Trzy płyty wypełnione sześćdziesięcioma znakomitymi utworami ze złotej ery klasycznego soulu złożyły się na album „Soul – The Collection”, wydany niedawno nakładem wytwórni Warner Music. Obok soulowych ikon można tam znaleźć także mało znane perełki, na przykład jeden z dwóch zachowanych utworów efemerycznej grupy The Soul Clan, w skład której wchodzili Solomon Burke, Arthur Conley, Don Covay, Ben E. King i Joe Tex.
Oczywiście nie mogło tu zabraknąć Otisa Reddinga – nie tylko najpopularniejszego, ale też najbardziej wpływowego z soulowych pieśniarzy lat sześćdziesiątych. Kiedy w 1967 roku, jako dwudziestosześciolatek, zginął w katastrofie lotniczej świat stracił już nie tylko genialnego wokalistę, ale także producenta płyt, odkrywcę wielu młodych talentów i artystę, którego soul przebił się do popowej publiczności. Zdecydowanie dłużej cieszyliśmy się aktywnością Wilsona Picketta, który płytą „It’s Harder Now” otarł się nawet o nowe milenium. Co nie zmienia faktu, że to właśnie w latach sześćdziesiątych nagrał swoje najlepsze utwory. „Wicked Pickett”, czyli niedobry Wilson Pickett – niedobry, bo w przeciwieństwie do soulowych croonerów śpiewających delikatnym głosem o romantycznym trzymaniu się za ręce, w pełen werwy sposób wykrzykiwał jak to nocą skrada się do drzwi każdej chętnej dziewczyny. Ta werwa to zresztą cecha wspólna bardzo wielu soulowych wykonawców, których nagrania słyszymy na albumie „Soul – The Collection”. Spośród moich ulubieńców znaleźli się tu duet Sam & Dave, bodaj najbardziej znane soulowe duo w historii i Percy Sledge, który zaprezentował się zarówno w swoim nieśmiertelnym „When A Man Loves A Woman”, jak i w numerze kojarzonym przede wszystkim z Jamesem Carrem – „Dark End Of The Street”.
Jak to możliwe, że większość wokalistów, których słyszymy na składance to śpiewacy, którzy – poza małymi wyjątkami – nigdy nie stali się gwiazdami wynoszonymi pod niebiosa i uwielbianymi przez fanów? To dobre pytanie, szczególnie gdy porównamy tamtych artystów z gwiazdkami, które dziś robią karierę udając, że śpiewają. Takiego nasycenia genialnymi śpiewakami jak na soulowej scenie sprzed kilkudziesięciu lat nie było chyba nigdy wcześniej, ani nigdy później. Tam nie wystarczyło znakomicie śpiewać bo wszyscy znakomicie śpiewali. Potrzeba było wiele szczęścia, żeby móc się przebić. Chyba dlatego o wokalistkach i wokalistach, którzy znaleźli się na tych trzech płytach dziś pamiętają tylko najwięksi fani. Także z tego powodu warto po tę wyśmienitą kompilację sięgnąć.
Przemek Draheim
Opublikowano: 2013-04-15 15:14:30
Wydawca: Warner Music Poland
Posłuchaj: www.warnermusic.pl