brzmi jak Strat. Przełączamy drugi raz i ze Strata robi się solidny bas. Genialnie się to sprawdza przy loopowaniu, oszczędza mi dużo czasu.

Jednym z twoich instrumentów jest sitar. Skąd pomysł na włączenie go do arsenału?

Byłem kiedyś na imprezie w mieszkaniu, w którym wisiał na ścianie jako ozdoba. Kiedy atmosfera była już mocno rozluźniona zdjąłem go ze ściany i zacząłem grać na nim slidem. Okazało się, że w połączeniu ze slidem wydaje piękne, wyjątkowe brzmienie. Właścicielka domu była bardzo zdziwiona — bo ponoć nikt wcześniej na tym instrumencie nie grał — i dała mi ten sitar w prezencie. Po powrocie do domu rozebrałem go na części i złożyłem według swoich potrzeb. Teraz ten instrument po prostu śpiewa!

Twoja instrumentalna wyobraźnia poszła dalej, bo zamiast zakończyć majsterkowanie na budowaniu lub przerabianiu instrumentów, zbudowałeś sobie cały zespół… Sąd taki pomysł i ostatecznie takie, a nie inne jego wykonanie, bo przecież obok tradycyjnych instrumentów perkusyjnych wszedłeś w świat loopów i elektroniki…

Jak ze wszystkim w życiu zaczęło się od małych rzeczy, które urosły w coś znacznie większego. Uwielbiam elektronikę i wszelkie zabawy z modyfikowaniem przedmiotów, co bardzo się przydaje w muzyce, zwłaszcza gdy jesteś twórcą poszukującym. Jak wiadomo, potrzeba jest najlepszą matką wynalazków, więc pewnego dnia, gdy grałem na gitarze poczułem, że do mojego brzmienia idealnie pasowałby werbel, a że obie ręce miałem już zajęte, wymyśliłem sposób, żeby grać na werblu obsługując go stopą, jak hi-hat. Do werbla dołączyłem, potem inne rzeczy, aż w końcu zbudowałem sobie cały zespół. Pewnie gdybym do tego wszystkiego doszedł jednego dnia mogłoby mnie to przerosnąć, ale że było rozłożone w czasie to udało się dokładnie tak, jak to sobie wymyśliłem.

Ulubione pedały/efekty?

Bardzo lubię Electro Harmonix Pog, Z.Vex Fuzz Factory, loopery DigiTech, pedały wah-wah Dunlopa. Z rzeczy komputerowych preferuje Guitar Riga.

To brzmienie musi się podobać nie tylko twoim fanom, skoro np. utwór „Get Me Some” zdobył nagrodę Australian Blues Music Award za „Najlepszą piosenkę roku 2011”, a cała płyta dotarła do 9 miejsca na bluesowej liście amerykańskiego Billboardu — żeby nie wspomnieć o miejscu na liście najlepiej sprzedających się płyt bluesowych na Amazon.com. Nie boisz się eksperymentować, także w tekstach, czasem z dużym przymrużeniem oka?

Tak, czasem, jak właśnie z „Get Me Some”, staram się puścić oko do publiczności i po prostu nagrać śmieszną piosenkę. Jedna z amerykańskich rozgłośni radiowych upodobała sobie ten numer dodając go do playlisty — a że ich słuchalność to ponad dwadzieścia dwa miliony osób, czyli tak, jakby piosenkę usłyszała każda osoba mieszkająca w Australii, więc ruszyła machina powodując duże zainteresowanie mediów moją muzyką.

Z perspektywy europejskiego słuchacza australijska muzyka, szczególnie roots, ma w sobie coś nie do podrobienia — od razu wyróżnia się na tle grania z Europy czy USA. Czerpie z tradycji, nie boi się „brudu”, nie ucieka przed łamaniem schematów i szukaniem nowych brzmień. Czy podobnie odbiera to Australijski muzyk podróżujący po świecie?

Tak, czuję to podobnie. Rzeczywiście Australia ma swoje własne brzmienie i choć trudno mi powiedzieć dlaczego, to na pewno je słychać. Może ze względu na nasz styl życia? Większość z nas wychowała się na tak zwanym „Oz pub-rocku”, a gdy pomieszasz to z tradycyjnym bluesem i naszym trochę leniwym usposobieniem, to voila.

Po takiej rozmowie trudno pytać czym zaskoczysz polską publiczność podczas koncertów w naszym kraju… Jak nastrój przed tak egzotyczną wycieczką? I co po niej?

Nie mogę się doczekać tej wyprawy. To wielki plus z bycia muzykiem — możliwość podróżowania, poznawania nowych miejsc i przeżywania coraz to nowych emocji. To bardzo działa na wyobraźnię i inspiruje. Po wizycie w Polsce jadę do Holandii na kilka koncertów. Potem powrót do domu i długa krajowa trasa promująca nowy album.

Życzę więc udanych koncertów, już z nową, jeszcze ciepłą płytą „I Love Hate You”. Czego słuchacze powinni się po niej spodziewać?

W porównaniu z poprzednim longplay’em, ten nowy jest chyba bardziej zadziorny, rockowy, z dużą dawką rootsowo brzmiącej gitary slide, ale też jeszcze poważniejszym potraktowaniem zabawy z loopami. Jak każdy muzyk staram się rozwijać z płyty na płytę, szukać czegoś nowego i myślę, że mi się to udało osiągnąć na nowym albumie. Mam nadzieję, że efekty poznacie osobiście na koncertach.

Źródło: Blues.pl

James Cotton „Cotton Mouth Man”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Czas biegnie nieubłaganie i przeszłością jest już złota era chicagowskiego bluesa z połowy wieku. Coraz mniej chodzi po świecie tych, którzy tworzyli i definiowali ten nurt; którzy sprawili, że stał się on kwintesencją miejskiego, bluesowego grania. I choć prawdą jest, że Weteranów coraz mniej, to Ci którzy pozostali nie próżnują i częstują słuchaczy muzyką, która wyrobiła im renomę już dawno temu. Jednym z ostatnich jest James Cotton – jeden z największych harmonijkarzy bluesa chicagowskiego, znany między innymi jako członek zespołu Muddy Watersa... a kiepscy muzycy tam nie trafiali.

James Cotton ma obecnie 78 lat, lecz mimo wieku poszczycić się może sporą dozą muzycznej energii i pasji. Zawsze znany był z silnego ataku na dźwięk i nie zmieniło się to na najnowszym wydawnictwie „Cotton Mouth Man”, które ujrzało światło dzienne wysiłkami wytwórni Alligator Records. Mnóstwo bluesa, groove’u i przesterowanej harmonijki. Płyta stanowi jakby hołd składany za życia legendarnemu harmonijkarzowi, jako że teksty w głównej mierze opowiadają o jego życiu i muzyce. Do tego harmonijka jest mocno wyeksponowana w aranżacjach. Oprócz Jamesa na płycie gra i śpiewa wielu znakomitych gości, w tym Gregg Allman, Warren Haynes, Joe Bonamassa, Keb’ Mo’, Ruthie Foster czy Delbert McClinton. Muzycy prezentują wysoki poziom wykonawczy, wokalnie płyta jest też udana. Od jakiegoś czasu na krążkach nagrywanych przez Jamesa Ottona nie można było usłyszeć jego głosu, co związane jest z leczeniem raka krtani, którego zakończyło się poważną operacją. Jednak na tym wydawnictwie można usłyszeć także wokal Jamesa, choć tylko (i zapewne aż) w jednym numerze – autobiograficznym „Bonnie Blues”. Klasyczny, akustyczny bluesior z głębokiej Delty wyśpiewany ciemnym, niskim, chropowatym jak gruboziarnisty papier ścierny głosem, harmonijką atakującą klasycznymi zagrywkami z pełną mocą i agresywnością, a wszystko to na tle surowego akompaniamentu gitary obsługiwanej techniką slide. Głos Cottona, co prawda zniszczony i zmęczony, nie pozbawiony jest jednak autentyczności. Ta piosenka nie jest zaśpiewana ładnie, jednak nie wyobrażam sobie, by mogła być zaśpiewana lepiej. Na całej płycie nie starzeje się za to harmonijka. Mocna, agresywna, zadziorna, świetnie układająca poszczególne frazy. Obrazu dopełniają starania pozostałych muzyków, stanowiące doskonałe tło dla wokalistów i harmonijkowych popisów. Swoją siłę pokazują oni nie tylko przy okazji tworzenia akompaniamentu, ale też w nielicznych co prawda, lecz udanych popisach solowych. „Cotton Mouth Man” to kawałek naprawdę dobrej płyty, na której gigant harmonijki wraz z młodszymi kolegami pokazuje klasycznego bluesa w różnych odbiciach. Boogie, granie z Delty, ostre Chicago, slow bluesy, jump blues, a nawet rhumba . Udany mariaż bluesa ze starej szkoły i doświadczenia z młodzieńczym zapałem i energią. Co prawda brzmienie harmonijki wydaje się czasem nieco zbyt mocno skompresowane, ale być może to celowy zabieg realizacyjny. Dla fanów Cottona i harmonijki granej w starym stylu pozycja obowiązkowa. Dla innych miłośników bluesa będzie to też smakowity kąsek. Polecam.

Maciej Draheim

Wydawca: Alligator Records / Rock Serwis
Posłuchaj: www.amazon.com

Gienek Loska Band „Dom”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Gienek Loska Band działający pod kierownictwem zwycięzcy jednego z popularnych, telewizyjnych „talent show” wydał kolejną płytę – „Dom”. Po raz drugi w ręce słuchaczy oddany został krążek z solidną porcją okołorockowego grania, z domieszką bluesa, gospel, funky, ale też szczyptą country w tytułowym utworze. Krążek jest zróżnicowany stylistycznie. Łączy numery energetyczne, przy których chętnie tupie się nóżką i te bardziej nastrojowe, spokojne kompozycje. Grający na płycie muzycy wykonują swoje zadanie dobrze i rzetelnie, całość buja, a solówki – mimo że rzadkie i krótkie – przyjemnie łechcą uszy. Gitara i porywające klawisze oraz zwarta sekcja rytmiczna pokazują, że żywych, sprawnie obsługiwanych instrumentów nie zastąpią żadne samplerskie sztuczki obecne na większości współczesnych, mainstreamowych wydawnictw. Na tle reszty instrumentów gorzej wypada grana po „dylanowsku” harmonijka, prezentująca się blado szczególnie w porównaniu z niezwykle udaną harmonijkową solówką Łukasza Wiśniewskiego z poprzedniej płyty Gienek Loska Band. Na krążku znalazło się jedenaście kompozycji, w tym dwa covery – kojarzony z Niemenem „Jednego serca” Adama Asnyka i „This Is A Man’s Man’s World” ze śpiewnika Jamesa Browna. Pierwszy z nich pokazuje liryczną stronę wokalisty, wspartego delikatnym akompaniamentem perkusji i wzniośle brzmiących klawiszy oraz delikatnych gitarowych wstawek. Panowie potrafią budować napięcie, które potem zręcznie rozładowują. Broni się też soulowy klasyk niemal wykrzyczany przez wokalistę. Kompozycje oryginalne też wypadają bardzo dobrze, zarówno pod względem treści, jak i formy – szczególnie w porównaniu z tym, co mają do zaoferowania gwiazdki współczesnej muzyki. Żywe instrumentarium, biegłość wykonawcza, zróżnicowane kompozycje i niezłe teksty niosące ze sobą jakąś treść nie są czymś powszechnym we współczesnej muzyce popularnej.

Gdyby szukać tu muzycznych skojarzeń, można by odnaleźć echa The Allman Brothers Band, ZZ Top, Lynyrd Skynyrd czy innych blues-rockowych smaczków. Pozostaje mieć nadzieję, że dzięki poważnej promocji i wsparciu dużej wytwórni „Dom” Loski stanie się kolejnym krokiem w dobrą stronę na drodze przyzwyczajania współczesnego słuchacza, przesiąkniętego elektro-popową papką, do muzyki żywej i prawdziwej, w której nie liczy się tylko beat w tempie 130 uderzeń na minutę i tancerki w teledyskach, a emocje i szczerość przekazu. Tego muzyce Gienek Loska Band nie sposób odmówić.

Maciej Draheim

Wydawca: Sony Music Poland
Posłuchaj: www.gienekloskaband.art.pl

Trzy role Joe Bonamassy

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Niezwykle popularny w Polsce Joe Bonamassa to gitarzysta znakomity technicznie i bardzo kreatywny, co potwierdzają trzy albumy z jego udziałem, które w ostatnim czasie trafiły na sklepowe półki. Żeby było ciekawiej na każdym z nich Bonamassa prezentuje się w nieco innej roli – lidera własnego zespołu, muzyka sesyjnego i gościa na cudzym albumie.

Akustyczna gitara i wiedeńskie smyczki – taki epicki fragmencik otwiera ostatni, koncertowy longplay gitarzysty, „An Acoustic Evening at The Vienna Opera House”, wydany – tak jak jego poprzednie płyty – przez holenderską wytwórnię Provogue. W ramach koncertu odbywającego się w siedzibie wiedeńskich filharmoników Joe Bonamassa pokazał swoją drugą, akustyczną twarz. Na taki album fani długo czekali i chyba się nie zawiedli. Na scenie, obok lasu przepięknych gitar, towarzyszyło Bonamassie czterech znakomitych muzyków, z których każdy jest mistrzem w swoim fachu. Gerry O’Connor – specjalista od irlandzkiej tradycji muzycznej, grający na skrzypcach i banjo; szwedzki multiinstrumentalista Mats Wester obsługujący instrument o mocno etnicznym charakterze; klawiszowiec, grający tak samo dobrze na pianinie, co na akordeonie – Arlan Schierbaum; i fenomenalny perkusjonista Lenny Castro znany chociażby ze wspólnych koncertów z zespołem Toto i setkami innych, topowych wykonawców. Może także ze względu na towarzystwo Joe Bonamassa dał tu z siebie jeszcze więcej niż zwykle – mimo, iż wcale nie gra ani ciężej, ani głośniej.

Album „An Acoustic Evening at The Vienna Opera House” wydano zarówno w formie audio, jak i DVD. Tej ostatniej wersji należą się zresztą szczególne słowa uznania i mówię to jako osoba, która zwykle nie przepada za oglądaniem koncertów na DVD. Ten jest po prostu śliczny, niesamowicie miły dla oka. Historyczne wnętrze pewnie zrobiło swoje, ale największe wrażenie powoduje praca kamer, montaż i w ogóle bardzo filmowa plastyka obrazu. Naprawdę warto popatrzeć.

Równie dobrze, co w roli lidera, sprawdza się Joe Bonamassa jako członek zespołu, dokładając swoją instrumentalną cegiełkę do brzmienia całości. Udowodnił to na rockowych płytach Black Country Communion i to samo, choć w innej stylistyce, pokazał na albumie formacji Rock Candy Funk Party – „We Want O Groove”. Jazz, funk i rock, a wszystko to pod szyldem formacji, którą tworzą gitarzyści Joe Bonamassa i Ron DeJesus z grupy Planet Funk, na bębnach Tal Bergman współpracujący np. z Billy’m Idolem czy Rodem Stewartem, basista Mike Merritt i klawiszowiec Prince’a, Renato Neto. Dla miłośników takich jazz-funkowych improwizacji płyta jest idealna, choć na pewno inna od tego, do czego przyzwyczaił fanów Bonamassa-frontman.

Także jako gitarzysta, choć tylko w jednym utworze, pojawił się Bonamassa na ostatniej solowej płycie Beth Hart. Krążek nazywa się „Bang Bang Boom Boom”, a zaczyna pięknym, powolnym „Baddest Blues”. Ten udział Joe w nagraniu nowej płyty Beth Hart to oczywiście określenie trochę na wyrost, ale można go traktować jako zapowiedź drugiej wspólnej płyty Joe i Beth, której data premiery wypadła20 maja. A co na słuchaczy czeka tutaj? Głos, który dla piszącego te słowa brzmi tu dużo dojrzalej niż wcześniej; świetna produkcja i realizacja nagrań; no i same utwory, które bardzo dobrze napisano i pierwszorzędnie wykonano. Czasem, tak jak w utworach „Bang Bang Boom Boom” czy mogącym się kojarzyć z muzyką Adele „Thru The Window Of My Mind”, z wszelkimi znamionami przeboju. Gdyby tego było mało „Bang Bang Boom Boom” zasługuje na zakup i szczególne miejsce na półce dla genialnego, pełnego niepokoju powolnego bluesa „Caught Out In The Rain” – to takie granie wywołujące ciarki na plecach. Także u fanów Joe Bonamassy.

Przemek Draheim

Wydawca: Provogue Records
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

Bluesowy Hugh Laurie już w sklepach

opublikowano w dziale Polska

13 maja na półki polskich sklepów muzycznych trafił nowy, drugi w dorobku bluesowy album popularnego aktora Hugh Lauriego (fot. strona domowa artysty), czyli doktora House’a z bijącego rekordy popularności telewizyjnego serialu. Na płycie „Didn’t It Rain”, której wydawcą jest firma Warner Music Poland, Laurie odkrywa na nowo pionierów amerykańskiego bluesa sięgając do twórczości takich postaci jak W.C. Handy, Jelly Roll Morton czy Little Brother Montgomery. Wśród gości w studiu pojawił się między innymi laureat bluesowych Grammy, Taj Mahal. Produkcję albumu „Didn’t It Rain” powierzono Joe Henry’emu, który odpowiadał wcześniej za brzmienie „Let Them Talk”. Kilkanaście piosenek nagrano w styczniu 2013 roku w Ocean Way Studio w Los Angeles. Blues.pl jest jednym z patronów medialnych wydawnictwa.

Źródło: www.warnermusic.pl

Krzakowi wyrosły stalowe kolce!

