Na niezwykle ciekawym albumie „Southern Rock Opera” grupa Drive-By Truckers zamieściła kompozycję „Ronnie and Neil” rzucającą światło na trochę tajemniczą, żeby nie powiedzieć obrosłą legendą znajomość dwóch wielkich postaci rock’n’rolla – Ronnie’go Van Zanta z grupy Lynyrd Skynyrd i Neila Younga. Pierwszy to legendarny wokalista i lider kultowej dla wielu formacji Lynyrd Skynyrd; drugi to ikona rock’n’rolla, jeden z najważniejszych autorów piosenek swojego pokolenia i postać, do której Van Zant odniósł się wprost w największym przeboju Lynyrd Skynyrd, utworze „Sweet Home Alabama”. Od premiery tej kompozycji minęło prawie 40 lat, ale kontrowersje wokół relacji na linii Van Zant-Young, dawniej podsycane przez branżowe pisma, dziś internetowych bloggerów, nadal nie zostały do końca rozwiane. O co chodzi? Ano o fragment: „Well, I hope Neil Young will remember, a Southern man don’t need him around anyhow”, co czytane dosłownie oznacza: „Niech Pan Neil Young wie, że tu na południu wcale go nie potrzebujemy”. Mocne. A wszystko zaczęło się od utworu „Southern Man” z wydanej w 1970 roku płyty Neila Younga „After The Gold Rush”.
W kompozycji „Southern Man” i późniejszej „Alabama” z płyty „Harvest” z 1972 roku Young punktował te najczarniejsze i najbardziej bolesne, bo związane z segregacją rasową, skojarzenia z amerykańskim Południem, stawiając znak równości między słowami „Połdudniowcy” i „rasizm”. Odpowiedzią na takie postawienie sprawy było „Sweet Home Alabama”, w którym Lynyrd Skynyrd dał jasno do zrozumienia – takiego znaku równości stawiać nie można! Jak w jednym z wywiadów wspominał Van Zant: „Mieliśmy wrażenie, że Neil strzelał na oślep do kaczek, tylko po to, żeby ustrzelić jedną czy dwie. Owszem, jesteśmy buntownikami z Południa, ale znamy różnicę między dobrem i złem”. Niestety, wielu fanów odczytało dosłownie słowa piosenki i był ponoć okres, w którym Youngowi grożono śmiercią gdy koncertował na amerykańskim Południu. Zresztą, takich fragmentów, które w tym utworze spotkały się z różnym odbiorem jest więcej, choćby ten, w którym pada nazwisko gubernatora Alabamy, George’a Wallace’a. Wers „W Birmingham kochają gubernatora” odnoszący się do Wallace’a będącego wielkim zwolennikiem segregacji rasowej sprawił, że niektórzy zaczęli odczytywać ten utwór jako gloryfikację rasizmu, nie zauważając, że po wspomnianym wersie Ronnie Van Zant dośpiewuje wyraźne „Buu, buu, buu”, którego znaczenia chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć. Sam konflikt pomiędzy Lynyrd Skynyrd a Neilem Youngiem też można włożyć między bajki, bo po pierwsze sami artyści wielokrotnie deklarowali wzajemną sympatię i artystyczny szacunek; po drugie Ronnie Van Zant nosił na koszulce podobiznę Younga, a Young występował w t-shircie Lynyrd Skynyrd. Niby nic, ale w świecie rock’n’rolla znaczy to naprawdę dużo. Tyle o dawnych czasach.
Co Neil Young robi dziś słychać na wydanej niedawno płycie „Psychedelic Pill”. Rok 2012 to dla niego niezwykle płodny czas. Po kontrowersyjnym albumie „Americana”, na zdecydowanie lepiej przyjętej przez krytyków i publikę płycie „Psychodelic Pill” Neil Young w pięknym stylu, na dwóch krążkach CD, wskrzesza klimat przełomu lat 60. i 70. Psychodelicznym jamom nie ma tu końca, bo choć najkrótsze z utworów trwają standardowe 3 minuty, mamy też kąski szesnastominutowe i rodzynka, otwierającą całość kompozycję, „Driftin Back” liczącą sobie 27 minut. Prawie pół godziny. W dzisiejszych czasach nie do pomyślenia, a proszę.
Nową, genialną płytę, wydali też Lynyrd Skynyrd i… chociaż historia tego zespołu nie oszczędzała, i na pewno trafią się tacy, którzy powiedzą z przekąsem, że „Lynyrd Skynyrd się skończył”, album „Last Of A Dyin’ Breed” – przynajmniej piszącemu te słowa – mówi coś zupełnie innego. Krążek przynosi solidne rockowe riffy na trzy gitary i niemożliwy do podrobienia klimat amerykańskiego Południa, czyli znak rozpoznawczy zespołu, którego nazwa to synonim Southern rocka. Chociaż słychać głosy, że „Last Of A Dyin’ Breed” to już nie jest klasyczny Southern rock, a brzmienie bardzo współczesnego amerykańskiego Południa, w którym ciężki blues-rock czy wręcz hard-rockowe gitarowe zagrywki zepchnęły elementy country na dalszy plan. Co nie zmienia faktu, że płyta może się niesamowicie podobać – ma energię, moc, ale też nastrój. Jak na produkcję kapeli, której Drive-By Truckers poświęcili całą Southern rockową operę, przystało.
Przemek Draheim
Opublikowano: 2013-03-26 11:49:24
Wydawca: Lost Highway Recprds, Warner Music Poland
Posłuchaj: Odsyłacze w tekście