Czas biegnie nieubłaganie i przeszłością jest już złota era chicagowskiego bluesa z połowy wieku. Coraz mniej chodzi po świecie tych, którzy tworzyli i definiowali ten nurt; którzy sprawili, że stał się on kwintesencją miejskiego, bluesowego grania. I choć prawdą jest, że Weteranów coraz mniej, to Ci którzy pozostali nie próżnują i częstują słuchaczy muzyką, która wyrobiła im renomę już dawno temu. Jednym z ostatnich jest James Cotton – jeden z największych harmonijkarzy bluesa chicagowskiego, znany między innymi jako członek zespołu Muddy Watersa… a kiepscy muzycy tam nie trafiali.
James Cotton ma obecnie 78 lat, lecz mimo wieku poszczycić się może sporą dozą muzycznej energii i pasji. Zawsze znany był z silnego ataku na dźwięk i nie zmieniło się to na najnowszym wydawnictwie „Cotton Mouth Man”, które ujrzało światło dzienne wysiłkami wytwórni Alligator Records. Mnóstwo bluesa, groove’u i przesterowanej harmonijki. Płyta stanowi jakby hołd składany za życia legendarnemu harmonijkarzowi, jako że teksty w głównej mierze opowiadają o jego życiu i muzyce. Do tego harmonijka jest mocno wyeksponowana w aranżacjach. Oprócz Jamesa na płycie gra i śpiewa wielu znakomitych gości, w tym Gregg Allman, Warren Haynes, Joe Bonamassa, Keb’ Mo’, Ruthie Foster czy Delbert McClinton. Muzycy prezentują wysoki poziom wykonawczy, wokalnie płyta jest też udana. Od jakiegoś czasu na krążkach nagrywanych przez Jamesa Ottona nie można było usłyszeć jego głosu, co związane jest z leczeniem raka krtani, którego zakończyło się poważną operacją. Jednak na tym wydawnictwie można usłyszeć także wokal Jamesa, choć tylko (i zapewne aż) w jednym numerze – autobiograficznym „Bonnie Blues”. Klasyczny, akustyczny bluesior z głębokiej Delty wyśpiewany ciemnym, niskim, chropowatym jak gruboziarnisty papier ścierny głosem, harmonijką atakującą klasycznymi zagrywkami z pełną mocą i agresywnością, a wszystko to na tle surowego akompaniamentu gitary obsługiwanej techniką slide. Głos Cottona, co prawda zniszczony i zmęczony, nie pozbawiony jest jednak autentyczności. Ta piosenka nie jest zaśpiewana ładnie, jednak nie wyobrażam sobie, by mogła być zaśpiewana lepiej. Na całej płycie nie starzeje się za to harmonijka. Mocna, agresywna, zadziorna, świetnie układająca poszczególne frazy. Obrazu dopełniają starania pozostałych muzyków, stanowiące doskonałe tło dla wokalistów i harmonijkowych popisów. Swoją siłę pokazują oni nie tylko przy okazji tworzenia akompaniamentu, ale też w nielicznych co prawda, lecz udanych popisach solowych. „Cotton Mouth Man” to kawałek naprawdę dobrej płyty, na której gigant harmonijki wraz z młodszymi kolegami pokazuje klasycznego bluesa w różnych odbiciach. Boogie, granie z Delty, ostre Chicago, slow bluesy, jump blues, a nawet rhumba . Udany mariaż bluesa ze starej szkoły i doświadczenia z młodzieńczym zapałem i energią. Co prawda brzmienie harmonijki wydaje się czasem nieco zbyt mocno skompresowane, ale być może to celowy zabieg realizacyjny. Dla fanów Cottona i harmonijki granej w starym stylu pozycja obowiązkowa. Dla innych miłośników bluesa będzie to też smakowity kąsek. Polecam.
Maciej Draheim
Opublikowano: 2013-08-18 18:24:22
Wydawca: Alligator Records / Rock Serwis
Posłuchaj: www.amazon.com