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Fani bluesa są przyzwyczajeni do tego, że muzycy rączą nas różnymi, ale jednak „bezpiecznymi” stylistycznymi mariażami. Nikogo nie dziwi zagranie na początku koncertu podkręcającego atmosferę funkującego bluesa. Następnie rock-blues, by ją podtrzymać, czy jazzowa improwizacja, by pokazać kunszt muzyków. Można powiedzieć… pakiet standardowy. Każdy bywalec koncertów bluesowych zna te patenty i każdy je lubi. Od jakiegoś czasu liczyłem po cichu, że ktoś pójdzie dalej. Pewną nadzieję dali mi Jason Ricci i nieżyjący już Nick Curran, jednak nie była to według mnie wystarczająco stanowcza stylistyczna mieszanka. Dla kogoś kto uwielbia bluesa, ale jego pierwszymi przesłuchanymi płytami były „Number Of The Beast” Iron Maiden oraz „Never Mind The Bollocks” Sex Pistolsów, nowe wydawnictwo Krzaka jest solidnym mostem łączącym ostre, ciężkie brzmienie i ukochane przez nas „blue notes”.

Płyta jest przemyślana, długo planowana i powalająca. Okładka powoduje radość. Znane wszystkim logo Krzaka plus napis „experience” podany „metalową” czcionką. Już sama jakość produkcji wywołuje uśmiech na twarzy. Bębny brzmią tak, że mogą służyć jako narzędzie zemsty na śpiącym współlokatorze, bas może kruszyć ściany, a gitara brzmi mocno i z pazurem. Do tego brzmienie głównych bohaterów krążka… Jak je mam opisać? Przepełniony groźbą sound skrzypiec Jana Błędowskiego, kojarzący się z kształtem na skraju pola widzenia gdzieś w ciemnej uliczce. Z drugiej strony kryształowe, jasne brzmienie Leszka Windera, będące przeciwwagą dla mrocznych klimatów, które tworzą metalowa sekcja rytmiczna i maestro Błędowski.

Na całość płyty składają się przede wszystkim znane fanom standardy zespołu, takie jak „Kattowitz”, „Czakuś” czy „Ściepka”.  Nie będę się rozwodził nad zmianami aranżacyjnymi i różnicami między tymi wersjami, a oryginałami. Kawałek tytułowy pełniący funkcję intro doskonale sprawdza się w swojej roli. Przygotowuje słuchacza na niesamowitą, niepodobną do innych podróż po nowych fascynacjach szanownej grupy z Katowic. Jest mocno, ciężko, a przy tym niesamowicie płynnie. Tutaj muszę wtrącić, że bardzo mnie ciekawiło jak zostanie rozwiązana kwestia brzmienia skrzypiec. Byłem całkowicie pewny, że Jan Błędowski nie zniży się do zerżnięcia patentów sławnego Michała Jelonka – skrzypka poruszającego się w stylistyce muzyki metalowej. Mistrz wyszedł z wyzwania obronną ręką. Instrument brzmi w sposób jedyny w swoim rodzaju, a przy tym słychać czyje wyćwiczone dłonie nim operują! Z kolei czyste brzmienie gitary pana Windera jest jasnym kontrastem w stosunku do mrocznego brzmienia reszty składu. Zresztą sam wirtuoz powiedział, że sprzętu na potrzeby albumu zmieniać nie zamierza. Muzyk z charakterem.

Na płycie wyróżniają się, a jakże, utwory nowe. „Existence In Possesion”, wręcz prog-metalowy utwór ze zmianami tempa oraz nastroju, jest fajnym momentem na płycie.  Zaraz po nim słyszymy kolejną kompozycję zespołu Sepsis (gitarzysta Dominik Durlik, Piotr Wierzba – gitarzysta basowy i Rafał Cioroń – perkusista – dopełnili składu występującego na płycie) pod tytułem „Rumble Tumble”. Wolna, nastrojowa muzyka podkreślana miarowym ciężkim beatem perkusji i opowieścią snutą przez skrzypce. Trzeba posłuchać samemu. I po ciemku. Można dostać zawału gdy… kot wskoczy nam na kolana!

Dodam tutaj, że na płycie znaleźli się goście. Darek „Popcorn” Popowicz znany z najlepszego w mojej opinii polskiego zespołu metalowego – Acid Drinkers, a także Igor „Izzy” Gwadera – złote dziecko z zespołu Anti Tunk Nun.

Na zakończenie tej recenzji koniecznie muszę podkreślić jedną rzecz. Nie jest to płyta metalowa. Jako osoba słuchająca tego gatunku muszę powiedzieć, że ten album zbliżył nas do czegoś, co można nazwać „blues-metalem” lub „metal-bluesem”. Może jestem patetyczny, być może album zbyt mi się spodobał lub można mi zarzucić, że zbyt lubię tą kapelę. Ale mam przeczucie, że jesteśmy świadkami powstawania nowej jakości, nowej formy ekspresji, którą – mam wielką nadzieję – podążą nie tylko panowie z Krzaka na swoim nowym albumie lecz również i rzesza młodych ludzi z werwą, głowami pełnymi pomysłów i sercami spragnionymi rewolucji muzycznej.

Karol Duda

Wydawca: Metal Mind Productions
Posłuchaj: www.metalmind.com.pl

Jarosław Śmietana nie żyje

opublikowano w dziale Polska

Ta przykra wiadomość niezwykle szybko obiegła portal społecznościowy Facebook – w wyniku komplikacji po operacji usunięcia guza mózgu, którą przeszedł na początku roku, zmarł Jarosław Śmietana (fot. strona domowa artysty). Miał 62 lata. W kwietniu przyjaciele muzyka zorganizowali koncert charytatywny na jego rzecz. W warszawskim Teatrze Capitol wystąpili wówczas między innymi Wojciech Karolak, Zbigniew Namysłowski, Piotr Baron, Antoni Dębski, Ewa Bem i Andrzej Jagodziński Trio. Gitarzysta ukończył Wydział Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Katowicach. Był liderem takich grup jak bluesowy Hall, Extra Ball, Sounds, Symphonic Orchestra i Polish Jazz Stars. Otrzymał Nagrodę Prezydenta Miasta Krakowa za wybitne osiągnięcia w kulturze oraz nagrodę Fryderyk w roku 1998 za album „Songs and Other Ballads”. Wykładał w Krakowskiej Szkole Jazzu i Muzyki Rozrywkowej, był autorem ponad dwustu kompozycji jazzowych. Jego postać, to prawdziwa historia polskiej muzyki, nie tylko jazzu.

Źródło: Jazz Forum

Ciechociński blues i urodziny Zdrowej Wody

opublikowano w dziale Polska

Choć muzycznie Ciechocinek kojarzy się przede wszystkim z dancingami, co roku początek września należy tam do bluesa przyprawionego rockowymi brzmieniami. 7 września w Parku Zdrojowym odbędzie się kolejna edycja festiwalu „Blues bez barier” – o tyle szczególna, że będąca kulminacją obchodów dwudziestopięciolecia zespołu Zdrowa Woda, który tego dnia zaprezentuje się przed publicznością z towarzyszeniem wyjątkowych gości. Dodatkowo, na scenie pochodzącej z 1909 roku i wybudowanej w stylu zakopiańskim muszli koncertowej zaprezentują się MGM i Open Blues, czeski band The Cell i brytyjski bluesman Danny Bryant z zespołem. W przypadku złej pogody koncert ma zostać przeniesiony do wnętrza Teatru Letniego. Zdrowej Wodzie życzymy wszystkiego najlepszego!

Źródło: www.ciechocinek.pl

Koncerty i warsztaty w Hard Rock Pubie Pamela

opublikowano w dziale Polska

Marzec to w toruńskim Hard Rock Pubie Pamela zapowiada się bardzo ciekawie. 17 marca, w ramach wieczoru z bluesem wystąpią dwie zagraniczne formacje – amerykańska grupa Moreland & Arbuckle oraz Rob Tognoni z zespołem. Co ważne, wstęp na koncert jest bezpłatny. Muzyczne emocje czekają też na gości klubu 23 marca. Gitarowe warsztaty i jam session poprowadzą wówczas Wiesław Kryszewski i Leszek Cichoński. Ten ostatni zaprezentuje się po warsztatach w recitalu solowym. Zwieńczeniem bluesowego marca będzie koncert Khalif „Wailin’” Walter Band, który odbędzie się w ostatni dzień miesiąca.

Źródło: www.pubpamela.pl

Nowa płyta Sławka Wierzcholskiego

opublikowano w dziale Polska

Sławek Wierzcholski, obecny na polskiej scenie od wielu lat artysta o sprecyzowanej  konwencji, swoim najnowszym albumem postanowił zadziwić słuchaczy. W „Matematyce serc” odważnie opuszcza niszę wirtuoza harmonijki ustnej i czołowego krajowego wykonawcy bluesa. Muzyczną kanwą nowej płyty są dźwięki, które przed laty towarzyszyły Sławkowi w rodzinnym domu za sprawą Programu 1 Polskiego Radia: calypso, rumba, twist, ragtime. W nagraniu czternastu utworów, wzięło udział dwudziestu pięciu muzyków - polscy twórcy  Zbigniew Wrobel i Adam Wendt, a także artyści zagraniczni – perkusista Alain Baudry z Nowego Orleanu oraz Eddie Angel z Londynu. Do wzbogacenia piosenek wykorzystano także sekcję dętą i chórek dziecięcy.

Źródło: www.empik.com

Niezależny blues

opublikowano w dziale Wydawnictwa

W przeciwieństwie do muzyki pop gdzie prym wiodą duże wytwórnie, bluesowy rynek wydawniczy to głównie małe, specjalistyczne oficyny lub artyści, który swoje płyty wydają własnym sumptem. Warto obserwować tę gałąź branży, bo w jej ramach pojawia się dużo ciekawego bluesa. 

Ci, którzy bluesa szukają w Detroit powinni sięgnąć po nową produkcję Howarda Glazera, „Stepchild Of The Blues”. Tym obeznanym w bluesie słuchaczom wspomniane Detroit powinno się kojarzyć na przykład z twórczością Johna Lee Hookera. Glazer to oczywiście inne pokolenie, ale można już go śmiało nazwać weteranem tamtejszej sceny, zasłużonym szczególnie dzięki niezwykle owocnej współpracy z czarnoskórym harmonijkarzem Harmonica Shahem, z którym kilka dobrych lat temu koncertował w Polsce.

O ile Glazer preferuje energetyczne granie, z małymi tylko akustycznymi wyjątkami, o tyle gitarzysta Jeff Jensen to przy nim oaza spokoju. Słychać to wyraźnie na płycie „Road Worn and Ragged”. Jensena znam od pierwszej płyty, która jakiegoś szczególnego wrażenia na mnie nie zrobiła. Więcej, zajęło mi chwilę żeby skojarzyć, że młody chłopak z kozią bródką i w kapeluszu, z okładki debiutanckiego albumu, i dojrzały gentleman w z obfitą brodą ze zdjęcia na nowym, jego trzecim krążku, to ta sama osoba. Jensen zmienił nie tylko sceniczny image, ale bardzo wydoroślał muzycznie, przenosząc akcent z gitarowych popisów na dobrze skrojone, godne uwagi piosenki – na dodatek wyśpiewane dojrzałym, naprawdę ładnym głosem. Taka zresztą jest cała ta płyta – dojrzała i ładna. Ją Państwu polecam, podobnie jak nowy album bluesmana, który nie stroni od muzyki soul i podobnie jak Jeff Jensen pięknie śpiewa. To Billy Thompson z albumu „Friend”.

Billy Thompson – czyli mężczyzna w sile wieku i z kilkoma ciekawymi płytami na koncie, wydanymi albo własnymi siłami, albo przez małe wytwórnie. Ta najnowsza, „Friend”, firmowana jest przez „Soul Stew Records” i trudno o lepsze skojarzenie, bo to rzeczywiście blues mocno przesycony soulem. Szczególnie w tych wolniejszych numerach, jak choćby „Interlude”, z pięknym, rozlanym Hammondem pod palcami wielkiego Mike’a Finnigana, znanego choćby ze współpracy z Jimim Hendriksem, Joe Cockerem czy Michaelem McDonaldem.

Soulowe wstawki znaleźć można także na nowej produkcji wytwórni Eller Soul Records. Longplay nosi tytuł „Cobalt”, a firmuje go Holland K. Smith, czyli gitarzysta wylansowany przed laty przez U.P. Wilsona, będący dowodem na wyjątkowość i szczególne brzmienie bluesa z Teksasu. On sam tego bluesa wzbogaca nie tylko porcją soulu, co na płycie „Cobalt” słychać szczególnie, ale także odrobiną jazzu czy muzyki latynoskiej. A że płytę wyprodukowała inna teksańska legenda, Anson Funderburgh, miłośników takich dźwięków czeka na tej produkcji dużo dobrego.

Smakowita, choć utrzymana w całkowicie innym, southern-rockowym klimacie jest muzyka Jima Gustina i towarzyszącej mu formacji Truth Jones z wydawnictwa „Can’t Shed A Tear”. Takiego głosu nie powstydziłby się w swojej płytowej kolekcji żaden miłośnik Lynyrd Skynyrd czy The Allman Brothers Band, co dowodzi, że warto trzymać rękę na pulsie tego, co dzieje się w niezależnym bluesie.

Przemek Draheim

Wydawca: Lazy Brothers Records, Swingsuit Records, Soul Stew Records, Eller Soul Records, Jim Gustin
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

Bluesowa Grammy przyznana

opublikowano w dziale Polska

Pięćdziesiąta szósta gala wręczenia najbardziej prestiżowych nagród muzycznych na świecie odbyła się w niedzielę 26 stycznia w Los Angeles w Kalifornii. Statuetkę Grammy za „Najlepszy Bluesowy Album Roku” otrzymało duo Ben Harper (fot. strona domowa artysty) i Charlie Musselwhite za sygnowany logo Stax krążek „Get Up!”. Wśród nominowanych do nagrody byli James Cotton za „Cotton Mouth Man”, Bobby Rush za „Down In Louisiana”, Beth Hart i Joe Bonamassa za „Seesaw” i longplay „Remembering Little Walter” zawierający nagrania  Charlie’go Musselwhite’a, Billy Boy’a Arnolda, Marka Hummela, Jamesa Harmana i Sugar Ray’a Norcia. Bluesowe czy blues-rockowe akcenty pojawiły się też w innych kategoriach. Nagroda za „Najlepszy Album Rockowy” powędrowała do Led Zeppelin za „Celebration Day”. Statuetkę zabrał też do domu Gary Clark, Jr. nagrodzony za „Najlepsze Tradycyjne Wykonanie R&B”. Mówiąc o tegorocznych nagrodach Grammy nie sposób nie wspomnieć o wielkim sukcesie polskiego jazzu – album „Night in Calisia” pianisty Włodka Pawlika otrzymał statuetkę w kategorii „Najlepszy Album Dużego Zespołu Jazzowego”. Gratulujemy!

Źródło: www.grammy.com

„Bez truskawek” Blue Sounds piosenką dnia w radiowej Jedynce

opublikowano w dziale Polska

Choć drugi album zespołu Blue Sounds – wypełniona autorskimi piosenkami „Karuna” – ukaże się dopiero 24 września, już teraz radiosłuchacze będą mieli okazję uważnego przysłuchania się singlowi promującemu wydawnictwo. W środę 18 września utwór „Bez truskawek” będzie piosenką dnia w Programie Pierwszym Polskiego Radia. Piosenki będzie można posłuchać na antenie Jedynki w „Sygnałach dnia” ok. godz. 8.05, w „Lecie z Radiem” ok. godz. 11.10, w „Muzycznej Jedynce” ok. godz. 14.10 i w „Popołudniu z Jedynką” o 17.05. Słuchacze Jedynki muzykę Blue Sounds znają dobrze – piosenkami dnia na antenie stacji były już utwory „Konająca dusza” i „Już nie ma nas”. „Utwór doskonale wpasowuje się w jesienny klimat i oddaje charakter zespołu, który – jak mówią najczęściej jego słuchacze – wzrusza, niepokoi i zachwyca, a jego muzyka jest skierowana przede wszystkim do wrażliwego i wysublimowanego odbiorcy” – czytamy na stronie radia. Jednym z patronów medialnych albumu jest Blues.pl.

Źródło: www.polskieradio.pl

Bluesowa WOŚP w Blue Note

opublikowano w dziale Polska

Dwa dni przed niedzielnym finałem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, w piątek 10 stycznia w poznańskim klubie Blue Note odbędzie się muzyczny wieczór, w ramach którego miłośnicy bluesa będą wspierać Orkiestrę. Wstęp do klubu jest wolny, a cały dochód z dobrowolnych darów i licytacji przeznaczony będzie na WOŚP. Swój udział we wspólnym muzykowaniu potwierdzili już między innymi członkowie zespołów Wolna Sobota, Wielka Łódź, Jaromi Zez Ekom, Dr Blues & Soul Re Vision czy Fingerstyle Bob & The Blues Society. Całość rozpocznie się o godzinie 20:00.

Źródło: www.facebook.com

Blues nad Bobrem na wideo

opublikowano w dziale Polska

Adepci bluesa i najróżniejszych instrumentów, na których można go wygrywać odliczają godziny – kolejna edycja festiwalu Blues nad Bobrem i związanych z nim legendarnych warsztatów muzycznych tuż tuż. Całość odbędzie się między 6 a 15 sierpnia w Bolesławcu i położonym nieopodal Zamku Kliczków. Publiczności zaprezentują się młode zespoły biorące udział w przeglądzie konkursowym, ale też uznani wykonawcy, między innymi Magda Piskorczyk, Keith Dunn czy Jarosław Śmietana. Tym, którzy chcą poczuć magiczną atmosferę warsztatów polecamy wizytę na stronie internetowej Bluesa nad Bobrem, gdzie zobaczyć można oficjalne festiwalowe filmy dokumentujące poprzednią edycję.

Źródło: www.bluesnadbobrem.pl

Cree wypytane

opublikowano w dziale Polska

Zespół Cree wydał koncertowe DVD, o tym już informowaliśmy. Ubrany w duży digipac album „Live” przynosi zapis koncertu Sebastiana Riedla i jego grupy z 11 listopada 2011 roku, z katowickiego Teatru Śląskiego. Wśród gości specjalnych na scenie pojawili się wtedy między innymi Piotr Kupicha z zespołu Feel czy harmonijkarz Michał Kielak. Premiera wydawnictwa była pretekstem do rozmowy, jaką z Sebastianem Riedlem i członkami zespołu przeprowadził dla Blues.pl Paweł Ciepliński:

Blues.pl: Na początek pytanie na czasie… Chciałbym zapytać o „Ku Przestrodze”. Jak Waszym zdaniem festiwal się rozwinął od czasów pierwszych edycji i co sądzicie o zmianie miejsca?

Sebastian Riedel: Festiwal został przeniesiony i tego się zmienić nie da. Każdy chciałby, żeby wrócił do Tychów, ale nie da się tego zrobić. Musi się obronić sam. Jest już w Chorzowie trzeci raz i coraz lepiej to organizacyjnie wygląda, wszyscy się przyzwyczajają. Każdy narzeka, że to nie ten klimat, że to już nie to, ale klimat tworzą ludzie i to od nich wszystko zależy. Jak ludzie będą się dobrze bawić to my też będziemy się dobrze bawić i będzie pięknie.

Blues.pl: Zmiany w zespole są już faktem dość starym, ale… dlaczego nie ma już z Wami Adriana Fuchsa?

Sylwester Kramek: Bo nie ma! Bo jest Tomek Kwiatkowski! (wszyscy się zaśmiali)

SR: (na poważnie) Znaliśmy się tak dobrze, że po prostu się nasze drogi rozeszły w taki sposób… bez złości. Ja nie wytrzymałem, on też nie wytrzymał i tyle.

SK: Chodzi o to, że po prostu skończyła się zabawa, a zaczęło się granie. Na początku oczywiście była to tylko zabawa, fajnie sobie zagrać gdzieś, ale w pewnym momencie stanęło na tym: czy gramy, czy się bawimy dalej. Postanowiliśmy dalej grać na poważnie.

SR: To znaczy nadal lubimy się bawić.

SK: Tak, oczywiście, bawimy się dalej, ale chodzi o podejście.

Lucjan Gryszka: Poważne granie się zaczęło, jak ja przyszedłem! (śmiech)

Blues.pl: Jakie są Wasze plany jeśli chodzi o muzykę: bardziej w stronę rocka, czy bluesa? Na Waszym ostatnim DVD i na najnowszej płycie jest trochę tego, trochę tego, w którym kierunku chcecie dalej iść? A może dalej planujecie łączyć te style?

SR: W kierunku rock’n’rolla! (śmiech)

Tomasz Kwiatkowski: To szerokie pojęcie, ogólnie, co nam do głowy strzeli!

Adam Lomania: To jest muzyka wypadkowa, wiesz, między Led Zeppelin a Claptonem, a jakimś południowym graniem amerykańskim. Wszystkie te klimaty nam odpowiadają, możemy zagrać bluesa, możemy zagrać rock’n’rolla, jakąś latynoską muzykę, wiesz, taką nie taneczną – raczej mam na myśli takie stare „Allmany”.

TK: Tak jak mówię, co nam do głowy przyjdzie. Nie ograniczamy się tylko do rocka i bluesa.

Blues.pl: Gracie dużo koncertów w klubach, na festiwalach, skąd więc pomysł, żeby DVD wydać akurat z koncertu w teatrze?

SR: Sam pomysł pochodził z Metal Mind Productions. To oni zaproponowali takie wydawnictwo.

LG: Jeszcze przed nagraniem nowej płyty.

SR: To był taki pomysł, żeby coś się działo. Akurat mieliśmy nowe numery, nigdy nie wydane. Pomyśleliśmy, że to będzie taka ciekawostka, miało to się ukazać jeszcze przed płytą, ale w końcu wyszło równolegle do niej.

SK: No ale to też jest ciekawostka.

Blues.pl: A propos ciekawostek – co na Waszym koncercie robił Piotr Kupicha?

SK: Śpiewał! (śmiech)

Blues.pl: To wiem, ale skąd taki pomysł?

SR: Taki pomysł, bo nagraliśmy jeden numer, który z nim zrobiłem jakieś siedem czy osiem lat temu, a że był współautorem i z nim to nagrywaliśmy na pycie, to narodził się pomysł, żeby również z nami zagrał. Śpiewa partie bardzo istotną w tym numerze i bardzo tam pasuje. Także to stara znajomość.

Blues.pl: Czy planujecie w przyszłości również na koncertach takich gości jak np. na tym DVD?

SR: Oczywiście! Planujemy, ale z tym planowaniem to jest tak, że nie jesteśmy Rolling Stonesami i wiadomo, nie każdy ma dla nas czas. I pieniędzy nie ma też za wiele.

SK: Chodzi o forsę przede wszystkim.

SR: … żeby zaprosić, no i terminy. Nie zawsze jest taka możliwość żeby ktoś dojechał akurat kiedy my gramy, ale myślę, że jeszcze nie raz się uda.

Blues.pl: Czyli nie planujecie projektu „Cree + Feel”?

SR: Nie, nie…

LG: Dlatego nazywa się to „gość”.

Blues.pl: Czy planujecie jeszcze jakieś wydawnictwo koncertowe, może właśnie z któregoś z festiwali?

SR: Mamy coś takiego, ale myślę, że raczej skupimy się nad następną płytą. Mamy nagrany koncert z Radia Katowice, zresztą akustyczny, co jest ciekawostką. To wszystko leży i czeka.

Blues.pl: Słyszałem plotki o jakimś nagraniu ze Spodka?

SK: O, to jakaś nowość.

SR: No to może plotki, ale nie o nas niestety. Pewnie jeszcze wymyślimy coś w związku z dwudziestoleciem, ale jeszcze nie wiem czy w Spodku. Ja bym zagrał jakiś inny koncert, wszyscy tak w tym Spodku.

Blues.pl: Skoro już poruszyliśmy temat festiwali, to na którym wam się grało najlepiej, oczywiście poza „Ku Przestrodze”?

SK: Ku Przestrodze! (śmiech)

Blues.pl: To może dopytam – jak Wam się podobał występ na Woodstock?

SR: Myśmy strasznie dawno grali na Woodstock.

Blues.pl: No jeszcze w Żarach, jeśli dobrze pamiętam?

SR: Żary, tak. Wtedy to jeszcze dla nas było przeżycie muzyczne, Woodstock wtedy wyglądał zupełnie inaczej.

Blues.pl: To by było na tyle. Dziękuje, powodzenia, cześć.

Z zespołem Cree dla Blues.pl rozmawiał Paweł Ciepliński.

Źródło: Blues.pl

Blues-Folk Meeting w Reszlu

opublikowano w dziale Polska

Kameralny dziedziniec i gotyckie mury to nie jedyne atuty, którymi zamek w Reszlu chce przyciągnąć turystów. Równie ważna ma być muzyka, która 22 i 23 lipca zabrzmi tam w ramach festiwalu Blues-Folk Meeting. Jak mówią sami organizatorzy: „W roku 2010, z inicjatywy grupy Mahoń Blues Cafe, reaktywowano muzyczne tradycje zamku tworząc podstawy do corocznych spotkań muzyków reprezentujących tradycyjne folkowe dźwięki z bluesmanami oraz artystami eksperymentującymi z różnymi nurtami”. W ramach tegorocznego meetingu, pierwszego dnia publiczności zaprezentują się między innymi zespoły Easy Rider i Cree. Dzień później zagrają Bluesmaszyna, Flesh Creep, Lech Niedźwiedziński, Mahoń Blues Cafe, Krzak i Martyna Jakubowicz. W sumie przez scenę ma się przewinąć ponad pięćdziesięciu muzyków.

Źródło: www.blues.reszel.pl

Nagrody Living Bluesa rozdane

opublikowano w dziale Świat

Living Blues, najważniejszy bluesowy magazyn na świecie, rozdał właśnie swoje nagrody muzyczne. Wielkim zwycięzcą osiemnastej edycji Living Blues Awards jest Buddy Guy – do jego rąk trafiło aż pięć statuetek. Nagrody tradycyjnie przyznano w imieniu publicystów, ale i czytelników pisma. Pełen wykaz nagrodzonych znajduje się na stronie internetowej magazynu.

Źródło: www.livingblues.com

Blues nad Bobrem po raz dwudziesty pierwszy

opublikowano w dziale Polska

7 sierpnia rozpoczęła się dwudziesta pierwsza edycja Festiwalu „Blues nad Bobrem” – najważniejszych w Polsce bluesowych warsztatów muzycznych. Po raz drugi impreza odbywa się w przepięknym zamku Kliczków, w którym dwieście osób będzie zgłębiać tajemnice bluesowego rzemiosła w ośmiu klasach tematycznych. Zajęcia potrwają do 15 sierpnia, a warsztatowicze opuszczą mury kliczkowskiego zamku następnego dnia. Oprócz warsztatów prowadzonych przez najlepszych specjalistów w swoich dziedzinach, w Kliczkowie odbędą się ciekawe koncerty, msza święta w oprawie bluesowej, wystawa fotografii, czy nieodłączny element festiwalu – przegląd młodych zespołów.

Źródło: www.bluesnadbobrem.pl

Warsztaty San-Do-Blues

opublikowano w dziale Polska

Sandomierz doczekał się swoich warsztatów muzycznych. Między 22 a 26 sierpnia odbędą się tam instrumentalne warsztaty San-Do-Blues 2011 (fot. www.gryfomania.pl). Każdego dnia dla uczestników warsztatów przewidziane jest pięć godzin zajęć w klasach instrumentalnych, półtorej godziny zajęć w zespołach oraz conocne jam sessions, czyli wspólne muzykowanie uczniów i nauczycieli. Organizatorzy chcą zaprosić początkujących, ale i zaawansowanych uczniów bez ograniczenia wiekowego. W programie znajdą się zarówno podstawy gry, jak i zaawansowana teoria czy poznawanie specyfiki swojego instrumentu. Szczegółowe informacje dotyczące zgłoszeń, planu zajęć, regulaminu, płatności, a także ewentualnych noclegów i wyżywienia znajdują się na stronie warsztatów.

Źródło: www.gryfomania.pl

Gitarowe Google

opublikowano w dziale Świat

9 czerwca 1915 roku przyszedł na świat Les Paul (fot. strona domowa artysty) – amerykański gitarzysta jazzowy i wynalazca w dziedzinie technik nagrywania oraz konstruktor gitar elektrycznych. „Thomas Edison przemysłu muzycznego” – jak nazywali go niektórzy – był tak ważną postacią, że na upamiętnienie daty jego urodzin zdecydowali się nawet właściciele przeglądarki Google, która z tej okazji przybrała formę elektrycznej, grającej gitary. Warto się nią pobawić!

Źródło: www.google.pl

Sprawdź kto wygrał zaproszenie na North Mississippi Allstars Duo!

opublikowano w dziale Polska

Album, którym formacja North Mississippi Allstars zadebiutowała na rynku muzycznym wiosną 2000 roku to „Shake Hands With Shorty” – taka była poprawna odpowiedź w przygotowanym przez Blues.pl i Agencję Tangerine konkursie, w ramach którego mogliście wygrać dwa pojedyncze zaproszenia na koncert formacji North Mississippi Allstars Duo, czyli braci Luthera i Cody’ego Dickinsonów, którzy 22 maja zagrają w warszawskim klubie Progresja.

Wśród tych z Was, którzy na adres Redakcji przysłali właściwą odpowiedź, wylosowaliśmy dwójkę szczęśliwców. Są nimi Bartłomiej Turkowski z Warszawy i Damian Kłos z Piekar Śląskich, gratulujemy!

Szczegóły dotyczące koncertu i zakupu biletów znajdziecie na stronie Agencji Tangerine.

Źródło: Blues.pl i Tangerine

Blues Flowers bez cenzury

opublikowano w dziale Polska

„Są utwory w polskiej muzyce rockowej, które mimo niekwestionowanych walorów muzycznych nie są emitowane w radiu. Powodem są tzw. niecenzuralne treści i wyrazy. Na płycie bez zbędnej kontroli zostały zebrane wszystkie mocne kawałki, które na to zasługują” – tak o albumie „Bez Cenzury” pisze wydawca, firma Magnetic Records. Na krążku, obok takich wykonawców jak Piersi, Big Cyc, Pudelsi, Kobranocka, Formacja Nieżywych Schabów czy Afrokolektyw pojawił się zespół Blues Flowers i nagranie „Moda na loda”. Pierwotnie piosenka ukazała się w 2003 roku na płycie Blues Flowers „Spoko wodza”. Na składance zdominowanej przez wykonawców rockowych „Moda na loda” jest jedynym bluesowym nagraniem.

Źródło: www.bluesflowers.com/flower

Blusowo po raz pierwszy

opublikowano w dziale Polska

Nie błąd w zapisie, a zabawna gra słów dała podstawę nazwie nowego festiwalu bluesowego, imprezie BLusowo, która 27 sierpnia odbędzie się w miejscowości Lusowo. Gwiazdą koncertu będzie Martyna Jakubowicz, ale zagrają również Boogie Chilli i Joanna Pilarska z zespołem. Wcześniej na scenie pojawią się finaliści przeglądu formacji bluesowych, którzy powalczą o tygodniową sesję nagraniową w muzycznym studiu i nagrody pieniężne.

Źródło: www.lusowo.info.pl

Kenny Neal jak Jaromi?

opublikowano w dziale Świat

Kenny Neal (fot. strona domowa artysty), nagrodzony niedawno statuetką magazynu Living Blues w kategorii „Blues współczesny – najlepszy album roku”, pozazdrościł najwyraźniej talentu polskiemu bluesmanowi Jaromiemu Drażewkiemu i podobnie jak frontman zespołu Blues Flowers postanowił spróbować swoich sił w sztuce produkcji muzycznych teledysków w klimacie „człowiek orkiestra”. Efekty jego poczynań znaleźć możecie w serwisie YouTube.

Wiadomość oczywiście z przymrużeniem oka, niczym z plotkarskich portali, ale to dobra okazja by poznać poczucie humoru artysty, który 22 października wystąpi w Polsce podczas jubileuszowej, dwudziestej edycji festiwalu Jimiway w Ostrowie Wielkopolskim. Ciekawe czy tam też, na scenie, dwoił się będzie i troił?

Źródło: www.jimiway.pl

Lil’ Ed przed Rawą

opublikowano w dziale Polska

8 października w Spodku w Katowicach, jako jedna z gwiazd Rawa Blues Festival, zagra Lil′ Ed Williams (fot. strona domowa festiwalu) wraz z zespołem The Blues Imperials. Trzydziesta pierwsza edycja imprezy upłynie pod znakiem jedynego w Europie jubileuszowego koncertu z okazji 40-lecia legendarnej amerykańskiej wytwórni płytowej Alligator Records.

Rozemocjonowani festiwalem są nie tylko fani, ale i sami artyści, którzy wystąpią w Polsce. Potwierdzenie tego możecie znaleźć we fragmentach wywiadu, jaki przeprowadzili z Lil′ Edem organizatorzy Rawy. Gitarzysta przyjeżdża do Polski po raz pierwszy, jednak jak sam przyznaje nie jest to jego pierwsza styczność z Polakami. W Chicago, gdzie się urodził, muzyk ma wielu fanów wywodzących się właśnie ze środowisk polonijnych.

Jak dowiadujemy się z wywiadu Lil′ Ed nie może się doczekać przyjazdu do Polski i występu na Rawie Blues: „Wiem, że jest to jedna z najstarszych bluesowych imprez w Europie. Tym samym jest to bardzo ekscytujące stać się częścią festiwalu o tak długiej tradycji i świetnej opinii”. Lil′ Ed wystąpi jako jedna z czterech gwiazd jubileuszu 40-lecia Alligator Records.

Na pewno zadowoleni  z koncertu Amerykanina będą bluesfani pamiętający muzyczne poczynania J.B. Hutto. W swoim repertuarze Lil′ Ed przewiduje zagranie kilku kawałków swojego mentora: „J.B. był moją wielką inspiracją”. Również zadowolony wydaje się być z faktu grania na jednym festiwalu z C.J. Chenierem: „Jest świetnym facetem. Koncertowaliśmy już razem i mamy za sobą kilka wspólnych jamów”. Bluesowy wieczór w Spodku może się więc okazać naprawdę gorący.

Źródło: www.rawablues.com

Blues Bus na Rawę

opublikowano w dziale Polska

Własność Eldera Johna Johnsona, niebieski Chevrolet Blue Bird z 1970 roku (fot. www.flickr.com),  który przez lata stanowił jedną z atrakcji chicagowskiej Maxwell Street, to oczywiście najsłynniejszy blues bus na świecie, ale i w Polsce można znaleźć bluesowe autokary. Jeden z nich wyruszy 8 października z Warszawy i zawiezie pasażerów do Katowic, prosto do Spodka na kolejną edycję festiwalu Rawa Blues. Chęć przejazdu muzycznym autobusem można zgłaszać na adres: psbmazowsze@estrona.net. Organizatorzy czekają na zapisy do 18 września. Po tej dacie, znając liczbę chętnych, ocenią koszty wynajęcia autokaru. Im więcej chętnych, tym tańszy wyjazd.

Źródło: www.blues.org.pl

Galicja Blues Festival

opublikowano w dziale Polska

Muzyczna inicjatywa Roberta Lenerta i Łukasza Gorczycy, Galicja Blues Festival, obchodzi w tym roku ósme urodziny. Między 14 a 17 września w Krośnie, w ramach festiwalu, zaprezentują się publiczności między innymi organizator Rawy Blues – Irek Dudek, zwycięzca telewizyjnego programu „X Factor” – Gienek Loska, a także zespoły Los Agentos, trio Kajetana Drozda, Andrzej Serafin i gitarzysta Krissy Matthews. Koncertom towarzyszyć będą przesłuchania konkursowe i wieczorne jamy.

Źródło: www.rckp.krosno.pl

Lublin Blues Sessions

opublikowano w dziale Polska

Muzyczna edukacja i promocja bluesa to cele projektu Lublin Blues Sessions, który od czerwca realizuje w Lublinie ACK „Chatka Żaka”. Pierwszą część projektu stanowią warsztaty bluesowe prowadzone przez Jacka Jagusia i Bartka Łęczyckiego, a także zajęcia Akademii Bluesa, mającej przybliżyć adeptom muzyki historię gatunku. Część druga wiązać się będzie z wydaniem promocyjnej płyty kompaktowej zawierającej utwory lubelskich zespołów i muzyków bluesowych. Album ma się ukazać w październiku. Co ważne, płyty nie będzie można kupić – jako prezent otrzymają ją ci, którzy kupią karnety na Chatka Blues Festiwal odbywający się w Lublinie 14 i 15 października.

Źródło: www.scenabluesowa.lublin.pl

Joe Colombo & Deltachrome „Borderlive!”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Wydawnictwo koncertowe w dyskografii każdego muzyka to poza względami sentymentalno-dokumentalnymi przede wszystkim  pozycja, która świadczy  o jego rzeczywistym charakterze. To właśnie estrada stanowi prawdziwe wyzwanie dla wykonawcy, a publiczność na gorąco ocenia jego kompetencje w sferze muzycznej i scenicznej. 11 września 2010 roku podczas jedenastej edycji festiwalu Satyrblues w Tarnobrzegu przed taką próbą stanął szwajcarski gitarzysta Joe Colombo ze swoim zespołem Deltachrome. Zadanie miał o tyle trudne, że występował w Polsce po raz pierwszy, a widownia znała go dotąd tylko z plakatu. Dowodem na to, że sprostał wyzwaniu jest zapis dziewięciu utworów,  wydany w Szwajcarii pod tytułem „Borderlive!”.

Colombo jest gitarzystą tak samo wiernym estetyce bluesowej, co i hardrockowej, toteż nie dziwi fakt, że już od pierwszych taktów otwierającego album kawałka „Upside Down Blues” zderzamy się z niespożytą energią i ekspresją. Zadziorny gitarowy riff wprawia w ruch poszczególne moduły perfekcyjnej  maszynerii, w jaką przeobraża się Deltachrome. Na pierwszy plan wychodzi szorstki, rockowy głos włoskiego wokalisty Franco Campanelli, a dźwiękową przestrzeń wypełnia sekcja rytmiczna (Gian-Andrea Costa – bas / Rocco Lombardi – perkusja) generująca niesamowity feeling. Środek utworu to już prawdziwe popisy lidera wykorzystujące zmiany tempa, pauzy, tłumienie strun i oczywiście nieodzowny element jego techniki – mistrzowski slide. Temperatura koncertu nie obniża się również w następnym numerze – klasyku „brodaczy” z Texasu, „Just Got Paid”, który dzięki Joe Bonamassie  przeżywa ostatnio swoją drugą młodość. Wolniejsze tempo i cięższe brzmienie w stosunku do oryginału i przede wszystkim partia wokalna kojarzą się  ze starym wyjadaczem Lemmym Kilmisterem. Zgoła odmienny nastrój przynosi instrumentalna kompozycja „By My Side”.  Delikatne flażolety na początku inicjują prawie dziewięć minut gitarowej subtelności. W tym momencie wypada tylko zamknąć oczy i przenieść się w eteryczny świat jaki proponuje nam zespół w tym majstersztyku. Kolejną pozycją playlisty jest hendriksowski „Third Stone From The Sun”, zagrany z funkową rytmiką i bulgoczącym efektem wah-wah. Utwór poprzedza krótkie basowe solo Gian-Andrei Costy, a kończy się popisami Rocco Lombardiego. Frazowanie i mocna artykulacja jaką dysponuje ten perkusista przywołują w pamięci legendarnego Johna „Bonzo” Bonhama.  Po tym wszystkim ponownie na pierwszy plan wysuwa się lider w standardzie Elmore’a Jamesa „It Hurts Me Too”. Colombo zagrał go w estetyce popularnego „Paris, Texas” Ry’a Coodera lub też jego wersji  „Dark Was The Night”, autorstwa Blind Willie Johnsona. Taka interpretacja zdecydowanie odróżnia się od wielu kopii tego utworu, powielanych do znudzenia przez dziesiątki wykonawców z Claptonem na czele. Świadczy to o dużej kreatywności szwajcarskiego gitarzysty, której prawdziwy upust daje w kolejnym numerze „Playin’ The Blues”. Jeżeli ktokolwiek miał jeszcze jakieś wątpliwości odnośnie tego, czy Joe naprawdę gra bluesa, to wykonanie tej kompozycji powinno je rozwiać, nawet u najbardziej zatwardziałych ortodoksów. Na tle wolno przetaczającej się sekcji rytmicznej Colombo pokazał ile możliwości kryje w sobie gitara rezofoniczna, i że można na niej zagrać dosłownie wszystko. Krótkie, surowe frazy z chicagowskiej West Side, przeszywający slide z najlepszych lat Johnny’ego Wintera, dźwiękowa ekwilibrystyka à la SRV, błyskotliwe wykorzystanie efektu wah-wah, finezyjne operowanie sprzężeniem zwrotnym, zmiana poziomu głośności gitary aż do całkowitego jej ściszenia i akustycznych akordów rodem z  Delty. A na zakończenie prawdziwy pokaz wirtuozerskich technik gry z tappingiem włącznie. Właśnie dla takich chwil warto przychodzić  na koncerty. Album wieńczy kompozycja „Cold Night” spod znaku Pride & Glory, z hard rockowym wokalem Campanelli.

„Borderlive!” udowadnia, że Deltachrome doskonale potrafią „udźwignąć” swoje studyjne kompozycje na koncercie, co jest w obecnych czasach olbrzymim atutem. Zarówno w formie, jak i w treści oferują publiczności maksymalną autentyczność i sto procent swoich możliwości. Joe Colombo w pełni potwierdza, że jest jednym z najlepszych „slajdzistów” na świecie i nie będzie żadną  przesadą stwierdzenie – jednym z najbardziej wartościowych obecnie gitarzystów blues-rockowych. On już od dawna gra w tej samej lidze co Eric Sardinas czy Derek Trucks, tylko mało osób jeszcze to wie. Jako pierwsi w Polsce przekonali się o tym uczestnicy  Satyrbluesa, a dokumentację stanowi opisywany album. I choć na krążku zapisano tylko 52 minuty i 16 sekund z prawie dwugodzinnego show, a dźwięk jest nieco sterylny jak na koncertowe produkcje, to dostarcza on sporą dawkę emocji i plasuje się w czołówce blues-rockowych wydawnictw live z ostatnich lat. Warto zainteresować się tą płytą, tym bardziej, że już niebawem nakładem Tarnobrzeskiego Stowarzyszenia OKO ukaże się w Polsce limitowany digipack zawierający ten sam materiał audio oraz dysk DVD  z zapisem koncertu i atrakcyjnymi bonusami.

Tomasz Kruba

Wydawca: Joe Colombo
Posłuchaj: www.joecolombomusic.com

Zmarł David „Honeyboy” Edwards

opublikowano w dziale Świat

Niezwykle smutną wiadomość przekazał nam Bob Kieser z Blues Blast Magazine. W poniedziałek 29 sierpnia, o trzeciej nad ranem, zmarł w Chicago David „Honeyboy” Edwards (fot. strona domowa artysty), ostatni z wielkich bluesmanów z Delty, jak mawiali o nim przyjaciele. Miał 96 lat i do kwietnia tego roku, a więc tak długo jak pozwalało mu na to zdrowie, regularnie koncertował. Edwards był jednym z pionierów bluesa z Delty – jego nagrania, dla Biblioteki Kongresu, zarejestrował w 1942 roku folklorysta Alan Lomax. Protegowany Big Joe Williamsa, miał okazję słuchać na żywo Charley’a Pattona i grywać z Robertem Johnsonem. Od wielu lat związany był z wytwórnią Earwig. To za wydaną w tej oficynie płytę otrzymał swoją pierwszą nagrodę Grammy. Druga przyszła w 2010 i była uhonorowaniem muzycznych dokonań jego całego życia.

Wystawienie ciała planowane jest na czwartek, 1 września. Pogrzeb z udziałem najbliższych odbędzie się dzień później.

Niech przypomnieniem o Edwardsie będzie dostępny na YouTube krótki fragment znakomitego filmu dokumentalnego, jaki kilka lat temu reżyser Scott Taradash nakręcił o tym legendarnym bluesmanie. Warto sięgnąć do tego wydawnictwa, które prezentując opowieści Honeyboy’a i najbliższych mu osób portretuje świat, który na naszych oczach przechodzi do historii.

Źródło: www.illinoisblues.com

De Swingers „Covers Galore”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Ostatnio pojawiają się na rynku albumy wypełnione coverami współczesnych hitów zagranych w stylistyce lat pięćdziesiątych. Najpierw trzech niemieckich młodzieńców, czyli The Baseballs, a teraz holenderski tercet złożony z nieco starszych chłopców – De Swingers. Zgodnie z tytułem albumu,  „Covers Galore”, krążek wypełniony jest interpretacjami popularnych przebojów, często bardzo od siebie odległych, jak na przykład „I’m a Believer” czy „I Love Rock & Roll”. Instrumentarium może i skromne – bo składające się jedynie z kontrabasu i cajona, jako sekcji rytmicznej; gitary akustycznej lub elektrycznej, jako instrumentu prowadzącego; czy dogranej do trzech numerów harmonijki ustnej obsługiwanej przez cajonistę – ale w zupełności wystarcza. Trzech muzyków i odrobina montażu wystarczyło, by uzyskać sporo energii.

Płyta utrzymana jest w klimacie starego rock’n rolla i rockabilly, a także Bo Diddley’owych rytmów z pogranicza bluesa i rock’n rolla. Znalazło się tu też funkowe odczytanie „Kiss”, czy lekko folkowe „Whiskey In The Jar”. Nie mogło oczywiście zabraknąć milej balladki, typowego przytulańca – „Never Tear Us Apart”. Repertuar idealny na gorącą sobotnią potańcówkę w starym stylu! Sekcja rytmiczna galopuje porywając nogi słuchaczy do tańca już od pierwszych taktów. Na uwagę zasługuje też warstwa wokalna. Często wszyscy muzycy śpiewają razem, co przywodzi na myśl męskie chórki obecne w starych hitach pokroju „Mr. Sandman” – głosy zgrane w doskonałej harmonii.

Album, oprócz trzynastu utworów, których tytuły wydrukowano na okładce, zawiera jeden numer bonusowy oraz teledysk do otwierającego płytę „Centerfold” stanowiący sympatyczny dodatek uzupełniający warstwę czysto muzyczną. Może takich potańcówek, jak w latach pięćdziesiątych już nie ma, ale dzięki płytce od De Swingers możemy urządzić podobną we własnym domu. Warto.

Maciej Draheim

Wydawca: De Swingers
Posłuchaj: www.deswingers.nl

Wygraj zaproszenie na North Mississippi Allstars Duo!

opublikowano w dziale Polska

Jedna z najciekawszych bluesowych formacji ostatnich kilkunastu lat i zespół, dzięki któremu surowe brzmienie Hill Country bluesa kojarzonego na przykład z R.L. Burnsidem czy Juniorem Kimbrough obiegło szeroką publiczność – North Mississippi Allstars. Tworzący grupę bracia Luther i Cody Dickinson pojawią się w Polsce na zaproszenie Agencji Tangerine i zagrają jeden koncert, 22 maja w warszawskim klubie Progresja. Ich występ poprzedzi harmonijkarz Hook Herrera.

Wraz z Tangerine przygotowaliśmy dla Naszych Czytelników konkurs, w którym do wygrania są dwa pojedyncze zaproszenia na ten wyjątkowy koncert North Mississippi Allstars Duo! Żeby zdobyć konkursowe bilety należy odpowiedzieć na pytanie: jaki tytuł nosi album, którym formacja North Mississippi Allstars zadebiutowała na rynku muzycznym wiosną 2000 roku?

Odpowiedzi, ze słowem „Konkurs” w temacie, prosimy przysłać na redakcyjny adres e-mail blues@blues.pl. W treści wiadomości należy podać swoje imię i nazwisko, adres, a także kontaktowy numer telefonu. Na Wasze maile czekamy do piątku 20 maja, do godziny 12:00. Niedługo potem ogłosimy zwycięzców losowania.

Źródło: Blues.pl i Tangerine

Galicja Blues Festival

opublikowano w dziale Polska

Między 15 a 18 września w Krośnie odbędzie się siódma już edycja Galicja Blues Festival organizowanego przez tamtejsze Regionalne Centrum Kultur Pogranicza. Festiwal, którego inicjatorami są dwaj podkarpaccy muzycy – Łukasz Gorczyca i Robert Lenert – cieszy się powodzeniem wśród publiczności, ale także wśród bluesowych wykonawców, a to za sprawą kuszących nagród, które mogą zdobyć uczestnicy przeglądu zespołów. W tym roku w imprezie wezmą udział: Andrzej Serafin Trio, Los Agentos, Piotr „Lupi” Lubertowicz, Lester Kidson, Tortilla, Pro Musica Grand Standard Orchestra, Blues Makers z Litwy, Ian Sands & Chaz de Paolo Band, a także Nocna Zmiana Bluesa i Jan Błędowski. Czterodniowy mraton muzyczny rozpocznie się w środę 15 września od prezentacji filmu „Dracula” z Andrzejem Serafinem w roli tapera serwującego muzykę na żywo.

Źródło: rckp.krosno.pl/galicjablues

Polski Dzień Bluesa: Wygraj 7 DVD
„The Blues”!

opublikowano w dziale Polska

Siedem płyt DVD wypełnionych filmami, w których Martin Scorsese razem z innymi wybitnymi reżyserami, takimi jak Clint Eastwood i Wim Wenders, zabierają widzów w świat muzyki, od klasycznego bluesa przez rock’n’rolla, jazz i rock – tak w skrócie wygląda epicka kolekcja „Polityki”, „The Blues”. Obok nośników wypełnionych mistrzowskimi koncertami, materiałami archiwalnymi i wywiadami z gwiazdami każda część kolekcji opatrzona jest esejami, które specjalnie na potrzeby wydawnictwa napisali między innymi Sławek Wierzcholski czy redaktor naczelny Blues.pl, Przemek Draheim.

Z okazji Polskiego Dnia Bluesa, wraz ze współautorem kolekcji, firmą New Media Concept, przygotowaliśmy dla Was konkurs, w którym do wygrania jest cała kolekcja „The Blues”, czyli siedem wspaniałych filmów.

Nasza zabawa potrwa tydzień. Każdego dnia, od 13 do 19 września w tej notatce pojawiać się będą opisowe hasła korespondujące z poszczególnymi częściami kolekcji. Do każdego z nich – na koniec zabawy – należy podać nazwisko bluesmana/wykonawcy, którego dane hasło dotyczy.

Ci, którzy po zakończeniu konkursu przyślą e-mail zawierający wszystkie siedem haseł z przyporządkowanymi do nich prawidłowo nazwiskami wezmą udział w losowaniu jednego zestawu „The Blues”, czyli siedmiu wspaniałych płyt.

Odpowiedzi, ze słowem „Konkurs” w temacie, prosimy przysłać na redakcyjny adres e-mail blues@blues.pl. W treści wiadomości – obok rozwiązania – należy podać swoje imię i nazwisko, adres, a także kontaktowy numer telefonu. Na Wasze maile czekamy do niedzieli 19 września, do godziny 23:59. Niedługo potem ogłosimy zwycięzcę losowania.


A oto konkursowe hasła:

Hasło 1 – Martin Scorsese, „Powrót do domu”:

  • Bluesman pierwszej generacji, którego styl gry na gitarze i kompozycje – takie jak choćby „Preachin’ Blues” – stanowiły źródło inspiracji dla rzeszy młodszych wykonawców, z Robertem Johnsonem czy Muddy Watersem na czele.

Hasło 2 – Clint Eastwood, „Królestwo fortepianu”:

  • Pianista, który grał z Muddy Watersem na prestiżowym Newport Jazz Festival i którego miejsce w zespole zajął pod koniec lat sześćdziesiątych Pinetop Perkins.

Hasło 3 – Wim Wenders , „Tajemnice ludzkiej duszy”:

  • W czasie swojego muzycznego życia nagrał trzydzieści kompozycji, ale to pełen niepokoju lament „Dark Was the Night – Cold Was the Ground” wyniósł go do rangi jednego z największych poetów gitary slide, stając się też inspiracją dla Ry Coodera przy tworzeniu ścieżki dźwiękowej do filmu „Paryż, Texas”.

Hasło 4 – Richard Pearce, „Droga do Memphis”:

  • Wydany na singlu w 1951 roku „Three O’Clock Blues” w jego wykonaniu dotarł do pierwszego miejsca na liście bestsellerów R’n’B zwiastując późniejszą karierę, która doprowadziła go do statusu Króla Bluesa.

Hasło 5 – Charles Burnett, „Diabelski ogień”:

  • Gitarzysta, o którym krążyły legendy, jakoby zaprzedał duszę diabłu i postać, na historii której oparto scenariusz jednego z odcinków serialu „Supernatural” / „Nie z tego świata” nadawanego w Polsce w telewizji TVN.

Hasło 6 – Marc Levin, „Ojcowie chrzestni i synowie”:

  • Zakładając własny mieszany rasowo zespół ten biały harmonijkarz pokazał w latach sześćdziesiątych, że chicagowski blues nie jest już domeną tylko i wyłącznie Afro-Amerykanów.

Hasło 7 – Mike Figgis, „Czerwony, biały i bluesowy”:

  • Gitarzysta, którego niektórzy nazywali Bogiem, chociaż – jak sugeruje okładka jednej z płyt Johna Mayalla – niedaleko było mu do ziemskich uciech, choćby w postaci dziecięcego komiksu.

Znacie już wszystkie hasła. Teraz czekamy na e-maile z prawidłowym rozwiązaniem zagadki!

Źródło: Blues.pl

Wolni ludzie w Kole

opublikowano w dziale Polska

„Festiwal Wolnych Ludzi” – takie hasło towarzyszy festiwalowi muzycznemu w Kole już od sześciu lat. Tegoroczna edycja imprezy łączącej bluesa i rock’n’rolla z atmosferą plenerowej swobody odbędzie się w ostatni weekend sierpnia, 27 i 28 sierpnia. Na scenie usytuowanej tradycyjnie na kolskich błoniach wystąpi szereg wykonawców – od debiutantów, po uznane nazwiska. Pierwszy dzień festiwalu należeć będzie do corocznego konkursu, w którym zaprezentują się grupy Wolna Sobota, Zydeco Flow, 5 Rano, Kodex Blues, Najemnik i Policja Federalna. Oprócz nich na scenie pojawią się 4szmery, S.O.U.L. i The Power Band. Dzień później – w ramach Gali „Niebieskich Ptaków” – zagrają Vintage z Krzysztofem Wałeckim, Nocna Zmiana Bluesa, Bracia i Siostry, Why Ducky? i Gienek Loska Band. Całości towarzyszyć będzie darmowe pole namiotowe, a także zlot motocykli i automobili.

Źródło: www.festiwalkolski.pl

Harmonijkowy most

opublikowano w dziale Polska

„Bydgoszcz-Toruń Harmonica Bridge, czyli muzyczny most łączący dwa największe miasta regionu kujawsko-pomorskiego” – taka jest idea harmonijkowego festiwalu, którego tegoroczna edycja odbędzie się między 19 a 22 sierpnia. Program jaki oba miasta przygotowały na cztery festiwalowe dni jest imponujący. Publiczności zaprezentują się choćby Harmonicamento i Marc Breitfeder z Niemiec, zespół Los Reyes del KO z Hiszpanii, a także Amerykanie – grająca na harmonijce Kellie Rucker, Billy Gibson z Magdą Piskorczyk i Henry Heggen z Crazy Hambones. Koncertom już tradycyjnie towarzyszyć będą konkurs dla młodych harmonijkarzy oraz instrumentalne warsztaty prowadzone przez uznanych wykonawców.

Źródło: www.mok.bydgoszcz.pl

Herbie Hancock „The Imagine Project”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

„The Imagine Project” – taki tytuł ma najnowsze dzieło wielkiego Herbie Hancocka. Przy albumie, który wydała wytwórnia Sony, współpracowali z mistrzem jazzu bardzo różni twórcy, między innymi ci, których Czytelnicy Blues.pl dobrze znają – od soulowego Seala, przez Dereka Trucksa i Susan Tedeschi, po Jeffa Becka. Ale „The Imagine Project” to nie tylko znane nazwiska, ale także kompozycje, które przeszły do historii. Jedną z nich jest „Don’t Give Up” – duet Petera Gabriela i Kate Bush, który w singlowej wersji dotarł w 1986 roku na szczyt UK Top 75 i spędził na nim jedenaście tygodni. Na płycie Hancocka rolę Gabriela zajął John Legend, rolę Bush niegrzeczna Pink, która w tej wersji niewiele ustępuje oryginałowi. To siedem i pół minuty przepięknej piosenki.

Takich ładnych numerów na tej płycie nie brakuje, i wcale nie należy się martwić, że całość firmuje jazzman – to nie jest trudna w odbiorze muzyka, co potwierdza „Space Captain” z udziałem zespołu Dereka Trucksa, z Mikem Mattisonem i śpiewającą Susan Tedeschi. Trochę w tym gospel, trochę swamp bluesa, ale przede wszystkim dużo trucksowych klimatów znanych z jego solowych płyt. Mniej więcej w połowie utworu słychać genialne call and response między gitarą Trucksa, a fortepianem Hancocka. Nic tylko siedzieć z otwartą buzią i słuchać.

Równie dobre wrażenie robi „The Times, They Are A’Changin” Boba Dylana, do nagrania której, Herbie Hancock zaprosił Lisę Hannigan i zespół The Chieftains – całość ma dzięki temu mocno folkowy posmak, z irlandzkimi instrumentami w tle.

Trafiony dobór utworów elegancko dopełnia jedna z najważniejszych soulowych kompozycji dwudziestego wieku, „A Change Is Gonna Come” Sama Cooke’a. Singiel ukazał się w 1964 roku i nie stał się od razu oszałamiającym sukcesem, ale opowiadał o sprawach społecznie ważnych i szybko stał się nieformalnym hymnem afro-amerykańskiego ruchu walki o prawa obywatelskie. W ten sposób przeszedł do historii. Na swoim soulowym albumie zaśpiewał go Seal, u Hancocka rola wokalisty przypadła Jamesowi Morrisonowi. Ale Seal też pojawia się na krążku, tak samo jak Marcus Miller czy Jeff Beck.

To delikatna muzycznie płyta, dla miłośników pięknych dźwięków, którzy nie lubią stylistycznych ograniczeń. Do zasłuchania.

Przemek Draheim

Wydawca: Sony Music
Posłuchaj: www.herbiehancock.com

Rootsowy album Toma Jonesa

opublikowano w dziale Polska

Jeden z najważniejszych wokalistów współczesnej muzyki rozrywkowej – „The Voice”, jak mawiają o nim Amerykanie – wydał album, który ma wszelkie szanse stać się najlepszą rootsową płytą 2010 roku. Tom Jones (fot. strona domowa artysty), bo to o nim mowa, zaskoczył fanów i krytyków sięgając do bluesa i muzyki gospel. Nowa płyta siedemdziesięcioletniego artysty, longplay „Praise and Blame”, przynosi surowe brzmienia i kompozycje takich twórców jak choćby Bob Dylan czy John Lee Hooker. Wydawcą albumu jest firma Universal, a to znaczy, że można go z łatwością zdobyć w polskich sklepach muzycznych. Warto to zrobić, o czym przekonuje dostępny na YouTube teledysk do utworu „Did Trouble Me”.

Źródło: www.universalmusic.pl

Polski Dzień Bluesa: Sprawdź kto wygrał 7 DVD
„The Blues”!

opublikowano w dziale Polska

Siedem opisowych haseł i tyle samo nazwisk bluesowych wykonawców – maili o takiej treści trafiło do Redakcji Blues.pl kilkadziesiąt. Te, które zawierały prawidłowo dobrane pary, wzięły udział w losowaniu nagrody w konkursie z okazji Polskiego Dnia Bluesa – przygotowanego przez Blues.pl i firmę New Media Concept zestawu siedmiu płyt DVD, czyli pełnej kolekcji „Polityki”, „The Blues”.

Prawidłowe odpowiedzi wyglądały następująco:

Hasło 1 – Martin Scorsese, „Powrót do domu”:

  • Son House – Bluesman pierwszej generacji, którego styl gry na gitarze i kompozycje – takie jak choćby „Preachin’ Blues” – stanowiły źródło inspiracji dla rzeszy młodszych wykonawców, z Robertem Johnsonem czy Muddy Watersem na czele.

Hasło 2 – Clint Eastwood, „Królestwo fortepianu”:

  • Otis Spann – Pianista, który grał z Muddy Watersem na prestiżowym Newport Jazz Festival i którego miejsce w zespole zajął pod koniec lat sześćdziesiątych Pinetop Perkins.

Hasło 3 – Wim Wenders , „Tajemnice ludzkiej duszy”:

  • Blind Willie Johnson – W czasie swojego muzycznego życia nagrał trzydzieści kompozycji, ale to pełen niepokoju lament „Dark Was the Night – Cold Was the Ground” wyniósł go do rangi jednego z największych poetów gitary slide, stając się też inspiracją dla Ry Coodera przy tworzeniu ścieżki dźwiękowej do filmu „Paryż, Texas”.

Hasło 4 – Richard Pearce, „Droga do Memphis”:

  • B.B. King – Wydany na singlu w 1951 roku „Three O’Clock Blues” w jego wykonaniu dotarł do pierwszego miejsca na liście bestsellerów R’n’B zwiastując późniejszą karierę, która doprowadziła go do statusu Króla Bluesa.

Hasło 5 – Charles Burnett, „Diabelski ogień”:

  • Robert Johnson – Gitarzysta, o którym krążyły legendy, jakoby zaprzedał duszę diabłu i postać, na historii której oparto scenariusz jednego z odcinków serialu „Supernatural” / „Nie z tego świata” nadawanego w Polsce w telewizji TVN.

Hasło 6 – Marc Levin, „Ojcowie chrzestni i synowie”:

  • Paul Butterfield – Zakładając własny mieszany rasowo zespół ten biały harmonijkarz pokazał w latach sześćdziesiątych, że chicagowski blues nie jest już domeną tylko i wyłącznie Afro-Amerykanów.

Hasło 7 – Mike Figgis, „Czerwony, biały i bluesowy”:

  • Eric Clapton – Gitarzysta, którego niektórzy nazywali Bogiem, chociaż – jak sugeruje okładka jednej z płyt Johna Mayalla – niedaleko było mu do ziemskich uciech, choćby w postaci dziecięcego komiksu.

Szczęście w losowaniu miała Aleksandra Drul z Krakowa i to do niej wędruje kolekcja „The Blues”.

Gratulujemy zwyciężczyni, a wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie, dziękujemy za wspólną zabawę z nadzieją, że konkursowe pytania przyczyniły się do jeszcze lepszego poznania bluesowej historii!

Źródło: Blues.pl

Polskie koncerty Debbie Davies

opublikowano w dziale Polska

Debbie Davies (fot. Joseph Rosen) – amerykańska gitarzystka, która muzyczne szlify zdobywała między innymi w zespole Alberta Collinsa – pojawi się w Polsce w październiku. Bluesfani będą mieli szansę usłyszeć ją dwa razy, najpierw 6 października w Miejskim Centrum Kultury im. Henryka Bisty w Rudzie Śląskiej, a dzień później, 7 października, w klubie Blue Note w Poznaniu.

Źródło: www.myspace.com/agencjamain

Dni z gitarą w Mosinie

opublikowano w dziale Polska

Początek kwietnia zapowiada się w podpoznańskiej Mosinie bardzo muzycznie, a to za sprawą Mosińskiego Towarzystwa Gitarowego, które organizuje piątą już edycję „Ogólnopolskich dni artystycznych z gitarą”. W programie imprezy znajdą się bezpłatne warsztaty gitarowe, wystawa ciekawych okładek płyt winylowych, a także koncerty, podczas których zagrają między innymi: Jarosław Śmietana, J.J. Band i Raz Dwa Trzy. Po każdym koncercie w Mosińskim Ośrodku Kultury odbywać się będą bluesowe jam sessions. Wszystko to pomiędzy 1 a 3 kwietnia.

Źródło: www.gitaramosina.pl

Muzeum Jazz Festiwal w Ostrowie Wlkp.

opublikowano w dziale Polska

Szesnasta edycja Muzeum  Jazz Festiwal odbędzie się 29 i 30 kwietnia w Ostrowie Wielkopolskim. W ramach imprezy, którą równie mocno, co jazzmani, cenią sobie miłośnicy bluesa, zaprezentują się publiczności Patricia Barber Quartet, Anna Serafińska Groove Machine, Wojciech Staroniewicz A’FreAK-aN Project i trio Apostolis–Mbappe–Husband. Festiwalowym koncertom w Kinie Komeda towarzyszyć będą wieczorne koncerty klubowe w Fanaberia Art Club – zagrają tam Artur Lesicki Trio i Maciej Sikała Trio. Muzycznym suplementem całości będzie zaplanowany na 20 maja występ Joscho Stephan Quartet.

Źródło: www.jazzwmuzeum.art.pl

Nominacje do Blues Music Awards

opublikowano w dziale Świat

Trzydziesta druga gala Blues Music Awards, czyli wręczenie najważniejszych bluesowych nagród, odbędzie się 5 maja 2011 roku w  Cook Convention w Memphis. The Blues Foundation ogłosiła już listę wykonawców, którzy podczas tej ceremonii mają szansę na odbiór statuetki. W jednej z najbardziej prestiżowych kategorii, „Bluesowy Album Roku”, o nagrodę walczyć będą: Eden Brent, Buddy Guy, The Mannish Boys, Janiva Magness i Charlie Musselwhite. Wzorem lat ubiegłych wieczór wręczenia nagród może się przerodzić w trwające kilka godzin muzyczne święto.

Źródło: www.blues.org

Various Artists
„Black & White – Recorded In The Field By Art Rosenbaum”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Kiedy mówi się o folklorze amerykańskiego południa często stawia się twardą granicę pomiędzy czarnym bluesem, a białym country – jakby muzycy, którzy od początku minionego stulecia tworzyli te gatunki żyli w całkowitym odosobnieniu. Film braci Coen „Bracie, gdzie jesteś?” pokazał, że nie do końca tak było, ale dla tych, którzy potrzebują argumentów bardziej naukowych niż kinowa rozrywka francuska wytwórnia Dixiefrog przygotowała płytę „Black & White – Recorded In The Field by Art Rosenbaum”.

Kolekcjoner płyt, artysta malarz, pisarz, ale przede wszystkim profesor Uniwersytetu w Georgii, gdzie przez wiele lat wykładał historię amerykańskiej muzyki i południowego folkloru. Art Rosenbaum to postać niezwykle barwna, często porównywana do Alana Lomaxa, bo podobnie jak jego starszy kolega poświęcił większą część życia dokumentowaniu muzycznych tradycji amerykańskiego południa. Co ważne, nie szukał tylko bluesa, czy tylko białych przyśpiewek, rejestrując pełne spektrum tego, co działo się na południu.

Efekty tej pracy słychać na krążku, na który składają się dwadzieścia cztery nagrania zarejestrowane przez Rosenbauma w terenie, na przestrzeni ostatnich pięćdziesięciu lat. Jednym z najstarszych jest „Mandolin Stomp” z początku lat sześćdziesiątych w wykonaniu Jamesa „Yanka" Rachella, króla bluesowej mandoliny.

Utwory, które znalazły się na wydanym przez Dixiefrog longplay′u ukazały się wcześniej w ramach wielopłytowego boxu, który Art Rosenbaum wypuścił na rynek przy wielkiej pomocy malutkiej wytwórni Dust-to-Digital. Przedsięwzięcie było ryzykowne, bo to nie jest muzyka, którą lekką ręką można dziś zagrać w radiu, a co za tym idzie na komercyjny sukces wydawnictwa trudno było liczyć. Ale sukces przyszedł i w 2008 roku box otrzymał statuetkę Grammy. Jego najlepsze fragmenty zdobią francuskie wydawnictwo.

Dla kogoś, kto chciałby zgłębić fenomen amerykańskiej muzyki „Black & White” to pozycja konieczna – bez dwóch zdań.

Przemek Draheim

Wydawca: Dixiefrog
Posłuchaj: www.bluesweb.com

Dave Specter i Harmonica Hinds na Warsaw Blues Night

opublikowano w dziale Polska

Czterdziesta czwarta edycja Warsaw Blues Night przyciąga bluesfanów interesującym zestawem wykonawców. 8 listopada w warszawskich Hybrydach polskiej publiczności zaprezentuje się zespół jednego z najbardziej cenionych współczesnych gitarzystów chicagowskiego bluesa – Dave’a Spectera (fot. strona domowa artysty). Na scenie towarzyszyć mu będzie między innymi Harmonica Hinds (fot. Randall Douglas), wokalista i harmonijkarz znany choćby z płyt wydawanych przez austriacką firmę Wolf Records. Muzyczny wieczór otworzy formacja Boogie Boys.

Źródło: www.blues.waw.pl

Johnny Neel i W.I.N.D.

opublikowano w dziale Polska

Od koncertu Briana Augera minęło zaledwie kilka dni, a Agencja Tangerine już zaprasza na kolejny muzyczny wieczór. Tym razem gwiazdą będzie włoska blues-rockowa formacja W.I.N.D. – trio, którego muzyka przywodzi skojarzenia z dokonaniami Led Zeppelin, Lynyrd Skynyrd czy Gov’t Mule. Razem z zespołem wystąpi w Polsce klawiszowiec Allman Brothers Band i Blue Floyd – Johnny Neel (fot. strona domowa artysty). 15 listopada W.I.N.D. wystąpi w warszawskiej Progresji. Dzień później, 16 listopada, zagra w Ostrowskim Centrum Kultury w Ostrowie Wielkopolskim.

Źródło: www.tangerinemusic.com.pl

Świętujemy Polski Dzień Bluesa!

opublikowano w dziale Polska

16 września to dla polskich bluesfanów dzień szczególnie ważny. Po pierwsze ze względu na rocznicę urodzin nieodżałowanego B.B. Kinga (fot. Deborah Feingold) – króla bluesa, którego nagrania od lat dostarczają nam tak wiele radości. Po drugie za sprawą Polskiego Dnia Bluesa, który pokazać ma światu jak interesująca i atrakcyjna dla ucha jest to muzyka. Dokładnie tego dnia, ale także wokół tej daty, na terenie całego kraju organizowane są różnego rodzaju wydarzenia muzyczne o charakterze bluesowym: koncerty, festiwale, wystawy plastyczne, audycje radiowe, wspólne spotkania miłośników muzyki.

Drodzy Miłośnicy Bluesa, wszystkiego dobrego z okazji naszego święta!

Jako prezent dla Was, a także jako wspomnienie wielkiego B.B. Kinga – dostępny na YouTube klip, w którym król bluesa prezentuje się w towarzystwie Tracy Chapman.

Źródło: www.blues.pl

Doktor honoris causa na Rawie Blues

opublikowano w dziale Polska

Ilu muzyków bluesowych może się pochwalić tytułem doktora honoris causa i otrzymaniem wyjątkowego stypendium MacArthur Fellows – zwanego grantem dla geniuszy – w wysokości pół miliona dolarów? Tylko Correy Harris (fot. strona domowa artysty). Niezwykły bluesman pojawi się w Polsce 8 października i zagra koncert na festiwalu Rawa Blues w katowickim Spodku. Harris na początku swojej muzycznej drogi był związany z chicagowską wytwórnią Alligator Records, stąd jego obecność na koncercie z okazji jubileuszu 40-lecia wytwórni.

Źródło: www.rawablues.com

Magda Piskorczyk na płytach w Singapurze

opublikowano w dziale Polska

Gdyby zadać pytanie kto jest najpopularniejszym polskim wykonawcą bluesowym w Singapurze, odpowiedzią byłoby z dużym prawdopodobieństwem nazwisko Magdy Piskorczyk. W połowie ubiegłego roku wykonany przez nią utwór „I’d Rather Go Blind” znalazł się na dwóch składankach wydanych w Singapurze i Malezji, „Jazz Unlimited” i audiofilskiej „Jazz Addiction”. W grudniu utwór „Darkness on the Delta” opublikowany został na podwójnym albumie „Female Jazz II (The Greatest Vocal Collection)”, a w lutym także na płycie „Acoustic Edition II” w audiofilskiej serii DW Mastering w jakości 24bit 96kHz. Teraz ukazała się dwupłytowa kolekcja „Jazz Bar”, którą otwiera Magda Piskorczyk śpiewająca „Work Song”. Z zainteresowaniem słuchaczy i przedstawicieli branży muzycznej Magda spotyka się też w Europie. W najnowszym numerze francuskiego magazynu Blues & Co. opublikowano wywiad z wokalistką tytułując go „Un coup de foudre”, czyli „Uderzenie pioruna”. To już drugi europejski magazyn – po angielskim Blues Matters – publikujący w ostatnim czasie większy materiał na temat Piskorczyk.

Źródło: www.magdapiskorczyk.com

Ruszyły zapisy na Blues Nad Bobrem

opublikowano w dziale Polska

Na początku sierpnia w Zamku Kliczków obok Bolesławca odbędzie się dwudziesta druga edycja festiwalu Blues nad Bobrem. Zapisy na warsztaty muzyczne już ruszyły. Oprócz nich podczas imprezy odbędzie się przegląd zespołów bluesowych im. Tadeusza Nalepy i tradycyjna msza w oprawie bluesowej. W ramach koncertu finałowego, 14 sierpnia, wystąpią w Kliczkowie Jarosław Śmietana z towarzyszeniem Wojciecha Karolaka i Billa Neala, Hoodoo Band, grupa G. Wolf, Keith Dunn i Cotton Wings – laureat zeszłorocznego przeglądu. Cały festiwal trwać będzie od 6 do 15 sierpnia. Informacje na temat zapisów na warsztaty znajdziecie na stronie imprezy.

Źródło: www.bluesnadbobrem.pl

Danny Bryant w Szczecinie i Domecku

opublikowano w dziale Polska

Jeden z najciekawszych brytyjskich gitarzystów bluesowych młodego pokolenia, Danny Bryant (fot. strona domowa artysty) zagra w Polsce dwa kwietniowe koncerty. Muzyk, który współpracował na przykład z Walterem Troutem zagra 12 kwietnia w Szczecinie we Free Blues Clubie i 15 kwietnia w restauracji Stary Dom w Domecku. Koncerty będą częścią europejskiej trasy promującej nowe wydawnictwo Bryanta – sygnowany przez Jazzhaus Records album CD/DVD „Night Life”, którego zapowiedź możecie obejrzeć na YouTube.

Źródło: www.jazzhausrecords.com

Przemyski Meeting Bluesowy

opublikowano w dziale Polska

1 maja na mapie krajowych wydarzeń muzycznych zadebiutuje Przemyski Meeting Bluesowy. W ramach dwudniowego festiwalu, który przygotowuje Centrum Kultury i Nauki „Zamek” w Przemyślu wystąpią zarówno krajowe zespoły, jak i goście z zagranicy. Pierwszego dnia zagrają Beerband, Los Agentos i Brytyjczyk Dave Ellis z towarzyszącą mu grupą. Drugiego dnia, w środę 2 maja, publiczności zaprezentują się Outsider Blues, Śląska Grupa Bluesowa i amerykańsko-polski Leon Hendrix Band.

Źródło: www.kultura.przemysl.pl

Nocna Zmiana Bluesa w Areszcie Śledczym?

opublikowano w dziale Polska

Czwartek, 22 marca, Sławek Wierzcholski i Nocna Zmiana Bluesa (fot. strona domowa zespołu) spędzili w Areszcie Śledczym w Toruniu. Posiedzenie w zakładzie nie było długie, ale przyniosło ciekawe efekty – zrealizowano tam większość zdjęć teledysku do piosenki „Chce się grać”, promującego nowy longplay Nocnej Zmiany Bluesa, płytę „30”. Album, na który składać się mają dwa krążki, jeden audio, drugi DVD, ukaże się 7 maja nakładem Agencji Muzycznej Polskiego Radia S.A. Niebawem klip będzie można zobaczyć na YouTube.

Źródło: www.blues.ofek.pl

Otis Taylor zrelacjonowany

opublikowano w dziale Polska

Dwa polskie koncerty zagrał w marcu Otis Taylor (fot. strona domowa artysty). Jeden z najciekawszych współczesnych wykonawców bluesowych wystąpił w Starym Domu w Domecku koło Opola i w Warszawie w klubie Hybrydy w ramach Warsaw Blues Night. Krótką relację z pierwszego występu Taylora przysłała do Redakcji Nina R. Sawicka:

17 marca w Starym Domu w Domecku k. Opola odbył się jeden z dwóch polskich koncertów Otisa Taylora. Mistrz zaczął występ od lekkich utworów na banjo, dając od początku pole do popisu pięknej Anne Harris. Kanadyjsko-irlandzkie brzmienia wsparte przez żywiołową skrzypaczkę wprowadziły publiczność w trans. Następnie, w asyście rewelacyjnej sekcji rytmicznej, Taylor zaprezentował kilka bardziej bluesowych utworów. Nie wyzbył się przy tym folkowego zabarwienia muzyki, a powtarzane jak mantra tematy natarczywie kotłowały się w naszych głowach nie chcąc nam dać spokoju – nie sposób było ich nie nucić bądź nie kołysać się w rytm muzyki!

Punktem kulminacyjnym koncertu była świetna adaptacja flagowej kompozycji z repertuaru Hendriksa. Utwór „Hey Joe” jest nadzwyczaj oklepany i z reguły reaguję na niego jak na covery „Whisky” – wychodzę z koncertu. Taylor stworzył jednak coś niesamowitego. „Hey Joe” zabrzmiało wręcz egzotycznie. Ludzie zachęceni przez muzyka wstali od stołów i skupili się pod sceną, wokół kapłana gitary. Byłam oczarowana! Najlepsza interpretacja tego utworu, jaką słyszałam, a wszystko dzięki wyjątkowo pomysłowej aranżacji.

Oprócz wysokiego poziomu muzycznego Taylor zapunktował u mnie niesamowitym kontaktem z publicznością i filozofią grania dla ludzi. Już po pierwszych utworach poprosił o zapalenie świateł, aby widział, dla kogo gra i na kogo przelewa swoje emocje. Następnego dnia Taylor występował w warszawskich Hybrydach w ramach Warsaw Blues Night. Jestem przekonana, że obecni na obu koncertach nie zapomną ich jeszcze przez długi czas.

Nina R. Sawicka

Źródło: Blues.pl

Koncertowy lipiec z Tangerine

opublikowano w dziale Polska

Wakacje przyzwyczaiły już melomanów do ciekawych koncertów, ale dla tych, którzy upodobali sobie dźwięki z pogranicza bluesa i rocka połowa lipca zapowiada się nadzwyczaj interesująco. Na przestrzeni zaledwie siedmiu dni Agencja Tangerine przygotowała aż trzy koncerty, które śmiało można nazwać wydarzeniami z górnej półki. 12 lipca, koncertem w warszawskim klubie Proxima, muzyczny maraton rozpocznie North Mississippi Allstars Duo. Ten wieczór solowym występem otworzy bluesman Alvin Youngblood Hart. 14 lipca, w klubie Eter we Wrocławiu, porcję southern-rocka zaserwuje publiczności słynny Dickey Betts – postać znana wszystkim miłośnikom The Allman Brothers Band. W tym samym miejscu 17 lipca zagra Gov’t Mule.

Źródło: www.tangerinemusic.com.pl

„Sztuka bez barier” w Ciechocinku

opublikowano w dziale Polska

16 czerwca w zabytkowym Teatrze Letnim w Ciechocinku odbędzie się muzyczny wieczór pod hasłem „Sztuka bez barier”, którego uczestnikami będą zarówno osoby z niepełnosprawnościami, jak artyści w pełni sprawni. Dominować ma blues i jego rockowe okolice. Publiczności zaprezentują się Studio Integracji Krzysztofa Cwynara, zespół Nagar Blues Band prowadzony przez niewidomego gitarzystę i kompozytora Andrzeja Zielińskiego, Krzysztof „Partyzant” Toczko i Miki Toczko, a także gwiazda wieczoru, Apostolis Anthimos Trio.

Źródło: www.ciechocinek.pl

Warren Haynes live

opublikowano w dziale Wydawnictwa

17 lipca we wrocławskim klubie Eter na jedynym koncercie w Polsce wystąpi rockowa formacja, która w ostatnich latach osiągnęła status niemal kultowy – dobrze znana polskim miłośnikom blues-rocka grupa Gov’t Mule. Tytułem przygotowania do tego koncertu i wprawienia się we właściwy nastrój warto odświeżyć sobie dwa ciekawe, płytowe wydawnictwa ilustrujące koncertowe poczynania lidera formacji – zarówno te z Mułem, jak i te zarejestrowane z jego soulowym składem z obsypanego nagrodami longplay’a „Man In Motion”.

Na pierwszy ogień idzie „Mulennium” sprzed dwóch lat. Trzy płyty wypełnione muzyką, w sumie 199 minut i 17 sekund – wydany przez holenderską wytwórnię Provogue album „Mulennium” to dla fanów Muła pozycja niezwykła. Koncert, który nigdy nie miał się ukazać na płycie i może właśnie z tego powodu tak porywający i rozimprowizowany. To też swoisty dokument zamykający pewien rozdział w historii zespołu – osiem miesięcy później zmarł basista Allen Woody, a Warren Haynes i perkusista Matt Abts stanęli przed dylematem co dalej. Zespół oczywiście gra dalej i ciągle czaruje publiczność, ale ci najwierniejsi fani właśnie pierwszy skład, ten w trio, uważają za najlepszy. Dlaczego? To można wywnioskować samemu z zawartości „Mulennium”, choćby z trwającej ponad piętnaście minut wersji „Simple Man” grupy Lynyrd Skynyrd.

O ile Gov’t Mule to przede wszystkim ostre, mocno rockowe granie, o tyle piosenki ze wspomnianego „Man In Motion” ociekają soulem spod znaku Stax Records i co ciekawe, takie – trochę inne niż zwykle wcielenie – bardzo do Haynesa pasuje. Ale w końcu nie od dziś wiadomo, że klasyczny soul to muzyka, której Warren słuchał już w młodości, a to przełożyć się musiało na jego muzyczną wrażliwość. Niedawno, także nakładem holenderskiego Provogue Records – a w Stanach w reaktywowanej wytwórni Stax (!), muzyka z „Man In Motion” doczekała się koncertowego wydania. Dwie płyty audio i trzecia DVD – „Live At The Moody Theatre” firmowane szyldem Warren Haynes Band. Co do znanych ze studia utworów wnosi koncertowe wykonanie? Przede wszystkim luźniejsze potraktowanie piosenkowej materii całości, dzięki czemu utworom na „Live At The Moody Theatre” dużo bliżej do wielominutowych mułowych jamów – z tą różnicą, że muzycy nie pracują na blues-rocku, a na dźwiękach z pograniczna funku i soulu. Całość pulsuje dokładnie, ale z dużym luzem, który potęgują rozbudowane solówki gitary Haynesa i saksofonu Rona Holloway’a. „On A Real Lonely Night”, „Invisible” czy „Everyday Will Be Like A Holiday”, wszystkie liczące ponad dziesięć minut, pozwalają mocno wkręcić się w klimat soulowego koncertu. Dołączony do dwóch płyt audio krążek DVD, obok całego koncertu, przynosi dwa dodatkowe nagrania z próby przed głównym wydarzeniem.

Dla zaostrzenia apetytu przed wtorkowym koncertem, jak znalazł.

Przemek Draheim

Wydawca: Provogue Records / Stax
Posłuchaj: www.amazon.com

Tom Jones „Spirit In The Room”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

W 2010 roku jeden z najważniejszych wokalistów współczesnej muzyki rozrywkowej – Tom Jones, czy „The Voice” jak mówią o nim Amerykanie – wydał album, którym zaskoczył fanów i krytyków sięgając do bluesa i muzyki gospel. W podobnym, kameralnym nastroju utrzymana jest jego nowa, wydana w Polsce przez Universal Music płyta „Spirit In The Room”, na którą złożyły się między innymi kompozycje wielkich songwriterów: Paula Simona, Leonarda Cohena czy Paula McCartney’a.

Wrażenia po otwierającym longplay „Tower Of Song” Cohena? Szok i niedowierzanie. Jak kogoś kto śpiewa taką muzykę – i robi to w t a k i sposób – można było nazwać królem kiczu i blichtru. A jednak, szerokiej publiczności właśnie tak kojarzy się Tom Jones. To smutne, ale trochę zasłużone, bo przez prawie pół wieku swojej scenicznej aktywności chwytał się Jones wszystkiego co świecące i na topie, z popem i muzyką disco na czele. Oczywiście, w jego repertuarze był też klasyczny soul, co usłyszeć można na czarnej płycie „Live In Las Vegas” z końca lat sześćdziesiątych, ale prawda jest taka, że genialny głos cierpiał na brak właściwego repertuaru. Aż do płyty „Praise & Blame”, która ukazała się dwa lata temu. „Spirit in the Room” to jej piękna kontynuacja – chyba jeszcze bardziej dojrzała i osobista.

Fascynacja Toma Jonesa bluesem i amerykańską muzyką roots może być zaskoczeniem, ale z pewnością nie dla osób, które znają filmową serię „The Blues” wyprodukowaną przez Martina Scorsese i towarzyszących mu kilku innych wyśmienitych reżyserów – te samą, którą teraz można oglądać w czwartkowe wieczory w telewizyjnej Dwójce. W historii brytyjskiego bluesa, jaką pod skrzydłami Scorsese opowiedział Mike Figgis, sir Jones wystąpił obok Erica Claptona, Steve’a Winwooda czy Johna Mayalla prezentując nie mniejszą niż oni wiedzę na temat wczesnego amerykańskiego bluesa. No i zaśpiewał w duecie z Vanem Morrisonem sprawiając, że co niektórym – łącznie z piszącym te słowa – usta otworzyły się ze zdumienia. Na ścieżce dźwiękowej tamtego filmu Tom Jones pojawia się w czterech utworach. Na „Spirit In The Room” tych rootsowych kawałków jest dziesięć na wersji w plastikowym pudełku, i aż trzynaście na wersji deluxe wydanej w digipacku.

O wyborze piosenek wspomniałem – numery Paula Simona, Leonarda Cohena, ale też Odetty czy Blind Willie’go Johnsona (poniżej, w dostępnej na YouTube wersji live) na płycie pierwszego playboy’a brytyjskiej sceny muzycznej? A jednak. Wybór kompozycji może na pierwszy rzut oka nietypowy, ale pasujący jak ulał do wokalisty, kto zamiast o miłosnych podbojach śpiewa o sprawach bliskich komuś, kto znalazł się u kresu swoich dni. Sporo w tym oczywiście literackiej przesady, bo Tom Jones, nie wybiera się jeszcze na tamten świat, ale ma już ponad siedemdziesiąt lat i chyba wreszcie wyszedł z garnituru, jaki skroili na niego spece od wizerunku z dużej wytwórni. Tu nie ma pozowania czy kreowania się na kogoś innego. Są za to mądre, przejmujące piosenki zaśpiewane jak coś najważniejszego w życiu. Tak jak w „Tower Of Song”, gdy Jones śpiewa: „I was born with the gift of the golden voice”, niby nic się nie dzieje, ale jego artykulacja miażdży wszystkie inne wykonania tego cohenowskiego evergreena. Zresztą, kto to widział, żeby siedemdziesięcioletni wokalista miał t a k i głos – równie silny co czterdzieści lat wcześniej. A nawet więcej, siła głosu się nie zmieniła, ale jego barwa już tak – jest głębsza, pełniejsza, dojrzalsza, bogatsza. Nie sądzę, żeby Tom Jones kiedykolwiek wcześniej brzmiał lepiej niż na tych dwóch ostatnich płytach. Wielka to zasługa producenta obu albumów, Ethana Johnsa – który ubrał głos naszego bohatera w zupełnie nową dźwiękową przestrzeń.

To on wpadł na pomysł, żeby głos naszego krzykacza ubrać w surowe, rootsowe aranże. Nie ma tu sekcji dętej czy niepotrzebnych ozdobników. Są za to (czasem) brudne w brzmieniu gitary, delikatna sekcja z genialnym soundem bębnów i kilku pierwszorzędnych studyjnych muzyków, no i chór w jednym z utworów. Głos, oczywiście, jest na pierwszym planie, a całość kojarzy się trochę ze ostatnimi nagraniami Johnny’ego Casha z serii „The American Recordings”, no i chyba trudno o lepszy komplement. Dla tych, którzy dotąd nie wiązali Jonesa z dobrą muzyką, płyta na zmianę zapatrywań. Niełatwa, ale zapewniam, warta uwagi.

Przemek Draheim

Wydawca: Universal Music
Posłuchaj: www.amazon.co.uk

Mud Morganfield „Son Of The Seventh Son”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Muddy Waters zmarł w 1983 roku. Okazuje się jednak, że Hoochie Coochie Man ma godnego następcę. Larry „Mud” Morganfield, najstarszy syn McKinley’a Morganfielda, jakiś czas temu wydał krążek, do którego jak ulał pasuje tytuł „Son Of The Seventh Son”. Gdy po raz pierwszy nacisnąłem przycisk play w odtwarzaczu, w którym znajdowała się wspomniana płyta, po krótkiej chwili pomyślałem: „To On!”. Mud brzmi tak, jak jego ojciec. Kropka. Ta sama barwa i głębia głosu, sposób śpiewania, wymowa. Dzięki temu słuchacz może odnieść wrażenie, że zapuścił któryś z albumów Muddy’ego wydanych przez Chess Records w czasach jej prosperity.

Na szczęście materiał na krążku to nie grane setki razy covery z repertuaru Starszego Watersa – z jednym wyjątkiem, a nowe, w dużej części autorskie kompozycje. Oczywiście, pozostają one wierne starej bluesowej tradycji, opowiadając o kobietach i akcentując pierwiastek męski wokalisty, ale nie może być inaczej, skoro ojcem śpiewaka był sam Mannish Boy vel Rollin’ Stone. Co więcej, wydaje się, że to nie celowe zabiegi, mające upodobnić Muda do jego przodka i w ten sposób wykorzystać pokrewieństwo obu panów do celów czysto marketingowych, a po prostu obciążenie genetyczne, a więc coś, od czego nie sposób odejść. Widać było to na jednym z polskich koncertów Muda Morganfielda, na którym miałem przyjemność się znaleźć. Śpiew, zachowanie sceniczne, a nawet opowiastki, którymi Larry Morganfield dzieli się z publiką pomiędzy poszczególnymi utworami prezentowały się tak, jak to, co robił Muddy Waters i to, co można jeszcze ujrzeć na archiwalnych taśmach. W zachowaniu scenicznym Muda Morganfielda – ale także poza sceną, w osobistych kontaktach – nie widać było ani odrobiny sztuczności i celowego aktorstwa. Przeciwnie, odnosiło się wrażenie, że on po prostu taki jest. Taki jak tata. Dzięki tamtemu koncertowi, mimo iż nigdy nie mogłem ujrzeć Muddy’ego na żywo, gdyż zmarł, zanim ja pojawiłem się na świecie, mogłem chociaż w części doświadczyć tego, co widzieli i słyszeli obecni na występach McKinley’a.

Takie też emocje wywołuje płyta wydana nakładem Severn Records. Wrażenie podtrzymuje świetnie grający zespół, który wykonał znakomitą robotę przywodząc na myśl najlepsze nagrania z lat 50. Mimo, iż według informacji na płycie, na harmonijkach grają Bob Corritore i Harmonica Hinds, ciężko nieraz uwierzyć, że to nie Littre Walter i James Cotton. Na longplay’u jest też więcej smaczków uzmysławiających słuchaczom wieczny bieg bluesowej sztafety pokoleń. Choćby perkusista, Kenny „Beedy Eyes” Smith, syn Willie „Big Eyes” Smitha z zespołu Watersa. Pianista Barrelhouse Chuck gra z kolei tak dobrze, jak sam Otis Spann. Panowie serwują nam klasycznego chicagowskiego bluesa w dwunastu odsłonach. Wszystko bardzo przyjemnie buja, drive poszczególnych numerów nie pozwala stopom na spokojne opieranie się o dywan. Zespół gra po prostu rasowo, a materiał na płycie może śmiało stanowić muzyczne tło dla działalności małego juke jointu.

Mud od małego otoczony był muzyką. Już jako kilkulatek zaczął uczyć się gry na perkusji, potem zajął się gitarą basową, wreszcie śpiewaniem. Nic więc dziwnego, że w końcu wypłynął w światku bluesowym i sądząc po okładce najnowszego „Living Bluesa” zrobił to w sposób bardzo udany. „Son Of The Seventh Son” to granie klasyczne, odwołujące się do najlepszych dawnych wzorców, ale także momentami nieco unowocześnione. Na pewno z nutką nostalgii, do poszukania której zachęcam.

Maciej Draheim

Wydawca: Severn Records
Posłuchaj: www.severnrecords.com

Sprawdź kto wygrał zaproszenia na lipcowe koncerty Tangerine!

opublikowano w dziale Polska

Lipcowe koncerty Tangerine tuż tuż. 12 lipca, koncertem w warszawskim klubie Proxima, blues-rockowy maraton rozpocznie North Mississippi Allstars Duo. Ten wieczór solowym występem otworzy bluesman Alvin Youngblood Hart. 14 lipca, w klubie Eter we Wrocławiu, porcję southern-rocka zaserwuje publiczności słynny Dickey Betts – postać znana wszystkim miłośnikom The Allman Brothers Band. W tym samym miejscu 17 lipca zagra Gov’t Mule.

Razem z Tangerine przygotowaliśmy dla Naszych Czytelników konkurs, w którym do wygrania były dwa pojedyncze zaproszenia na każdy z tych wyjątkowych koncertów! Żeby je zdobyć, trzeba było polubić Blues.pl na Facebooku i odpowiedzieć na pytania, jak niżej:

  1. Ojciec muzyków tworzących North Mississippi Allstars Duo – słynny producent związany ze sceną muzyczną Memphis – to Jim Dickinson.
  2. Gitarzysta prowadzący, z którym – w oryginalnym składzie The Allman Brothers Band – Dickey Betts wymieniał instrumentalne zagrywki to Duane Allman.
  3. Płyta, którą w 1995 roku zadebiutowało trio Warrena Haynesa miała tytuł „Gov’t Mule”.

Wśród tych z Was, którzy na adres Redakcji przysłali właściwe odpowiedzi, wylosowaliśmy szóstkę szczęśliwców. Są to:

  1. na koncert North Mississippi Allstars Duo: Paweł z Krakowa i Michał z Warszawy,
  2. na koncert Dickey’ego Bettsa: Magda z Warszawy i Przemysław z Katowic,
  3. na koncert Gov’t Mule: Alicja z Katowic i Paweł z Leszna.

Zwycięzcom gratulujemy! Szczegóły dotyczące koncertów i zakupu biletów znajdziecie na stronie Agencji Tangerine.

Źródło: Blues.pl i Tangerine

The Cell „Keepin’ On, Rollin’ Hard”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Trudno sobie wyobrazić bardziej typowo amerykańskie brzmienie niż to rodem z południa Stanów Zjednoczonych. Rockowe utwory utrzymane w klimacie country oraz kowbojskie kapelusze na dobre utrwaliły się jako jeden z symboli całego muzycznego dorobku USA. Nie trzeba jednak przemierzać tysięcy kilometrów, by poczuć ten klimat. W lipcu tego roku w Polce zagości, inspirujący się southern-rockiem, zespół The Cell z Czech.

Praski skład ma już na swoim koncie debiutancką płytę długogrającą i właśnie jest w trakcie promowania drugiej, zatytułowanej „Keepin’ On,  Rollin’ Hard”. Trzeba przyznać, że już sama nazwa albumu mocno sugeruje, co na nim znajdziemy, a dźwięki gitary powolnie ciągnące się na początku pierwszego utworu nie dają nam się zawieść.

Przy całej fascynacji amerykańską tradycją grania zespół ostatecznie osiągnął inny skutek niż nagranie dwunastu stricte southern-rockowych utworów. Można powiedzieć, że doszło tutaj do zderzenia i fuzji dwóch paradygmatów tworzenia muzyki. Z jednej strony mamy sprażone w słońcu i zapite tanim burbonem riffy, a z drugiej chwytliwe melodie i nośne refreny. Takie połączenie nie zaskakuje, wszakże biografia zespołu wiele razy podkreśla, że zespół The Cell od samego swojego początku nie miał być ani cover bandem, ani podróbką z napisem „Made in USA”.

Pytanie brzmi: czy w środku Europy muzyka zespołów takich jak The Cell odnajduje dla siebie miejsce i broni się przed szufladkowaniem jako popłuczyny po twórczości zespołów zza oceanu? Southern jest ostatecznie w naszej okolicy czymś nadal całkiem świeżym. Na szczęście The Cell pokazuje, że można grać na „południową” modłę i nadal zachować ten element swojskości, który zapewnia aplauz nie tylko na zjazdach motocyklistów.

Patryk Mitzig

Wydawca: The Cell
Posłuchaj: www.thecell.cz

Mississippi Warta Blues tuż tuż

opublikowano w dziale Polska

Siedmiodniowy rejs barkami turystycznymi po wodach Wielkiej Pętli Wielkopolskiej, a w jego ramach warsztaty muzyczne, jam sessions i koncerty, codziennie w innym mieście – takiego bluesowego festiwalu jeszcze w Polsce nie było. Mississippi Warta Blues rozpocznie się 16 lipca poznańskim koncertem Kasy Chorych i zespołu Cree. Przez kolejne dni uczestnikom warsztatów i publiczności zaprezentują się między innymi: Harmonijkowy  Atak, Big Fat Mama, Hard Times, Kulisz Trio i Yellow Cab. Całość potrwa do 22 lipca i zakończy się koncertem w amfiteatrze w Kostrzynie.

Źródło: www.satko.pl

Śląska Akademia Bluesa

opublikowano w dziale Polska

Cieszący się dużą popularnością cykl Śląskich Warsztatów Artystycznych doczekał się interesującej kontynuacji w postaci Śląskiej Akademii Bluesa działającej w ramach Śląskiego Stowarzyszenia Artystów i Twórców z siedzibą w Domu Pracy Twórczej „Leśniczówka” w Chorzowie. W zamyśle twórców „Akademia ma wspierać i promować bluesa jako gatunek będący wyjściem do wielu innych kierunków muzycznych”. Wśród działań Akademii znajdzie się między innymi organizacja kursów i warsztatów artystycznych czy gromadzenie, opracowywanie i archiwizacja dzieł i przedmiotów historycznie związanych z bluesem. Pierwsze efekty działalności Akademii będzie można obserwować w lipcu w Chorzowie i Katowicach, w ramach nieodpłatnych bluesowych warsztatów wokalnych.

Źródło: www.silesiansound.art.pl

Sprawdź kto wygrał zaproszenia na Otisa Taylora w Warszawie!

opublikowano w dziale Polska

Amerykańska wytwórnia płytowa, w której już od kilku lat swoje albumy wydaje Otis Taylor, to Telarc – taka była poprawna odpowiedź w przygotowanym przez Blues.pl i organizatorów Warsaw Blues Night konkursie, w ramach którego mogliście wygrać dwa podwójne zaproszenia na odbywający się 18 marca w warszawskim klubie Hybrydy koncert Otisa Taylora.

Wśród tych z Was, którzy na adres Redakcji przysłali właściwą odpowiedź, wylosowaliśmy dwójkę szczęśliwców. Są nimi Paulina z miejscowości Gołków i Michał z Łowicza, gratulujemy!

Tym, którzy mieli mniej szczęścia przypominamy, że dzień przed koncertem w Warszawie, 17 marca, Otis Taylor wystąpi w Starym Domu w Domecku koło Opola. Szczegóły dotyczące zakupu biletów na oba polskie koncerty Taylora znajdziecie na stronach ich organizatorów.

Źródło: Blues.pl i Warsaw Blues Night

Teksasy z nową płytą

opublikowano w dziale Polska

5 listopada w lubelskim klubie Graffiti odbędzie się premiera nowej płyty zespołu Teksasy. Na album „Zielony dymek” składa się dwanaście utworów, w tym dziesięć autorskich i dwa pożyczone – „Pomaluj moje sny” z repertuaru Breakoutu i „Personal Jesus” Depeche Mode. Jak mówią sami muzycy: „Płyta jest wykładnikiem wielu zróżnicowanych pomysłów wykraczających nieco poza ramy ogólnie pojmowanego bluesa. To owoc przemyśleń i inspiracji z pogranicza różnych gatunków muzycznych określanych przez nas samych jako crossover boogie”. Na krążku usłyszeć będzie można gości, m.in. Piotra Cugowskiego, który razem z bratem Wojciechem Cugowskim pojawi się na koncertowej premierze albumu.

Źródło: www.teksasy.pl

Leszek Cichoński sobą gra

opublikowano w dziale Polska

8 listopada nakładem Luna Music ukazała się nowa płyta Leszka Cichońskiego, „Sobą gram”. „Pierwszy w pełni autorski album gitarzysty” – jak pisze o nim wydawca – jest mocno osadzony w dotychczasowej działalności muzycznej Cichońskiego, wyrasta z tradycji rockowej, ale jest przesiąknięty funkiem z elementami soulu i bluesa. Nie brakuje na nim refleksyjnych tekstów. Do pracy nad płytą artysta zaprosił gości, między innymi Jorgosa Skoliasa, Mateusza Krautwursta, Kasię Mirowską czy Asię Kwaśnik. W wieńczącym longplay jedynym instrumentalnym utworze, „Allman Brotherhood”, na organach Hammonda gra Wojciech Karolak.

Źródło: www.luna.pl

W roli muzyka

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Serialowy doktor House, tańczący z wilkami Kevin Costner i stojący ponad prawem Steven Seagal to trzej popularni aktorzy, których wspólną cechą jest miłość do amerykańskiej muzyki, od bluesa po dźwięki współczesnego country. Miłość, dodajmy, skonsumowana, bo każdy z nich z filmowych ekranów trafił z własną płytą na sklepowe półki. Costner z grupą Modern West wydał już trzy, Seagal dwie, Hugh Laruie niedawno zadebiutował.

Fortepian na podłodze i gitary na ścianie w mieszkaniu medycznego geniusza z Princeton-Plainsboro Teaching Hospital, to jak się okazało nie tylko fragment filmowej scenografii, ale także nieskrywana pasja zdolnego muzycznie Hugh Lauriego, który po latach uprawiania muzyki w zaciszu czterech ścian – i kilku filmowych scen – dał się namówić wytwórni Warner i nagrał płytę będącą hołdem dla dźwięków nowoorleańskiego bluesa. Z pomocą przyszedł mu uznany producent Joe Henry, znakomici sessionmani z gitarzystą Kevinem Breitem na czele i kojarzone z Nowym Orleanem gwiazdy pokroju Allena Toussainta, Irmy Thomas czy innego znanego doktora, Dr Johna. Album „Let Them Talk” otwiera poprzedzona epickim fortepianowym wstępem wersja klasycznego „Saint James Infirmary”, która ładnie wprowadza w klimat całości – malowany głównie akustycznymi instrumentami, raczej spokojny, przydymiony i wieczorowy. Fajerwerków nie ma, jest za to bardzo intymna, a przy tym niesłychanie sympatyczna płyta, której naprawdę miło się słucha.

Całkowicie inny obszar amerykańskiej muzyki upodobał sobie Kevin Costner, którego nowy longplay – „From Where I Stand” – wydała w Polsce wytwórnia Mystic Production. Ci którzy znają go przede wszystkim z „Bodyguarda”, „Tańczącego z wilkami” czy „Nietykalnych” mogą nie wiedzieć, że zanim zaczął grać w filmach, grywał muzykę dla przyjemności. Od kilku lat robi to śmielej występując z własną grupą Modern West. Nazwa wskazuje oczywiście na muzykę country, ale jest to takie umiarkowane country, w którym równie dużo piosenkowego rocka spod znaku Bruce’a Springsteena. Jedenaście zebranych na krążku utworów niepostrzeżenie wpada w ucho i chociaż na pierwszy rzut oka trudno wytypować ten jeden najlepszy, singlowy, który od razu rzuca na kolana, już za drugim przesłuchaniem albumu co najmniej połowa piosenek zyskuje status tych ulubionych, których chce się słuchać w kółko i w kółko – taka jest siła dobrej melodii.

Mówiąc o sile – w tym przypadku sile ciosów – warto, choćby z ciekawości, przypomnieć sobie wydaną pięć lat temu płytę firmowaną przez jednego z największych, i to dosłownie, bohaterów amerykańskiego kina akcji, Stevena Seagala. Na pierwszym autorskim albumie pomieszał wszystkie możliwe gatunki. Na drugim skupił się na bluesie, chociaż podanym w typowym dla siebie Seagal-style – jak na buddystę z pokaźną kolekcją broni przystało. Na „Mojo Priest” grają z Seagalem między innymi James Cotton, Bo Diddley, Ruth Brown, Big George Brock i Hubert Sumlin. Zestawienie trochę niezwykłe i rzeczywiście wielkie arcydzieło z niego nie wyszło, ale kilka miłych dla ucha piosenek można tam znaleźć – choćby melodyjne „Somewhere In Between” i „Dark Angel” ze ścieżki dźwiękowej filmu „W morzu ognia”.

Warto sprawdzić, jak ulubiony aktor wypadł w roli muzyka – być może czeka nas miła niespodzianka.

Przemek Draheim

Wydawca: Warner Music Poland, Mystic Production, Steamroller Productions
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

Zmarł George „Mojo” Buford

opublikowano w dziale Świat

Smutną wiadomość przekazał nam Bob Corritore. 11 października w szpitalu w Minneapolis zmarł harmonijkarz George „Mojo” Buford (fot. Chuck Ryan), miał 81 lat. Od lat pięćdziesiątych związany był z chicagowską sceną muzyczną, w tym z zespołem Muddy Watersa, z którym występował w różnych okresach aż czterech dekad. Na jego koncie, obok nagrań, w których grał jako akompaniator, są autorskie płyty wydawane przez takie wytwórnie, jak między innymi JSP, P-Vine, Rooster czy Fedora. Wspomnieniem George’a „Mojo” Buforda niech będzie dostępny na YouTube fragment archiwalnego koncertu, jaki muzyk zagrał dla pensjonariuszy zakładu karnego Stillwater w stanie Minnesota.

Źródło: www.bobcorritore.com

Alex Schultz wystąpi w Hybrydach

opublikowano w dziale Polska

Co mają wspólnego płyty Jimmy’ego Rogersa, Rada Piazzy, Williama Clarke’a i Lestera Butlera? Obecność Alexa Schultza (fot. strona domowa artysty), jednego z najlepszych gitarzystów na współczesnej bluesowej scenie, którego gra – będąca kwintesenscją stylu West Coast – jest dziś wzorem dla wielu młodszych muzyków. Schultz wystąpi w Polsce z zespołem wokalisty Tada Robinsona, a towarzyszyć im będzie znana z soulowo-bluesowego smaku sekcja rytmiczna amerykańskiej wytwórni Severn Records. Koncert odbędzie się 17 października w klubie Hybrydy, w ramach cyklu Warsaw Blues Night, ale dla tych, którzy chcieliby wcześniej posmakować brzmienia gitary Schultza publikujemy dostępną na YouTube perełkę sprzed lat – fragment występu gitarzysty z zespołem Williama Clarke’a, do którego doszło przypadkowo, w sklepie muzycznym, podczas promocji jednej z płyt harmonijkarza. Jakość nie jest najlepsza, ale muzyka jest wyśmienita.

Źródło: www.blues.waw.pl

Afrykański groove Magdy Piskorczyk

opublikowano w dziale Polska

„Na tym dwupłytowym albumie Magda Piskorczyk zaprasza do muzycznej podróży poprzez świat bliskich jej tradycji, kultur i dźwięków. Prezentuje wielobarwne, dynamiczne i bardzo osobiste połączenie muzyki o korzeniach afro-amerykańskich z rytmami i melodiami etnicznymi, zwłaszcza zachodnio-afrykańskimi” – tak o nowej płycie wokalistki pisze wydawca albumu. Na pierwszym krążku „Afro Groove”, bo taki jest tytuł longplay’a, posłuchać można blisko 67 minut koncertu zarejestrowanego podczas festiwalu Satyrblues w Tarnobrzegu. Na drugim zaś trzech bonusów, wśród których znalazła się ballada „Rzeźb Mnie” z tekstem napisanym przez Bogdana Loebla. Album, na którym pojawia się amerykański harmonijkarz Billy Gibson, promuje dostępny na YouTube teledysk do utworu „Cler Achel”.

Źródło: www.magdapiskorczyk.com

L.R. Phoenix
„The Hollow Log of Capt. Richard Wolfe”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Jest Brytyjczykiem, mieszka w Finlandii, gra bluesa z głębokiej Delty – tak w kilku słowach można scharakteryzować postać ukrywającą się pod pseudonimem L.R. Phoenix. Na poprzedniej płycie zagranej w duecie z perkusistą Mo’ Hellem zaserwował słuchaczom porcję punkowego wręcz Hill Country bluesa – do którego tytuł „Wrecked” pasował jak ulał. Na „The Hollow Log of Capt. Richard Wolfe” odniesienia do muzycznej spuścizny górzystego rejonu Mississippi słychać równie wyraźnie, ale więcej tu brzmieniowej finezji i klasycznego bluesa z Delty. Innymi słowy brzmi to bardziej jak akustyczne poczynania Mississippi Freda McDowella, niż rockowe wybuchy w stylu The Black Keys. Dzięki zastosowaniu nieco większego składu trzynaście podanych na krążku kompozycji nie nuży – raz słyszymy tylko głos i akustyczną gitarę, po strunach której ślizga się grzbiet scyzoryka, innym razem duet na dwie gitary czy mały band. To wszystko, wraz z obecnością na albumie Andresa Rootsa, uznanego bluesmana z Estonii, powinno ucieszyć fanów akustycznego bluesa. Czy równie ciekawie L.R. Phoenix prezentuje się na żywo? To się okaże podczas Toruń Blues Meeting.

Przemek Draheim

Wydawca: L.R. Phoenix
Posłuchaj: www.lrphoenix.com

Roy Buchanan, Johnny Winter, Miller Anderson Band
„Live At Rockpalast”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Rockpalast – pod taką nazwą od 1974 roku niemiecka telewizja WDR prezentuje muzyczny program, w którym na żywo transmitowane są koncerty najciekawszych gwiazd rocka. Teraz dzięki niemieckiej wytwórni Made In Germany Music melomani mogą posłuchać ulubionych koncertów Rockpalast na płytach kompaktowych. W serii nie brakuje blues-rocka, i to z wysokiej półki, bo do takiej kategorii trzeba zaliczyć Roy’a Buchanana, Johnny’ego Wintera i Miller Anderson Band.

O tym pierwszym mówi się często per „najlepszy nieznany gitarzysta na świecie”. Jak głosi legenda, Rolling Stonesi chcieli, żeby zastąpił w zespole Briana Jonesa, a Eric Clapton proponował mu posadę gitarzysty w Derek & The Dominos – obie oferty odrzucił. W ramach Rockpalast chorobliwie nieśmiały Roy Buchanan zaprezentował się 24 lutego 1985 roku, grając między innymi swój sztandarowy „Roy’s Blues”, ale też znaną z wykonania The Blues Brothers „Peter Gunn Theme”.

Począwszy od 1977 roku w programie Rockpalast pojawiły się tak zwane Rockpalast Nights, czyli trwające po kilka godzin koncertowe maratony emitowane na żywo w telewizji WDR. Jak wspominał Peter Ruchel, wieloletni szef Rockpalast, nikt się wtedy nie przejmował czasem antenowym. Jeśli koncert był dobry, mógł trwać do rana, a WDR i tak pokazywała go w całości. Tak było z koncertem Johnny’ego Wintera na Rockpalast Night w 1979 roku. W założeniu miał grać 80 minut, a skończyło się na ponad dwugodzinnym koncercie wydanym w ramach serii „Live At Rockpalast” na dwóch płytach. Obok żwawych rock’n’rolli słychać tam sporo korzennego bluesa, w tym trwającą ponad piętnaście minut wiązankę klasycznych bluesów rodem z głębokiej Delty. Aż zazdrość bierze, że takie rzeczy Niemcy mogli oglądać w ogólnodostępnej telewizji.

Oczywiście, Rockpalast to nie tylko koncerty sprzed lat. Zarejestrowany w marcu ubiegłego roku Miller Anderson Band czaruje z płyty brzmieniem klasycznego blues-rocka z mocno zaakcentowanymi poczynaniami gitary, ale też dobrymi piosenkami, które wpadają w ucho i pozwalają pobujać się w takt muzyki, tak jak na dobry koncert przystało.

Wszystkie te tytuły wydała niemiecka wytwórnia Made In Germany Music, która wyrasta powoli na silne około-rockowe wydawnictwo z kilkoma bardzo ciekawymi bluesowymi tytułami w zanadrzu. Warto tę nazwę zapamiętać, bo sądząc po liście wykonawców, którzy koncertowali w ramach Rockpalast, ta seria płytowa może się jeszcze wydłużyć.

Przemek Draheim

Wydawca: Made In Germany Music
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście

Gitarzystki.pl

opublikowano w dziale Polska

Aktualne informacje o dokonaniach polskich gitarzystek, o projektach muzycznych, które tworzą lub w których biorą udział, ich biografie, muzykę, ale też recenzje sprzętu, którego używają i forum – to wszystko znaleźć możecie na stronie Gitarzystki.pl, czyli powstałym niedawno, jedynym w kraju portalu poświęconym wyłącznie gitarzystkom. Jak mówi Ola Siemieniuk, gitarzystka i pomysłodawczyni portalu: „Chciałam przekonać się, co robią inne gitarzystki, jaką muzykę tworzą, w jakich projektach uczestniczą, co skłoniło je do sięgnięcia po instrument i… dlaczego jest ich tak mało”.

Źródło: www.gitarzystki.pl

Zmarł Louisiana Red

opublikowano w dziale Świat

Iverson Minter, znany bardziej jako Louisiana Red (fot. rufrecords.de), zmarł 25 lutego w jednym z niemieckich szpitali na skutek powikłań związanych z zaburzeniami pracy tarczycy, miał 79 lat – tę smutną informację przekazał nam Bob Corritore. Początek jego muzycznej drogi datuje się na końcówkę lat czterdziestych, kiedy osiedlił się w Detroit. Jego przyjaciółmi byli wtedy Eddie Burns i John Lee Hooker. Na przestrzeni lat Red grywał i nagrywał z takimi postaciami jak Johnny Shines, Roosevelt Sykes, Brownie McGhee czy Peg Leg Sam. Nie osiągnął nigdy statusu gwiazdy bluesa, ale fani i koledzy z branży cenili go za pełne serca i niezwykle prawdziwe podejście do bluesa, który towarzyszył mu – także jako życiowe doświadczenie – od najmłodszych lat. Wspomnieniem Louisiany Reda niech będzie dostępne na YouTube archiwalne nagranie z jednego z niemieckich koncertów The American Folk Blues Festival w 1983 roku, w którym na scenie, obok Carey’a Bella i Jimmy’ego Rodersa, zobaczyć można właśnie Reda.

Źródło: www.bobcorritore.com

Afroamerykańska historia w lutym

opublikowano w dziale Świat

Na cześć Afroamerykanów, którzy walczyli o równouprawnienie i pełnię praw obywatelskich, każdego roku luty to w Stanach Zjednoczonych Miesiąc Historii Afroamerykańskiej. W jego ramach amerykańskie instytucje muzealne pokroju Biblioteki Kongresu w jeszcze większym zakresie udostępniają publiczności zbiory związane z kulturą afroamerykańską, na przykład w formie archiwalnych nagrań, zdjęć czy internetowych prezentacji. Myśl przewodnia tegorocznego African American History Month to „Czarne kobiety w amerykańskiej kulturze i historii” – jednym ze zdjęć promujących inicjatywę jest fotografia Elli Fitzgerald. Więcej informacji na temat związanych z miesiącem inicjatyw, także muzycznych, znajdziecie na stronie African American History Month.

Źródło: www.africanamericanhistorymonth.gov

Zmarł Johnny Otis

opublikowano w dziale Polska

Johnny Otis (fot. Wikipedia), dla klasycznego rhythm’n’bluesa i wczesnego rock’n’rolla postać legendarna, zmarł 17 stycznia w wieku dziewięćdziesięciu lat. Otis był wokalistą, multiinstrumentalistą, autorem piosenek, producentem, kierownikiem orkiestry, łowcą talentów, prezenterem programów radiowych i telewizyjnych, szefem wytwórni płytowej i muzycznego klubu – robił w życiu bardzo wiele rzeczy, a wszystkie związane z muzyką. Wspomnieniem o nim niech będzie telewizyjna wersja największego bodaj hitu Johnny’ego Otisa, „Willie and the Hand Jive”, którą oglądać możecie na YouTube.

Źródło: www.bobcorritore.com

Najciekawsze płyty 2011 roku

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Koniec starego, a początek nowego roku to zawsze okazja do podsumowań, także muzycznych. Żeby ułatwić orientację w najciekawszych tytułach, które pojawiły się na rynku w roku 2011, redakcja serwisu Blues.About.com, czyli bluesowego fragmentu jednego z bardziej popularnych internetowych katalogów stron www, opublikowała subiektywny przegląd tego, co trafiło na sklepowe półki w ciągu ostatnich dwunastu miesiącach. Lista podzielona jest na trzy części.

Najlepsze bluesowe albumy mijającego roku:

  • Ben Prestage – „One Crow Murder” (Ben Prestage Music)
  • The Cash Box Kings – „Holler and Stomp” (Blind Pig Records)
  • Duke Robillard – „Low Down and Tore Up” (Stony Plain Records)
  • Gina Sicilia – „Can’t Control Myself” (VizzTone Records)
  • Homemade Jamz Blues Band – „The Game” (własny sumpt)
  • John-Alex Mason – „Jook Joint Thunderclap” (Naked Jaybird Music)
  • Marquise Knox – „Here I Am” (APO Records)
  • Rich DelGrosso & Jonn Del Toro Richardson – „Time Slips On By” (Mandolin)
  • Tom Principato – „A Part Of Me” (Powerhouse Records)
  • Tracy Nelson – „Victim Of The Blues” (Delta Groove)

Najlepsze blues-rockowe albumy mijającego roku:

  • Damon Fowler – „Devil Got His Way” (Blind Pig Records)
  • Gary Clark, Jr. – „The Bright Lights” EP (Warner Brothers)
  • George Thorogood – „2120 South Michigan Avenue” (Capitol/EMI Records)
  • Greg Allman – „Low Country Blues” (Rounder Records)
  • JJ Grey & Mofro – „Brighter Days” (Alligator Records)
  • Joe Bonamassa – „Dust Bowl” (J&R Adventures)
  • Leslie West – „Unusual Suspects” (Provogue Records)
  • Los Fabulocos – „Dos” (Delta Groove)
  • Warren Haynes – „Man In Motion” (Stax Records)

Najlepsze albumy historyczne mijającego roku:

  • Etta James – „The Essential Modern Records Collection” (Virgin Records)
  • Hound Dog Taylor – „Hound Dog Taylor & the Houserockers” (Alligator Records)
  • Howlin’ Wolf – „Live & Cookin’ At Alice’s Revisited” (Raven Records)
  • Jeff Healey Band – „Live At Grossman’s 1994” (Eagle Records)
  • Jimi Hendrix Experience – „Winterland” (Sony Legacy Recordings)
  • Junior Wells – „Hoodoo Man Blues” (Delmark Records)
  • Magic Sam – „West Side Soul” (Delmark Records)
  • Ram John Holder – „Black London Blues/Bootleg Blues” (BGO Records)
  • Robert Johnson – „The Centennial Collection” (Sony Legacy Recordings)
  • Rory Gallagher – „Notes From San Francisco” (Eagle Records)

Posłuchaj: www.blues.about.com

Harmonijkowy Atak „Harpcore”

opublikowano w dziale Wydawnictwa

Wytwórnia Alligator ma swój „Harp Attack”, ale z naszym rodzimym Harmonijkowym Atakiem też nie mamy się czego wstydzić. Czterech czołowych polskich harmonijkarzy połączyło siły, aby wydać wspólny krążek – „Harpcore”. Mimo, że na płycie główną rolę gra harmonijka, a raczej cztery harmonijki, i mimo, iż jest to instrument bardzo bluesowy, nie można powiedzieć, że mamy do czynienia z albumem bluesowym. Założeniem tego projektu jest pokazanie harmonijki w szerokim ujęciu i wypróbowanie jej w różnych stylistykach. Najbardziej bluesowy, choć też nie do końca, jest klasyk „Woke Up This Morning”. Poza tym, posłuchać można rocka, także mrocznego, piosenek popowych, jazzowego „Chitlins Con Carne”, a nawet klimatów disco czy soulowego „Take Me To The River” z brzmieniem spod znaku Wilsona Picketta. Muzycy eksperymentują z nastrojami i brzmieniem swoich harmonijek. Usłyszymy tu nie tylko ich naturalną, akustyczną barwę, czy klasyczny chicagowski przester. Pod tym względem szczególne wrażenie robią partie „Wiśni” brzmiące potężnie i kosmicznie dzięki oktawerowi, który w efektowny sposób powiela i nakłada na siebie ścieżki instrumentu. Bartek Łęczycki, Michał Kielak, Łukasz „Wiśnia” Wiśniewski i Tomek Kamiński pokazują prawdziwą klasę w swoim fachu. Zwykle gdy na scenie pojawia się dwóch harmonijkarzy, najlepiej wychodzi im wzajemne przeszkadzanie sobie. Tu, mimo obecności aż czterech harmonijek nic takiego się nie dzieje. Panowie doskonale ze sobą współpracują i uzupełniają grając unisono lub na głosy. Brzmi to nieraz jak cała sekcja dęta z wziętego big bandu. Jednak harmonijkarze nie są warci uwagi tylko gdy grają razem, zachwycić potrafi każdy z osobna. Każdy ma swój charakterystyczny styl i słuchacz obeznany z polską harmonijką bez większego trudu rozpozna kto w danej chwili przejął solo. Oczywiście nie samą harmonijką człowiek żyje. Słowa uznania należą się też pozostałym muzykom, w tym gitarzystom. Panowie Jaguś i Grząślewicz grają naprawdę dobrze, a pierwszy z nich dodatkowo okazjonalnie zastępuje „Wiśnię” w śpiewaniu. Oprócz zalet muzycznych warto wspomnieć, że płyta jest ładnie wydana. Atrakcyjny, pomysłowo zaprojektowany digi-pack, a w książeczce rozpisane tonacje i aranżacje poszczególnych piosenek, aby ułatwić słuchaczom domowe jamowanie. Płyta to nie tylko dla maniaków harmonijki, choć oni ucieszą się z niej najbardziej, ale też dla tych wszystkich, którzy chcieliby usłyszeć coś niecodziennego. Bo czy często jest okazja by usłyszeć „Superstition” zaaranżowane na harmonijki? Tylko tutaj. Ta płyta jest naprawdę „Harpcore’owa”!

Maciej Draheim

Wydawca: FMB / Marikom
Posłuchaj: www.harmonijkowyatak.pl

Młynary Blues Festiwal

opublikowano w dziale Polska

Kolejny tydzień lipca przynosi narodziny kolejnego bluesowego festiwalu. W sobotę 24 lipca, w amfiteatrze w Młynarach, odbędzie się pierwsza edycja Młynary Blues Festiwal. W ramach koncertu publiczności zaprezentują się Blue Sounds, Obstawa Prezydenta i Cree. Nie zabraknie też gości z zagranicy – muzyczny set zamknie pochodzący z Brazylii Big Gilson i zespół The Blues Dynamite.

Źródło: www.mlynary.pl

© Blues.pl 2000-2019 | Code & design PMK Design